Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2009

Dystans całkowity:695.60 km (w terenie 198.60 km; 28.55%)
Czas w ruchu:30:09
Średnia prędkość:23.07 km/h
Maksymalna prędkość:63.54 km/h
Suma podjazdów:2900 m
Maks. tętno maksymalne:122 (66 %)
Maks. tętno średnie:88 (48 %)
Suma kalorii:13803 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:36.61 km i 1h 35m
Więcej statystyk
  • DST 30.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 900kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Droga pożarowa 70.

Środa, 14 października 2009 · dodano: 14.10.2009 | Komentarze 3


Taka fajna, bo w lesie, prostopadła do kierunku dzisiejszego sztormu :>
Ubrałem "skarpety" na buty ale i tak w palce pod koniec było zimno.
Do tego rękawice narciarskie - w ręce było ok, minimalnie za grubo.
Trochę pobawiłem się na hopkach, po których następna kusiła mnie dalej i dalej ...

Regularnie ok 40-dziestej sekundy następuje "odcięcie prądu" O-O

Będzie błotko ...
Może będzie wiało, chociaż nie może tak wiać kilka dni z rzędu ?!
Możliwe, że będzie zimno ...
Czy będzie padać ? ..
Nie ma to dla mnie znaczenia :)

You rise, you fall, you’re down, then you rise again
What don’t kill ya make ya more strong!! ...


Śmieszne, ale jadę by wygrać !!! :D
Jestem nastawiony na niedzielne ściganie.

Tydzień temu było tak ... tropikalnie ... ehhh, skończyły się przyjemne warunki pogodowe ..


Kategoria Outdoor


  • DST 25.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 25.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tempówki Maltańskie a w przerwie grad ...

Wtorek, 13 października 2009 · dodano: 13.10.2009 | Komentarze 0

beznadziejna pogoda .... i to zimnisko .....


Kategoria Outdoor


  • DST 35.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 28.00km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 800kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Inspekcja na Malcie.

Sobota, 10 października 2009 · dodano: 10.10.2009 | Komentarze 0

Oświetlenie słabe, jakby jakaś zbita flaszka leżała, to pewnie bym nie zauważył, od biedy można pojeździć po ciemku z jakąś lampką.
Ciepło się ubrałem i było mi ciepło.


Kategoria Outdoor


  • DST 33.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 25.38km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 1000kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czarnków - Dębe.

Piątek, 9 października 2009 · dodano: 09.10.2009 | Komentarze 6

ciekawa ta górka tylko niestety dużo samochodów i brak miejsca dla rowerów, ogólnie 1,7 km podjazdu da się wjechać przy dobrej wentylacji płuc na przełożeniu 3(przód)/6(tył), jest 2 razy dłuższa niż Osowa Góra ale 2 razy bardziej łagodna, Osowa - twarda, sztywna, krótka (0,8 km)

zimno jak cho...a pomimo słońca ....

;)


Kategoria Outdoor


  • DST 30.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 1000kcal
  • Podjazdy 200m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Parę hopek & czasówka.

Środa, 7 października 2009 · dodano: 07.10.2009 | Komentarze 1

Kilka podjazdów a po południu czasówka na 1 okrążenie (ok. 17 km).
Czas: 31'38"3"' vs 32'02" vs 34'44"
, czyli poprawiłem się o 24 sekundy ;)
Fajne, wilgotne, tropikalne powietrze :))


Kategoria Outdoor, Records


  • DST 10.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 500kcal
  • Podjazdy 200m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pożegnanie dętki.

Wtorek, 6 października 2009 · dodano: 06.10.2009 | Komentarze 2

Po wczorajszym buszowanku po jeżynach, w sumie bezmyślnym, chociaż z drugiej strony chciałem sprawdzić odporność na przebicie moich opon dygniętych nieco nad 4 bara, widok w garażu mojego bajka zainicjował szybszą wymianę tylnej opony ...
Przód - Tubeless, pomimo, że miał kilkanaście kolców mniejszych lub większych - wbitych - trzyma ciśnienie :)
Tył - z dętką - lekko sflaczał.
Powyciągałem kolce z obydwu opon ile się dało, chociaż niektórzy uważają, że lepiej nawet takie coś zostawić, zabrałem się zamiast za jazdę - za wymianę dętki i wsadzenie drugiego MK 2.2 na tył.
Pomyślałem raz jeszcze, westchnąłem ciężko, pogrzebałem w portfelu, pojechałem, kupiłem drugiego Race Kinga 2.2 Tubeless na tył ...
Poza tym,że szum jest znacznie cichszy mam odczucie lepszego toczenia, co zresztą nie powinno dziwić bo Race Kingi mają małe i w miarę gęste klocki w przeciwieństwie do grubszych i rzadszych Mountain Kingów.
Zobaczymy ile wytrzymają ;)
W każdym razie prezentują się fantastycznie ;))

.


