Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 116.00km
  • Teren 113.00km
  • Czas 04:58
  • VAVG 23.36km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekło Zachodu - Murowana Goślina

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 14

Na razie brak mnie w oficjalnych wynikach, ale byłem już niedaleko JP_Bike'a ...
Z tyłu z kolei "już mnie widział" dobry znajomy z poprzedniego teamu Maciej Rączkiewicz ;-).
Ciekawe, o ile wygrał Jarekdrogbas ?
No i szkoda, że Koksiu przegrał tym razem z wirusem :/ - nie trza było latać na golasa po Czarnkowie !
____________________________________________
Czwartek.
Niby nic. Wszystko niby ok. Czuję się dziwnie. Wczoraj bajerancko się kręciło - dziś rozbicie, totalna słabość, jakby obolałe mięśnie.
Mam nadzieję, że to nie grypa ..

Piątek.
Spałem 9 h. Gorączki nie mam, ale nadal czuję się jak po giga.
Dzień sączy się z wolna. Na wszelki wypadek łykam jakieś proszki na przeziębienie. No i sen, teraz jest najważniejszy.

Sobota.
Kolejne proszki, miał być jakiś rozjazd ale i tak nie mam ani sił, ani ochoty.
Chociaż jakby coś drgnęło w kierunku równowagi.
Mocy nie czuję ale słabości też nie.
Jest jakaś nadzieja.
Szkoda, że nie dostałem od razu 39 st., wtedy byłaby jasność sytuacji.
Nastawiłem się. Chcę jechać.
Dealer koksów pyta czy jakiegoś maratonu czasami nie ma, bo widzi ożywienie w interesie.
No jest, rowerowy, w Murowanej Goślinie.

Niedziela.
Dietetycznie przygotowałem się dobrze - najadłem się do syta, chociaż kawy sobie nie żałowałem, co to niby magnez wypłukuje. Lubię smak dobrej kawy, z mlekiem, niesłodzona. Ostatnio Lavazza na topie, bo w Astrze dużo fusów zaczęli dodawać.
Jak się zaparzy Lavazz'ę nic nie pływa na powierzchni.
Dobrze smakuje.

W lekkim stresie idę po numer. Zajebista kolejka. Wkręcam się koło Dawida i jego znajomych.
Rozmawiamy o hakach i kolejka błyskawicznie zbliża się do laptopów.
Na szczęście start lekko przesunięty 10.45, relaks powraca.
Zresztą na tym cyklu tradycyjnie nie ma tłoku do sektorów. Stoję w linii z Jarkiem, Maciejem Rączkiewiczem i Slec'kiem. JP nieco z tyłu, ale za chwilę i tak to się wymiesza.
Drogbas po cichu, tak żeby Slec nie słyszał ;-) zdradza mi swoja tajną strategię.
Jest w niej dużo racji, plan jest dobry ale czy uda się zachować odpowiednią ilość sił na 2-gą "nudną" połówkę ?
Dwa ostatnie maratony tak właśnie próbowałem a Koksiu i tak mnie bezwzględnie dożynał w końcówce. No właśnie. Gdzie jest kurna Koksiu ???
Start nerwowo. Nie lubię takiego tłumu MTB, wszyscy wyrywają - hamują - szarpią.
Gdzieś tam chwytam pobocze i jestem -50 miejsc do tyłu.
Jarek, Maciek i Jacek odjeżdżają.

A zatem plan "B", czyli de facto mój plan A - jechać swoim tempem do Dziewiczej bez napinania i dorzucić do pieca w "nudnej" końcówce.
Po 20 kaemach niezłej interwałowej rzeźni z licznymi skrętami, zmianami biegów, unikami itp. ...

... z kilkoma podbiegami w kopnym piachu ...


... widzę plecy Macieja. Ma zadyszkę.
Coś tam kombinujemy po zmianach ale on zostaje na prostej lekko z górki.
Momentami wieje w dziób. Przydałby się jakiś dobry pociąg ale niestety - lipa !
Zaczynają przemykać Expresy z Mega, tempo zbyt wysokie jak dla mnie, odpuszczam.

