Info
Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Październik1 - 1
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień8 - 0
- 2015, Lipiec3 - 0
- 2015, Czerwiec8 - 6
- 2015, Maj4 - 1
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2014, Listopad12 - 0
- 2014, Październik13 - 1
- 2014, Wrzesień19 - 1
- 2014, Sierpień26 - 25
- 2014, Lipiec21 - 9
- 2014, Czerwiec11 - 4
- 2014, Maj19 - 17
- 2014, Kwiecień20 - 12
- 2014, Marzec11 - 7
- 2014, Luty5 - 8
- 2014, Styczeń4 - 8
- 2013, Grudzień1 - 5
- 2013, Listopad5 - 20
- 2013, Październik25 - 17
- 2013, Wrzesień17 - 38
- 2013, Sierpień22 - 14
- 2013, Lipiec21 - 20
- 2013, Czerwiec28 - 46
- 2013, Maj24 - 32
- 2013, Kwiecień24 - 45
- 2013, Marzec11 - 35
- 2013, Luty3 - 7
- 2013, Styczeń2 - 15
- 2012, Grudzień17 - 31
- 2012, Listopad25 - 57
- 2012, Październik11 - 12
- 2012, Wrzesień19 - 88
- 2012, Sierpień24 - 26
- 2012, Lipiec22 - 22
- 2012, Czerwiec25 - 44
- 2012, Maj23 - 31
- 2012, Kwiecień14 - 35
- 2012, Marzec13 - 21
- 2012, Luty4 - 17
- 2012, Styczeń3 - 6
- 2011, Grudzień2 - 5
- 2011, Listopad3 - 2
- 2011, Październik8 - 6
- 2011, Wrzesień20 - 70
- 2011, Sierpień15 - 72
- 2011, Lipiec17 - 14
- 2011, Czerwiec21 - 58
- 2011, Maj18 - 28
- 2011, Kwiecień26 - 46
- 2011, Marzec12 - 41
- 2011, Luty6 - 31
- 2011, Styczeń4 - 11
- 2010, Listopad6 - 8
- 2010, Październik14 - 32
- 2010, Wrzesień20 - 61
- 2010, Sierpień24 - 61
- 2010, Lipiec21 - 47
- 2010, Czerwiec24 - 36
- 2010, Maj19 - 57
- 2010, Kwiecień22 - 37
- 2010, Marzec19 - 29
- 2010, Luty3 - 4
- 2009, Grudzień9 - 7
- 2009, Listopad17 - 28
- 2009, Październik21 - 42
- 2009, Wrzesień20 - 42
- 2009, Sierpień17 - 33
- 2009, Lipiec19 - 15
- 2009, Czerwiec25 - 19
- 2009, Maj24 - 16
- 2009, Kwiecień16 - 6
- 2009, Marzec3 - 0
- 2008, Listopad3 - 0
- 2008, Październik5 - 0
- 2008, Wrzesień12 - 1
- 2008, Sierpień18 - 3
- 2008, Lipiec10 - 0
- 2008, Czerwiec7 - 0
- 2008, Maj6 - 0
- 2008, Kwiecień5 - 0
- 2008, Luty6 - 3
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień6 - 1
- 2007, Sierpień14 - 0
- 2007, Lipiec8 - 1
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj17 - 0
- 2007, Kwiecień4 - 0
The Race
Dystans całkowity: | 10912.50 km (w terenie 4406.50 km; 40.38%) |
Czas w ruchu: | 460:35 |
Średnia prędkość: | 23.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 84.35 km/h |
Suma podjazdów: | 49327 m |
Maks. tętno maksymalne: | 178 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 149 (81 %) |
Suma kalorii: | 36185 kcal |
Liczba aktywności: | 153 |
Średnio na aktywność: | 71.32 km i 3h 00m |
Więcej statystyk |
- DST 60.00km
- Czas 02:00
- VAVG 30.00km/h
- Sprzęt R872 Stealth
- Aktywność Jazda na rowerze
Liczyrzepa Mini.