Kategoria Outdoor


  • DST 10.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 00:35
  • VAVG 17.14km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po lesie moim ...

Poniedziałek, 5 października 2009 · dodano: 05.10.2009 | Komentarze 1


... korzystając z poniedziałkowego treningu karate Sajmona wyskoczyłem do pobliskiego lasku.

Tym razem celem była głęboka penetracja pobliskich ścieżek.

Wygląda obiecująco. Drwale wywieźli połamane drzewa. Można przejechać. Nawet małe hopki odkryłem ;)

Pod koniec zapuściłem się w ślepe chaszcze i musiałem wyznaczać nowe szlaki, kilka razy gałęzie starały się zrobić mi "kuku", nie wspomnę o gęstych jeżynach, pokrzywach i innych świństwach.

Po buczynie i żołędziach jeździ się jak po cieście z kruszanką ;) ... czy kruszonką .. ?!


Kategoria Wycieczka


  • DST 75.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 18.75km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 3000kcal
  • Podjazdy 200m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niby objazd trasy Maratonu (?!) w Suchym Lasie 18.10.

Niedziela, 4 października 2009 · dodano: 04.10.2009 | Komentarze 6

"Niby", bo udało się przejechać chyba większość trasy ...
(foto by Dotka)

Spotkanie na parkingu, Do-tka :) punktualnie, do Dun'a oczywiście ciężko się dodzwonić … Nagle nadjechał znikąd ;P Lubi nadrabiać kilometry ;>
Poszukiwanie ulicy „biura zawodów” poszło gładko, później lekko się zawieruszyliśmy w okolicach Meteorytów – silna wola na rowerze słabnie w obliczu kuszących singli i technicznych podjazdów tego terenu. Walące się drzewo około 100 m od nas znacznie przyspieszyło przedzieranie się przez krzaki, które Piter chyba uwielbia :S …

Obraliśmy mniej-więcej dobry kierunek w stronę Warty trafiając na przypuszczalną trasę przyszłego maratonu i dalej w kierunku Biedruska. W międzyczasie Dun z lubością oddawał się kilkukrotnym przejazdom przez rwącą rzekę (a raczej strumień), tak aby uchwycić na aparacie „ten jedyny niepowtarzalny moment”....

Pomimo naszych namów nie dał się przekonać do bardziej efektownego lotu w poprzek tej rzeczki ;P
Przedtem jeszcze ominęliśmy padalca na drodze, zwanego przez laików „wężem” albo potocznie „zaskrońcem” ;))) Padalec jak byk, w sumie mogłem go przełożyć na pobliską trawkę ale musiałem trzymać koło ;)
Zbytnio odbiliśmy w lewo dostając się na asfalt do Biedruska. Tam, przy orzechu włoskim, którego owoce chrupał Dun pogadaliśmy na pożegnanie z Do-tką i ruszyliśmy dalej w kierunku na Oborniki.
Ładnie wiało, więc podjazdy wychodziły jak marzenie :D
Krótki popas przy śliwkach (zarąbiście słodkich!!) na polnej drodze urozmaiciły nam muchówki, nazywane popularnie „osami”. Pociągnęły parę kwantów isotonika z bidonu Pitera zostawiając w zamian produkty przemiany materii ..
Po delikatnym błądzeniu na 3 km przed Obornikami wylądowaliśmy efektownie w środku pola.
Odkrywając nowe nieznane ścieżki najeżone kolcami akacji szczęśliwie wydostaliśmy się na fantastyczną ścieżkę dla quadów równoległą do asfaltu. Po ćwiczeniach typu „bmx” zatankowaliśmy w Biedronie po czym wskoczyliśmy na wiadukt i …. Dun zniknął.
Za kilka minut telefon, że jest przy jakimś cmentarzu …. :D …. już był w drodze na Piłę zamiast z powrotem do Poznania … Nie byłem na aż taką wyprawę przygotowany więc poczekałem i ruszyliśmy dalej jak mapa kazała ASFALTAMI do Maniewa.
W Maniewie przy Panu Jezusie - Piter „szybciutko” zmieniał dętkę. Czyli standardowo ok 20 min (?!) ;) I tak ku naszemu zdziwieniu zrobiło się kolosalnie późno …
Droga pod wiatr sprawiała mi dużo satysfakcji jednak z radością ujrzałem znajomy parking przy pływalni Octopus. Dun ruszył na pyszny obiad a ja do Tulec żeby też zrobić sobie coś pysznego …
Extra wycieczka, chociaż cel spełniony połowicznie, to jednak towarzystwo Doroty i Piotrka sprawiło wiele frajdy :))>
Miło pomykać w tak zacnym gronie – mam nadzieję, że do następnego razu w powiększonym składzie !

