Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 107.50km
  • Teren 90.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 20.16km/h
  • VMAX 42.67km/h
  • Podjazdy 796m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mur. Go. & Dziewic(z)a G. 2009 - po lasach i piachach Wielkopolski.

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · dodano: 19.04.2009 | Komentarze 4

Bezchmurny niedzielny poranek. Za oknem 2 stopnie Celsjusza. Liczę, że słońce jednak ociepli atmosferę. Padało mało, więc na ubite dukty nie ma co liczyć. Dobra, mocna kawa, lekkie śniadanko, pakowanie rowerowych gadgetów. Wracam z rowerem z garażu a chłopaki już są na parkingu punktualnie jak zawsze. Do Murowanej Gośliny docieramy bez zbędnych problemów po drodze mijając jakiegoś ambitnego, co się rozgrzewa Poznań-Murowana Goślina – 20 km gratis. Już jest trochę ludzi na parkingu idziemy więc szybko odebrać numerki. Jak zwykle panuje atmosfera radosnego podniecenia wyścigiem, gra jakaś muza, świeci słońce, pierwsi w kolejce więc humory dopisują. Kupuję jeszcze po jakimś żelku na drogę. Samych napojów nigdzie nie widzę więc jestem lekko rozczarowany. Myślałem, że wszystko uzupełnię na miejscu a tu kiszka. Za kupienie 2 batonów tankuję na stoisku Maxim. Powinno wystarczyć do pierwszego bufetu.
Start Giga o 10.00.

W 2007 Murowana Goślina dnia 13 maja była moim pierwszym w życiu maratonem. Jechałem wtedy dystans Mega z czasem 3:45:37 na 67 km – średnia wyszła 17,87 km / h (!?). Mimo to załapałem się na 93 miejsce w M3 i 278 w Open Mega ;) To było coś !! Nawet mam fotokomórkę z tamtego startu dzięki uprzejmości Orga” , bo mi się nie zgadzało, że gość, którego wyprzedziłem na finiszu był przede mną. I zapis foto roztrzygnął kwestię na moją korzyść. Od tamtej pory przejechałem trochę kilosów i kilka maratonów. Rower ten sam. Ale kilka zbednych klamotów odkręconych, kilka przekręconych, kilka dokręconych. Czy będzie różnica ? Tym bardziej, że dystans „królewski” GIGA ponad 107 km ;P ...

Z formą generalnie cieniutko, a przecież obiecałem sobie, że w zimie się wezmę i przygotuję porządnie do sezonu. A tu zawsze coś, a to choroba, a to kontuzja na koszu, a to praca, a to dom, a święta i czasu brakuje. No i maraton wcześniej, zamiast 13 mają – 19 kwiecień. A zima w tym roku długo trzymała i codziennie rano zimno jak diabli. Na szczęście ostatnio udało mi się trochę pokręcić a i waga mi drastycznie też nie skoczyła, więc teoretycznie powinno być w miarę dobrze – czyli dojadę (o ile nie będzie sensacji ze sprzętem), tylko pytanie „który ?”.

