Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

The Race

Dystans całkowity:10912.50 km (w terenie 4406.50 km; 40.38%)
Czas w ruchu:460:35
Średnia prędkość:23.69 km/h
Maksymalna prędkość:84.35 km/h
Suma podjazdów:49327 m
Maks. tętno maksymalne:178 (97 %)
Maks. tętno średnie:149 (81 %)
Suma kalorii:36185 kcal
Liczba aktywności:153
Średnio na aktywność:71.32 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 14.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:11
  • VAVG 11.83km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uphill Race Śnieżka.

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 11

Od rana na szczęście nie pada, ponoć ma być nawet słonecznie. Byle nie było upalnie. Ze Szklarskiej gładko i szybko przemieszczamy się do Karpacza. Tradycyjnie nie bardzo jest gdzie zaparkować.
Na parkingu sklepowym Właściciel oznajmia, że mamy się zabierać, bo to parking dla Klyentów. Na szczęście Piotrek zna Gościa, więc są od razu uśmiechy i sytuacja się rozluźnia ;-) Właściciel robi się sympatyczny, obiecuję, że jak stanę na podium wymienię nazwę jego sklepu :D

Rozgrzewka. Kręcę na luzie. Z przeciwka jedzie Andrzej Kaiser. Zawracam i próbuję dogonić bez palenia mięśni, ale się nie udaje. Ciekawe czy wygra z Galińskim, raczej stawiam na Galinę, forma mu rośnie, a za tydzień Mistrzostwa Polski w Jeleniej. Kiedy zawraca udaje mi się chwilę pogadać - Będzie w Hermanowie !!! Podmęczony, więc chłopaki - macie szansę przetestować Cesarza jak robi rozjazd :))

Jakoś nie mam ciśnienia na wynik. Jadę na luzie. Dlatego ustawiam się zupełnie z tyłu stawki. Lubię atakować. Zawsze też można podciągać się po kole, aż dochodzi się do "równych sobie". Chyba, że ktoś inny Cię wyprzedza ;-)
Damiana nie widzę w stawce, pewnie zaszył się gdzieś z przodu.
Ze znajomych witam się jeszcze z Hulajem i Bartkiem z AGRO Teamu. Ciekawe ile się wjeżdża na tę "górkę". Z dołu - Karpacza, wydaje bardzo, bardzo wysoko, tonie w chmurach. Straszą, że na Śnieżce jest 6 stopni ..

Start honorowy" - przejeżdżamy na ulicę. Oczekiwanie.
3-2-1-START !!!!
Oczywiście nie jest to komenda dla "tyłów". Mała chwilka i też ruszam. Wyścig jednak składa się z takich "małych chwilek", dlatego jeden wygrywa a inny przegrywa.

Kręcę spokojnie. Pomimo rozgrzewki nie szarżuję. Mijam sporo osób. Między innymi Bartka, później Hulaja. Perfidnie trochę zwalniam, żeby mnie zobaczył ;P strzelam z palców a'la El Pistolero. Uśmiechamy się i jedziemy dalej swoim tempem. Rewanż za Gniezno uważam w tym momencie za udany ;)
Mijam też Karola z Daniello, z którym tutaj przyjechałem. Żartuję czy nie chce może zmiany ;)
Na ruszt wrzucam pierwszą śliwkę w czekoladzie. Nie ma sobie co żałować.

Na całym asfalcie wyprzedza mnie tylko jeden (a może 2) koleś w stroju Aquilla. Po tych kilku kilometrach jestem już ładnie rozkręcony, oddech stabilny lecz głęboki, jest ok.
Zjeżdżamy w lewo i od razu robi się stromo. O kurde, nie będzie tak "easy" .. Do tego śliskie kamienie, dlatego dokładnie wybieram "ścieżkę". Rękawiczki są bez sensu - ściągam i chowam. Łykam wodno-żelową przystawkę Enervita. Łyczek. Na szczęście się nie krztuszę.