Sobota, 6 września 2014 · dodano: 23.09.2014 | Komentarze 0
- DST 85.00km
- Czas 03:20
- VAVG 25.50km/h
- VMAX 72.23km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 2222m
- Sprzęt R872 Stealth
- Aktywność Jazda na rowerze
Road Trophy, 4th Stage, 2.222 alt.
Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 18.08.2014 | Komentarze 0
W sumie najfajniejszy etap :-) !
Po 3 wyścigach sytuacja w generalce
zasadniczo się nie zmieniła, chociaż awansowałem symbolicznie
kilka oczek. Rozgrzewkę zrobiłem też symboliczną, bo będzie na
to czas podczas pierwszych kaemów.
Droga ta sama co wczoraj, na starcie
jeden z „zacnych supermastersów” wpycha się przede mnie „bo
tu kolega i musi go mieć na oku” po czym staje i blokuje nieco z
powodu braku wpięcia w pedały.
Peleton zaczyna pierwszą wspinaczkę
pod Koczy Zamek na Col de Koniaków, komuś strzela dętka – trochę
pech, taka sytuacja potrafi przesunąć w statach nieco w dół.
Im wyżej – tym grupa bardziej się
rozciąga i miejscami pęka w szwach. Docieramy na przełęcz,
zamiast na Koczy dziś grzejemy ostro w dół po wczorajszej
Kamesznicy.
Ponoć ktoś przeszlifował na psie –
ja nie widziałem.
Jakoś tak błyskawicznie poszło,
odbijamy w prawo na wąską asfaltową ścieżkę pod górę.
I znowu przypomniały mi się moje
dawniejsze penetracje tego terenu – jakoś tak raźniej się jedzie
jakby odwiedzało się stare znajome kąty ;-)
W miarę dobrze się rozgrzałem i
ładnie wkręciłem w rytm, było dość ostro % ale nie na tyle
żebym cierpiał. Mogłem więc śmielej zakręcić korbą żeby
sprawdzić nogę. Jest dobrze !
W najbardziej stromym momencie mijam
prawie slalomowo kilka osób, które cierpią w końcówce.
No proszę jaki mam zapas ?! Albo to
noga trochę potrenowała i teraz łatwiej takie podjazdy wchodzą.
Na szybkim szerokim zjeździe formuje
się kilkuosobowa grupka, by po chwili rozbić się na mniejsze
moduły na długim podjeździe pod Laliki – Rikitiki ;-P
Tasowanie trwa. Głównie pomiędzy
tymi samymi osobami co na poprzednich etapach. Wiedziałem jednak, że
Czesława to dziś raczej już nie zobaczę – im bardziej w górę
tym siła rządzi ;-)
Dwóch Panów jednak dziś zapamiętałem
z nietypowych powodów ;-P
Pierwszy miał tak wytarte gacie na
dupie, że siłą rzeczy jadąc mu na kole widziało się kłaki na
dupie i … rów marsjański. No bardzo niesympatyczny widok …
A drugi – tez ciężko było utrzymać
jego koło, bo śmierdział tak samo jak wczoraj. Albo się qrwa nie
umył albo mu strasznie yebał strój. Chociaż miał nowszą bluzę
niż wczoraj. Jas-kółka Team.
Personalnie nie starałem się
zapamiętać numerów, nie było czasu.
Kogoś goniliśmy, przed kimś
uciekaliśmy i tak w kółko – góra – dół – góra …
Na słowackiej stronie doszedł nas
„nieoznakowany” spory kawał kolarza ciągnący na kole laskę
(zwyciężczynię K) z Polart Moser Nutraxx. Skwapliwie się
podpinamy.
Koles idzie jak prawdziwy pomocnik na
Giro, TdF czy VuEsp , podaje konkretne mocne tempo ale nie na zawał
serca. Jak zaczęła się górka niestety zakończył pracę. Każdy
poszedł swoim tempem.