W chacie zaatakowały mnie brudne garnki z którymi stoczyłem pierwszą bitwę, bo wojnę musiałem przełożyć na wieczór ;P odkurzacz, zmywarka, pranie ciuszków na rower …
Zdążyłem z większością przed godziną „W” ale to nie wystarczyło, żeby uniknąć męczącego kwękania, że to .. a że tamto … a miałeś jeszcze to zrobić ….

No przecież wypoczynek na rowerze jest znacznie ważniejszy !!!

.. a ten maraton to będzie generalnie wielka lipa, aż się zastanawiam czy warto płacić 40 zł za tak beznadziejną trasę, która ma w sobie sporo asfaltów, zwykłe polne i leśne drogi, tak więc kto stanie na końcu "sektorów" na końcu stawki przyjedzie .. więcej frajdy może sprawić buszowanie po WPN-ie .

.




  • DST 87.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 04:49
  • VAVG 18.06km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Kalorie 4500kcal
  • Podjazdy 2000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polanica Zdrój

Sobota, 3 października 2009 · dodano: 03.10.2009 | Komentarze 5

/oznakowanie wzorcowe :)/

Jak większość moich tegorocznych startów maraton w Polanicy Zdrój nie był od początku roku w moim grafiku startowym. Wykorzystując chwilę słabości i przypływ dobrego humoru mojej Żony i inkasując „rodzinne punkty” za jakieś tam „rodzinne” wyzwania zapytałem czy by mnie nie puścili na „Ostatni Górski Maraton w Tym Roku” ?! Zgoda – szybka wpłata na konto, żeby nie było odwołań – i oto pojechałem :D
...
Like a siren in my head that always threatens to repeat
Like a blind man that is strapped into the speeding driver’s seat
Like a face that learns to speak, when all it knew was how to fight
...
Szkoda, że Dun nie mógł się ostatecznie wyrwać spod .. pantoufle'a ;PP (spoko, nie denerwuj się – ja to rozumiem;-), pozostali znajomi i znajoma Do-tka też odpuścili, więc było trochę łyso ..
W miarę wyspany zerwałem się przed budzikiem o 3:45 a że oczy miałem zaklejone to mi się trochę rozmazywało i czytałem jako 8:45 wtf ? Zaspałem ?! tylko czemu tak ciemno ?! ..
Ruszyłem samotnie na Breslau przez Rawicz – best route 66 ;) i już przed 8.00 byłem przed stadionem …. tak na wszelki wypadek, żeby się nie spóźnić .. Za wjazd kasowali 10 zeta, wybrałem wariant darmowy w odległości 200 m od stadionu. Zero kolejek. Wszyscy zziębnięci. Nic dziwnego – 7.5 st. na termometrze samochodowym. Na szczęście pogoda miodzio – słońce i małe chmurki.
Przeprowadzałem rozgrzewkę …. w samochodzie, starając się przyjąć jak najbardziej idealną pozycję do drzemki. Nauczony przykrym doświadczeniem z Karpacza (przebita opona i cudem znaleziona dobra dętka) załadowałem 2 dętki, zwykła pompkę i Zefala na nabój. Do tego pakiet żelków, tak mniej więcej żeby łykać najpóźniej co 40 minut. Nie jestem do końca przekonany, że ma to tyle kalorii ile podają i dużo daje, za to przyswaja się idealnie i nie trzeba mielić w dziobie, ryzyko zakrztuszenia minimalne. Minus – cholernie drogie. Za cenę 1-nego Żelka można mieć 5x 500 kKal chałwy z Lidla. Spróbuję tego wariantu na kolejnym wyścigu.

