Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

The Race

Dystans całkowity:10912.50 km (w terenie 4406.50 km; 40.38%)
Czas w ruchu:460:35
Średnia prędkość:23.69 km/h
Maksymalna prędkość:84.35 km/h
Suma podjazdów:49327 m
Maks. tętno maksymalne:178 (97 %)
Maks. tętno średnie:149 (81 %)
Suma kalorii:36185 kcal
Liczba aktywności:153
Średnio na aktywność:71.32 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 66.00km
  • Teren 63.00km
  • Czas 03:54
  • VAVG 16.92km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton w Krakowie, dystans

Niedziela, 26 sierpnia 2007 · dodano: 26.08.2007 | Komentarze 0

Maraton w Krakowie, dystans Mega, super trasa !


Kategoria The Race


  • DST 75.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 11.54km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krynica

Sobota, 7 lipca 2007 · dodano: 07.07.2007 | Komentarze 1

MTB Marathon Krynica 2007. NIE czytaj jeśli drażnią Cię "brzydkie słowa" ...
To był mój czwarty maraton w życiu. Pobiłem kilka rekordów. Upodliłem się. Doświadczyłem. Ukończyłem. A było tak ...
.... Kap ... Kap ...

Kap ... ........Kap ...

Kap .... kap .... kap ... leje .. już któryś dzień, chmury pojawiają się znikąd, spuszczają się w pośpiechu i lecą dalej. Naloty dywanowe. Prosto na sobotnią trasę. A tam ciężarówki uwijają się żeby dowieźć kolejne TONY świeżego BŁOTKA .... Rezygnuję z treningowego przejazdu.

Nowa strategia - dojeżdżam na sam koniec stawki na 2 minuty przed startem. Nie ma co się spinać, pierwsza dycha i tak pod górkę. Idzie miło - brak korków. Jestem rozgrzany. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że mogło to być ostatnie "miło" w tej ZABAWIE.

Za Kobietą Bezpieczniej ... Leśna droga w miarę szeroka. Jadę za Kobietą. Czekam na jakiś dobry moment na wyprzedzenie, bo mógłbym trochę szybciej. Widzę przed nami mega kałużę. Może uda się z lewej ?! Szybka decyzja i szybka gleba. Koło ślizga się na jakimś gównie schowanym w błocie. Jak zwykle na bok lewy. PrawieŻeZagojony łokieć zdarty, lewa dłoń - znajomy ból stłuczenia. Gość za mną "O kurwaaa, maaać !" ale przejechał gdzieś po trawie. Kobieta spokojnie oddala się jadąc swoją ścieżką.

Co jakiś czas ktoś pada zczepiony z rowerem jak biedrona, bezradnie. Pojawiają się otacia, zadrapania, krew miesza się zbłotem, rany szarpane, tu rozjebana łydka, temu krew z nosa, rozdarta koszulka bezczelnie trzepoce na wietrze. Bo oczywiście wiatr w ryj dmuchać musi, nie w plecy. Raz po raz ktoś się uwija przy pompce. Szybko, szybko ! Skucha ! Szybko pompujesz - bardziej się męczysz a przed nami jeszcze parę ATRAKCJI ... Ktoś drze się Uwagaaa! Nie namyślam się tylko spierdalam w krzaki. Gość przemyka w wymytej rynnie. Za jakieś 5 metrów całuje glebę, wkurwiony dołącza do karawany z buta. Opierdala niewinnych, że niby nie ustąpił. Jak tak świetnie kontrolujesz sprzęt to chyba potrafisz się zatrzymać, hę ?

Błoto - Glina - Kamienie - Woda - Glina - Błoto - Duużo Błota. "The Biggest MUD* I've ever seen. Big as shit !! ...".
błoto: mud ; brnąć w błocie to plod through the mud; ugrzęznąć w błocie to get stuck in the mud; Moje buty były oblepione błotem. My shoes were plastered with mud. ° obrzucanie błotem mudslinging ° obrzucać kogoś błotem to sling/fling mud at sb

Come on MuddyFuckers !!! (można przetłumaczyć Błotkojebcy albo BłotkoŻercy) Mamy dla Was błotko jakie tylko sobie zażyczycie ! Mamy błotko jak ciasto, błoto jak masło, błoto jak kaszka, błoto jak papka, błoto jak sraczka, błoto zdradliwe, błoto zmieszane z gównem, błoto w płatach, skiby błota, błoto gliniaste, błoto z trawą, błoto z gałęziami, błoto z zeszłorocznymi liśćmi, błoto latające we wszystkie strony, błoto garściami, KAŻDY rodzaj błota .......... Koła buksują w gęstej mazi, na każdy obrót gleba dodaje od siebie pół obrotu gratis, a nogi się wkurwiają. Nie ma jak pić w czasie jazdy. Nie ma wytchnienia. Baniak z wodą pewnie lepiej by się sprawdził. Ale cóż, to kolejne 2-3 stówy. Może kiedyś. Mięśnie dają mi WYRAŹNE sygnały o wyczerpaniu. Siłą grawitacji pokonuję kolejny zjazd ~ zejście. Nie mam siły by walczyć.