2-jka podkręciła, ja pośrednio ale w
miarę szybko, 2 Jas-kółki z laską PMNxx zostały. Kręci się
fajnie.
Na rozwidleniu poszedłem w prawo –
jak wydawało mi się po strzałce – a ty koleś jakiś jedzie pod
górę.
WTF ?! Pomyliłem drogę ?? Zatrzymałem
się (bez sensu), patrzę licznik leży –gościu, że to jego, bo
miał glebę, podniosłem (bez sensu) i dałem (bez sensu) a tym
czasem (bez sensu) minęła mnie 3-jka [2+1]. I cała pracowicie
wypracowana przewaga poszła się YYeebati ..
Na domiar złego zjazd w mojej ocenie
uznałem za niebezpieczny i nie szarżowałem – wąsko, wilgotno,
momentami jakieś obślizgłe mchy, kamyki itp.
I tym sposobem uciekła mi ta 3-jka
razem z kolesiem od licznika.
Od tego momentu non stop samotnie. No
prawie. Jakiś jeszcze koleś w białym na Meridzie mnie doszedł i
chciał szybko zostawić – już w Istebnej. Nie dałem się, bo
było za „płasko”.
Mikołaj wspominał, że ten etap jest
trochę wkurzający, bo jedziesz – jedziesz – już myślisz, że
to końcówka ale niestety trzeba zjechać w dół i jeszcze raz po
raz ostatni zmierzyć się z Koczym Zamkiem. Tym razem jest to
prawdziwa przyjemność, bo nie ma tłoku.
Co prawda koleś w bardziej stromym
miejscu nieco depnął i mnie zostawił, to jednak widzę, że
zaczyna puchnąć ;-) Ha ! Mam Cię ! jest epicki pojedynek i
dramatycznie przewaga zaczyna topnieć ;-)
Szkoda tylko, że to walka o 70 m-ce
open, hehehe. Ale zawsze ! O to właśnie chodzi w tej zabawie :-D
Czujność jednak trzeba trzymać do
samego końca, bo niestety musiałem dać po hamplach i lekko zjechać
jak mi jakiś Land Rower nagle wyjechał z zaułku w momencie kiedy
ostatni raz zjeżdżałem przed ostatnim „płytowaniem” pod
Koczy.
Wybity z rytmu robiłem co mogłem żeby
go dopaść jednak tym razem zabrakło 10 sekund ;-)
Oto i koniec Epickiej Szosowej Wyrypy
na Road Trophy – żałuję, że jutro żadnego etapu nie będzie,
ale na pewno będę chciał wrócić tu za rok ! ! !
- Z mocniejszą nogą
- Z szerszą oponą “wet”
- Z mniejszą korbą lub z większą “Łydą”
open: 71 (kat 23) czas: 3:06:04 (76 km)
W generalce miejsce podobne :-/ - nareszcie jakieś wyzwanie na przyszły rok :-D !
Open (awans !) 68
Kat C (awans !) 23
- DST 113.00km
- Czas 04:18
- VAVG 26.28km/h
- VMAX 75.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 2000m
- Sprzęt R872 Stealth
- Aktywność Jazda na rowerze
Road Trophy - Stage 3.
Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 4
KOCZY ZAMEK …
Dla kolarza amatora brzmi to niczym MORDOR dla Hobbita.
Po dzisiejszym dniu dla mnie osobiście Koczy Zamek schodzi
na drugie miejsce wśród podjazdowych killerów, ustępując komuś znacznie
potężniejszemu, wyciskającemu ostatnie soczki i gramy ATP z komórek, a jej imię
to …. Ha! Wszystko w swoim czacie” ;-)
Dziś właśnie pod KZ mamy podjeżdżać aż 3 razy. Pamiętam jak
kiedyś tutaj byłem na szosie (wtedy Spec Roubaix 3-tarczowy), że podjeżdżałem to
z najwyższym trudem i maksymalnym zagięciem. Na finiszowej krwi" ;-)
Strasznie byłem ciekaw jak nogi zareagują. Z rana raczej nie
bolą, ale mogą okazać się puste.
