Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:998.70 km (w terenie 515.00 km; 51.57%)
Czas w ruchu:45:15
Średnia prędkość:22.07 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:1620 m
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:43.42 km i 1h 58m
Więcej statystyk
  • DST 80.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 26.67km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Łodzi.

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 23.08.2010 | Komentarze 0




  • DST 17.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 25.50km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

only

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 19.08.2010 | Komentarze 2


Kategoria Outdoor


  • DST 46.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 27.06km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Myk!

Środa, 18 sierpnia 2010 · dodano: 18.08.2010 | Komentarze 0


Kategoria Outdoor


  • DST 79.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 22.15km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hermanów

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 17.08.2010 | Komentarze 11


Szwajcaria Żerkowska.
Już sama nazwa kojarzy się kolarzom miło, malowniczy, urozmaicony teren, pola, lasy, łąki, rzeki i torfowiska.
Niedaleko Śmiełów, w którym Adaś Mickiewicz onegdaj chędożył i pisał na mocnym miodzie niezłe bity ..
Hermanów. Stadnina koni. Pasuje jak ulał do wyścigów :-)
Pojawiło się dziś niezłe stadko.
Wojtasowi humor (jeszcze) dopisuje, bo dzwoni i mówi, że start przyspieszyli, czym pogłębia mój poranny stres związany z wyjazdem na Maraton MTB z Rodzinką …

Ze znajomych łatwiej wymienić tych co nie przyjechali, wierni 100% Esencji ;P ...
Jest bogato jak na Langu”, chociaż nie wszyscy dostają to samo, temu brakuje w siateczce koszulki innemu żela. Ogólne (pierwsze) wrażenie jest pozytywne.

Kumple z AGRO uwijają się jak mogą, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. Bardzo się starają. O 7.00 musieli nawet ciągnik kombinować, bo jakiś Lepperowiec zrobił blokadę trasy z powalonego drzewa.
Szkoda, że się do niego nie przyłańcuchował. Nadziałoby się na pal ku przestrodze innym, którzy próbują zrywać strzałki i psuć Maratony gdziekolwiek.

Na pół godziny przed startem – na starcie – już formuje się małe, nieustannie powiększające się jak wezbrana rzeka – STADO :)
Dostępuję pierwszego w tym roku zaszczytu startu z sektora AGRO, czyli VIP's.
I widzę, że to jest dobre :-)
Ale bez rozgrzewki, i to nie jest dobre :-(

Po starcie idzie ogień, chociaż niektórym już rurka mięknie na pierwszej zmarszczce.
Uwaga, ostry zakręt w prawo !
Czołówka jedzie prawidłowo, czyli nie zalicza gleb itp. itd. Z tyłu ponoć kilka scen nastąpiło i jednego kolesia Artur do szpitala wieźć musiał.
(eee, nie było karetki ?!)
Już na pierwszej zmianie kierunku w lesie chyba wszyscy byli wpatrzeni w łydy Andrzeja Kaisera, bo zamiast skręcić w lewo, chcieli jechać prosto …
Za kilka kaemów podobna sytuacja, jest szeroka droga więc heja naprzód !
A tu niespodzianka – znowu trzeba było skręcić w prawo.
Nie powiem, ale podczas próby objazdu z Dunem, też mieliśmy zajebisty problem, żeby zlokalizować trasę, a przecież się nie ścigaliśmy, tylko był objazd.

Strzałki wiszą co prawda wszędzie, ale są słabo widoczne, (niestety !) nie rzucają się w oczy. Szczególnie groty – kierunek, trzeba zwalniać, żeby dostrzec w którą stronę za chwilę pojedziemy.
Pole widzenia podczas szybkiej jazdy jest OGRANICZONE i oko dostrzega mniej szczegółów.
Czasami mam to na treningach, lecę-lecę-lecę a kiedy w pewnym momencie zwolnię lub nawet się zatrzymam, dopiero wtedy widzę jak tu jest k**wa ładnie !?!:))

