Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 2.00km
  • Czas 00:10
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie patrzę.

Poniedziałek, 23 kwietnia 2012 · dodano: 23.04.2012 | Komentarze 1

Często tak mam, że jak wchodzę do garażu to nie patrzę na zegarek.
Mogę za to godzinami grzebać przy rowerkach ;-))>
~~~~~~
Próbnych kilkanaście okrążeń wokół bloków, żeby wszyscy mieli po równym przydziale słodkiej muzyki terkoczącego bębenka.
Trochę dziwnie tak bez sztycy i na jednym biegu ale ... MUSIAŁEM :D !
~~~~~~
p.s. a co do wyścigów zeszłoniedzielnych to niestety ważniejsze sprawy rodzinne uniemożliwiły jakiekolwiek zakręcenie korbą :/
bywa ...


Kategoria X-files


  • DST 34.60km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 20.76km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Co ten gogol wymyślił nowego w Dolsku ?

Piątek, 20 kwietnia 2012 · dodano: 20.04.2012 | Komentarze 2

ano niewiele, dlatego po licznych rozważaniach "za i przeciw" postanawiam pojechać do Sulęcina na coś nowego


Kategoria Outdoor


  • DST 30.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:34
  • VAVG 19.15km/h
  • VMAX 43.14km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

~

Czwartek, 19 kwietnia 2012 · dodano: 19.04.2012 | Komentarze 0

~ ciepło mi ~
:-)))




  • DST 116.00km
  • Teren 113.00km
  • Czas 04:58
  • VAVG 23.36km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekło Zachodu - Murowana Goślina

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 14

Na razie brak mnie w oficjalnych wynikach, ale byłem już niedaleko JP_Bike'a ...
Z tyłu z kolei "już mnie widział" dobry znajomy z poprzedniego teamu Maciej Rączkiewicz ;-).
Ciekawe, o ile wygrał Jarekdrogbas ?
No i szkoda, że Koksiu przegrał tym razem z wirusem :/ - nie trza było latać na golasa po Czarnkowie !
____________________________________________
Czwartek.
Niby nic. Wszystko niby ok. Czuję się dziwnie. Wczoraj bajerancko się kręciło - dziś rozbicie, totalna słabość, jakby obolałe mięśnie.
Mam nadzieję, że to nie grypa ..

Piątek.
Spałem 9 h. Gorączki nie mam, ale nadal czuję się jak po giga.
Dzień sączy się z wolna. Na wszelki wypadek łykam jakieś proszki na przeziębienie. No i sen, teraz jest najważniejszy.

Sobota.
Kolejne proszki, miał być jakiś rozjazd ale i tak nie mam ani sił, ani ochoty.
Chociaż jakby coś drgnęło w kierunku równowagi.
Mocy nie czuję ale słabości też nie.
Jest jakaś nadzieja.
Szkoda, że nie dostałem od razu 39 st., wtedy byłaby jasność sytuacji.
Nastawiłem się. Chcę jechać.
Dealer koksów pyta czy jakiegoś maratonu czasami nie ma, bo widzi ożywienie w interesie.
No jest, rowerowy, w Murowanej Goślinie.

Niedziela.
Dietetycznie przygotowałem się dobrze - najadłem się do syta, chociaż kawy sobie nie żałowałem, co to niby magnez wypłukuje. Lubię smak dobrej kawy, z mlekiem, niesłodzona. Ostatnio Lavazza na topie, bo w Astrze dużo fusów zaczęli dodawać.
Jak się zaparzy Lavazz'ę nic nie pływa na powierzchni.
Dobrze smakuje.

W lekkim stresie idę po numer. Zajebista kolejka. Wkręcam się koło Dawida i jego znajomych.
Rozmawiamy o hakach i kolejka błyskawicznie zbliża się do laptopów.
Na szczęście start lekko przesunięty 10.45, relaks powraca.
Zresztą na tym cyklu tradycyjnie nie ma tłoku do sektorów. Stoję w linii z Jarkiem, Maciejem Rączkiewiczem i Slec'kiem. JP nieco z tyłu, ale za chwilę i tak to się wymiesza.
Drogbas po cichu, tak żeby Slec nie słyszał ;-) zdradza mi swoja tajną strategię.
Jest w niej dużo racji, plan jest dobry ale czy uda się zachować odpowiednią ilość sił na 2-gą "nudną" połówkę ?
Dwa ostatnie maratony tak właśnie próbowałem a Koksiu i tak mnie bezwzględnie dożynał w końcówce. No właśnie. Gdzie jest kurna Koksiu ???
Start nerwowo. Nie lubię takiego tłumu MTB, wszyscy wyrywają - hamują - szarpią.
Gdzieś tam chwytam pobocze i jestem -50 miejsc do tyłu.
Jarek, Maciek i Jacek odjeżdżają.