Krok - Pchnięcie - Hamulec - Krok - Pchnięcie - Hamulec - Krok - Poślizg - Odsapka ... I tak z 500 razy. Próbuję podejść optymistycznie: Dobrze, że nie pada ! Jakoś nikt się nawet nie uśmiecha. Noga ślizga się jak po stromym gównie. Trzy razy pod rząd. Nie słyszę też nikogo kto by dostawał orgazmu, że jest zajebiście fajowo, bo tak stromo pod gorkę i w ogóle ... Zakładam I-wszą Bazę, tylko napój, bo batonem bym się zakrztusił. Właściwie to gdzie ja kurwa jestem ? Przecież to nie Everest ! Licznik stoi bezlitośnie w miejscu. I to od kilku kilometrów. Przecież nic nie jarałem ?! Każde centymetry na wagę złota. Nie chcę wierzyć, że to prawda, a jednak. Młody jestem, mało widziałem. Co to ? Nietoperze ? Wrony ? Ehh, to tylko mroczki w oczach. Z nadzieją, że na szczycie będzie jakieś stanowisko z możliwością podłączenia do kroplówy skrobię się dalej, wlekę rower, próbuję różnych cudów. Z niedowierzaniem rozglądam się. Zamiast błota lata mięso. Atmosfera robi się gęsta jak najgęstsze błoto. Z nadzieją, że na szczycie będzie jakieś stanowisko z kroplówką. Szczyt. Nie ma wywiadów, oklasków. Dupa w troki i w dół. Po drodze zgubiłem gdzieś radość z jazdy. Pewnie wypadła z kieszeni jak wyciągałem batona.

Wpizdu z taką trasą ! Rower z błotem waży lekko ponad dwie dychy, niestety nie mam sponsora i za wszystko płacę z rodzinej kasy. Za rozpierdolone od błota i kamieni buty też ! Ale i tak KTOŚ ma to w dupie ! Słupek sprzedaży MUSI rosnąć ! Niech kupują ciołki nowy sprzęcik ! A MY go rozjebiemy i zrobimy to tak, że jeszcze będą kwilić "Jak to było zajebiście ciężko, tyle błota, tyle gnoju, tak zajebany sprzęt ! No po prostu extra !". Marketingowe mistrzostwo świata ! Risspect !

Asfalt, samochody, czujność. Próbuję odcharchlnąć kawałek płuca co mi się prze zjeździe oderwało. Omal się nie porzygałem. Chyba śniadanko lekko za późno.

No gdzie ten bufet kurwa mać ?! Jest ! Wlewam tylko wodę do proszku Hypo i go-go-go ! Seria strumyków, nowe, ciekawe doświadczenie. Nie szarżuję. Jadę za gościem jego SPRAWDZONYM śladem. Dopóki się nie wyjebał. Na szczęście prędkość mała. Nic mu nie jest. Z ciężkim westchnieniem podejmuję wyzwanie. Już tylko kilka rzeczek. Na szczęście nie zmuszają nas do pływania. Nie zdziwiłbym się. Brakuje tylko lawim błotno~kamiennych albo łamiących się drzew, jako elementu zaskoczenia albo wilczych dołów. Chociaż minąłem kilka, jakby niedokończonych.

Niby tylko łączka, a jednak mielę młynki. Pokrzywy mutanty. Wąska ścieżka jak w buszu. Na łąkach tu i tam leżą ratownicy. Na szczęście są bezrobotni. Fajnie mają. Żują trawki i oglądają chmurki. Trudniejsza trasa - mniej ryzykujesz. A jeśli nie - kilka wyjebek może sprowadzić Cię do parteru.

Uwaga ! Lider jedzie ! Miejsce ! Pojechał dalej ... jakby dopiero co na trasę wszedł. Ambicja podgiglana. Naciskam zajadle na pedały. Zawsze chciałem zobaczyć jak ONI jadą. Moje marzenie się spełniło ! Minął mnie jeszcze wice-Lider i ... Wow ! Podjechałem ! Nie jest tak tragicznie ! Może katorga już się skończyła i będzie lepiej ?! Sypię ponad 5 dych szeroką "trasą w budowie" ! Niczym Inter~City. No żre pięknie, nareszcie trochę luzu. Z lewej mija mnie gładko 2-osobowe TeGeWe w żółto-czerwonych koszulkach ;) ....