Pomimo startu z tyłów nie mam problemów z miejscem do wyprzedzania. Czasami tylko kamienie są bardziej wyboiste i trzeba uważać. Zachować rytm jazdy i oddechu na skraju palenia to cel sam w sobie.
Najczęściej oglądam kamienie spod mojego przedniego koła.
To bardzo absorbujące i rozrywkowe zajęcie podczas tej wspinaczki.
Za jakiś czas dochodzę Łukasza z Teamu Goggle. Dajesz, dajesz Łuki ! (jeszcze wtedy mam siły gadać ?!;P) OOO, Przemo ! Spokojnie ;) To jeszcze nie koniec !
Aczkolwiek i on też zostaje za mną.
Za jakiś czas przechodzę też Aquillę". Szkoda, że już nie ma żadnych laseczek, byłaby dodatkowa motywacja ;P

Przed Strzechą już nieco dyszę. Pomagam sobie od jakiegoś czasu "stękaniem" :))
Jakbyście kiedyś spotkali na trasie stękającego kolesia to bardzo możliwe, że to będę Ja na "prawiemaksymalnychobrotach". Przechodzę kolejnego. "Chłopie, nie tak ostro bo się zajedziesz ?!" - no popatrz Pan jaki troskliwy :) mijam w milczeniu, bo szkoda mi każdego Joula Energii.

W końcu Strzecha. Już jest dosyć wysoko, ale jeszcze jakże daleko ... Jest pomiar czasu. Kolejny Zawodnik przede mną. Zbliża się bufet. Wyciągają wodę i banany w naszym kierunku. Hmmmm, ciekawe czy weźmie wodę - jeśli tak - to go łykam. Wiem już z doświadczenia, że przy prawie maksymalnym oddychaniu łyk wody powoduje wstrzymanie oddechu, a w konsekwencji minimalne niedotlenienie - w następstwie kolejny haust powietrza wciągamy łapczywiej i można się podkrztusić, a z pewnością stracić drogocenny rytm jazdy :-)
No i wziął ten kubek. Więc mu odjechałem bezpowrotnie ...

Na kolejnym odcinku, tuż przed zakrętem w lewo, za którym jest wypłaszczenie a nawet zjazd po kamienistej (bleeee) drodze, dochodzę do Zawodnika w koszulce Kserdruk czy jakoś tak, chwila odsapki i kolejna osoba za mną.
Na kamienistym zjeździe dochodzę do czterdziestu kilku km/h, hehe, niezły uphill. Mijam jakiegoś pechowca, z flakiem z tyłu, pewnie dobił dętkę na kamieniach.

Zaczyna się finałowy podjazd, niebywałe ! Widać już Śnieżkę, charakterystyczna droga przecina wzniesienie. Tam trzeba jechać. Na zjeździe Kserodruk i Ktoś Drugi mnie dochodzą, więc nie szarpię tylko odpoczywam nieco.
Nie myślałem, że ktoś to uchwyci :) ...

Powoli zbliżamy się do zakrętu (okazało się, że to nie ten ostatni;)), jakieś 150-200 m,

.... nie wytrzymuję i atakuję !
;-)
Zyskuję kilka metrów, może kilkanaście. Dalej jadę już po swojemu. Jak całą drogę nie spoglądałem się za siebie, tak teraz zaczynam się oglądać. Jaka reakcja. Dla zyskania przewagi psychicznej staję jeszcze na pedały, ale na krótko.

Przewaga jest bezpieczna. Kilkadziesiąt metrów. Powinno wystarczyć. Kuuuurdeee !! Ale jeszcze HEKTAR !!!! Przede mną majaczy pomarańczowa koszulka, jak przez mgłę pamiętam, że jeszcze wyżej jakiś biały strój (dopiero okazało się na fotkach, że to był Damiano aka dmk77 ;), przed przedostatnim zakrętem ku mojemu zaskoczeniu dochodzę do pomarańczowego.

Niestety siada mi na kole ... co mnie trochę irytuje. Trzy "spokojniejsze" oddechy i wrzucam 2 oczka wyżej błyskawicznie zyskując kilka metrów przewagi.
Ta końcówka jest mordercza, jeśli całą drogę uczciwie się przejechało ;)
Sapiąc, dysząc i stękając pnę się jak ślimak pod górkę.
Żeby tylko nie zejść z roweru.
Byłby wstyd :))>

Do końca już status quo - parę depów i jest meta !!!
Wiszę na kierownicy, co wykorzystuje miła Dziewczyna z Biura Zawodów i dociąża mnie ładnym medalem :)

czas: 1:11:02
Open 32 (O_O)
m3/12


Szczerze się nie spodziewałem :)
Podchodzi Damian, gratulujemy sobie nawzajem, straciłem do niego 30 sekund.
Fotki kłamią ;) wydaje się blisko (pewnie zbliżająca" ogniskowa), ale odległości są duże.
Już przebrany, z medalem, wyłapuję jeszcze moich Kumpli i biegam koło nich jak na Tour de France :))
Nie powiem, ale parę oczek podciągnęli dzięki temu !
Co uświadamia, że Doping przez duże "D" potrafi uskrzydlić i wydobyć jeszcze kilka cennych wiązań ATP ...