Na starcie spotykam lekko podrażnionego Mikołaja, który po wczorajszym
wypadł z sektora 2 (do 40 open.) Fajny pomysł te sektory, bo raczej nie ma
szans, żeby ktoś nagle zaczął zamulać tych szybszych.
Niemniej jednak ustawiłem się od razu za drugim sektorem,
chociaż de fakto jakby były jeszcze jakieś to stałbym nawet w 4-rtym. Trza
sobie jakoś pomagać.
Po starcie szło dość wąską drogą, trzeba było – jak wszędzie
tutaj – uważać na kamyki, które woda cierpliwie i niemal codziennie nanosi na
drogi. Czub jakby się oszczędzał i nie szło mordercze tempo.
Praktycznie podjeżdżając pod Koczy Zamek widziało się
naciągnięty mocno peleton.
Nie szarżując tempa wjechałem ten Zamek z dużym spokojem. Końcówka
oczywiście po legendarnych płytach. Momentami przednie koło delikatnie
podrywało się w górę .. Euforię hamowała myśl, że tak jeszcze 2 razy trzeba
podeptać po płytach.
Zjazd przerwany jednym beznadziejnym odcinkiem kostką, na
którym profilaktycznie zwolniłem – i opłacało się, bo ze 3 osoby już łatały
laczki po tym – do Lalików i na Zwardoń.
Zjazdy oczywiście nie na fulla, bo wyobraźnia możliwych
konsekwencji spotkania asfaltu przy tych prędkościach nieco mnie blokuje.
Tworzą się 2-jki, 3-jki, czasami jedziemy w 7 osób, generalnie
kręcimy się wokół swojego dzisiejszego grupetto. Mocno dziś wieje. Rzeźba samemu
może wykończyć.
W tym czy innym składzie pokonujemy kolejne górki i
dokręcane >5 dych zjazdy po Słowacji i po drugiej stronie autostrady –
pamiętam ten zjazd z Rajczy. Szeroko, prosto, zwykle padają tam rekordy
prędkości – ja wykręciłem maxa 75 km / h nie starając się dokręcać.
W Lalikach jeszcze jeden odcinek mocno zużytej kostki, na której
tak telepie, że całe ciało wpada w trzepacką wibrację nieosiągalną żadną inną
metodą. Wizjer skacze tak jakby potrząsać kamerą góra-dół przez pół minuty. No
nie da się tego oglądać ! Sprzęt ten teścik wytrzymuje wzorowo. Nic mi nie
odpada, nic nie klekoce. Zwarty i gotowy J
To lubię ! Taki „muskuł” ten rower.
Docieramy w kilkuosobowym składzie do miejscowości Kamesznica,
zaczyna się bardzo niewinnie.
Trochę po płaskim, trochę pod górkę, kilka procent, pod
wiatr. Nikt nie szarpie.
Jest i ścianka. Sztajfa. Wall. Twardziele (ci co mają twarde
przełożenia, w ty i Ja [hehe] stają na pedały. Mięczaki (Ci rozsądni co wzięli
w góry mniej zębów w korbie) zaczynają mielić młynki.
Każdy jedzie jak mu Bóg dał mocy. Grupa się rozsiewa po
całej ściance. Jak stromizna minimalnie odpuszcza można usiąść na siodło. Pod
koniec jest najgorszy moment, który nie puszcza przez 100 albo i więcej metrów.
Łyda mi mówi, że 20% nachylenia pęka. Albo tylko tak ściemnia.
Próbuję szybszych obrotów co kończy się hiperwentylacją.
Szukam jakiegoś sposobu na pokonanie tej góry. Na dziś jedyny możliwy to oczy w
asfalt i PCHAMY!! PCHAMY !!!