A zatem plan "B", czyli de facto mój plan A - jechać swoim tempem do Dziewiczej bez napinania i dorzucić do pieca w "nudnej" końcówce.
Po 20 kaemach niezłej interwałowej rzeźni z licznymi skrętami, zmianami biegów, unikami itp. ...

... z kilkoma podbiegami w kopnym piachu ...


... widzę plecy Macieja. Ma zadyszkę.
Coś tam kombinujemy po zmianach ale on zostaje na prostej lekko z górki.
Momentami wieje w dziób. Przydałby się jakiś dobry pociąg ale niestety - lipa !
Zaczynają przemykać Expresy z Mega, tempo zbyt wysokie jak dla mnie, odpuszczam.

Dojazdówka do Dziewiczej nieco mnie zadziwia. Single świeżo wyrąbane centralnie po krzakach. Krajoznawczo by mnie to kręciło. Na wyścigu zupełnie mnie to nie jara. Non stop kapie deszczyk, tragedii nie ma ale na jednym z wyślizganych drzewek muszę zrobić podpórkę. Czuję pierwsze oznaki przyczajonych kurczyków.
Może dlatego, że dość dobrze znam ten chamski ból łatwiej mi go opanować zanim się rozwinie.

Jest i Killer, tym razem od dołu. Przesuwam się na końcóweczkę siodełka.
Grunt to spokój.
Koło buksuje w piachu, pomimo dopingu ;-) wypinam się z pedałów.
Na szczycie dochodzi mnie bloom na swoim potworze 29'.
Ustępuję miejsca szybszemu i jakaś gówniana brzózka wkręca mi się w kasetę i przerzutkę dość dokładnie. Szarpię się.
Jestem wqrwiony.
W końcu dochodzę z buta dalej tą wąziutką ścieżką wśród iglastych krzaków.
Do tego jakiś "worek" mówi żebym mu zrobił drogę ....
W odwecie idzie wiącha ... Strój Author, plecaczek.
Teraz pewnie bym to kompletnie olał, ale jak jest ścig to jest też adrenalina.

Na Dziewiczej Maciej odżywa. Widzę jak z pasją atakuje podjazdy.
Wiele się nie urwał.
Za sekcją XC bufet. Tam go łykam, bo on tankuje.
Zresztą ewidentnie długie proste mu nie służą ;-P
Ja nie zatrzymuję się na żadnym bufecie. Jest zimno, pocenie minimalne, jeść jest ciężko, trasa nie pozwala.
Ogólnie wciągnąłem 2 Maximy, 2 Shoty Magnezowe i 2 bidony Vitargo.
Pod tym względem wydaje mi się, że było całkiem OK.

Za rozjazdem wyprzedza mnie dość żwawy kolo z "Bydzia Power".
Młody tnie jak dzik i staram się dotrzymać mu koła.
Jest ciężko. Daję jedną - dwie nieśmiałe zmiany.
Na więcej mnie nie stać.

Dzięki młodzikowi mam fotę - szkoda, że nie jechałeś :/
My, my, my ... my tak podjarani .. mytak podjarani .. ;-)))


"Bydzia" miał defekt opony dlatego został z tyłu, teraz nadrabia (i chyba do końca mu świetnie to nadrabianie poszło, bo ostatecznie widzę go wyżej niż JP (!)).
Tymczasem zgarniamy jeszcze jednego bajkera. Dają zmiany.
Później trochę feralny dla mnie bufet.
Oni "tankują" a ja zwolna jadę dalej, bo niczego mi nie trzeba.
Wciągam żela, który chyba zmula mi mózg, bo "zostaję ze spuszczonymi gaciami w środku piaskownicy" a koledzy chyżo przemykają twardą, wąską ścieżką po prawej stronie drogi.
Wydostając się z pustyni dopadają mnie mniejsze i większe kurcze.
Nie mam szans na dogonienie.

Pozostaje mi "delektowanie się" pozostałymi dziurami na trasie.
Zauważyłem, że bardzo ładnie rozwinęły się przy obecnej aurze porosty !
Duże, zielone.
Niektóre gałęzie jakby pociągnięte zieloną pastelową farbą. Zupełnie nie pasują do lasu. Kiedy wreszcie będzie ciepło ??!