Wygrał el Diabolo z czasem 0:50:53, nieźle ...

Na koniec sekwencja fotek dokumentujących końcową walkę z sobą i uczestników wcześniejszych "akcji":
1. Damian już poza zasięgiem mojej "nogi"


2.


3. Grupa pościgowa jednak za daleko ...


4.


5. Charakterystyczne "proste ręce" - oznaka zmęczenia i braku trzymania "opływowej sylwetki"


6. Ja gonię Ciebie a Ty mnie ...


7.


8. Język ... żeby tylko nie wkręcił się w korbę ...


9. Końcowy podjazd po Mount Ventoux ;))


10. ... jeszcze tylko parę" metrów .. don't give up man !!!


11. Tour de Śnieżka .. ehhh, Ci upierdliwi kibice, nie dają jechać ..


12. Uwierzyć to wygrać !


13. Karol.


Ogólnie zajebista imprezka, zupełnie inne ściganie, nowe i niezapomniane wrażenia :)


Kategoria Grupetto, The Race


  • Temperatura 16.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Świeradów Zdrój - odwołany :(

Sobota, 7 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 1

Od rana leje. I to nie jakieś tam pitu-pitu tylko rzęsisty, mokry, soczysty deszcz i kilkugodzinna górska burza. Mam nadzieję, że regułka "zawody odbędą się bez względu na warunki atmosferyczne" będzie uwzględniona.

... przed startem ...


... Karol przygotowuje maszynę -> karbonowego Bergamonta na SLR-kach, SID'zie i Elixir'ach, za chwilę urwie wentyl w przednim kole i wymieni go na zwykłą dętkę ...


O 10.58 na starcie gotowy i lekko telepiący się z zimna - zdążyłem przemoknąć w 3 minuty ;( - dowiaduję się, że start o 11.30 ... wqrwieni i mokrzy wracamy do samochodu, oby się to nie zakończyło siąkaniem nosa.

... o 14.00 bez zmian i władze miasta podejmują decyzję o odwołaniu imprezy, pobliska Bogatynia - zalana, strażacy muszą ratować ludzi i ich dobytek, kolejny raz w tym roku ...




  • DST 102.00km
  • Teren 85.00km
  • Czas 04:44
  • VAVG 21.55km/h
  • VMAX 66.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

#6 Edycja Pucharu Polski w Skarżysku Kamiennej. Mazovia.

Niedziela, 25 lipca 2010 · dodano: 26.07.2010 | Komentarze 6

+ dobre przygotowanie w tygodniu poprzedzającym zawody (jak na mnie)
+ fajna trasa, chociaż tradycyjnie na początku po ok. 1 km koreczek w lesie i jazda rower w rower (trochę to pokracznie ustawione - niby wszyscy przede mną powinni być teoretycznie szybsi ...)
+ szerokie drogi szutrowe, na których można było jechać ile noga podała ;)
+ lubię jak jest "chłodno", a było
+ szybkie i sprawne bufety - udało mi się 2 razy zgarnąć w locie flaszeczkę wody
+ nie ma jak śliwka w czekoladzie ;-), opracowałem już technikę - trzymać dopóki się nie rozpuści i wchłaniać :D
- niestety jakoś sobie mniej radzą na tej Mazovii z techniką - parę kałuż z błotkiem i znów z buta ...
- przez to nieradzenie" sobie INNYCH z techniką doznałem nieprzyjemnej gleby w miejscu, gdzie należało się rozpędzić, żeby dalej podjechać - koleś się wystraszył i ześlizgnął z krawędzi mocno koleinowej drogi, żeby nie uderzyć w niego bardzo gwałtowne hamowanie w najniższym punkcie tegoż "podjazdu" zakończone 360-siątką OTB z przejściową podpórką / uderzeniem w ziemię głową i lądowaniem na dupie w lesie ... "sorry ! nic Ci nie jest ? -Jeszcze (k****) nie wiem .. ruszam głową, ręką nogą, rower cały, ok ...(#%$^&*@#!!)