Przez tą twardą korbę z grupetto jestem drugi po jednej
kobiecie z Pollart-Nuttrax (dziś Czesława widziałem tylko z makaronem po
wyścigu, nie miał siły się uśmiechać ;-P).
Zaczyna się runda druga. Grupki 2-3 osobowe. W tym druga
dziewczyna z Pollart-Nutrax.
Po drodze spotykamy Piotra Szafrańca aka Szamanviking,
któremu nawaliła lewa łyda mocnym skurczem i musiał odpuścić czołówkę – a to
jak już wiadomo go nie bawi bardziej niż pomoc koleżance z Teamu. W ten sposób
jest Grupetto z nadającym tempo Piotrem ciągnącym Koleżankę, Ja i Kolega na
Treku Kat. D. Ponieważ tempo pasuje mi idealnie jedziemy razem z małymi
przetasowaniami po drodze głównie kasując tych co przed nami.
Na wysokości Zwardoń – Laliki psycha mi puszcza do tego
stopnia, że po zjeździe w Kamesznicy zastaję sam, bo dziewczyna zjeżdża jeszcze
bardziej zachowawczo ode mnie – ja tym razem trochę momentami dokręcałem.
Zresztą lubię jeździć ciekawe pętle, bo można zawsze coś
poprawić i trasa drugi, trzeci raz jechana jedzie się lepiej – daje mi więcej
frajdy.
W Kamesznicy dochodzi mnie jednak Trek D. Zgodnie
współpracujemy pod wiatr by dotrzeć do podnóża dzisiejszego Biker – Killera
=> Col de Kamesznica.
Chciało by się rzec – dzięki za współpracę – nara ! Tak
naprawdę każdy z nas zaczyna wspinaczkę w swoim tempie i na swoim przełożeniu –
on wybiera bardziej miękkie – ja nie mam wyboru J
Musi być 39/28.
Zaczynam świrować. O Wielka Kamesznico ! Zbliżam się Ja,
nędzny robak, wpełzając jak ślimak na twe zacne szczyty … Takie podlizywanko
jakby podziałało i Gniewny Duch Kamesznicy spał spokojnie nie przywołując
dodatkowych atrakcji w postaci dodupczającego wiatru w ryj, ulewy i gradobicia.
Twarda łyda okazała się tym razem szybsza. Starałem się
każde pchnięcie korbą wykonywać dokładnie, bez przyruchów i zbędnego
bohaterstwa, wpełzałem jak ropucha zdobywając decymetr po decymetrze. Nie
oglądałem się za siebie. Po co ? Momentami 6.5 na godzinę J … ale już wiem, że jak
będę tak jechał to podjadę.
Ktoś mnie jednak doszedł ?! Jakiś „trzeci” – spoza naszego Grupetto.
Przeszedł. Zaczął się oddalać.
Jeszcze trochę, jest i doping z przydrożnego domostwa – to zawsze
działa pozytywnie.
Podjazd pod Koczy Zamek po raz trzeci nie była to może bułka
z masłem, ale powiedzmy kawałek czerstwego chleba ze smalcem. Końcowe odliczanie
– 100 – 75 – 50 – 25 m … META !!!
I do it again !
Ukończyłem przy 100% sprawnym sprzęcie, zadowolony,
szczęśliwy, kolarsko zaspokojony do syta J
Miejsce – praktycznie to samo co na poprzednich 2 etapach.
Open: 73
Kat C (40-49): 26
W generalce minimalny awans ;-)
Jutro ma być więcej w pionie – 2.200 m – ale krócej w
poziomie – czyli będą ścianki …
- DST 20.00km
- Czas 01:00
- VAVG 20.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt R872 Stealth
- Aktywność Jazda na rowerze
TT Road Trophy, Istebna Zaolzie.
Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 2
I się zaczęło !
Pogoda zacna, słońce, chmurki, brak upału.
Na początek tradycyjnie rozgrzewka, start co 30 sek. Ustawka w kategoriach, więc od razu będzie widać kto jaką moc ma pod nogą.