Końcówkę staram się jechać jak najrówniej, na granicy kurczów.
Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale naprawdę, oglądałem się kiedy wreszcie Koksiu mnie dojdzie ;-] !
Dziś mnie jednak nie doszedł.
Był tylko jego duch.
Mało tego, nikogo z przodu, nikogo z tyłu.

Totalne tyły megowców.
Truposz Pierwszy zapytał "który to kilometr ...?" Zrozumiałem o co pyta dopiero jakieś 10 m za nim, taką miał zajebistą prędkość .. a ja takie zmulenie myślowe.
Odpowiedziałem w myślach "XXX". No, bo mnie to k* obchodzi, trzeba zap* co ch* wyskoczy do mety.
Każdy ma swoją metę. Taką na jaką sobie zasłużył.
Odpowiedz sobie na pytanie czy naprawdę dałeś z siebie wszystko ?
Czy tego chciałeś ?
Zadowolony ?
...

Następny "Agent", taki sobie jeden kolo, powiedzmy Pan Baryłka, ale nie będę pisał na forum z jakiego Teamu - sobie jedzie.
Mały korzonek z piaskiem powoduje u niego konwulsyjną reakcję celem opanowania roweru. Obserwuję to z tyłu z nieukrywanym zniesmaczeniem i poczuciem wyższości.
Pycha ? Owszem. To grzech. A gdzie grzech tam - kara ! ;-P
No ok, jadę dalej w "bezpiecznej odległości", nareszcie prosta droga, 2 duże szerokie tory, idealne miejsce na wyprzedzanie, więc cisnę ...
Dodam, że nikogo w promieniu + i - 100 metrów ..

Na jego wysokości koleś wykonuje manewr jak na filmach, w których to jeden samochód spycha na pobocze drugi.
To było zaskakująco abstrakcyjne uderzenie znienacka.
Oczywiście MOJA WINA, bo nie wydarłem się: UWAGA, PRAWĄ BĘDĘ MIJAŁ ZA 10, 9, 8, 7 ... No tak, żeby kolega mógł się psychicznie przygotować i mocniej ścisnąć kierę celem jej utrzymania jakby pęd, który wzbudzę podczas wyprzedzania miał go wciągnąć w mój aerodynamiczny tunel.
A, że był Panem Baryłką obdarzonym przewagą energii kinetycznej, nie miałem szans, żeby utrzymać mój zaplanowany tor
Szczepiliśmy się w śmiertelnym uścisku kierownic.
On oczywiście panika.
Zaraźliwe !
Więc trochę po hamulcach - trochę w las.
Szkoda, że nie był rzadziutki, ale dobrze, że nie były to kolczaste krzaki, które lubią rosnąć w Zielonce.
Próba lawirowania między drzewami skończyła się młodej sośnie.
Na szczęście nie spłynąłem po niej jak Postać z Kreskówek.
Rozwaliłem tylko serferską koszulkę Neil Pryde'a i walnąłem rowerem w kolano.
I tak leżącego dopadły mnie kurcze.
Wqrwiony na siebie, na gościa, który coś tam pytał czy mi nic nie jest, wiłem się z bólu, żeby się wydostać spod roweru, spomiędzy drzewek i zajebać kurcza, który mnie dopadł.
"Który to kilometr ? ...." dobija mnie Truposz Pierwszy .. Nieeee !!!
Po chwili się udało, ale adrenalina mi ciekła po korbie.
Szkoda, bo byłem w przysłowiowym gazie i trafiając na jakiś kryzys Jacka czy Jarka wszytko mogło się wydarzyć. Przynajmniej tak się motywowałem do równej pracy ;-)
Dodatkowo z tyłu cały czas doganiał mnie przecież Duch Koksia ;-)