Zjazd łąkami / polami po kamorach, coś syczy. Głowa w prawo - syczy, głowa w lewo - syczy, nie pedałuję - syczy. Jakiś zaskroniec wkręcił się w łańcuch ? Ostatnie metry zjazdu. Bufet. Chwytam kubek, łykam i ... wpisuję się do elitarnej grupy pechowców LACZKA. Pierwszy papeć z 5-ciu przejechanych maratonów. Natychmiast podjeżdża wóz z nowym kołem. 2 mechaników sprawnie wymienia koło. 5,81 sek ! Nieźle ! Do odrobienia. W międzyczasie kroplówka i odnowa biologiczna 2 Tajek. Ruszam z kopyta pod górkę rwąc asfalt. Grzebię przy tym jebanym kole. I grzebię. I ... grzebię. A potem pompuję, pompuję i ... Ludziska mnie mijają i mijają ... Dętkę skrupulatnie chowam razem z resztkami ambicji do kieszeni spodenek. Wyślę do laboratorium NASA gdzie rozpracują przyczynę papcia. Mijają mnie WSZYSCY, których udało się NORMALNIE wyprzedzić. Wola walki zdechła w rowie. Szkoda. Czas na turystykę, ale nie ma już wiele do zwiedzania. Łańcuch trzeszczy. Naciskam mocniej. Może pęknie i będę miał luzik ?! Jakiś Życzliwy zwraca mi uwagę, że tylni hamulec nie zapięty. Wiadomo - wpinam na górce, pewnie jeszcze będzie kilka zjazdów.

Już chyba niedaleko. Tylne koło blokuje się o V-breaka. iX-ty przystanek, poprawiam. Komary mutanty radośnie tankują z moich nóg. Nie mam siły odganiać. A żeby wam się rurki od soli i błota pozatykały dziwki !

Jedna z ostatnich prostych przed metą. Jakieś dwie krowy se idą pełną ulicą. Dupy tak wielkie, że tamują całkowicie wszelki ruch: UUWAAAGAAA!!!!!(x 2). Ufff, udało się. Dojazd do siatki. Coś pojebałem ?!? Aha, po schodach ! Już lecę ! Boczkiem po korzeniach zsuwam się w dół. Na krawężniku zchodzę. Staję na pedały i .... stoję ! Wyższe przełożenie i ... KOLEJNY JEBANY PIERDOLONY PAPEĆ. Kipię. Dorzynam gnidę. Docieram w końcu do mety na tym papciu. Patrzę się tępo na potrawkę z ryżem. Zmuszam się do przeżuwania ziarno po ziarnie. Dzwonię do Żony, że dojechałem cały. Zna mnie doskonale. W końcu dziś przypada nasza rocznica ślubu *(taa...). Pyta się czy coś się stało ?! Zapewniam, że nic, TYLKO jestem zmęczony... Z licznika wyszło jakieś 55 km.

Spiker: "Panie B., czy spodziewał się Pan aż takiej małej ilości błota jaka była na trasie ?! Było przecież zdecydowanie mniej błota niż się spodziewaliście ..." (a niby skąd on kurwa może to wiedzieć ?) ... ZONK! Pan B. przez chwilę też zdębiał .. Zapadła taka niezręczna cisza ... Hmm, bbb, eeeyyyy.. No powiedz mu, że więcej syfu nie mogliście już nawieźć, bo wam bokami spływało w las ! Taaa, powiedz coś jeszcze w stylu "Przepraszamy wszystkich miłośników błota, że było go tak mało !" ...

Wieczorem dopadają mnie kurcze jeden po drugim, cała wataha, rozciągam - to drugi JEB! Nawet w rękach, palce wyginają się śmiesznie jak przy heinego medinie. Nie mam już czym rozciągać. Byle zasnąć... A potem do chaty ...

Upodlić się można na różne sposoby, byleby była z tego jakakolwiek przyjemność. Z maratonu w Krynicy 2007 nie miałem przyjemności. To była męka. O wiele lepiej bawiłem się na pozostałych (RÓŻNYCH) edycjach. Lubię maraton ze SZCZYPTĄ perwersji. Ale nie lubię jak zapodaje mi w dupę aż do wątroby i płuca. To nie ja przejechałem ten maraton tylko on mnie, jak walec. Są pewne granice tolerancji. Oczywiście, są ludzie, którzy uwielbiają być bici, gwałceni, jebani, poniżani, mieszani z BŁOTEM. Nie jestem dzikiem ani hipopotamem. Błotko zostawiam dla ..... hmmmm, BŁOTFANÓW (Muddyfuckers) !

Moje rekordy tej trasy (czas oficjalny 6:04, czas efektywny: 5:21 ... no fuckin comments..):

1. rekordowo długi przejazd
2. rekordowa ilość defektów
3. rekordowo ciężki rower
4. rekordowa ilość wypitego płynu
5. rekordowa ilość drogi z buta
6. ...

Do zobaczenia ! maybe ...
poniedziałek, 09 lipca 2007, bloodmag


Kategoria The Race


  • DST 46.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 12.66km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ustroń

Sobota, 16 czerwca 2007 · dodano: 16.06.2007 | Komentarze 0

dystans Mega, było ciężko ...


Kategoria The Race


  • DST 67.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 17.87km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

MGoślina, pierwszy maraton

Niedziela, 13 maja 2007 · dodano: 13.05.2007 | Komentarze 0

MGoślina, pierwszy maraton w życiu :)))


Kategoria The Race