Dystans śmieszny, jednak wcale nie rżałem ze śmiechu.
Ruszyłem z rispectem, tak żeby od razu na początku mnie nie ścięło.
Jak już wszedłem na obroty oddechowe sugerujące wysiłek okołoprogowy starałem sie to utrzymywać i nie szarżować w trupa.
Jak było wypłaszczenie od razu wbijałem sie w strzałkę" na lemondce.
Czułem lekki wiaterek więc może i coś dawała aero ale na pewno w tym czasie ramiona mi bardzo odpoczywały.
Z tyłu koleś mnie doszedł ale morale mi nie siadły, bo jadę zgodnie z założeniem: swoje.
Do tego z przodu trochę nadrobiłem.
Na ściankach przepychałem, korba 53-39 / z kasetą 11-28 nie sprzyja miękkości. Dało się jechać.
Już myślałem, że trasa się kończy - wczoraj dalej nie jechałem w przekonaniu, że nic spektakularnego mnie nie spotka.
A jednak !
Po szybkim krótkim zjeździe w końcówce niespodzianka na dobitkę - kilkanaście% gratis - przepychanko i płaski finisz.
Ufff, zapiekły te małe kilometry.
Takie śmieszne 3600 m i 260 w pionie :-)
Czas: 12:15,78
co pozwoliło mi zająć 74 miejsce open na 137 zawodników
i ... 27 (O_O) na 40 w kategorii.
Dawno nie przyjąłem takich batów :-)
Mikołaj strasznie niepocieszony 6 w kat. wsadził mi raptem 1:40 :-]
Ze znanych mi bajkerów wielkopolskich wsadziłem minutkę Czesławowi.
Cóż, poziom rośnie i zostałem w tyle ale sama czasówka zacna i szalenie mi sie podobała !!
*na górze kulturka - bufecik, napoje, arbuz, poczekaliśmy na wszystkich wjeżdżających i w dół.
W samą porę, bo zaczynało kropić.
Na zjeździe mnie telepało, juz byłem wychłodzony półgodzinnym czekaniem i było mi zimno.
**a już za 2 godziny o 15:00 kolejny etap w Jaworzynce po rundach i 1700 w pionie !!
Będzie zabawa ...
- DST 83.00km
- Czas 03:10
- VAVG 26.21km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1717m
- Sprzęt R872 Stealth
- Aktywność Jazda na rowerze
Road Trophy, 2 hours later, 2nd stage. Jaworzynka.
Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 1
15.00, 10 kaemów dalej.
PENTELKI NA JAWORZYNCE
Od startu wiksa w górę !
Jadę jak noga podaje i pierwsza duża grupa po pewnym czasie
nieuchronnie się oddala.
Nie licząc porannego uphillu rozgrzewki nie robiłem – i tak
będzie co jechać.
Momentami przepychanko.
Na pierwszym ostrym zjeździe w dół odpuszczam. Zakręty po 90
stopni, rozpędzasz się niczym porszak – tak jest stromo.
Potem druga i najdłuższa wspinaczka z zatykającymi momentami
ale generalnie można kręcić i normalnie jechać.
Pozostałe zjazdy mi pasują, no może poza jednym w lesie,
gdzie jest sztywno i rynienki nacięte w asfalcie. Na szczęście podszlifowane na
gładko.
Do tego jest mokro – a tego nie lubię na łysych oponach.
Kolejne zjazdy łagodne i długie, z rynienkami, momentami pod
wiatr, ale i tak grzeje się ponad 5 dyszek i można dokręcać.
I tak 5 razy …
Żadna większa grupa się nie tworzy, tasuję się jednak z
Czesławem, który zadziwia mnie walecznością i kondycją. Po drodze mijam Piotra
Szafrańca, który stwierdził po wyścigu, że jak mu czołowa grupa odjechała to już
nie ma po co się ścigać więc został by ciągnąć koleżankę z Polart-Nutraxa.