Dojazdówka do Dziewiczej nieco mnie zadziwia. Single świeżo wyrąbane centralnie po krzakach. Krajoznawczo by mnie to kręciło. Na wyścigu zupełnie mnie to nie jara. Non stop kapie deszczyk, tragedii nie ma ale na jednym z wyślizganych drzewek muszę zrobić podpórkę. Czuję pierwsze oznaki przyczajonych kurczyków.
Może dlatego, że dość dobrze znam ten chamski ból łatwiej mi go opanować zanim się rozwinie.

Jest i Killer, tym razem od dołu. Przesuwam się na końcóweczkę siodełka.
Grunt to spokój.
Koło buksuje w piachu, pomimo dopingu ;-) wypinam się z pedałów.
Na szczycie dochodzi mnie bloom na swoim potworze 29'.
Ustępuję miejsca szybszemu i jakaś gówniana brzózka wkręca mi się w kasetę i przerzutkę dość dokładnie. Szarpię się.
Jestem wqrwiony.
W końcu dochodzę z buta dalej tą wąziutką ścieżką wśród iglastych krzaków.
Do tego jakiś "worek" mówi żebym mu zrobił drogę ....
W odwecie idzie wiącha ... Strój Author, plecaczek.
Teraz pewnie bym to kompletnie olał, ale jak jest ścig to jest też adrenalina.

Na Dziewiczej Maciej odżywa. Widzę jak z pasją atakuje podjazdy.
Wiele się nie urwał.
Za sekcją XC bufet. Tam go łykam, bo on tankuje.
Zresztą ewidentnie długie proste mu nie służą ;-P
Ja nie zatrzymuję się na żadnym bufecie. Jest zimno, pocenie minimalne, jeść jest ciężko, trasa nie pozwala.
Ogólnie wciągnąłem 2 Maximy, 2 Shoty Magnezowe i 2 bidony Vitargo.
Pod tym względem wydaje mi się, że było całkiem OK.

Za rozjazdem wyprzedza mnie dość żwawy kolo z "Bydzia Power".
Młody tnie jak dzik i staram się dotrzymać mu koła.
Jest ciężko. Daję jedną - dwie nieśmiałe zmiany.
Na więcej mnie nie stać.

Dzięki młodzikowi mam fotę - szkoda, że nie jechałeś :/
My, my, my ... my tak podjarani .. mytak podjarani .. ;-)))


"Bydzia" miał defekt opony dlatego został z tyłu, teraz nadrabia (i chyba do końca mu świetnie to nadrabianie poszło, bo ostatecznie widzę go wyżej niż JP (!)).
Tymczasem zgarniamy jeszcze jednego bajkera. Dają zmiany.
Później trochę feralny dla mnie bufet.
Oni "tankują" a ja zwolna jadę dalej, bo niczego mi nie trzeba.
Wciągam żela, który chyba zmula mi mózg, bo "zostaję ze spuszczonymi gaciami w środku piaskownicy" a koledzy chyżo przemykają twardą, wąską ścieżką po prawej stronie drogi.
Wydostając się z pustyni dopadają mnie mniejsze i większe kurcze.
Nie mam szans na dogonienie.

Pozostaje mi "delektowanie się" pozostałymi dziurami na trasie.
Zauważyłem, że bardzo ładnie rozwinęły się przy obecnej aurze porosty !
Duże, zielone.
Niektóre gałęzie jakby pociągnięte zieloną pastelową farbą. Zupełnie nie pasują do lasu. Kiedy wreszcie będzie ciepło ??!

Końcówkę staram się jechać jak najrówniej, na granicy kurczów.
Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale naprawdę, oglądałem się kiedy wreszcie Koksiu mnie dojdzie ;-] !
Dziś mnie jednak nie doszedł.
Był tylko jego duch.
Mało tego, nikogo z przodu, nikogo z tyłu.

