Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 87.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 04:49
  • VAVG 18.06km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Kalorie 4500kcal
  • Podjazdy 2000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polanica Zdrój

Sobota, 3 października 2009 · dodano: 03.10.2009 | Komentarze 5

/oznakowanie wzorcowe :)/

Jak większość moich tegorocznych startów maraton w Polanicy Zdrój nie był od początku roku w moim grafiku startowym. Wykorzystując chwilę słabości i przypływ dobrego humoru mojej Żony i inkasując „rodzinne punkty” za jakieś tam „rodzinne” wyzwania zapytałem czy by mnie nie puścili na „Ostatni Górski Maraton w Tym Roku” ?! Zgoda – szybka wpłata na konto, żeby nie było odwołań – i oto pojechałem :D
...
Like a siren in my head that always threatens to repeat
Like a blind man that is strapped into the speeding driver’s seat
Like a face that learns to speak, when all it knew was how to fight
...
Szkoda, że Dun nie mógł się ostatecznie wyrwać spod .. pantoufle'a ;PP (spoko, nie denerwuj się – ja to rozumiem;-), pozostali znajomi i znajoma Do-tka też odpuścili, więc było trochę łyso ..
W miarę wyspany zerwałem się przed budzikiem o 3:45 a że oczy miałem zaklejone to mi się trochę rozmazywało i czytałem jako 8:45 wtf ? Zaspałem ?! tylko czemu tak ciemno ?! ..
Ruszyłem samotnie na Breslau przez Rawicz – best route 66 ;) i już przed 8.00 byłem przed stadionem …. tak na wszelki wypadek, żeby się nie spóźnić .. Za wjazd kasowali 10 zeta, wybrałem wariant darmowy w odległości 200 m od stadionu. Zero kolejek. Wszyscy zziębnięci. Nic dziwnego – 7.5 st. na termometrze samochodowym. Na szczęście pogoda miodzio – słońce i małe chmurki.
Przeprowadzałem rozgrzewkę …. w samochodzie, starając się przyjąć jak najbardziej idealną pozycję do drzemki. Nauczony przykrym doświadczeniem z Karpacza (przebita opona i cudem znaleziona dobra dętka) załadowałem 2 dętki, zwykła pompkę i Zefala na nabój. Do tego pakiet żelków, tak mniej więcej żeby łykać najpóźniej co 40 minut. Nie jestem do końca przekonany, że ma to tyle kalorii ile podają i dużo daje, za to przyswaja się idealnie i nie trzeba mielić w dziobie, ryzyko zakrztuszenia minimalne. Minus – cholernie drogie. Za cenę 1-nego Żelka można mieć 5x 500 kKal chałwy z Lidla. Spróbuję tego wariantu na kolejnym wyścigu.

Miałem "prawie" wszystko (co okazało się boleśnie na 50-tym którymś km). Kilka sprintów po stadionie i staję ramię w ramię z Leśnymi Babkami i Dziadkami w 7-dmym sektorze ;))
Trzeba przyznać, że dobrze się bawią w swoim gronie !

Ruszyliśmy jak zwykle wolno, na szczęście od razu pod górkę. Pomimo szerokiej drogi wszyscy ławą i ni ch..a nie wyprzedzisz, bo każdy sapie, dyszy i dmucha, żar z rozgrzanego im brzucha bucha .. więc trzeba było ratować się chodnikami i boczkami przedzierać się do przodu.
Tradycyjny kawałek „z buta”, bo ci mocniejsi z lepszych sektorów nie dali znowu rady i tworzy się delikatny korek. Później bardzo fajny kawałek ścieżki leśnej z kilkoma korzeniami i nielicznymi kamieniami, ostrożnie, żeby się nie pobrudzić o runo leśne. Jak już się poszerzyło, nastąpiła pierwsza seria kamienistych zjazdów, do przeżycia. Oczywiście uderzenia przekazywane przez mój sztywny widelec całkowicie absorbowałem własnym ciałem. Palce do dziś mam lekko opuchnięte i obolałe. Zanim do tego doszło przewalczyłem jeszcze kilkadziesiąt kilometrów.