"It is really fuckin far from OK ..." jak mawiał Marcellus Wales
- dziś mnie szyja napierdala tak, że się zastanawiam nad "kołnierzykiem" ,,
- niesamowite ilości kamieni, bruku, dziurawej leśnej drogi, łapy pod koniec już ledwo "wybierały" ..
+ przepychanie z 8-smego sektora dość skuteczne, teraz mam już 4-rty ;P
+ przed startem przywitałem się z Damianem, który całkiem nieźle pojechał (mimo, że skrócił drogę ,, hehe, nieładnie ...)
+/- edycja "Puchar Polski" powoduje udział Galiny i innych wycinaków, do których można się porównać (chociaż nie muszą oni stawać w korkach ...) z drugiej strony "zaniżają" mi wynik punktowy i powiększają "stratę do zwycięzcy" ;))
+ super doping mojej drużyny jak wpadałem (sam) na metę :D
+ zajebista wyżerka "po" :D (oczywiście nie na mecie)

wynik:
dystans: 102 km
Marek Galiński: 3:37:34
Przemo Koper: 4:44:31
22 min za Damianem ;-)

41/71 - open
19/28 - M3


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 71.00km
  • Teren 64.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 25.82km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gniezno, czyli wyścig robiony przez amatorów dla amatorów ...

Niedziela, 18 lipca 2010 · dodano: 18.07.2010 | Komentarze 4

... trochę mam żal, że znowu komuś chciało się przestawiać strzałki, tak żeby z 50 osób zjechało w las, po prostu żenada ...

do tego momentu szło bardzo dobrze, wyprzedziłem Duna, Hulaja, jechałem w niezłej grupie i cały misterny plan poszedł wpizdu, jak 50 osób spotkało się w ślepej leśnej uliczce :))

Sama trasa banalnie łatwa, szybka, wiatr dawał czadu i jeśli traciło się koło - najczęściej traciło się grupę.
Na ostrym podjeździe XC Dziewczynie spadł łańcuch, musiałem stanąć, Hulaj mnie wyprzedził (jeszcze go lekko popchnąłem ;) i poszedł w pięknym stylu pod górkę, doszedł do jakiejś fajnej grupki i już było pozamiatane ;) - Gratki !

Pod koniec formułuje się ciekawa 5-cio osobowa grupa. Wszyscy się zaczynają czaić i prędkość zaczyna spadać.
"Panowie ! Nie maco się kurwa oglądać !! Dajemy zmiany - pojedziemy szybciej !"
Zadziałało.
Później niefortunnie zgubiłem drogę i sporo sił i czasu zajęło mi dojście, chłostany wiatrem.
Końcówka po szutrze, powoli zaczyna brakować sił, uaktywnia się "Bydzia Power" :) i nam odjeżdża. Odpada 1 zawodnik.
Zostaje nas trzech. Odpada 2-gi zawodnik.
Jest nas dwóch.
Przed parkiem dochodzimy do kolesia. Mówię do "Zawodnika z Piły" - nie uciekł nam...
Dość grubo się pomyliłem ;>
Następuje skręt 90 st. i ostry podjazd singlem w stylu XC. Przełożeń nie mam idealnych więc tracę dystans, kilkanaście metrów.
Później następuje "żarcik" organizatorów w postaci przejścia podziemnego (a już miałem nadzieję, że go zlikwidowali).
Raczej nie zjadę na sztywnym widelcu (ale zjeżdża "Bydzia"), nie czuję się też na siłach, żeby próbować zjazdem dla wózków (co robi "Piła").
W konsekwencji jest już pozamiatane i nie ma z kim się finiszować :/

open 22
m3 12

*największym błędem (na który niestety nie miałem większego wpływu) był brak odpowiedniej ilości "kaemów" w tygodniu (37 ! lol) i 2-dniowe niedospanie związane z wyekspediowaniem Rodzinki nad morze ... bywa ...

** jest niedosyt, bo czuję, że mogło być lepiej, tym bardziej, że trasa "pode mnie" i mój rower ;P

***aż tak szybko było, że chyba wyskoczę jeszcze dziś na rozjazd regeneracyjnospalającytkankętłuszczową

****dość ciekawy etap TdF obejrzeliśmy se z Dunem u mnie, bo mu wycięli Eurosport ;/, Lang nieźle komentuje podpowiadając co nieco o jeździe - np. wysoka kadencja na podjazdach, puszczanie hamulców w zakręcie itp. ...