Jazda z czuba ma swoje niewątpliwe plusy – nie trzeba zwalniać i można dawać w palnik ile się chce i mocy w kopytach na zbyciu. Jedynym minusem jest to, że można się przepalić i nie jechać swoim normalnym „gigowym tempem”.
Co chwila ktoś mi wisi na ogonie, co mnie z lekka irytuje, więc pewnie muszę dodać do treningu moduł ćwiczeń z Dzieciakami → cierpliwość ;-))) & SPOKÓJ

Jedziemy dość ładnie ale idzie mi dość ciężko.
Na skręcie w prawo ładnie wyglądamy jak w małym peletoniku jest nas aż 4-rech z AGRO. Tylko Dun'ek gdzieś już się zawieruszył :/
To pewnie nowa takta ataku z flanki …
Później ciśniemy razem pod górkę asfaltem i w pole, droga ładna. Hulaj mi wtedy odjeżdża na jakimś trawiastym dziurawym zjeździe.

Wypadamy na szutrówkę czy asfalt, a tu kolejna niespodzianka, dołączają do nas ZAGUBIENI i ZDZIWIENI nie wiadomo kurwa czym inni bajkerzy, którym się nie chciało robić piaszczystych podjazdów po lesie. A szkoda ! Możecie żałować, bo było zajebiście ;-))
Na szczęście piachu jest pod dostatkiem, a większość osób nie zredukowała na kolejnym podjeździe, więc jest moment z buta na rozpędzenie roweru.
Aha, wcześniej też był moment z buta na takim wąskim, piaszczystym mini-wąwoziku, klimat miodzio ! Zaraz za tym podejściem słyszę grzeczne „z prawej jadę” albo „prawa wolna” i miałem okazję zobaczyć szybką łydę Andrzeja Kaisera, który chyba walił z blatu pomiędzy nami jakby mijał Pachołk-i(ów) …
Za szybko jechał i nie zobaczył strzałek. A niektórzy mają do tego słabszy wzrok ! Więc można sobie wyobrazić jak im było ciężko trafić.

Podjazd kolejnym piaszczystym wąwozem pod Bieździadów idzie znacznie ciężej niż na objeździe. Zamiast zyskiwać – tracę. I tu po raz pierwszy pojawia się 1-wszy WNIOSEK dla amatorów takich jak ja:
 chcesz dobrze pojechać 1-den maraton w weekend – TO JEDŹ JEDEN, a nie 2, nawet jeśli ten drugi to MINI odległy tylko o 9 h w obie strony samochodem, poprzedzony pobudką o 4.30 (wężykiem, wężykiem ….)

NIE POJADĘ JUŻ MARATONU dzień po dniu, chyba, że będzie to etapówka ;P albo „lokales”.

Droga i lasy są fajne, jednak na odkrytym polu czuć dmuchanie wiatru, staram się więc nieco „odpocząć” komuś na kole.
Jestem zszokowany leśno-trawiastym zjazdem do Rozmarynowa (?!) po prostu EXTRA, nie jakieś tam pitu-pitu tylko porządny, długi jak na Wlkp. Zjazd !
Po którym następuje [długi jak na Wlkp.] Podjazd, po asfalcie, ale przecież chętni wrażeń mogą jebać z blatu, no nie ?! Hyhy

Aczkolwiek, tracę kontakt wzrokowy z Hulajem w sposób ostateczny i definitywny. Następny kawałek jest mi stosunkowo znany, więc ciśnie się znacznie łatwiej.
Odbicie w lewo jest dla mnie nowe, jednak nie było czasu, żeby je przetestować.
Zaczyna się zjazd do Brzostkowa. Niewinnie, wciągająco, niczym w zielonym tunelu.
Jak Arturaszi to wymarał to ja nie wiem, no po prostu bajka !
Osiągam niezłą prędkość, więc „!!!” są mi obce i na kolejna „sekcję techniczną” wpierdalam się jak ACZE → z impetem !
I z oczami jak spodki z ulubionego kompletu do kawy mojej Żony.
Zwinny jak jaszczurka i ostry jak przecinak … taaa, mimo wszystko wolałbym być na miejscu kolegi, który jechał akurat za mną i mieć niezły widok na akrobacje, których dokonałem.
To musiało być zajebiste ! :D
Udało mi się wylądować nieco lepiej niż Tupolew na lewym boczku z zadrapaniami li tylko ;)
Ale hamowałem w tych jebanych koleinach chyba z 20-30 metrów.
Z boku mogło wyglądać żem kozak ! Hehehe
Strachy na Lachy ! :P