Każdy jak widać podczas wyścigu ma swoje cele i cieszy się z
czegoś innego.
Nieustępliwy Czesław dopadł mnie ponownie na ostatniej pętli
pod pierwszą górkę.
Jak on to robi ?!
Na szczycie wsłuchałem się w rytm jego oddechu i był szybszy
– więc tak jakbym miał zapas, hehe
Zjazd jak zjazd – za 5-tym razem to już nawet trochę śmielej
pociągnąłem, pod ostatnią górkę dotarliśmy razem.
Tam musiałem wrzucić swój najbardziej miękki bieg i …
odjechałem.
I żeby nie było rozczarowania jakoby ktoś mnie doszedł – na długich
zjazdach poprawiałem robiąc sobie „czasówkę” – średnio ostatni zjazd zajmował
około 9 minut.
Szedłem ostro ile fabryka dała nikogo już nie dochodząc ale
nie dając się też nikomu wyprzedzić.
Użyłem też 53/11 – być może ci za mną mieli kompaktowe korby
i nie mogli aż tak dokręcić.
Bardzo fajny etap, kilka oczek w górę ale generalnie
podobnie jak na czasówce – jest jednak coś w tych górskich czasówkach – od razu
definiują miejsce w szeregu.
Z mojej perspektywy 74 miejsca open Górski Road Race niczym
się nie różni od MTB Giga / Mega – jedziesz albo samemu albo w malutkiej
grupce. Tylko przeważnie nie po błocie i k*dołkach ;-)
Zaatakować można zawsze - pod górę.
To jest coś znacznie ciekawszego niż jazda w kółko po torze we czwartki ...
Prawdziwe kolarstwo to GÓRY :-)) !
Kolarski Czwartek V.
Czwartek, 29 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 2
Za późno zjedzony kotlet.
Brak rozruchu od 2 dni.
I na 2 kółka do końca spłynąłem jak pęknięty balon.
Mało ludzi. Jak miałem siły - szarpałem próbując inicjować ucieczki, względnie spawać ucieczki.
Dziś trzeba było wyczekać do samego końca, ewentualnie ostatnie okrążenie - wtedy siły większości są już naruszone i nie zawsze komuś się chce likwidować akcję.
Kto wie, może bym i nawet w dychu wszedł ;-)
Cenna nauczka, jak zwykle było fajnie.
Zimno...
- DST 49.00km
- Czas 01:09
- VAVG 42.61km/h
- VMAX 54.77km/h
- Temperatura 20.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Kolarski Czwartek IV.
Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 26.05.2014 | Komentarze 0
Z początku miałem lekką schizę, ale jak przesunąłem się do przodu było znacznie lepiej.
Właśnie tak trzeba to jeździć - z przodu !
Najfajniejszy start - sporo satysfakcji z walki o koło ;-)
Aktywna jazda.
Finisz - tradycyjnie (brak) w czubie ogona ;-P, ponieważ próbowałem rozegrać to inaczej, hehehe.
Kolarski Czwartek na Torze. Part III
Czwartek, 15 maja 2014 · dodano: 15.05.2014 | Komentarze 7
76 osób - frekwencja nadal niestety wysoka. Niestety, bo zawsze w tłoku bywa nerwowo.
Muszę jednak przyznać, że ludzie jeżdżą coraz lepiej w grupie i to jest pozytywne !
Dziś postanowiłem stanowczo twardo zrealizować założenia taktyczne: Keep alive as long as possible ! No more action !
Założenie treningowe w 100% zrealizowane ;-)
Kontrolując tyły z delikatnie nieśmiałą satysfakcją obserwowałem jak strzelają korki u kolejnych ścigantów.
Dość ostro wiało, szczególnie na przedostatniej prostej. Chwila nieuwagi - gibiesz pod wiatr XD i zaliczasz gonga".
Od czasu do czasu trzeba było po nich pospawać.
Między innymi na 7-dmym kółku strzelił Tomasz U. [debiutant ;-)], który pozamiatał mnie wcześniej w niedzielę na XC ...