Na starcie sporo osób jak na GIGA coś pod 200. Ogólnie jest prawie 1.000 osób – dużo jak na Murowaną Goślinę. Nadal zimno. Już wreszcie jedźmy ! Odliczanie, przeżegnanie, start ! Uważam, żeby głupio nie zahaczyć kogoś lub na kogoś nie wpaść, niektórzy grzeją jak szaleni. Adrenalina kapie im z łańc(ucha). Ja spokojnie. Nie dałem się ponieść. Wpadamy w pustynię. Ale jadąc z tyłu mam przegląd sytuacji i jadę skrajem lasu. Zawsze to 300 metrów męki mniej. Od razu staram się jechać swoim rytmem i nie szarżować, żeby szybko nie spuchnąć. Dość szybko stawka się rozciąga i każdy zajmuje należne mu miejsce w peletonie. Ja oczywiście gdzieś tam pod koniec, ale jadę swoje. W stopy zimno. Pociągam łyk zimnego napoju od czasu do czasu. Droga mi się odświeża z pamięci. Jest inaczej, „od tyłu”. Przypominam sobie jak 2 lata temu o właśnie tutaj przy tym korzeniu schwycił mnie kurcz (hehe). Od 10 km mieszamy się w swojej grupie – albo ja kogoś wyprzedzam albo za chwilę on mnie wyprzedza. Na szczęście nie kobiety. Niektóre jadą po prostu znacznie szybciej :)) i nie można ich dogonić. Dużo piachu. Mam wrażenie, że droga choć wydaje się płaska to jest jakby pod górkę i odwrotnie – płaska droga ale jakby z górki. Częściej pod górkę ;)
Nic spektakularnego się nie dzieje. Kilka fajnych odcinków w lesie. Kulam się. Cały czas do przodu. Po 20-stym km właściwie już samotnie. Niekiedy ktoś tam mignie mi z 300 m przede mną lub za mną. Wyjeżdżamy z lasu. Asfalt miał być chwilą odpoczynku a tu niespodzianka. Zimne arktyczne powietrze w twarz, z boku, rzadziej z tyłu. Drugi bufet – nie zatrzymuję się. Mam jeszcze co nieco w baku. Konsumuję żele na raty. Zastanawiam się ile to właściwie daje a ile to kwestia reklamy ... Niby sportowcy używają .. Średnia cały czas powyżej 20 kilo, na Dziewiczej spadnie, ale i tak powinno być OK. Na 50-tym kilometrze chwytają mnie zdradliwe piaski. Coś tam mi się wysmykuje spod nosa ;) ... W pewnym momencie mijam kilkuosobową grupkę z tym, że jedna osoba leży w lesie a kilka jest przy niej. Najprawdopodobniej fizjologia nie dała rady, bo droga jest płaska jak stół. Pewnie czekają na karetkę. Warto mierzyć siły na zamiary ...
Maratoński deser w postaci Dziewiczej Góry zbliża się nieuchronnie. Po tych leśnych duktach telepie mnie niemiłosiernie a ja mam przecież takie twarde siodełko ... Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, nie ma jak full (ale lekki). Trzeba zacząć odkładać kaskę ... To przecież dla mojego zdrowia ;) Już wiem, że raczej nie dam rady podjechać po 90 km w nogach, ale przynajmniej spróbuję. Pierwsze podejście, oddycham głęboko jak parowóz i niestety przednie koło zaczyna się podrywać na stromiźnie, muszę zejść. Fantastyczne te ścieżki podjazdowe !! Byłem tam kilka razy ale takich ciekawych podjazdów nie odkryłem ?! Niestety końcówka Giga miesza się z (końcówką ?) Mega ale mimo to tłoku nie ma i jak ktoś chce ma szanse podjechać. Na głównym szlaku, który normalnie wjeżdżam po wysiłku 20 – 30 km teraz jadę na krawędzi wytrzymałości. Jakieś nieświadome niczego stadko turystów wchodzi sobie śrdkiem ścieżki żeby podziwiać widoki z wieży nie zważając na to, że tuż obok rozgrywa się dramatyczny wyścig (hehe) !!! Niestety muszę się wydrzeć na cały głos „Drooogaaaaaa!!!”, trochę też puszczają mi nerwy i w ten sposób ratuję się żeby komuś nie nabluzgać. Niestety nie dojeżdżam do końca. Zabrakła jakaś ćwiartka podjazdu. Daję z buta końcówkę. Zjazd kilerem” z założenia zbiegam, bo mam jeszcze siniaki po ostatnim spotkaniu z koszem na śmieci w Łodzi. Wszędzie pełno aparatów, wow – jestem gwiazdą ! I tak nie kupię ... I tu się rozczarowałem, bo zamiast prostej drogi na metę jeszcze jeden podjazd !! Na dorżnięcie ! Tym razem się nie poddałem ;P Kątem oka dostrzegam, że po miłym zjeździe jest ostro w lewo i ostro pod górkę, ale ten kawałek znam więc udaje mi się zawczasu zredukować biegi i z najwyższym trudem podjeżdżam. W nagrodę super zjazd i końcówka do mety. Mijam kilku z mega i równym tempem zmierzam do celu. Kurcze mnie nigdzie nie chwyciły więc albo się zbytnio oszczędzałem albo dobrze rozłożyłem i tempo, i siły. Jeszcze raz zakopuję się w pustyni ale nie ma to żadnego znaczenia, bo ani przede mną ani za mną nie ma nikogo w moim zasięgu, z kim mógłbym się jeszcze pościgać. Jest meta. Jestem zbąbany ale zadowolony :) Nie chce mi się jeść. Przy bufecie spotykam Krzycha, który już wcześniej dojechał Mega i razem czekamy na Młodego Krzycha, którego minąłem przy ostatnim bufecie.

