Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 84.00km
  • Teren 71.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 22.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wolsztyn - Kaczmar Elektricze.

Niedziela, 30 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 9

87 wyścig w życiu; 16,5 w 2012
72 km wyścigu; 3:14:00;
41 open; M3/9; średnia z wyścigu: 22.35 (?! coś za wysoka)
międzyczasy: 00:56:40 /49/; 02:20:38 /43/
__________________________________________
"Ja wiedziałem, że tak będzie ..."
Czyli pińcet osób i start z końca. Pisałem do orga" po prośbie o nieco lepszy niż Dupa Murzyna Sektor ale mnie zlali totalnie - brak jakiejkolwiek odpowiedzi.

jakieś 450 osób do objechania ... © rodman


Trudno. "This is SPARTAAA!!!!!"
jak się robi sobie zdjęcie samemu to wyraz twarzy jest przeważnie ... dziwny ;-P, tutaj widzimy niepokój związany z koniecznością wyprzedzenia prawie wszystkich uczestników ... © rodman

.... i już MINUTĘ po starcie mogłem przekroczyć linię startu.
Pierwsze 50 osób skosiłem manewrem oskrzydlającym "Enduro Park Offroad Wolsztyńska Masakra Blatem XT cz.1".
Kolejna 20-dziestka padła na bruku dojazdowym do mostka od MIECZA wykutego przez samego Hattori Hanzo.
Jeden próbuje mnie strącić na krawężnik lecz moje krótkie i solidne "Kuuurrrwwaaa!!!" powoduje szybkie postawienie go do pionu i wcześniej obranego toru jazdy.
Oto i LEGENDARNY mostek na którym poległo wielu bajkerów.
Rzucam GRANAT przeciwpiechotny, szybka seria z UZI i robię desant na tory kolejowe. Kolejne pół setki z tyłu.
Chyba Maks tam również poległ, bo go później na trasie nie spotkałem.
Pierwszy "singiel" śmigam osaczony przez zamulaczy tuż przy betonowym płocie.
+10 oczek.
Nareszcie się rozluźnia. Jakieś korateki ciągną swoją kobietę na pudło.
Trzeba trochę odsapnąć, bo za chwilę skończę na Mini.
Jak się daje wyprzedzać - wyrywam kolejne oczka. Tak to już jest na żniwach z końca stawki. Na razie mimo sporego tłumu - jak ja tego nienawidzę w maratonach - wszystko idzie bezboleśnie bez zbędnych kraszy i większych spinek.
Padają jak muchy. Na wszelki wypadek komunikuję, żeby czasami nie przyszło do główki zmieniać komu gwałtownie tor jazdy: "Lewą idę !!!"
Skręt na krótki asfalt, trochę wieje, dalej w las.
Pierwszy kontakt z piachem - rozczarowanie - miało kurwa padać i się ubić a tu dupa ... będzie ciężej niż zakładałem.
Laczki trochę noszą, ale nie tonę tak jak w Wiórku.
Przed singlem spawam koło z Marc'em, który proponuje karnięcie się moim bajkiem i komentuje kolejny singiel jako "fajny". Zgadzam się z nim skwapliwie, że fajny by był jakby tłumów nie było.
Później szpula w dół i Marek ładnie dokręca na zjeździe ;-)
Wyczuwam twardsze podłoże pod gumą więc zwiększam kadencję.
Dobrze się ciśnie, byle nie przeholować i zostawić trochę na resztę dystansu.
Świeża ścinka drzew i liczne pułapki pozastawiane przez podstępnych drwali udaje się ominąć.
Jest i fajny singielek pod górkę. Wszyscy w miarę ładnie w rządku - nie będę się zaginał. Ale jakiś koleś za mną strasznie się zagiął i SAPIE. Wyczuwam delikatną nutę czosnku i bazylii zmieszaną ze śliną. Ja pierdolę, gościu jak jebniesz we mnie to Cię zajebię pompką i powieszę na dętce na najbliższej solidnej gałęzi.
No i kurwa "a nie mówiłem !" już musi zsiadać by się nie wypierdolić w poprzek.
Próbuję omijać ale koło się osuwa w piachu i szybko schodzę robiąc kilka szybkich susów na szczyt.