Z rispectem do zaistniałej sytuacji, jakby Bóg pogroził mi palcem, że nie poszedłem w Święto do Kościoła, cisnę dalej.
Legendarny podjazd w Raszewach.
Ja pierdolę. Kiedyś Ja Tutaj Mieszkałem !!!
Czasy przedszkolno-szkolne klasa 1-3 … Cudowne Lata … pierwszy sex … te sprawy .. hehehe !
Szkoda, że nie udało się tym razem wykorzystać innych jeszcze podjazdów Raszewskich, bo jest ich KILKA !! Bardziej sztywne, mniej sztywne, teren, asfalt, bruk – TY wybierz :) !
Kiedyś w Pałacyku funkcjonowało mini-zoo z dziką świnią, sarenki, paw, kuropatwy … a później przyszedł Stan Wojenny i wszystko to ludzie zjedli.
Jest boisko do nogi, na którym za komuny grali „nasi” OOORKAAN RASZEWYYY !!!!! GOoooooOooooLLL !!!! Jednak częściej dostawali wpierdol od Żerkowa.
No jest tam kilka singiel-smaczków do rozpracowania ;P ….

Przed podjazdem tradycyjnie wypróżniam bidon, bo na górce będzie bufet. Harcerki się uwijają.
Tankuję jeden a jeden zostawiam z prośbą o dolanie i przechowanie ;P
Idziemy dalej pod Łysą Górę, mijając po drodze budynek starej Szkoły, przerobionej na świetlicę dla Alkoholików, której można się najebać w sposób legalny.

Fajny ten podjazd, chociaż sporo kamieni i tłucznia, jakby ktoś chciał nam w ten sposób pomóc.
W koleinach obrośniętych zajebistymi pokrzywami, na które już nie reaguję, ktoś z przodu traci trakcję i psuje reszcie zabawę.

Szczyt Łysej tylko liżemy”, tak naprawdę to jest kilkadziesiąt metrów dalej w brzózkach.
Zjazd fajowy, z momentem „zajęczego skoku” - pewnie dziura po głazie, który ktoś potrzebował do postawienia na nim Krasnala jak były trendy”.
Udaje się również przejechać następną Sekcję Jeżynową bez szwanku na oponach.
I zaczyna się mini XC przy wieży w Żerkowie !
Bomba !
Podjazd po trawie robię z największym trudem, bo MUSZĘ go zrobić jak KIBICE patrzą ;-))
Wyduszam, że dość niebezpiecznie siedzą, bo może się ktoś przewrócić na nie .. tzn. na nich ;-)
Z końcówki siodełka żółwik 26-32 daje radę, pomimo prób odrywania się przedniego koła. Jestem z siebie dumny ale jak kurwa zmęczony …

Zjazdy – zjazdy – asfalty – pola i tutaj kolejny, tym razem łagodny lecz wietrzny pagórek.
Bez emocji i sensacji do rozjazdu na 2-gą pętlę.
Teraz będzie miodek, można się już podelektować trasą. Co ociężale czynię ….

W międzyczasie mija mnie 2 zawodników, jeden sympatyczny Student z Poznania i jeden milczący w stroju XT. Z przykrością nie utrzymuję im tempa.
Na 2-gich Raszewach” dochodzi mnie kolejnych dwóch. Tym razem robię „spływ” na koniec stawki i jadę za nimi. Jakby mi ktoś 20 kg ołowiu zdjął z nóg i pleców. Na bufecie biorę mój pełny bidon i tankuję drugi, w sumie niepotrzebnie. Styknęło by. Może.

