Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Grupetto

Dystans całkowity:8814.62 km (w terenie 3762.20 km; 42.68%)
Czas w ruchu:388:29
Średnia prędkość:22.69 km/h
Maksymalna prędkość:74.65 km/h
Suma podjazdów:29325 m
Maks. tętno maksymalne:180 (98 %)
Maks. tętno średnie:152 (83 %)
Suma kalorii:22450 kcal
Liczba aktywności:137
Średnio na aktywność:64.34 km i 2h 50m
Więcej statystyk
  • DST 56.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 22.40km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żurawie wróciły ...

Sobota, 27 lutego 2010 · dodano: 27.02.2010 | Komentarze 2


... i nawołują samice do kopulacji ... idzie (jest?!) wiosna ..
Wojtas narzucił dość ostre tempo i trening wypadł pewnie na progu mleczanowym,,,
Po drodze parę hopek, żuraw na łące i debil w szarym mercedesie 600 PZ.... co mnie zepchnął do rowu wymuszając pierwszeństwo. Może jakbym ważył 20 ton więcej byłoby o jednego pojeba za kółkiem mniej, a tak znowu mu się upiekło ...


Kategoria Grupetto, Outdoor


  • DST 11.60km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 9.28km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Siata, noga, przełaj a może i kosz ?!

Czwartek, 10 grudnia 2009 · dodano: 10.12.2009 | Komentarze 3

Wczoraj z chłopakami pobiegałem trochę po sali w Środzie (jak to w środę zwykle ;P) a dziś urządziłem sobie wieczorne biegando od 15.35 do 16.50 z przerwą fizjologiczną z serwisu samochodowego (naprawa tłumika) do domu.
Żona pukała się w czoło, ale co zrobić, taki już jestem ...

No i to, że w niedziele tak "dziwnie ciężko" się jeździło to niestety nie był przypadek, tylko pieprzone przeziębienie, które mnie dopadło. Dzień leżenia i ruchy Browna żeby energia poszła na walkę z Virusem i jakoś wracam do normalności :) ... oby ..

Mam nadzieję, że uda się jutro wyskoczyć na kosza ;P

p.s. udało się :))
.


Kategoria Grupetto, Outdoor


  • Temperatura 20.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bowling.

Czwartek, 22 października 2009 · dodano: 27.10.2009 | Komentarze 0

Impreza "firmowa" w Wa-wie.
Niestety frekwencja nie dopisała.
Dystans 10 rund.
W przedostatniej serii pykam 7X strike'ów i zdobywam 195 pkt ;P
Rekord jest ;>

A to Python ... raczej nie Hutchinson ;))
Sobie leży ..


Kategoria Grupetto, Records


  • DST 16.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Kalorie 400kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Suchy Las. Falstart.

Niedziela, 18 października 2009 · dodano: 18.10.2009 | Komentarze 8

Wystartowałem ale i nie wystartowałem. Przyjechałem ale i nie ukończyłem.
Zimno, kilogramy błota, hektolitry kałuż (przydatny bidon z zabezpieczeniem dziubka) nawet za bardzo mi nie przeszkadzały.
Ludzi dosyć mało na starcie, wiadomo, nie wszyscy kochają ściganie w kiepskich warunkach.
Już po przejechaniu 30 m do linii startu (oczywiście "ostatni sektor") rower miałem oblepiony gliną zmieszaną z liśćmi i trawą. Zgarnąłem ile się dało.
Kilka słów zamówiłem z Arturaszim udało mi się pomachać Dorocie, do której już się nie chciałem przepychać (ale dzięki za zajęcie miejsca ;)!)
Później nastąpił fajny asfaltowy rozjazd, a że tłoku nie było można było przepchnąć się do pierwszej połówki stawki.
Następnie kałuże, błotko, błotko, kałuże, błotko, start/meta, błotko, kałuże, błotko ... Kilku odpadło, bo coś tam napęd nie wytrzymał.
Aż dojechaliśmy do momentu X.
Jakiś chujek pozmieniał chyba strzałki, bo nie przypuszczam, żeby organizator aż tak dał dupy, żeby nie było wiadomo gdzie jechać.
I to około z gruba 30-dziestu osobom.
Mniej więcej wiedziałem w którym kierunku musimy jechać, ale trafiłem na jakieś stowarzyszenie strzelające z kałachów więc zawróciłem ..
Spotkałem znowu Artura, Dorotkę, Pana Marka i chłopaków z AGRO Teamu Środa Wlkp. :)
Nastąpiło kilka szaleńczych prób jazd po okolicznych ścieżkach w desperackim poszukiwaniu szlaku, kilka narad w grupie po czym część (chyba ze 20 osób, w tym ja) zwinęło się z powrotem do mety a reszta jakoś tam trafiła w końcu na właściwy szlak i dojechała tę "Turystykę na Wqrwienie".
Dla mnie 15 minut straty to było aż nadto.
Przyjechałem żeby się pościgać a nie na orientację.