&&&&& no tak kurwa - wszystko jasne :} -> to były moje 13-naste zawody w tym roku (nie licząc "Czasówki Roberta" na 10 km ..


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 102.00km
  • Teren 90.00km
  • Czas 06:05
  • VAVG 16.77km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 36.0°C
  • Podjazdy 1800m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Połczyn Zdrój - 100 km przez piekło ...

Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 7

dystans: 100 km
czas: 6:05:09 (Andrzej Kaiser 4:17 ;-))

open: 17
m3: 4

*masakryczna temperatura, wyniszczająca trasa, ogromne zmęczenie - modliłem się żeby tylko jakoś dojechać, po prostu piekło (które sam sobie wybrałem), zryte przez dziki wysuszone podłoże z niekończącymi się dziurami (skakałem jak ping-pong, następny mój rower to będzie FULL ...), piachy, kamyczki, hektolitry wody, kilka niemiłych gleb (a to tłok, a to nie zauważyłem dziury) rozcięta przez korbę łyda na 10 cm :/, a na jednym z bufetów Pani chciała "obrać mi banana :>", więc skorzystałem ;))); końcówka z kolegą M2 który mnie doszedł (i ze schodzącym powietrzem z przodu - jednak mleczko po raz kolejny dało radę); mimo, że jechaliśmy razem i "nie chciało nam się już ścigać" finisz zaczynam tym razem wcześniej, bo końcówka jest pod górkę (w sam raz dla Thora Hushoft'a ;)) "rozprowadzam" na tyle skutecznie, że kolega zostaje z tyłu, na mecie chłopaki z AGRO Teamu z medalami na szyjach i Dun z Madzią (Narzeczona ;-) hehe], który fartownie wygrywa dętkę zamieniając ją jeszcze korzystniej od Playboy'a na słoik miodu rzepakowego :>,
Ratownicy opatrują mi łydę, a tu nagle wyczytuje mnie Redaktor Kurek, takiej okazji nie mogę przepuścić, lecę na podium ... tzn. tuż obok podium :) a tam Dun'ek już pręży klatę po MÓJ medal ;))) szybki jest chłopak !! no i zaczyna mu to wchodzić w krew - oby tak dalej ;>

Mam nadzieję, że ktoś pyknął fotkę jak stoję obok Andrzeja Kaisera :)))

całkiem udany ścigancko weekend, aczkolwiek moja dupa mówi NIE!! jeśli tylko spojrzę na mojego dzielnego Bajka :)

p.s. szkoda, że Lans tak jak ja glebił dziś niemiłosiernie i w sumie kończy ściganie o pudło bez oczekiwanych emocji, chociaż i tak pewnie by w górach "strzelił" ... Na placu boju zostaje Ewans, Andy Schleck i El Pistolero :)


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 94.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 17.62km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Podjazdy 1700m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tarnów ESKA Bikemaraton

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 1

dystans giga: 82 km
czas: 5:00:55
międzyczasy: 1:43:37 (53), 3:07:06 (48)
pkt. 493

open: 47
m3: 11

winner: Czarnota Bogdan 3:31:57
moja strata: 1 h 29 min

*ze 4 niegroźne gleby (3x OTB, + oranie kartofli :>), podjazd po łączce prawie w pionie i +50 st. w Słońcu - udany, trasa ciekawa i urozmaicona, extra singielki w lasach, niebezpieczne rynny i koleiny po deszczach (na jednaj omal mi jaj nie urwało przy skoku), ostry zjazd z Brzanki miodzio (gość przede mną za mocno ściska hample i glebi pod koniec, omijam), trochę fajnych asfaltów :), zajebiście daleka droga ...


Kategoria The Race


  • DST 112.00km
  • Teren 104.00km
  • Czas 04:17
  • VAVG 26.15km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Murowana Goślina.

Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 04.07.2010 | Komentarze 6

dystans: może 110 ?!
czas: 4:15:08
open: 61
M3: 29

Najlepszy wynik w Cyklu Powerade-Suzuki :]
De facto" poprawiłem się o 1 h 10 min w stosunku do 2009 !
+ 21 % lepiej :-)
Jest progres, trochę przez lepszy rower a trochę przez makaron, którym się opychałem w tym tygodniu ;P
Brak kurczów - wypoczywałem ciężko jak się dało, chociaż najważniejsze - dzień przed nie wytrzymałem i za dużo pojeździłem.