Podsumowując plusy / minusy tego maratonu:

Plusy:
+ trasa, naprawdę ładnie poprowadzona, nie trzeba było przedzierać się przez krzaki, było dużo krótkich podjazdów, na których można było się podmęczyć i deserek na koniec w postaci Dziwiczej Góry, na której wreszcie nie było tłoku
+ sprawne biuro obsługi (albo mieliśmy szczęście)
+ dobrze oznakowana trasa, ideałem byłaby tabliczka „Uwaga ! Podjazd 20 m !!”
+ pogoda idealnie dopisała, jak jest chłodniej mniej się poci i mniej pije
+ w miarę atrakcyjne nagrody, chociaż nie wygrałem i nie wylosowałem
+ doskonale zaopatrzone stoisko Gminy Murowana Goślina z fajnymi publikacjami
+ fajny pokaz trialu, co można zrobić na rowerze i z rowerem ... hehe :)
+ szybkie wyniki, również na stronce

Minusy:
- brak stoiska z możliwością nawet zakupu chociażby zwykłego Powerade
- można by jeszcze buteleczkę Powerka dorzucić na mecie tak jak u Grabka ;)
- białe skarpety jako gadget, wolę ciemne, mniej widać kurz
- słabe koszulki pamiątkowe do kupienia
- zbyt rozwleczone w czasie dekoracje
- tombola – za późno, wielu już pojechało do domu i my też mieliśmy dylematy czy zostawać, bo w domach rodziny czekają ....
- nie ma zaplecza dla rodzin z dziećmi, co mają w tym czasie robić nasze pociechy ? Szkoda, bo wtedy można by całymi rodzinami jeździć na takie imprezy .... ci co zostawiają rodziny w domu wiedzą o czym mówię ......
- monotonna muza, ile można słuchać tego samego kawałka ....

Jestem 161 w Open i 44 w M3 ze średnią 20.09 km/h.
Jak mawiał poeta: „A imię jego 40 i 4”, czy mnie miał na myśli ?! ;P
W 2007 miałem średnią 17,87 km.h na krótszym dystansie (67 km) jestem więc bardzo zadowolony z mojego amatorskiego postępu, aż o ponak 2 kilo na godzinę !!! ;))
Miejsce gorsze niż w Poznaniu czy Karpaczu gdzie łapałem się do 30-dziestki w M3 w „pomarańczowej edycji” ale sportowy poziom uczestników jest po prostu wyższy !
No i to dopiero początek sezonu, więc mam nadzieję zdecydowanie się poprawić jeśli chodzi o miejsce we wrześniowym Poznaniu ...
Tymczasem czas na Chodzież 26.04.2009 i sprawdzenie trzeciego cyklu maratonów, chociaż może na rower Speca się skuszę i pojadę te minimum 3 edycje ... :)))

Edit. 19.04.2009:
Na dziś parę statów, bo sił brak ...
Dystans: 107.19 km
Czas (licznika): 5 h 20' 38''
AVG. Speed: 20.05 km/h (uff, udało się ;P)
AVG. CAD: 77
Max. Speed: 42.67 km/h
Przewyższenia: 796 m
Gleba: 1
Spadek łańcucha: 3
Zaliczone bufety: 3
Zużyte żele maxim: 2
Batony: 4
Hiperwentylacja: "tylko" przez cały rejon Dziewiczej Góry ... ;P


Kategoria The Race



Komentarze
arturraszi
| 16:32 sobota, 25 kwietnia 2009 | linkuj Dla mnie w tym sezonie najważniejszy jest Poznań,obiecuję ,że pojadę GIGA.:)).Zazdroszczę zakwasów z Murowanej...Pozdrawiam.
z3w | 20:52 wtorek, 21 kwietnia 2009 | linkuj dla mnie to był pierwszy giga i co ciekawe Murowana w 2007 na dystansie mega - też była pierwszym moim maratonem. Reprezentuję podobny poziom i wrażenia bardzo podobne - choć Dziewiczą podjechałem stąd pewnie te 7 minut przewagi :D. Pozdrowienia i do zobaczenia w Chodzieży
klosiu | 13:11 wtorek, 21 kwietnia 2009 | linkuj Faktycznie, Dziewicza gora po 90 km dawala w kosc :). Zaczely mnie tam lapac miniskurczyki na podjazdach, ale dalem rade. Traska tam poprowadzona byla bardzo fajnie, mila odmiana po standardowym zestawie przez dwa lata odkad startuje. Btw, dwa lata temu w Murowanej na mega tez mialem swoj debiut i tez do tej pory mam ten sam rower ;D
tomicki
| 18:53 poniedziałek, 20 kwietnia 2009 | linkuj podziwiam, szczerze, jak na prawie początek sezonu taki dystans. jak to się robi bo mnie by chyba reanimowali pod koniec.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!