Chytry singiel z ukrytą pułapką - łacha piachu - jak ktoś przestrzelił - but available. Śmigam bez strat sekundowych.
Teraz ciekawy odcinek interwałkowy niby szeroko ale da się jechać głównie środkiem. Jakiś debil zaczyna zamulać z przodu i popijać z bidonu hamując całą stawkę. Nosz kurwa, wypierdalaj teraz z tym bidonem !
A na głos coś w deseń" "Te, nie masz kiedy pić tylko teraz na środku singla bufet robisz ?!!" No może tylko jedną "kurwę" wplotłem, żeby nadać trochę ekspresji mojej wypowiedzi. Wyprzedziłem mamrocząc pod nosem teksty pełne zniesmaczenia i jadę SPOKOJNIE pod górkę bez zbędnego palenia mięśni w tej fazie wyścigu. Za chwilę sapanie - chyba zmotywowałem gościa ;-)) - "No JEDŹ, czemu nie jedziesz ?!" z nieukrywaną zaczepką w głosie. "To gdzie mam pić ?!"
No kurwa .... myślę sobie, jak jesteś pizda to sam kiedyś dojdziesz do tego, że najlepszym momentem na picie jest koniec pociągu (chociaż jak ktoś gwałtownie zahamuje to nie masz szans ..) lub odcinek prosty, w miarę równy, na którym nie blokuję toru jazdy szybszym, ambitniejszym, waleczniejszym i lepszym zawodnikom.
Ale ponieważ mam wielki szacunek do wydatkowanej zbędnie energii zripostowałem krótko: "W dupie, kurwa ..." A zaoszczędzoną w ten sposób energię wydałem na zrzucenie 2-ch oczek w dół i odejście na stojaka do szczytu górki, z którego moim pięknym oczom ukazała się czerwono-biało-czarna koszulka teamowego przyjaciela a czasami nawet rywala - Koksia, który wybrał tor trudniejszy (?!), wąski, bardziej wyryty w ziemi.
Puściłem klamki i minąłem go z nieukrywaną gracją :-)
Część pierwsza planu wykonana, ale ... kiedy Koksiu mnie za chwilę wyprzedził, dowiedziałem się, że Jacgol ustawił się dziś wyjątkowo chytrze z przodu stawki (3-cia linia ?! hehe) i jest z przodu.
Jak już się kilka razy z kimś pojedzie wyścig - mniej więcej wiadomo "na co kogo stać". Postanowiłem się trzymać się w zasięgu Koksia, no chyba, że wcześniej wykończą go zakwasy po bieganiu.
Tym razem go nie wykończyły. On tak ma, że jak go nie zmiażdżysz porządnie, będzie się odradzał na trasie, a szybkie końcówki ma zawsze mocne, szczególnie jeśli nie ma dłuższych podjazdów. Nie raz wykończył mnie na kilka kaemów do mety ...
Wow, są i trzy wykrzykniki i oczywiście KOLEJKA do kilkunastometrowego zjazdu między cienkimi brzózkami. "Puścić kurwa te klamki !!!" komentuję radośnie, bo po ostatnich jazdach na amorze z prawdziwymi hydraulicznymi klamkami E5 czuję się >przechujem< w hamowaniu z szybkiego zjazdu. No w każdym razie czuję się pewniej niż na V-kach ;-P
Dalej tasujemy się z Koksiem i jakoś nie widać po nim zmęczenia - chyba jest dziś w formie ;-) Na piaskach jednak nie jestem w stanie powstrzymać jego odejścia.
Przysięgam, że następnym razem jak będzie tylko łaszka piachu założę Race Kingi !
Ale te Maxisy tak fajnie zapierdalają po twardym ... a twarda ma być końcówka ..
Tymczasem dochodzimy Zibiego - pięknie wystartował, dzielnie podjeżdża co się da podjechać, ma jednak przyspieszony oddech i czarne myśli o jego rychłym "zgonie" przemykają mi przez móżdżek. Się pozdrawiamy i lecimy dalej każdy po swojemu.
Następuje urokliwy singielek kończący się przechujowo - zwalone drzewo = mały korek. Popędzam przeprawę dziarskożołnierskim US Marines Komando Foki: MoveMoveMoveMoveGoGoGo!!!! , żeby rozładować zgromadzone pokłady napięcia, odprężyć się i zmotywować do dalszego napierania.