W każdym razie sobotni rekonesans przed niedzielną bitwą pozwolił idealnie w moim odczuciu wystartować, dokładnie tak jak zaplanowałem. Żeby tak przesunąć to o 2 dni wcześniej - byłoby idealnie i pewnie miąłbym szansę urwać kilka minut ;))

Tym razem zostałem zdegradowany" do 4-rtego sektora, jednak koledzy z Teamu - Marcin i Maciej stali w pierwszym rzędzie, więc sobie wszedłem. Tuż za mną Max ze Zbyszkiem i ... zwątpiłem. Big Zee, który miał sprawić dziś niespodziankę na wypasionym XTC błysnął długim wdziankiem :..:
Pomyślałem, no to Maksiu - możesz się cieszyć, dziś z nim wygrasz ;)

Z lewej wypatrzyłem Klosia w "szosowej" koszulce i JP Bike oraz Damiana i Slecka.
Nie bez powodu ich tu przytaczam ;-) ...
2 rowery obok ze zdziwieniem zobaczyłem Pawła Bobera z Corratec Teamu. Chyba pierwszy start w Powerade. Był 3-ci w M4. Jak widać sektor to jedno a NOGA to drugie i najważniejsze w tym sporcie ;)

Zacząłem tak jak chciałem, czyli petarda do przodu, żeby zakręt łyknąć w lewo po wewnętrznej. Udaje się na w miarę dobrej prędkości.
Później szybko lewą i wydostanie się na "lewy pas". Tak ładnie poszło, że przez większość piaskownicy pociągnąłem ostro sam, nikt mnie nie blokował. Pod koniec piaskownicy staram się zjechać do skraju lasu, tam jest trawa i twardziej.
1-dna podpórka i szybka wrzutka na mocniejszego żółwika - lewą stroną za mostkiem również po trawie. Mam zadyszkę.
Zadyszka nie mija mi po kolejnych kilometrach, bo staram się dociągnąć do grupki przede mną. Za wszelką cenę uspokoić oddech !

Z osłupieniem patrzę na licznik 33-36 km/h. W lesie. No przecież można się spocić. Po co tak lecicie ?! Cóż, lecą, bo mogą. To ich normalne tempo :)
Kawałek jadę za Eweliną Ortyl. Panowie, ona ma naprawdę zgrabne nogi ;))
No i super jeździ, chociaż widziałem, że w piachach sobie mniej radziła.
Moje Race Kingi na piachach szaleją. Idą jak brzytwa, stabilnie, szybko, jakby tworzyła się jakaś niewidzialna poduszka powietrzna niosąca rower.

W pociągu "Pyry" jadę krótko, ale bardzo szybko, momentami 40 km/h. Zostawiają mnie na niewielkiej asfaltowej hopce.

Kiedy szybszy peleton mi odjeżdża - staram się dojść do siebie. Nie jest łatwo coś przekąsić i wypić, ale żele łykam w miarę wcześnie - na 27 km, na którym wyprzedza mnie Damian. Nie przejadł się makaronem i idzie jak burza z kolesiami z LG". Akurat mam żela w gębie i mogę wąchać kurz. Pozamiatał chłopak ;-)

Na 37 km dochodzi mnie pociąg Slecka". Z nimi jadę najdłużej. Staram się również dawać zmiany, do których dopinguje mnie Mistrzunio SCS OSOZ. No Sainty na czele stawki ;)> Jest dobrze.

Również nie zatrzymuję na drugim bufecie, na trzecim - tak. Pociąg jednak topnieje w oczach. Idzie w rozsypkę.

Sekcja "leśnych hopek" wqrwia mnie maksymalnie, wybija z rytmu.
Sił coraz mniej. Na 85-87 km dochodzi mnie Klosiu: "no nareszcie !"
Jest dziś mocny :) Niby w zasięgu wzroku, ale i ja i On wiemy, że nie mam już sił na kontrę.

Na bufecie przed Dziewiczą z początku zsiadam, ale nie mogę się dopchnąć do bufetu więc rezygnuję. Jak zjadę z Góry to sobie popasam ;)

Sesja XC zaczyna się minimalnym bucikiem. Później jest OK, mam to w miarę oblatane. Na podjeździe pod koniec wyprzedza mnie Klosiu, na Żółwiku", nie na średniej tarczy ;> Polecam mu jeszcze "lewą stronę Kliller'a" i jedziemy w dół.
Luzik.