Tym razem trochę szczęścia zabrakło i zamiast tego wyprzedziło mnie ze 2-3 gigowców, ja z kolei też jednego - dwóch wziąłem.
W tym kogoś z żółtych koszul.
Za przejazdem kolejowym przed piaskownicą miałem już co najmniej 4 dodatkowych kolesi na ogonie. Szkoda, bo co mocniej depnąłem to czułem przyczajone kurcze pieczone.
No ale nic, zobaczymy jak to wyjdzie.
Jeden poszedł w piach i tam poległ.
Reszta laskiem.
Słyszę z tyłu spokojnym tonem z delikatną nutą pewności siebie: Jak będziesz miał wolne to daj miejsce pójdę prawą".
Ponieważ nie bardzo miałem siły na szarpaninę: Spoko, proszę bardzo.
Wyprzedził mnie i .... zaczął zamulać :-)
Nie powiem, trochę mnie to zirytowało, ale wytrzymałem ciśnienie ambicji i zamknąłem dziób.
W końcówce ja zboczyłem do piaskownicy a on (powiedzmy Czerwony) konsekwentnie prawą.
Z tyłu jeszcze jeden w niebieskim stroju.
Niestety, trzeba będzie finiszować ... ;-P
Jak tylko dostanę się na asfalt to ich pozamiatam na moim sztywniaku i blaciku 48 ;-P
Chyba, że kurcze pozamiatają mnie ...

Dostajemy wiatr w pysk, ale udaje mi się skleić koło Czerwonego, więc teoretycznie tracę mniej sił. On próbuje odjechać ale bez typowego "skoku" szoszona, więc nic z tego Kolego ;-)

Na asfalt wjeżdżam na trzeciej pozycji.
Szybki blacik i już "rantujemy" z Niebieskim Pana Czerwonego.
Wszyscy się czają.
Mniej więcej ten kawałek trasy mam w głowie, w pamięci, w nogach, to nie jest wcale tak daleko ... Z doświadczenia przegranych finiszy wiem, że jak za późno zaczniesz to nie zdążysz osiągnąć prędkości Cavendisha na takim zmęczeniu i "wychodzenie z koła" mija się z celem.
Dlatego trzeba zaatakować pierwszemu i prędkość utrzymać do samego końca.
Ważny też jest element zaskoczenia i tzw. "odejście".
To tyle "mojej teorii", bo bardziej są to moje przemyślenia niż książkowe regułki kolarstwa szosowego ;-P

Zbliżamy się do zakrętu ...
Instynktownie wyczuwam moment odejścia ;-]
Staję na pedały i odbijam ostro w lewo, ścinając nieco ostatni zakręt.
Jest pełna pyta !
Oglądam się szybko - 2 długości za mną Niebieski, teraz tylko utrzymać to tempo.
Coraz ciężej mi się kręci, daję więc oczko wyżej i dojeżdżam do końca na nieco wyższej kadencji.
Niebieski drugi (?).
Czerwony trzeci (?).
Zadziwiająca jest ta zdolność do przekraczania naszych barier, które siedzą wyłącznie w głowie, w naszym ludzkim wygodnictwie albo unikaniu bólu.
Przed chwilą myślałem, że nie dam rady, że kurcze, że to, że sro ...
A teraz zapier* ile sił, bo dochodzi dodatkowa dawka prawdziwej noradrenaliny walki i przetrwania, jakby od tego kilkudziesięciosekundowego pedałowania zależało moje .. życie ?

Chwilkę za mną dojeżdża Maciej, mówiąc, że już mnie widział ;-P ..

Z naszego Teamu na Giga wygrał Jarek, JP_Bike - drugi, ja trzeci.
W moim rankingu dopisuję więc punkty: 3, 2, 1 ;-)
Muszę jeszcze jakoś chłopaków z Mega zapunktować ;-P

Mój próbny-zabawowy Ranking Total po 2 wyścigach:
1. JP_Bike: 7 pkt.
2. Jarekdrogbas: 6 pkt.
3. z3waza: 5 pkt.
4. JacGol: 5 pkt.
5. josip: 4 pkt.
6. rodman: 3 pkt.
7. Marc: 3 pkt.
8. Maks: 2 pkt.
9. toadi: 1 pkt.
10. klosiu: 0 pkt.
11. mlodzik: 0 pkt.
;-)
________________________________
wyniki oficjalne:
74/139 open
37/57 M3
________________________________
= pojechałem podobną miejscówkę jak w zeszłym roku w Murowanej [82 open / 39 M3], bo życiówkę miałem chyba w Dolsku (?!)[28 M3 / 56 open]
Te 2 oczka wyżej w kategorii i +8 open muszę uznać jako dyskretną poprawę formy vs 2011 ;-))


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 33.11km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:21
  • VAVG 24.53km/h
  • VMAX 50.41km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ściganko na Malcie ;-P

Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 11.04.2012 | Komentarze 2

Bajecznie !
Nareszcie nos mi się z lekka odetkał i rozpoznaję wiosenne zapachy.
Agresywne nastawienie do treningu.
Pociągnąłem szlakiem leśnym. Na maraton "MG" założę jednak Rebę, 110 km telepania może wymęczyć a tak chociaż trochę zamortyzuję wyboje.
Nawet miałem już zaklepanego Epica za 15 koła, ale jak zobaczyłem przełożenie blatu 38 stwierdziłem, że w Armstronga nie będę się bawił (kadencja >110 ;P) i Epica na Murowaną odmówiłem.