Tniemy po szerokim. Mariusz dał zmianę i wyciął w pień jeden pociąg.
Znowu piach ale tym razem na prędkości idzie gładko.
Skręt, za chwilę bufet - solidarnie olewamy, chociaż mam tylko bidon i 2 snikersy w kieszeni.
Rzeź niewiniątek padających pod naszymi blatami trwa, przejmuję inicjatywę wyczuwając nagły zwrot akcji. Likwidujemy kolejny pociąg tuż przed nagle atakującym znienacka singlem, #$%^&*@#!?!! a tak bosko żarło ...
Na szczęście w singla wchodzę pierwszy więc niech się inni martwią - pierwszy ma więcej czasu, żeby się ustosunkować do korzonków, dołków i drzewek, które chcą Cię wyjebać w kosmos. Szkoda, że nie mam z tyłu oczu, bo co rusz dobiegają mnie słodkie odgłosy (np. k*, o ja p*, itd.) konających i zaskoczonych korzeniami / gałęziami wojowników.
Szybki myk z roweru - 2 kroki i koniec singla - nowa szeroka droga.
Koksiu chwilowo został, ale z pewnością za chwilę mnie dojdzie na sekcji piaszczysto-podbiegowej.
Zaaaaajeeebiście strome podejście próbuję objechać, ale sam się wychujałem, bo na końcówce tej górki Koksiu mnie znowu wyprzedza.
Na drugą pętlę wjeżdża z kikunastosekundową przewagą, którą systematycznie niweluję mimo popełnienia małego błędu technicznego w "piaszczystej pułapce za górką przed kolejnym ostrym skrętem w singiel".
Spawam ponownie w "cienkobrzózkowych wykrzyknikach".
Albo Mariusz narzuca mocniejsze tempo albo ja słabnę.
Pani z Endomondo podaje mi piękną angielszczyzną kilometr i aktualne tempo.
Jest dziarsko !
Piękna pogoda, nie za gorąco, nie za zimno ! Piękne lasy ! Piękna traska !
Jest cudownie ! :D
Singiel nadkorzennojeziorkowy przejeżdżamy gładko po drodze likwidując kilku zagubionych.
W pewnym momencie Koksiu źle skręca - ja jadę dobrze - ale żeby wrócić na właściwy tor, traci kilkanaście sekund na drugim pomiarze czasu.
Czekać czy jechać ?
Decyduję się jechać, bo nigdzie go nie widzę, w końcu się wyłania, dość daleko, więc jadę dalej - ma kopyto dziś, są jeszcze piachy - raczej mnie dojdzie.
Do tego ciągnie niepotrzebnie jakiś "ogon".
Pod 2-gim podejściem jest wreszcie Jacgol :-) o jak chciałem przybić mu piątkę ! lub blachę .. to nie fair, żeby nam tak skutecznie dziś spierdalać }:-/
I w tym momencie trzeba było do niego dosłownie doskoczyć, zmusić do konwersacji, wyrwać mu serducho i wieźć się za nim do mety.
Rzut kamieniem.
Po szybkim podejściopodbiegu poczułem mocno "czwórki" i nie doszedłem.
Jacek wyrwał za to jakby zobaczył stado zombee o zachodzie słońca.
Koksiu potwierdził na mecie ;-)
Kolejna sekcja piaszczysta odbiera mi resztki sił i z gracją wyprzedza mnie Koksiu z ogonem: "Gonimy, gonimy !!!" zachęca, ale nie bardzo mogę podkręcić tempo i dospawać. Jak czegoś nie zjem to będzie totalny zgon !
A meta coraz bliżej i podjazdów raczej już nie będzie.

Udaje się wepchnąć na siłę batona "S", przeżuć i przełknąć nie zakrztuszając się przy tym. Po sekcji "Only for Wild Pigs" - specjalnie kurwa zaoranej łączce z akcentem błotnym, obserwuję, że Ogon zrobił Mariusza w chuja i mu uciekł.
To już jest końcówka ... Jest twardo, więc się zaginam.
Zbliżam się ale odległość nadal bezpieczna.
Tam gdzie Koksiu nie kręci - ja dokręcam - co chwile mi znika za zakrętami i pojawia się ponownie. Jeszcze trochę !!
Na pełnym speedzie przelatuję przez "bramkę" między drzewkami, jeszcze tylko kilka metrów ... Dochodzę do koła, czuję "zapach finiszowej krwi" (jak ładnie to ujął wielki nieobecny - Giga objawienie sezonu - Josip wciągam głęboko w nozdrza i ogarnia mnie Bloodlust - "Increases melee, ranged, and spell casting speed by 30% for all party and raid members. Lasts 40 sec." - hehehe :DD
Cholera, zaraz zacznie się singiel i będę musiał lecieć po trawie - nie jest dobrze - na szczęście singiel się rozdwaja więc przeskakuję na drugą nitkę, żeby zacząć finisz właściwy. Epicki pojedynek po tylu kaemach, w tym sporo wspólnie przejechanych, face-2-face,pyta-w-pytę ...
Odpalam nitro~na~bloodluście, czyli to wszystko co miałem jeszcze "na stanie" i wyprzedzam Mariusza ciągnąc w zagięciu "na wszelki wypadek" do końca.
finisz do końca - żeby weszło w nawyk "nigdy nie odpuszczać" © rodman