Jakiś Gościu z Mega blokuje drogę na siglu, więc go ostro dopinguję, albo jedź szybciej albo daj drogę !!! Dostaje nagle speeda. Noo ! Dajesz-dajesz !!
W końcu go wyprzedzam. Ostro w lewo i ostro pod górkę.
Tak, wiem, trzeba zredukować na malutką.
Slec chyba nie zredukował, zszedł z roweru i capnęły go zdradzieckie kurcze. Cierpi na poboczu a kolega rozciąga mu nogę .. "Wstawaj Slec ... nie udawaj !!;))"
Zjazd i biorę bufet "od tyłu" [66]. Pełna rozpusta. Nie mogę się pohamować, a czas ucieka. No i ch".. . W sumie ze znajomych do "prześcignięcia" zostaje mi tylko JP Bike (z całym szacunkiem dla Maksa i Zeebiego ;).

Zbieram się. Kulam do mety. Wyprzedzam jeszcze Tomka J., który jedzie Mega z Emed Racing Team. Pozdrawiamy się i odjeżdżam z "normalną" już prędkością 30 km/h.
Wow, na skróciku, który wczoraj obczaiłem z Radkiem nikt nie stoi. Ale co by było gdybym nagle wyrósł przed Klosiem ?! :)) Uśmiecham się tylko do tych myśli i jadę Uczciwą drogą. Już NA SZCZĘŚCIE niedaleko. Łyka mnie jeszcze koleś z LG" ... hehe, ciekawe jaką drogę wybierze na Piaskownicy.
Wybiera złą. Ja lepszą. Sprawdzoną ;P

Końcowy asfalcik - nie ma z kim finiszować, nie licząc gostka z Mega, którego łykam przy 40 kaemach "złożony w czasowca" :))

Fajnie, że to już koniec.
Pokonałem tylko JP Bike'a, który nie przepada chyba za płaskimi piachami (i do tego złapał laczka tak szybko).
Damian i Klosiu dołożyli mi niby nieznacznie, ale zdecydowanie :>
Winszuję Panowie !

Spotykam jeszcze Dun'a, Wojtasa, Radzia, Dotkę, Mafię i Braci Wiktor :), JP Bike'a, Maksa, Agro Team oraz zaprzyjaźnionych z Thule / Emed. Coraz więcej znajomych na tych maratonach ;))


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 70.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 17.50km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lublin

Niedziela, 20 czerwca 2010 · dodano: 21.06.2010 | Komentarze 5

dzięki Mariuszowi udało mi się zmyć trudy maratonu, wypić kawkę (od Andrzeja) i wyruszyć w siną dal do Lublina na Mazovię;

Pierwszy raz na Mazovii.
Organizacja dobra. Z wyjątkiem oznaczenia. Nadrobiłem 4 km i nie trafiłem na Giga.
Szkoda, że pogoda WYBITNIE nie dopisała.
Deszcz. Deszcz, który pada ...
Błoto.
Nieograniczone ilości błota.
Apokalipsa BŁOTA !!!!!
Lublin przebił się na No. 1 w błotnej glajdzie w moim życiu.
A ja oczywiście na Race Kingach ....

Było ciężko ale zabawnie.
Bufety wporzo, na mecie pełen wypas zimnego bufetu z kanapkami, ciastami i cytrusami.

Dobrze, że woda w jeziorze była w miarę ciepła, to się wykąpałem przy okazji :))