A teraz moi drodzy UKLĘKNIJCIE ! Nie, nie tak, na 2 kolana proszę !!! OOO, teraz dobrze !!
Macie okazję doświadczyć CUDU ;))) !!! Serio-kurwa-serio !
Na pierwszym pkt. Kontrolnym, niejaka Pani Karolina Dopierała z Teamu 2 Koła melduje się 11 minut za mną. Tak, wiem że jestem dziś cienki … ale … jak Boga Kocham, podczas jazdy nigdy nie piję alkoholu i nie zasypiam na zjazdach, bo aż tak dobry nie jestem.
Niemniej jednak Pani Karolina D. 2x O-O dematerializuje się podczas wyprzedzania mnie WPIERDALAJĄC mi na 2-giej pętli 17 minut z obkładem !!!!!
normalnie CUD !
Chyba, że to Siła Nieczysta ...
I warto przy Łysej Górze postawić statuetkę kolarki na miotle albo Miotły na Góralu, Górala z Miotłą czy w ten deseń cosik …. Normalnie SZOK O_O !!!
Koniec cudownego epizodu.
Jedziemy dalej :-)

[dla ułatwienia zobrazowania skali cudu dodam, że w Zdzieszowicach na ESCE Pani Karolina Dop. osiągnęła średnią 14 km/h na dystansie Mega, a ja 17 km/h na Giga]
ZOnk!

Przed Żerkowem wjebuję się tym razem w Sekcję Jeżynową od gorszej strony, z większą ilością jeżyn. A że tradycyjnie zapomniałem dętki to jestem zesrany perspektywą kolejnego DNF!
Staję więc i PRZESTAWIAM rower na drugi, mniej jeżynowy tor.
W tym czasie tamci mi odchodzą.
Ten Koleś co niby miał skurcze – podjeżdża wieżę, ten co nie miał – grzeje z bucika.
Ja podjeżdżam po raz drugi do samiutkiego zasranego końca tego podjazdu :-)
Później zjeżdżam nieco za Kościół, bo Strażak co miał wskazywać drogę walił akurat gruchę w samochodzie, a mnie się zapomniało, bo zmęczony byłem ;)
W nagrodę dostaję dodatkowe 300 m podjazdu, dla mnie bomba !

Później nic już się nie dzieje, do momentu rozjazdu MINI/ Mega, gdzie widzę w oddali czerwoną koszulkę. Kolejny żelik (tym razem staram się regularnie coś jeść i łykać w ciągu całego wyścigu, nawet 1-den batonik mi został) i wiśta wio – końcóweczka.
Przechodzę uciekiniera, dochodzę do kolejnego, ale jest wąsko więc spokojnie wytrzymuje presję, obserwując jego „golonkowe” skarpetki. Mówi, że tam jeździ Mega …. Ja pierdolę (myślę sobie) dziś taka jest właśnie moja forma – na dystans Mega w Esencji. Posyłam, uśmiech Krokodyla, bo wcale mi nie jest do śmiechu z tą moją dzisiejszą formą.
Pozwalam łaskawie wieźć mu się paręset metrów na kole i wrzucam moją tajną broń – czyli Nitro Blacik 48 ->>> hehehe, szkoda, że nie mam lusterka.

Ostatnie kilometry jadę ile tam w nodze zostało. Z ostrożnością przed wlotem na „wybieg”, bo jest masa spacerowiczów i część osób wali samochodami z naprzeciwka już do domu. Nikt mnie nie ściga, nikogo nie gonię, ale słyszałem fajny doping za który bardzo dziękuję ;)))

Tym razem jest więcej czasu żeby obgadać wyścig z Kumplami.
Do zobaczenia następnym razem oponka w oponkę ;-) !

Dystans: 79
Czas: 3:34:30
Open: 19
M3: 6
Pion: 700 m

(w nagrodę dostałem dyplom, wow ! Szał w gaciach ! Ale dla mojej Rodzinki mam nadzieję, że fajny widok! Hehehe) No i Chłopcy uścisnęli RĘKĘ MISTRZA :))>
Myślę, że to był ZNAK!

Dobry Znak = Czytelna Strzałka ←O→ Sedno trasy => udany Maraton ;P

Klik!

p.s. 2 połowa sierpnia a ja z ledwością przekroczyłem 300 km .... no K* comments ...


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 28.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 16.15km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jelenia Góra - MP MTB - dnf. fak!!!

Sobota, 14 sierpnia 2010 · dodano: 14.08.2010 | Komentarze 8

Dziś mam mało czasu.
Babcia podjęła się opieki nad Chłopakami, a będzie to jej 1-wszy raz, więc nie ma czasu na pierdoły (giga:>) tylko szybki numerek na Mini i czym prędzej do chaty.