***************************************
morderczy finisz vs Koksiu tym razem na moją korzyść ;-P ale piekielnie ciężko było go w ogóle dojść ... © rodman

Za linią zwisam na górnej rurce jak naleśnik, no wytrzepałem się na tym finiszu, miło, że wygrałem - gdyby meta była 200 metrów wcześniej wygrałby Koksiu.
Jacgol odparł nasz atak i gratki za zwycięstwo "teamowe".
Stał z przodu - ale i tak jego odejście za "górką" było na tyle mocne, że wsadził nam w końcówce minutkę.
Poziom się wyrównuje, jak każdy będzie miał motywację i czas na trening następny sezon zapowiada się ELEKTRYCZNIE ;-)))

^^^poza tym Jasiu ...
Jasiu z radością odstawia konkurentów ;-) © rodman

...zajął 3-cie miejsce w "biegowych" - skosił 2 super lampeczki Gianta (biała+czerwona) i świnkę skarbonkę
2-gie pudło w tym roku na 2 starty - pozazdrościć skuteczności :-)) ! © rodman

^^^Szymon ...
Szymonowi już muszę znowu siodełko podnieść, niedługo rama będzie w sam raz ;-), z lewej kawałek dopingującej Magdaleny ;-D © rodman

...był za to 6-sty i mówił, że było dramatycznie - wywalanie się innych, chamskie zajeżdżanie z blokowaniem, ale było fajnie ;-))
szerokie pudło Sajmona :-) © rodman

^^^Żona też zadowolona z powodu sporej ilości wyciętych grzybów, które musiałem pomagać obierać do wpół-do-pierwszej w nocy ... ;-P





Komentarze
klosiu
| 19:30 wtorek, 2 października 2012 | linkuj Zajebista relka! :)
Co do ogona, to z zasady mam takich w d... na kurwidołkowych trasach, bo i tak nie jestem w stanie trzymać koła na nierównym terenie :). Braki techniczne pewnie. Jak ktoś mi się ciągnie za kołem to próbuję urwać, a jak się nie da, to ignoruję :).
bloom
| 19:09 wtorek, 2 października 2012 | linkuj Szymon widzę już na 29 :DD

To co wracasz na mtb ?

josip
| 14:31 wtorek, 2 października 2012 | linkuj No to teraz gratki już w pełni należą się:) co niniejszym czynię, he he.
Dzięki za to "giga objawienie sezonu", na wyrost ale miłe..
Virenque
| 07:14 wtorek, 2 października 2012 | linkuj Fajna relacja, podobnie się czułem na RoadMaratonie w Srebrnej Górze, jak po upadku musiałem z ostatniego miejsca przebijać się do przodu ;)
Coś jak Kubica po zmianie silnika przed startem hehe ;)
Graty za świetny występ.
z3waza
| 18:44 poniedziałek, 1 października 2012 | linkuj Tej, a ty czym robiłeś tę sweet focię? iPadem? I jak go schowałeś w kieszonce ;D
Z braku laku (a właściwie wpisu Jacka G.) składam gratki :D
MaciejBrace
| 16:20 poniedziałek, 1 października 2012 | linkuj Przepraszam, ale do autoportretu brakuje opisu.
Trzymając jegomościa za uszy powiedziałem mu:
Wypier.... z tym składakiem.
Tak mi się skojarzyło. ;)

Walka i finisz z Klosiem niczym film - znikający punkt.
klosiu
| 11:13 poniedziałek, 1 października 2012 | linkuj Średnia wysoka, bo w wynikach pewnie jest dystans 72km, a nie 69, jak wychodziło z licznika.
Fajnie że ci się Kaczmarek podobał, to chyba najciekawszy cykl w pobliżu, a trasa w Wolsztynie wcale nie była najlepsza, dałbym jej miejsce 3/6 ;).
Dzięki za zmotywowanie & gratki za finisz! :)
JoannaZygmunta
| 21:07 niedziela, 30 września 2012 | linkuj Bardzo dobrze wyglądasz na tym zdjęciu. Ale żeby z takiego końca startować! Choć co to dla Ciebie i tak większość po chwili była za Tobą .
josip
| 20:09 niedziela, 30 września 2012 | linkuj Jak relka później, to gratulacje również-:) Coś młodo wyglądasz na tym autoportrecie:)
Widziałem w wynikach, że była wygrana setka z Koksiem ale Jacgol was obu objechał...
Start faktycznie z najgłębszych czeluści kloaki, a było napisać do orga o swoich wynikach, to sektor by przydzielili, tak przynajmniej stoi w regulaminie.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!