No ale on akurat (w moim odczuciu) trochę przesadza z ilością treningu ;-) i później kilka Watów może nie styknąć do sklejenia koła.
Sam finisz tym razem nie chciałem odpuścić, ale byłem zbyt daleko, żeby powalczyć.
Coś tam próbowałem zakręcić - zawsze to jednak trening :-)
Tak na 2 kółka do końca już trzeba sobie zaklepywać miejscówkę na finisz, bo zawsze jeszcze jakieś ataki następują na ostatnim kółku.
podsumowując = 100% satysfakcji treningowej a przy okazji 5-ty wyścig w sezonie 2014 zaliczony
- DST 24.00km
- Teren 23.00km
- Czas 01:30
- VAVG 16.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt ORBEA ALMA H50 29"
- Aktywność Jazda na rowerze
XC Thule Cup Pniewy.
Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 1
Spontaniczny trening w ramach szumnie zwanych Mistrzostw Wlkp. XC MTB.
Trasa techniczna, dość wąska i kręta, ale jak komuś zależało - było gdzie wyprzedzać, kilka krótkich sekcji kamiennych, kilka skoczni, cała masa zakrętów, jeden bardziej stromy zjazd i podjazd i rzęsiście wyprofilowane single, po których jechało się jak na teksańskim rodeo ;-)
Przy wpisowym spotkałem kosmicznie zdziwionego Wojtasa, Marka, z teamu byli jeszcze JP, Krzychu i jakiś Olek.
Był też Jurek z Buku :-)
Zawodników garstka, spodziewałem się większej frekwencji.
Po starcie rozjazdówka i pół kółka gratis.
Marka wyprzedziłem dość szybko, JP - mistrz techniki - dość szybko zniknął z pola widzenia a Wojtasa ostatni raz widziałem na drugim kółku. Później stawka na tyle się rozciągnęła, że praktycznie każdy jechał sam.
Miałem tylko jedną ciekawszą akcję - przed wyrzutnią wyprzedził mnie Sky'jowiec, pojechał by-passem, ja wyrzutnią - wyszedłem przed nim, ale niestety na którymś kolejnym ostrym zakręcie wybiło mi kierę - musiałem stanąć i prostować - wyprzedził i ostatecznie te kilkanaście sekund zadecydowało - wygrał.
Dubla nie dostałem, nóg zbytnio nie zamęczyłem - pewnie za słabo jechałem ?! ;-)
Wszystkie kamienne ogródki, skocznie, schodki (2!) i XCdołki zaliczone (!?!).
Teamowo Masters:
1. JP
2. Wojtas
3. Rodman (M II - 7, open - 24)
4. Marek
5. ? .. itd.
Dla wszystkich gratulacje !
Cała impreza okraszona piękną pogodą i mocnym wiatrem, którego w lasku się nie czuło.
- DST 60.00km
- Czas 01:36
- VAVG 37.50km/h
- VMAX 56.23km/h
- Temperatura 18.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartkowy Tor.
Czwartek, 8 maja 2014 · dodano: 08.05.2014 | Komentarze 0
Mniej ludzi niż ostatnio, mocniej wiało, na szczęście kraks nie było.
Po 3 dniach stagnacji rowerowej zwyżki formy się nie spodziewałem. Nie było jednak źle.
Bez problemów "czaiłem" się w ogonie peletonu.
Ucieczka odjechała już na 2-gim kółku. Tarnowia próbowała gonić ale przewaga rosła.
Pod koniec odpuścili ale i tak nie zostali skasowani.
Taktyczne założenia zrealizowałem w 100% :-) na ostatnim kółku zapodając jeden 3 minutowy interwał.
Paliwo skończyło się 300 m przed kreską i dokulałem się odpuszczając jak zwykle nerwowy finisz.
Trening udany.
w sumie 10 kółek poszło mi w 55'20" czyli średnia nieco ponad 44 km/h = znowu grubo !