Niestety jak się pierwszy raz startuje na Mazovii to walisz z ostatniego sektora.
A przebić się nie można przy tłoku i błocie ...
Nie ma k...a szans ;)) !!

~~~~~~~~~~
Końcóweczka to przebijanie się przez leśne błotko.
Zauważyłem z 200 - 300 m przede mną gostka, myślę - jak go dojdę to sobie posprintujemy. W końcu błotko się skończyło i poczułem coś twardszego pod kołami.
Dochodzę.
Siadam cichutko na kole, jak komar na karku.
Chyba mnie nie widzi.
Przez kilometr wiozę się za nim.
1 km do mety. Chyba mnie zauważył. Profilaktycznie zrzucam na najtwardsze przełożenie, on naciska mocniej i próbuje mnie zerwać.
Jeszcze raz upewniam się, że nikogo za nami nie ma. Teren czysty.
Czekam .... czekam ... jeszcze trochę na kole ..
OK -> JUMP !!!
Klasyczne wyjście z koła, tym razem z lewej strony po wewnętrznej, ale jest minimalnie pod górkę w tym miejscu ... trochę za dużo sobie wrzuciłem i ciężko mi wejść na pełną dynamikę, staję na pedały i ciągnę na pełnych obrotach kilka mocnych depnięć - z dołu do góry - też ;-) ... uuuuuuu.. kolega faktycznie nie ma już siły, bo zostaje szybko w tyle ...
Jeszcze dojazd do mety - maty, jest duża przewaga, elegancko łapy w górę ;-))
... i tym miłym akcentem, zadowolony jak nie wiem co, że to koniec i finish się znowu udał ;-))
W takiej mojej małej statystyce przeglądając wpisy z maratonów, nigdy jeszcze nie przegrałem finiszu ;P ...

Na szczęście awansowałem "aż" do 8-smego sektora, będzie lepiej, kiedyś tam ...

...........
Mega Dystans.

59 km +4 km GRATIS :))

03:47:57
open: 226/380
m3: 83/134


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 95.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 06:15
  • VAVG 15.20km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Międzygórze

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 21.06.2010 | Komentarze 3

Jak mawiał Kowboy z bowlingu z "Big Lebovskiego": Tak to jest Dude, raz Ty zjadasz niedźwiedzia a raz niedźwiedź zjada Ciebie ..."

To, że się nie wyspałem, nie chciało mi się jeść - więc mało zjadłem, niezbyt mocno trenowałem w ciągu ostatnich 2 tygodni, nie wyleczyłem do końca z infekcji (a może i przetrenowania ?!) nie powinno mieć większego znaczenia.

Początek był dobry. Przed startem spotkałem (prawie) wszystkich możliwych kumpli rowerowych [Dun z Wojtasem biczowali się pewnie pytkami w apartamencie dla dodania animuszu ;) ...].
Start opóźniony, dość zimno, wyjątkowo decyduję się na dłuższy rękawek.
Początek spokojny, wiadomo, trzeba się rozgrzać. W zasięgu wzroku Jecek alias JP Bike" ;), jeszcze bliżej z przodu Mariusz aka Kłosiu.
Po 8-śmiu minutach czułem się rozgrzany więc naciskam ATAK na Kłosia.
Chyba udany, bo się nie oglądam.
Ze zdziwieniem dochodzę Jacka.
Chyba nie idzie mu dobrze, bo Damian aka DMK77 już odjechał, a oni są w miarę wyrównani.
Kolejny atak. Skutecznie. Staram się wchodzić na koło tym co przede mną szybciej jadą.
Jacek się chyba lekko zdenerwował, bo mnie dochodzi, ale patrzę mu "głęboko w oczy" i widzę wysiłek.
Nie dyszę i nie palę mięśni.
Spokojnie atakuję po raz trzeci, przecież i tak na zjazdach mnie dojdą ...
Nie wiem na ile udało mi się odejść.
Za mało.
Na zjeździe robię kilka łatwych błędów i tracę rytm.
Chłopaki wyprzedzają mnie na bufecie, na którym się zatrzymuję a oni nie.
Wsuwam banany i napełniam bak.
Patrzę jak się oddalają ... spoko-spoko ... ;-)
Wsiadam na rumaka i ... to by było na tyle ze ścigania.
Organizm bierze haracz za ostatnie dwa, może trzy tygodnie oszukiwania samego siebie.

GAME OVER

79 km
5:37:06
open: 113/163
m3: 42/63


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 110.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 36.67km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mistrzostwa Polski Lekarzy w Kolarstwie Szosowym, Bychawa 2010, day 2

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 3

wyścig ze startu wspólnego:

czas +/- 3 h
trasa mocno interwałowa, wiatr umiarkowany ale odczuwalny ;)
podjazdy i wiatr bezustannie szatkują peleton
przypadkowa ucieczka czołówki kończy się sukcesem
gubię bidon kilka km po starcie ....
0,5 l Powerade wystarcza mi do 90 km, gdzie na przedostatnim podjeździe odpadam z "głównej grupy 9-os." ...
wysoki poziom (jak dla mnie) i ciężej (!) niż w Lesznie na 230 km :))

open: około 14 m-ce
moja kategoria pff-a: 7


Kategoria Grupetto, The Race