W okolicach Malty próbuję podjechać wszystko co wygląda na ścieżkę po kilka razy.
Nowy łańcuch łyka wszystko co mu zaproponuję.
Żałuję, że do Dziewiczej czy Osowej Góry mam tak daleko :/
Na velodromie sporo bajkerów - albo ścigam, albo uciekam ;-)
Da się pośmigać.

18:40-20:00, No Saint, Astana


Kategoria Outdoor


  • DST 20.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 00:45
  • VAVG 26.67km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rundeczka.

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 0




  • DST 48.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 26.18km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódź 3.

Niedziela, 8 kwietnia 2012 · dodano: 09.04.2012 | Komentarze 0


Kategoria Outdoor


  • DST 32.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 24.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódź 2.

Sobota, 7 kwietnia 2012 · dodano: 09.04.2012 | Komentarze 0


Kategoria Outdoor


  • DST 30.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 24.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódź 1.

Piątek, 6 kwietnia 2012 · dodano: 09.04.2012 | Komentarze 0


Kategoria Outdoor


  • DST 23.00km
  • Teren 21.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 15.33km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

XC Gniezno.

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · dodano: 01.04.2012 | Komentarze 5

Pierwsze zawody 2012.
Zimno w 3D, chociaż świeci słońce.
Sporo znajomych: Joanna, JP, josip, drogbas, z3waza i wielu innych z "zaprzyjaźnionych Teamów" ;-).
Oblookanie trasy - oj, będzie momentami wąziutko, fajerwerków technicznych brak, podjazdy do podjechania - szkoda, że symbolicznie krótkie, ale za to dość strome.
Widywałem podpórki u co poniektórych ;-)

Pogaduszki rozluźniające przed startem a później "siwy dym" dzikiego tłumu - bo 75 osób na XC to jest tłum !
Rozjazdówka pomogła nieco rozciągnąć stawkę, ale i tak jakaś lamka przyblokowała mnie pod płotem na singlu.
Pewnie ja też kogoś później przyblokowałem więc jestem taką samą lamką ;-P

Po spadnięciu łańcucha wziął mnie Wojtas (dziś forma była ;-)]

Zresztą międzyczas Wojtasa i mój z pierwszego kółka wskazuje ile to jest "1 spadnięcia łańcucha" = mniej więcej 38 sekund :-) (!)
Było to "dopiero w połowie" kółka.
Szkoda, bo fajnie mi się przed nim jechało ;-)
Co prawda JP i drogbas byli poza zasięgiem wzroku, ale wszystko mogło się jeszcze wydarzyć.

Napęd działający dość dobrze na okolicznym zamulaniu podczas XC zdecydowanie spisał się poniżej krytyki. Łańcuch wchodził na 2 wsady manetką, a odwrotnie spadł mi w sumie 5 razy. Na szybkim XC to trochę boli ;-P
Czas na zmiany - jest pretekst, hehe !

Jechałem "swoim" rytmem, może trochę zbyt oszczędnie.
Czuję jednak w płucach / oskrzelach zeszłotygodniową infekcję ;/
Były momenty, że miałem nos-gardło pełne :-] nie było czym oddychać ..

Ostatecznie pod koniec ostatniej pętli już luzuję nogę, bo nie mam się z kim ścigać. Jeszcze na dokładkę zdublował mnie Hulaj :-)

Wyścig w sumie dość łatwy technicznie, trochę króciutka pętla, bez żadnej glebki więc jestem zadowolony.

Co do poprawy ?:
- wyleczyć się do końca ;-P
- wymienić napęd ...
- mocniej pojechać ;-)

Ranking >>Znajomych Teamowych<<:
1. JP_Bike: 5 pkt.
2. josip: 4 pkt.
3. drogbas: 3 pkt.
4. rodman: 2 pkt.
5. z3waza: 1 pkt.

*tak se na próbę dla zabawy zrobiłem taki "total ranking", zobaczymy czy to będzie coś godnego kontynuacji ;-P

**wyniki: 50/75, 26/34 w kat M1 (Masters 1)


Kategoria Grupetto, XC, The Race