Miałem "prawie" wszystko (co okazało się boleśnie na 50-tym którymś km). Kilka sprintów po stadionie i staję ramię w ramię z Leśnymi Babkami i Dziadkami w 7-dmym sektorze ;))
Trzeba przyznać, że dobrze się bawią w swoim gronie !

Ruszyliśmy jak zwykle wolno, na szczęście od razu pod górkę. Pomimo szerokiej drogi wszyscy ławą i ni ch..a nie wyprzedzisz, bo każdy sapie, dyszy i dmucha, żar z rozgrzanego im brzucha bucha .. więc trzeba było ratować się chodnikami i boczkami przedzierać się do przodu.
Tradycyjny kawałek „z buta”, bo ci mocniejsi z lepszych sektorów nie dali znowu rady i tworzy się delikatny korek. Później bardzo fajny kawałek ścieżki leśnej z kilkoma korzeniami i nielicznymi kamieniami, ostrożnie, żeby się nie pobrudzić o runo leśne. Jak już się poszerzyło, nastąpiła pierwsza seria kamienistych zjazdów, do przeżycia. Oczywiście uderzenia przekazywane przez mój sztywny widelec całkowicie absorbowałem własnym ciałem. Palce do dziś mam lekko opuchnięte i obolałe. Zanim do tego doszło przewalczyłem jeszcze kilkadziesiąt kilometrów.

Wreszcie podjazd ! Ten dłuższy, wyprowadzający nas z 449 m na 793 m n.p.m. Jechało się super. Jadłem grzecznie żelki, ale z powodu zimna pragnienie było tłumione – co objawiło się w końcowych kilometrach kilkoma nieprzyjemnymi kurczami – wszelkie bunty zostały surowo spacyfikowane przez mój mózg (a raczej jego resztki), który po tych trzęsawkach odbijał się po czaszce.

Wracając do brzegu … ten podjazd był … kultowy :) na kontroli czasu byłem 6-dziesiąty-któryś.
Na bufecie chwyciłem tylko kubek i banana w locie i dalej do przodu.
I tak przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów. Szerokie drogi, szutrowo-kamieniste, podobne do zjazdu z 2 Mostów w Karpaczu, trochę błotka, w jednym miejscu bajoro dla dzików gdzie noga zapadała się powyżej kostki. Lasy, lasy, lasy …. z monotonii obudził mnie najechany tylnym kołem kamień skutecznie eliminujący mnie z walki o Top 20 Giga … k........ !!!!!!!!! Fak!Fak!FaQ! ;F

Bez zbędnych ceregieli rower do góry nogami i wymianka. Taaaaa …. Jeb….e łyżki zostały w samochodzie .. A było zimno. Po heroicznej walce opona zeszła – oględziny zwłok dętki wskazały odłamek skały wielkości mlecznego zęba mojego Syna. Usunąłem skur...ela.
Ha ! A teraz cię załatwię moją nową super pompeczką Zefal na CO2 !! ;)))
Zrobiłem co było w instrukcji, przyłożyłem i …. nic. WTF ??!!?? Próbowałem jeszcze coś przekręcić ale cały CO2 poszedł w powietrze i mój kciuk. Straciłem w nim czucie na kilkanaście dobrych minut. Nie odpadł. Co ja bym zrobił bez kciuka …

Almost like your life
Almost like your endless fight
Curse the day is long
Realize you don’t belong
Disconnect somehow
Never stop the bleeding now
Almost like your fight.
And there it went,
Almost like your life!