Totalne tyły megowców.
Truposz Pierwszy zapytał "który to kilometr ...?" Zrozumiałem o co pyta dopiero jakieś 10 m za nim, taką miał zajebistą prędkość .. a ja takie zmulenie myślowe.
Odpowiedziałem w myślach "XXX". No, bo mnie to k* obchodzi, trzeba zap* co ch* wyskoczy do mety.
Każdy ma swoją metę. Taką na jaką sobie zasłużył.
Odpowiedz sobie na pytanie czy naprawdę dałeś z siebie wszystko ?
Czy tego chciałeś ?
Zadowolony ?
...

Następny "Agent", taki sobie jeden kolo, powiedzmy Pan Baryłka, ale nie będę pisał na forum z jakiego Teamu - sobie jedzie.
Mały korzonek z piaskiem powoduje u niego konwulsyjną reakcję celem opanowania roweru. Obserwuję to z tyłu z nieukrywanym zniesmaczeniem i poczuciem wyższości.
Pycha ? Owszem. To grzech. A gdzie grzech tam - kara ! ;-P
No ok, jadę dalej w "bezpiecznej odległości", nareszcie prosta droga, 2 duże szerokie tory, idealne miejsce na wyprzedzanie, więc cisnę ...
Dodam, że nikogo w promieniu + i - 100 metrów ..

Na jego wysokości koleś wykonuje manewr jak na filmach, w których to jeden samochód spycha na pobocze drugi.
To było zaskakująco abstrakcyjne uderzenie znienacka.
Oczywiście MOJA WINA, bo nie wydarłem się: UWAGA, PRAWĄ BĘDĘ MIJAŁ ZA 10, 9, 8, 7 ... No tak, żeby kolega mógł się psychicznie przygotować i mocniej ścisnąć kierę celem jej utrzymania jakby pęd, który wzbudzę podczas wyprzedzania miał go wciągnąć w mój aerodynamiczny tunel.
A, że był Panem Baryłką obdarzonym przewagą energii kinetycznej, nie miałem szans, żeby utrzymać mój zaplanowany tor
Szczepiliśmy się w śmiertelnym uścisku kierownic.
On oczywiście panika.
Zaraźliwe !
Więc trochę po hamulcach - trochę w las.
Szkoda, że nie był rzadziutki, ale dobrze, że nie były to kolczaste krzaki, które lubią rosnąć w Zielonce.
Próba lawirowania między drzewami skończyła się młodej sośnie.
Na szczęście nie spłynąłem po niej jak Postać z Kreskówek.
Rozwaliłem tylko serferską koszulkę Neil Pryde'a i walnąłem rowerem w kolano.
I tak leżącego dopadły mnie kurcze.
Wqrwiony na siebie, na gościa, który coś tam pytał czy mi nic nie jest, wiłem się z bólu, żeby się wydostać spod roweru, spomiędzy drzewek i zajebać kurcza, który mnie dopadł.
"Który to kilometr ? ...." dobija mnie Truposz Pierwszy .. Nieeee !!!
Po chwili się udało, ale adrenalina mi ciekła po korbie.
Szkoda, bo byłem w przysłowiowym gazie i trafiając na jakiś kryzys Jacka czy Jarka wszytko mogło się wydarzyć. Przynajmniej tak się motywowałem do równej pracy ;-)
Dodatkowo z tyłu cały czas doganiał mnie przecież Duch Koksia ;-)

Tym razem trochę szczęścia zabrakło i zamiast tego wyprzedziło mnie ze 2-3 gigowców, ja z kolei też jednego - dwóch wziąłem.
W tym kogoś z żółtych koszul.
Za przejazdem kolejowym przed piaskownicą miałem już co najmniej 4 dodatkowych kolesi na ogonie. Szkoda, bo co mocniej depnąłem to czułem przyczajone kurcze pieczone.
No ale nic, zobaczymy jak to wyjdzie.
Jeden poszedł w piach i tam poległ.
Reszta laskiem.
Słyszę z tyłu spokojnym tonem z delikatną nutą pewności siebie: Jak będziesz miał wolne to daj miejsce pójdę prawą".
Ponieważ nie bardzo miałem siły na szarpaninę: Spoko, proszę bardzo.
Wyprzedził mnie i .... zaczął zamulać :-)
Nie powiem, trochę mnie to zirytowało, ale wytrzymałem ciśnienie ambicji i zamknąłem dziób.
W końcówce ja zboczyłem do piaskownicy a on (powiedzmy Czerwony) konsekwentnie prawą.
Z tyłu jeszcze jeden w niebieskim stroju.
Niestety, trzeba będzie finiszować ... ;-P
Jak tylko dostanę się na asfalt to ich pozamiatam na moim sztywniaku i blaciku 48 ;-P
Chyba, że kurcze pozamiatają mnie ...