Pobudka 4.30, nocka ciężka, dosypiam w samochodzie przed startem.
Na lotnisku (trochę dziś organizacja popierdolona, bo trzeba się pokazać w mieście przed Burmistrzem na starcie) spotykam Wojtka W. i Mafię. Ku chwale AGRO Teamu !! :)
Na rynku spotykam Damiana, nawet dał mi potrzymać swojego ..... Poisona ;P Życzymy sobie powodzenia i każdy idzie w swoją stronę. Czyli on do 2 a ja do 3-ciego sektora.
Prawie do końca się rozgrzewam. I tak czas leci z czipa. Czyli od momentu przekroczenia bramki.
Tylko dzisiaj jest inaczej. Już po pierwszych startach widzę, że lepiej było stanąć na początku, a nie tak jak ja na końcu. Jest zakręt 90 stopni w prawo po bruku i tam od razu się korkuje, bo wszyscy zwalniają.

Później na szczęście szerzej. Więc daję po zaworach w palnik :-)
I tak chuj to momentami daje, bo cały czas przede mną jest MASA ludzi do wyprzedzenia, a droga przechodzi niestety w ścieżkę rowerową.

I robi się kurewsko wąsko. Ćwoki (bo przecież nie wszyscy) jadą po szerokości i za chuja nie ustąpią, bo oni kurwa są najszybsi !!?
Tak zresztą powinno być. Nie wiem jak w tym Bikemaratonie jest to ustawiane (do dupy), że kurwa zawsze, ale to ZAWSZE, muszę wyprzedzać setki osób, nierzadko BARDZO PROSZĄC o drogę -> LEWA, proszę WOLNA !!!
No dla mnie jest to pojebane.

W końcu wjeżdżamy w TEREN przez duże T. Zajebiste kałuże. Sporo błota.
Ale Race'y słuchają mnie grzecznie i gładko wyprzedzam kolejne "setki" zawodników.
O, jest znajoma koszulka. Damian. Coś wolno zaczął skoro go doszedłem. Jadę chwile na kole, znowu mi odjeżdża i znowu go dochodzę. Trochę się buja na błotno trawiastych koleinach, więc daję nura prawą stroną na bezdechu, żeby się nie wypierdolić w to błoto.

Jadę dalej po medal :), bo dzisiaj tylko to mnie interesuje.
Jest przechujowo.
Ludzie nie wiadomo czemu zajebiście zwalniają i trzeba momentami grzać "gorszą rynną".
Na krótkim podjeździe łańcuch mi się zaplątuje przy zmianie [jak Andy Schleckowi na TdF ;P ?!!] i MOMENTALNIE tracę kilkanaście pozycji, taki jest kurwa tłum !

Słyszę głos Damiana jak głos sumienia gdzieś z tyłu: "Wyprzedza a nie pozdrowi Kolegi !" - no sorry Damiano, miałem błoto w ryju i bałem się, że się zaksztuszę :> Pozdrawiam teraz, z mojego wygodnego fotelika *!

Jest bufet, z którego oczywiście nie korzystam i niedaleko - rozjazd na MINI i MEGA/GIGA. W sumie jak bym teraz tylko się przykleił do Kolegi i nie odkleił się do końca wyścigu to bym wygrał .. z nim oczywiście.
Dziś jednak Dziecioki czekają na Tatusia w Domku więc realizuję plan MINI.

Zaczyna się zjazd, widzę 2 kolesi w zasięgu pytki, do tyłu się nie oglądam.
Jak tak pojadę to i tak ich łykam, więc luzik.
Zjazd łatwy. Ale ktoś wymurował DUŻE i OSTRE rynny odpływowe. Są kurwa nówki sztuki. A inny debil, próbował ułatwić Bajkerom ściganie i poukładał jakieś kawałki gumy na tych rynnach.
Więc ja pierdolę, zgłupiałem i .... raz skaczę a raz przejeżdżam po tych gumach.
No i jebana jedna z gum się osuwa i czuję jak dobijam tylne koło ......

Później już skaczę nad wszystkim. Tylko, że jest już za późno.
Powietrze uchodzi s .. t.. o .. p .. n , i .. o w.. o ..
Na końcu zjazdu już mnie buja na boki. No w ryj ja jebię !!??!!