Wreszcie podjazd ! Ten dłuższy, wyprowadzający nas z 449 m na 793 m n.p.m. Jechało się super. Jadłem grzecznie żelki, ale z powodu zimna pragnienie było tłumione – co objawiło się w końcowych kilometrach kilkoma nieprzyjemnymi kurczami – wszelkie bunty zostały surowo spacyfikowane przez mój mózg (a raczej jego resztki), który po tych trzęsawkach odbijał się po czaszce.

Wracając do brzegu … ten podjazd był … kultowy :) na kontroli czasu byłem 6-dziesiąty-któryś.
Na bufecie chwyciłem tylko kubek i banana w locie i dalej do przodu.
I tak przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów. Szerokie drogi, szutrowo-kamieniste, podobne do zjazdu z 2 Mostów w Karpaczu, trochę błotka, w jednym miejscu bajoro dla dzików gdzie noga zapadała się powyżej kostki. Lasy, lasy, lasy …. z monotonii obudził mnie najechany tylnym kołem kamień skutecznie eliminujący mnie z walki o Top 20 Giga … k........ !!!!!!!!! Fak!Fak!FaQ! ;F

Bez zbędnych ceregieli rower do góry nogami i wymianka. Taaaaa …. Jeb….e łyżki zostały w samochodzie .. A było zimno. Po heroicznej walce opona zeszła – oględziny zwłok dętki wskazały odłamek skały wielkości mlecznego zęba mojego Syna. Usunąłem skur...ela.
Ha ! A teraz cię załatwię moją nową super pompeczką Zefal na CO2 !! ;)))
Zrobiłem co było w instrukcji, przyłożyłem i …. nic. WTF ??!!?? Próbowałem jeszcze coś przekręcić ale cały CO2 poszedł w powietrze i mój kciuk. Straciłem w nim czucie na kilkanaście dobrych minut. Nie odpadł. Co ja bym zrobił bez kciuka …

Almost like your life
Almost like your endless fight
Curse the day is long
Realize you don’t belong
Disconnect somehow
Never stop the bleeding now
Almost like your fight.
And there it went,
Almost like your life!

Przeprosiłem się z moją tradycyjną pompeczką i zacząłem mozolne dymanie. W tym czasie wyminęło mnie kilkanaście osób. Kilku pierwszych pytałem czy nie mają przypadkowo łyżki, ale albo się głupio uśmiechali, albo przejeżdżali w milczeniu, jeden rzucił, że ma ale przyklejone i pojechał dalej, ktoś tam zapytał czy wszystko ok inny czy mam wszystko, i tak spadałem … spadałem …. spadałem … z 63 na 84 miejsce w Giga ;P

You rise, you fall, you’re down, then you rise again
What don’t kill ya make ya more strong!! ...

Ostatecznie wylądowałem na 80.

Zabrałem się do odrabiania strat. W międzyczasie skasowały mi się dane z licznika jak stawiałem rower do góry nogami. Na mecie wywnioskowałem, że całe zdarzenie nastąpiło na 56 km wyścigu.
Dodymawszy ile się dało z respektem przemierzałem kolejne, pełne tortur zjazdy z utęsknieniem wypatrując podjazdu. Jak już się zaczął prosty odcinek dostrzegłem moje 3 pierwsze ofiary. Haps!!
Nawet nie zipnęli, ale widać było, że walczą o przetrwanie. 4, 5, 6 również zostali chapnięci bez walki. W ostatnim bufecie chwyciłem tylko butelkę izotonika i wypruwałem sobie dalej flaczki, żeby dojść kolejnych. Numer siódmy stawiał lekki opór ale za chwilę skapitulował na podjeździe.
Niestety dla mnie rozpoczęły się kolejne milionowe zjazdy po kamorach doprowadzając mnie do skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Takiego prawdziwej Cienkiej Czerwonej Rowerowej Linii …
I Numer Siódmy wziął odwet. Zsuwając się w bólu usłyszałem skromne i grzeczne: uwaga lewą !
By oglądać za chwilę jego czerwone gatki. Znikał w oddali a ja zostawałem.