Dostajemy wiatr w pysk, ale udaje mi się skleić koło Czerwonego, więc teoretycznie tracę mniej sił. On próbuje odjechać ale bez typowego "skoku" szoszona, więc nic z tego Kolego ;-)

Na asfalt wjeżdżam na trzeciej pozycji.
Szybki blacik i już "rantujemy" z Niebieskim Pana Czerwonego.
Wszyscy się czają.
Mniej więcej ten kawałek trasy mam w głowie, w pamięci, w nogach, to nie jest wcale tak daleko ... Z doświadczenia przegranych finiszy wiem, że jak za późno zaczniesz to nie zdążysz osiągnąć prędkości Cavendisha na takim zmęczeniu i "wychodzenie z koła" mija się z celem.
Dlatego trzeba zaatakować pierwszemu i prędkość utrzymać do samego końca.
Ważny też jest element zaskoczenia i tzw. "odejście".
To tyle "mojej teorii", bo bardziej są to moje przemyślenia niż książkowe regułki kolarstwa szosowego ;-P

Zbliżamy się do zakrętu ...
Instynktownie wyczuwam moment odejścia ;-]
Staję na pedały i odbijam ostro w lewo, ścinając nieco ostatni zakręt.
Jest pełna pyta !
Oglądam się szybko - 2 długości za mną Niebieski, teraz tylko utrzymać to tempo.
Coraz ciężej mi się kręci, daję więc oczko wyżej i dojeżdżam do końca na nieco wyższej kadencji.
Niebieski drugi (?).
Czerwony trzeci (?).
Zadziwiająca jest ta zdolność do przekraczania naszych barier, które siedzą wyłącznie w głowie, w naszym ludzkim wygodnictwie albo unikaniu bólu.
Przed chwilą myślałem, że nie dam rady, że kurcze, że to, że sro ...
A teraz zapier* ile sił, bo dochodzi dodatkowa dawka prawdziwej noradrenaliny walki i przetrwania, jakby od tego kilkudziesięciosekundowego pedałowania zależało moje .. życie ?

Chwilkę za mną dojeżdża Maciej, mówiąc, że już mnie widział ;-P ..

Z naszego Teamu na Giga wygrał Jarek, JP_Bike - drugi, ja trzeci.
W moim rankingu dopisuję więc punkty: 3, 2, 1 ;-)
Muszę jeszcze jakoś chłopaków z Mega zapunktować ;-P

Mój próbny-zabawowy Ranking Total po 2 wyścigach:
1. JP_Bike: 7 pkt.
2. Jarekdrogbas: 6 pkt.
3. z3waza: 5 pkt.
4. JacGol: 5 pkt.
5. josip: 4 pkt.
6. rodman: 3 pkt.
7. Marc: 3 pkt.
8. Maks: 2 pkt.
9. toadi: 1 pkt.
10. klosiu: 0 pkt.
11. mlodzik: 0 pkt.
;-)
________________________________
wyniki oficjalne:
74/139 open
37/57 M3
________________________________
= pojechałem podobną miejscówkę jak w zeszłym roku w Murowanej [82 open / 39 M3], bo życiówkę miałem chyba w Dolsku (?!)[28 M3 / 56 open]
Te 2 oczka wyżej w kategorii i +8 open muszę uznać jako dyskretną poprawę formy vs 2011 ;-))


Kategoria Grupetto, The Race



Komentarze
daVe
| 20:26 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj Siema! W Murowanej wspominałem Ci o mojej dziewczynie - pisze magisterkę o urazach w kolarstwie. W tym celu Cię mierzyła i mówiła, że podeślemy ankietę do wypełnienia, co niniejszym czynię ;) Pomożesz?!