Wpizdu .. się poddaję, bo w myśl zasady "wszystko albo nic" dziś wybieram NIC.
Nie zabrałem ani dętki, ani kurwa pompki .. A prosić trochę głupio.

Później to już tylko dochodzę / zsuwam się do mety, żeby obręcz nie dostała zbytnio.

Chociaż udało mi się z powrotem do Chaty wrócić o 17.00., gdzie Babcia i Starszy Syn zdali egzamin z opieki na Młodszym :))

A jutro znów do boju ! /jak mawiał Anatolij Karpov ;)


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 15.00km
  • Czas 00:38
  • VAVG 23.68km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Naprawa manetki.

Piątek, 13 sierpnia 2010 · dodano: 14.08.2010 | Komentarze 2

1. Potrzebne:
- stara niepotrzebna manetka
- palnik turystyczny
- zapalniczka
- 2x kombinerki

2. Odpalamy palnik i trzymając za plastik rozgrzewamy wolny metalowy koniec.

3. Jak robi się gorąco (np. plastik się zniekształca i zaczyna się tlić) chwytamy w drugie kombinerki i "rozdzielamy".

4. Jak najszybciej "nadziewamy" gorący plastik na docelową manetkę.

5. Czekamy aż ostygnie.

6. Cieszymy się z klikania" ;))


Kategoria Outdoor


  • DST 14.50km
  • Czas 00:40
  • VAVG 21.75km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Osiedlu - LOL - :)

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 1

okazuje, że się da pojeździć po moim osiedlu po 20-21.00, hehe
w sam raz na rozjazd ;)

p.s. decyzja weekendu - w Jeleniej na Mistrzostwach Polski Maratonu MTB pierwszy raz w życiu pojadę dystans MINI :D, a w Hermanowie Giga ;P


Kategoria Outdoor


  • DST 40.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 26.67km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

$

Środa, 11 sierpnia 2010 · dodano: 11.08.2010 | Komentarze 0


Kategoria Outdoor


  • DST 14.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:11
  • VAVG 11.83km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uphill Race Śnieżka.

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 11

Od rana na szczęście nie pada, ponoć ma być nawet słonecznie. Byle nie było upalnie. Ze Szklarskiej gładko i szybko przemieszczamy się do Karpacza. Tradycyjnie nie bardzo jest gdzie zaparkować.
Na parkingu sklepowym Właściciel oznajmia, że mamy się zabierać, bo to parking dla Klyentów. Na szczęście Piotrek zna Gościa, więc są od razu uśmiechy i sytuacja się rozluźnia ;-) Właściciel robi się sympatyczny, obiecuję, że jak stanę na podium wymienię nazwę jego sklepu :D

Rozgrzewka. Kręcę na luzie. Z przeciwka jedzie Andrzej Kaiser. Zawracam i próbuję dogonić bez palenia mięśni, ale się nie udaje. Ciekawe czy wygra z Galińskim, raczej stawiam na Galinę, forma mu rośnie, a za tydzień Mistrzostwa Polski w Jeleniej. Kiedy zawraca udaje mi się chwilę pogadać - Będzie w Hermanowie !!! Podmęczony, więc chłopaki - macie szansę przetestować Cesarza jak robi rozjazd :))

Jakoś nie mam ciśnienia na wynik. Jadę na luzie. Dlatego ustawiam się zupełnie z tyłu stawki. Lubię atakować. Zawsze też można podciągać się po kole, aż dochodzi się do "równych sobie". Chyba, że ktoś inny Cię wyprzedza ;-)
Damiana nie widzę w stawce, pewnie zaszył się gdzieś z przodu.
Ze znajomych witam się jeszcze z Hulajem i Bartkiem z AGRO Teamu. Ciekawe ile się wjeżdża na tę "górkę". Z dołu - Karpacza, wydaje bardzo, bardzo wysoko, tonie w chmurach. Straszą, że na Śnieżce jest 6 stopni ..