Przeprosiłem się z moją tradycyjną pompeczką i zacząłem mozolne dymanie. W tym czasie wyminęło mnie kilkanaście osób. Kilku pierwszych pytałem czy nie mają przypadkowo łyżki, ale albo się głupio uśmiechali, albo przejeżdżali w milczeniu, jeden rzucił, że ma ale przyklejone i pojechał dalej, ktoś tam zapytał czy wszystko ok inny czy mam wszystko, i tak spadałem … spadałem …. spadałem … z 63 na 84 miejsce w Giga ;P

You rise, you fall, you’re down, then you rise again
What don’t kill ya make ya more strong!! ...

Ostatecznie wylądowałem na 80.

Zabrałem się do odrabiania strat. W międzyczasie skasowały mi się dane z licznika jak stawiałem rower do góry nogami. Na mecie wywnioskowałem, że całe zdarzenie nastąpiło na 56 km wyścigu.
Dodymawszy ile się dało z respektem przemierzałem kolejne, pełne tortur zjazdy z utęsknieniem wypatrując podjazdu. Jak już się zaczął prosty odcinek dostrzegłem moje 3 pierwsze ofiary. Haps!!
Nawet nie zipnęli, ale widać było, że walczą o przetrwanie. 4, 5, 6 również zostali chapnięci bez walki. W ostatnim bufecie chwyciłem tylko butelkę izotonika i wypruwałem sobie dalej flaczki, żeby dojść kolejnych. Numer siódmy stawiał lekki opór ale za chwilę skapitulował na podjeździe.
Niestety dla mnie rozpoczęły się kolejne milionowe zjazdy po kamorach doprowadzając mnie do skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Takiego prawdziwej Cienkiej Czerwonej Rowerowej Linii …
I Numer Siódmy wziął odwet. Zsuwając się w bólu usłyszałem skromne i grzeczne: uwaga lewą !
By oglądać za chwilę jego czerwone gatki. Znikał w oddali a ja zostawałem.

You rise, you fall, you’re down, then you rise again
What don’t kill ya make ya more strong!
Rise, fall down, rise again
What don’t kill ya make ya more strong!
Rise, fall down, rise again
What don’t kill ya make ya more strong!
Through black days
Through black nights
Through pitch black insides !!!

Od czasu do czasu zaczęły pojawiać się bolesne kurcze najsłabszych mięśni. Wiem już nad czym trzeba popracować mocniej … Tłumione siłą woli i resztkami izotonika bunty nie przerodziły się na szczęście w strajk generalny.
Zacisnąłem zęby i puściłem hamulce. Podziałało o tyle, że bolało mocniej ale krócej.
Rozpoczęła się końcówka. Dociąłem jakichś bajkerów z Mega,którzy toczyli swoją własną walkę. Tym razem asfalty powitałem z nieukrywaną radością. Za moment znajome czerwone gatki podziałały na mnie jak płachta na byka ;) Dociąłem na ostatnim podjeździe i nie oglądając się za siebie pokonałem ostatni pseudotechniczny zjazd, kostką na ścieżkę do stadionu, czerwona bieżnia, mata, meta, finito, la banana, los makarones, karczeros & buenos dijas :)))>

Nie róbcie tego w domu bez prawdziwego amora ;-]

So we cross that line
Into the grips
Total eclipse
Suffer unto my a-po-ca-lypse !!!!!

Podsumowując:
nr startowy: 4390
dystans: 87 km
czas: 04:48:49
pkt.: 463
v-avr: 17.07 km/h
mc open giga: 80
mc open (m): 77
mc m3 giga (m): 23
team: GALERIAMEDYCZNA.PL
międzyczasy:
01:22:59 / 69
01:51:12 / 67
02:41:54 / 63
03:36:54 / 84
04:48:49 / 80

... aż 17 osób nie ukońćzyło giga ?!!
;)


Kategoria The Race


  • DST 1.00km
  • Czas 00:05
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 122 ( 66%)
  • HRavg 88 ( 48%)
  • Kalorie 3kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po osiedlu ->

Piątek, 2 października 2009 · dodano: 02.10.2009 | Komentarze 3

>- przygotowanie roweru przed Maratonem w Polanicy Zdrój :-)

plan na jutro:
-pobudka 4.00 (?!)
-Giga M3: Top 20
-tombolę mam w dupie ..
-powrót w sobotę tuż "po" makaronie
-niedziela: objazd trasy maratonu w Suchym Lesie, jest już mapka, trzeba to wykorzystać ;))


Kategoria Wycieczka