You rise, you fall, you’re down, then you rise again
What don’t kill ya make ya more strong!
Rise, fall down, rise again
What don’t kill ya make ya more strong!
Rise, fall down, rise again
What don’t kill ya make ya more strong!
Through black days
Through black nights
Through pitch black insides !!!

Od czasu do czasu zaczęły pojawiać się bolesne kurcze najsłabszych mięśni. Wiem już nad czym trzeba popracować mocniej … Tłumione siłą woli i resztkami izotonika bunty nie przerodziły się na szczęście w strajk generalny.
Zacisnąłem zęby i puściłem hamulce. Podziałało o tyle, że bolało mocniej ale krócej.
Rozpoczęła się końcówka. Dociąłem jakichś bajkerów z Mega,którzy toczyli swoją własną walkę. Tym razem asfalty powitałem z nieukrywaną radością. Za moment znajome czerwone gatki podziałały na mnie jak płachta na byka ;) Dociąłem na ostatnim podjeździe i nie oglądając się za siebie pokonałem ostatni pseudotechniczny zjazd, kostką na ścieżkę do stadionu, czerwona bieżnia, mata, meta, finito, la banana, los makarones, karczeros & buenos dijas :)))>

Nie róbcie tego w domu bez prawdziwego amora ;-]

So we cross that line
Into the grips
Total eclipse
Suffer unto my a-po-ca-lypse !!!!!

Podsumowując:
nr startowy: 4390
dystans: 87 km
czas: 04:48:49
pkt.: 463
v-avr: 17.07 km/h
mc open giga: 80
mc open (m): 77
mc m3 giga (m): 23
team: GALERIAMEDYCZNA.PL
międzyczasy:
01:22:59 / 69
01:51:12 / 67
02:41:54 / 63
03:36:54 / 84
04:48:49 / 80

... aż 17 osób nie ukońćzyło giga ?!!
;)


Kategoria The Race



Komentarze
klosiu
| 20:40 wtorek, 6 października 2009 | linkuj EE, no na przebicia nie poradzisz, to kwestia szczescia (lub pecha ;)) niskie cisnienie moze byc powodem snejka, ale 3 bary to wcale nie jest niskie cisnienie. Ja jestem sporo ciezszy a pakuje na tyl 3.5, a na przod 3 bary przy oponach 2.1, u ciebie przy 2.2 bym napompowal max 2.5 bara. Przeciez przy tych 3.5-4 barach palce ci poodpadaja na tym sztywnym widelcu. I co ty k... bedziesz robil bez palcow?! ;)))
Rodman | 17:14 niedziela, 4 października 2009 | linkuj W tylnym kole (M. King) mam dętkę, muszę zainwestować w drugiego tubelessa ... tak na chłodno myślę, że przyczyną było za niskie ciśnienie (ok. 3 bara) ... teraz walę maxa ...
p.s. dzisiaj Dun zaliczył kapcia ;> nie jestem sam ;> ...
klosiu
| 13:28 niedziela, 4 października 2009 | linkuj Ladny czas, gratsy :). Bez mleczka jezdzisz?
toadi69
| 06:20 niedziela, 4 października 2009 | linkuj Gratuluję ukończenia maratonu !
Chętnie bym się przejechał, lecz naprawiam rower, a suport był nie ruszany praktycznie od momentu kupna roweru ( w pierwszym roku wymiana na inny gdyż oryginalny zaczął popiskiwać) a w sobotni wieczór wszystko co mogło okazało się że jest zapieczone i teraz leję duże ilości WD40 a potem czekam aż spenetruje gwinty. Tak odkręciłem śruby mocujące korby, oraz same korby, jedną stronę wkładu suportu, pozostał mi jeszcze prawa, zalałem i czekam aż puści :( . A jak nie puści do jutra, to złożę i oddam chłopakom do jakiegoś serwisu, a niech się oni męczą.
arturraszi
| 06:13 niedziela, 4 października 2009 | linkuj Gratulacje!!!!
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!