Start honorowy" - przejeżdżamy na ulicę. Oczekiwanie.
3-2-1-START !!!!
Oczywiście nie jest to komenda dla "tyłów". Mała chwilka i też ruszam. Wyścig jednak składa się z takich "małych chwilek", dlatego jeden wygrywa a inny przegrywa.

Kręcę spokojnie. Pomimo rozgrzewki nie szarżuję. Mijam sporo osób. Między innymi Bartka, później Hulaja. Perfidnie trochę zwalniam, żeby mnie zobaczył ;P strzelam z palców a'la El Pistolero. Uśmiechamy się i jedziemy dalej swoim tempem. Rewanż za Gniezno uważam w tym momencie za udany ;)
Mijam też Karola z Daniello, z którym tutaj przyjechałem. Żartuję czy nie chce może zmiany ;)
Na ruszt wrzucam pierwszą śliwkę w czekoladzie. Nie ma sobie co żałować.

Na całym asfalcie wyprzedza mnie tylko jeden (a może 2) koleś w stroju Aquilla. Po tych kilku kilometrach jestem już ładnie rozkręcony, oddech stabilny lecz głęboki, jest ok.
Zjeżdżamy w lewo i od razu robi się stromo. O kurde, nie będzie tak "easy" .. Do tego śliskie kamienie, dlatego dokładnie wybieram "ścieżkę". Rękawiczki są bez sensu - ściągam i chowam. Łykam wodno-żelową przystawkę Enervita. Łyczek. Na szczęście się nie krztuszę.

Pomimo startu z tyłów nie mam problemów z miejscem do wyprzedzania. Czasami tylko kamienie są bardziej wyboiste i trzeba uważać. Zachować rytm jazdy i oddechu na skraju palenia to cel sam w sobie.
Najczęściej oglądam kamienie spod mojego przedniego koła.
To bardzo absorbujące i rozrywkowe zajęcie podczas tej wspinaczki.
Za jakiś czas dochodzę Łukasza z Teamu Goggle. Dajesz, dajesz Łuki ! (jeszcze wtedy mam siły gadać ?!;P) OOO, Przemo ! Spokojnie ;) To jeszcze nie koniec !
Aczkolwiek i on też zostaje za mną.
Za jakiś czas przechodzę też Aquillę". Szkoda, że już nie ma żadnych laseczek, byłaby dodatkowa motywacja ;P

Przed Strzechą już nieco dyszę. Pomagam sobie od jakiegoś czasu "stękaniem" :))
Jakbyście kiedyś spotkali na trasie stękającego kolesia to bardzo możliwe, że to będę Ja na "prawiemaksymalnychobrotach". Przechodzę kolejnego. "Chłopie, nie tak ostro bo się zajedziesz ?!" - no popatrz Pan jaki troskliwy :) mijam w milczeniu, bo szkoda mi każdego Joula Energii.

W końcu Strzecha. Już jest dosyć wysoko, ale jeszcze jakże daleko ... Jest pomiar czasu. Kolejny Zawodnik przede mną. Zbliża się bufet. Wyciągają wodę i banany w naszym kierunku. Hmmmm, ciekawe czy weźmie wodę - jeśli tak - to go łykam. Wiem już z doświadczenia, że przy prawie maksymalnym oddychaniu łyk wody powoduje wstrzymanie oddechu, a w konsekwencji minimalne niedotlenienie - w następstwie kolejny haust powietrza wciągamy łapczywiej i można się podkrztusić, a z pewnością stracić drogocenny rytm jazdy :-)
No i wziął ten kubek. Więc mu odjechałem bezpowrotnie ...

Na kolejnym odcinku, tuż przed zakrętem w lewo, za którym jest wypłaszczenie a nawet zjazd po kamienistej (bleeee) drodze, dochodzę do Zawodnika w koszulce Kserdruk czy jakoś tak, chwila odsapki i kolejna osoba za mną.
Na kamienistym zjeździe dochodzę do czterdziestu kilku km/h, hehe, niezły uphill. Mijam jakiegoś pechowca, z flakiem z tyłu, pewnie dobił dętkę na kamieniach.

Zaczyna się finałowy podjazd, niebywałe ! Widać już Śnieżkę, charakterystyczna droga przecina wzniesienie. Tam trzeba jechać. Na zjeździe Kserodruk i Ktoś Drugi mnie dochodzą, więc nie szarpię tylko odpoczywam nieco.
Nie myślałem, że ktoś to uchwyci :) ...