Ankietę i parę słów od Sylwii znajdziesz tutaj:
farmacja.srg.pl/ankieta.rar

W razie wątpliwości pisz do niej lub do mnie. Ewentualnie można będzie jeszcze coś wyjaśnić w Dolsku, bo tam pewnie też się pojawimy.

Pozdrawiam i dzięki za pomoc,
Dawid
Jarekdrogbas
| 18:29 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj Wypracowanie na medal;-) Ładnie odrabiałes po Dziewiczej;-)Szeryf w Dolsku pójdzie ogień
z3waza
| 13:51 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj Na wyścigu był nie tylko duch Kłosia ale i Gogola :D. Mój pobiedziski ziomal debiutował w Murowanej i też go nie było na początku w wynikach, ale się chłopak na szczęście chyba nie zraził
Rodman
| 13:09 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj hehe, nie było idealnie, zawsze może być lepiej, faktycznie na palcach jednej ręki mogę policzyć wyścigi (z 72 zawodów ?!), które poszły "idealnie" - bez grubych błędów technicznych - 100% zdrowo - 100% poświęcenia - 100% na miarę możliwości ---
--- radary pikały mi wszędzie, tylko na początku jak brałem numerek, system chyba "nie zajarzył" zgłoszenia / odbicia, dlatego taka obsuwa w wynikach - mailowałem i dziś się "pojawiłem" ;>
z3waza
| 13:00 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj Zapierdzielałeś tak że cię na dwóch fotoradarach nie złapali :D
daVe
| 22:20 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Naprawdę powinieneś się za pisanie książek zabrać :) Kupuję każdą, jaką wydasz! ;-)
Ładnie pojechane, do następnego!
josip
| 20:41 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Relacja w starym, dobrym stylu:)
"Każdy ma swoją metę. Taką na jaką sobie zasłużył.
Odpowiedz sobie na pytanie czy naprawdę dałeś z siebie wszystko ?
Czy tego chciałeś ?
Zadowolony ?" - drukuję i wieszam sobie nad łóżkiem!
Ładnie pojechane.
bloom
| 20:24 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Ależ finish tego mi zabrakło tego dnia :P - Zapomniałem żeby jeszcze dorzucic do pieca jak ich porobię ! Leszcz ze mnie.
Rodman
| 19:27 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Maciej, nie przejmuj się, jak przerzucisz się na giga i zaczniesz dublować co poniektórych z mega / mini lub wycieczki krajoznawcze - zrozumiesz ;-)))
dlatego np. nie lubię jechać przed mlodzikiem na zjeździe ;-P
MaciejBrace
| 19:18 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Ty Gigowiec jakbyś powiedział uwaga z prawej to by Ciebie nie staranował, bajerancką koszulkę całą miałbyś i spokojną jazdę na dalszych kilometrach.
Tak a propo mnie zjebali też dwa razy tylko nie wiem za co:
- raz, na hasło, że idą prawą - zrobiłem miejsce to jeden poszedł z prawej a drugi z lewej, po krzakach i bluzg to ja też bluzg
- drugi wariant - dochodzą mnie dwaj Gigowcy z pytaniem czy mogę nie hamować ? - ktoś mi wytłumaczy o co chodzi z tym tekstem ?? - przemknęli wzorowo obok mnie
mlodzik
| 18:26 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Rodman zawsze był nerwowy ;).
Ładnie Ci poszło nawet. Myślałem, że będzie większa przepaść między Tobą a JP. Może gdyby coś Cię nie brało to byłoby duzo lepiej.
Niezle tez pojechał Drogbas, zdziwiłem się gdy zobaczyłem go pierwszego, nice... :)
Rodman
| 15:02 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj oj tam oj tam .... ;-))>
bloom
| 14:04 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Ah si :D Skrzyczałeś gościa niemiłosiernie :D Odjeżdżając słyszałem jakieś wulgaryzmy :DD
bloom
| 06:09 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Przepraszam za patyk wyrzucony w koło, mam nadzieje ze mi wybaczysz :) Coś tam jeszcze mówiłeś do tego gościa z wkk ? o co chodziło ?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!