Powoli zbliżamy się do zakrętu (okazało się, że to nie ten ostatni;)), jakieś 150-200 m,

.... nie wytrzymuję i atakuję !
;-)
Zyskuję kilka metrów, może kilkanaście. Dalej jadę już po swojemu. Jak całą drogę nie spoglądałem się za siebie, tak teraz zaczynam się oglądać. Jaka reakcja. Dla zyskania przewagi psychicznej staję jeszcze na pedały, ale na krótko.

Przewaga jest bezpieczna. Kilkadziesiąt metrów. Powinno wystarczyć. Kuuuurdeee !! Ale jeszcze HEKTAR !!!! Przede mną majaczy pomarańczowa koszulka, jak przez mgłę pamiętam, że jeszcze wyżej jakiś biały strój (dopiero okazało się na fotkach, że to był Damiano aka dmk77 ;), przed przedostatnim zakrętem ku mojemu zaskoczeniu dochodzę do pomarańczowego.

Niestety siada mi na kole ... co mnie trochę irytuje. Trzy "spokojniejsze" oddechy i wrzucam 2 oczka wyżej błyskawicznie zyskując kilka metrów przewagi.
Ta końcówka jest mordercza, jeśli całą drogę uczciwie się przejechało ;)
Sapiąc, dysząc i stękając pnę się jak ślimak pod górkę.
Żeby tylko nie zejść z roweru.
Byłby wstyd :))>

Do końca już status quo - parę depów i jest meta !!!
Wiszę na kierownicy, co wykorzystuje miła Dziewczyna z Biura Zawodów i dociąża mnie ładnym medalem :)

czas: 1:11:02
Open 32 (O_O)
m3/12


Szczerze się nie spodziewałem :)
Podchodzi Damian, gratulujemy sobie nawzajem, straciłem do niego 30 sekund.
Fotki kłamią ;) wydaje się blisko (pewnie zbliżająca" ogniskowa), ale odległości są duże.
Już przebrany, z medalem, wyłapuję jeszcze moich Kumpli i biegam koło nich jak na Tour de France :))
Nie powiem, ale parę oczek podciągnęli dzięki temu !
Co uświadamia, że Doping przez duże "D" potrafi uskrzydlić i wydobyć jeszcze kilka cennych wiązań ATP ...

Wygrał el Diabolo z czasem 0:50:53, nieźle ...

Na koniec sekwencja fotek dokumentujących końcową walkę z sobą i uczestników wcześniejszych "akcji":
1. Damian już poza zasięgiem mojej "nogi"


2.


3. Grupa pościgowa jednak za daleko ...


4.


5. Charakterystyczne "proste ręce" - oznaka zmęczenia i braku trzymania "opływowej sylwetki"


6. Ja gonię Ciebie a Ty mnie ...


7.


8. Język ... żeby tylko nie wkręcił się w korbę ...


9. Końcowy podjazd po Mount Ventoux ;))


10. ... jeszcze tylko parę" metrów .. don't give up man !!!


11. Tour de Śnieżka .. ehhh, Ci upierdliwi kibice, nie dają jechać ..


12. Uwierzyć to wygrać !


13. Karol.


Ogólnie zajebista imprezka, zupełnie inne ściganie, nowe i niezapomniane wrażenia :)


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 21.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szklarska Poręba.

Sobota, 7 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 0

zamiast tego poczekaliśmy na "lukę" w deszczu i pojeździliśmy sobie do granicy Karkonoskiego Parku Narodowego, często "strumieniami" na drodze, + kilka podjazdów pod Hotel Bornit (?!), tak żeby się za bardzo nie skatować przed jutrem;
ehh, mają tu naprawdę gdzie pojeździć ....
... po powrocie znowu zaczęło padać, strumienie górskie gwałtownie robią się rzeczkami ...

... mieszkaliśmy 20 m od strumienia, szumu a właściwie "hałasu" nie słyszy się po pół godzinie, więc nie przeszkadza, pokoik malutki, ale za 3 dyszki, dało się przeżyć ;)


Kategoria Grupetto, Outdoor