Odebrałem wpisowe 4-ry dyszki, dostałem na otarcie łez kilka Map Turystycznych i Atlas Pierścienia Poznańskiego ze stoiska Gminnego.
Niezmordowany redaktor Kurek garściami przytaczał anegdotki "jak to się ludzie gubili na licznych maratonach" czym pogłębiał moje wqrwienie, no bo ja wszystko rozumiem, można czasami się zgubić, ale nie jak robi to 30 kolarzy ?!
To już jest dla mnie przeginka.
Wystarczyło ustawić po 2 strażaków do pokazywanie drogi w tych kluczowych miejscach i byłoby po sprawie.

A tak przynajmniej umyłem sobie porządnie rower ...

Koniec startów w tym roku wypadł poniżej moich oczekiwań, ale i tak jestem zadowolony, że skończyło się tak a nie gorzej.
Przynajmniej 4-ry dychy do mnie wróciły ...




  • DST 75.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 18.75km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 3000kcal
  • Podjazdy 200m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niby objazd trasy Maratonu (?!) w Suchym Lasie 18.10.

Niedziela, 4 października 2009 · dodano: 04.10.2009 | Komentarze 6

"Niby", bo udało się przejechać chyba większość trasy ...
(foto by Dotka)

Spotkanie na parkingu, Do-tka :) punktualnie, do Dun'a oczywiście ciężko się dodzwonić … Nagle nadjechał znikąd ;P Lubi nadrabiać kilometry ;>
Poszukiwanie ulicy „biura zawodów” poszło gładko, później lekko się zawieruszyliśmy w okolicach Meteorytów – silna wola na rowerze słabnie w obliczu kuszących singli i technicznych podjazdów tego terenu. Walące się drzewo około 100 m od nas znacznie przyspieszyło przedzieranie się przez krzaki, które Piter chyba uwielbia :S …

Obraliśmy mniej-więcej dobry kierunek w stronę Warty trafiając na przypuszczalną trasę przyszłego maratonu i dalej w kierunku Biedruska. W międzyczasie Dun z lubością oddawał się kilkukrotnym przejazdom przez rwącą rzekę (a raczej strumień), tak aby uchwycić na aparacie „ten jedyny niepowtarzalny moment”....

Pomimo naszych namów nie dał się przekonać do bardziej efektownego lotu w poprzek tej rzeczki ;P
Przedtem jeszcze ominęliśmy padalca na drodze, zwanego przez laików „wężem” albo potocznie „zaskrońcem” ;))) Padalec jak byk, w sumie mogłem go przełożyć na pobliską trawkę ale musiałem trzymać koło ;)
Zbytnio odbiliśmy w lewo dostając się na asfalt do Biedruska. Tam, przy orzechu włoskim, którego owoce chrupał Dun pogadaliśmy na pożegnanie z Do-tką i ruszyliśmy dalej w kierunku na Oborniki.
Ładnie wiało, więc podjazdy wychodziły jak marzenie :D
Krótki popas przy śliwkach (zarąbiście słodkich!!) na polnej drodze urozmaiciły nam muchówki, nazywane popularnie „osami”. Pociągnęły parę kwantów isotonika z bidonu Pitera zostawiając w zamian produkty przemiany materii ..
Po delikatnym błądzeniu na 3 km przed Obornikami wylądowaliśmy efektownie w środku pola.
Odkrywając nowe nieznane ścieżki najeżone kolcami akacji szczęśliwie wydostaliśmy się na fantastyczną ścieżkę dla quadów równoległą do asfaltu. Po ćwiczeniach typu „bmx” zatankowaliśmy w Biedronie po czym wskoczyliśmy na wiadukt i …. Dun zniknął.
Za kilka minut telefon, że jest przy jakimś cmentarzu …. :D …. już był w drodze na Piłę zamiast z powrotem do Poznania … Nie byłem na aż taką wyprawę przygotowany więc poczekałem i ruszyliśmy dalej jak mapa kazała ASFALTAMI do Maniewa.
W Maniewie przy Panu Jezusie - Piter „szybciutko” zmieniał dętkę. Czyli standardowo ok 20 min (?!) ;) I tak ku naszemu zdziwieniu zrobiło się kolosalnie późno …
Droga pod wiatr sprawiała mi dużo satysfakcji jednak z radością ujrzałem znajomy parking przy pływalni Octopus. Dun ruszył na pyszny obiad a ja do Tulec żeby też zrobić sobie coś pysznego …
Extra wycieczka, chociaż cel spełniony połowicznie, to jednak towarzystwo Doroty i Piotrka sprawiło wiele frajdy :))>
Miło pomykać w tak zacnym gronie – mam nadzieję, że do następnego razu w powiększonym składzie !

W chacie zaatakowały mnie brudne garnki z którymi stoczyłem pierwszą bitwę, bo wojnę musiałem przełożyć na wieczór ;P odkurzacz, zmywarka, pranie ciuszków na rower …
Zdążyłem z większością przed godziną „W” ale to nie wystarczyło, żeby uniknąć męczącego kwękania, że to .. a że tamto … a miałeś jeszcze to zrobić ….

No przecież wypoczynek na rowerze jest znacznie ważniejszy !!!

.. a ten maraton to będzie generalnie wielka lipa, aż się zastanawiam czy warto płacić 40 zł za tak beznadziejną trasę, która ma w sobie sporo asfaltów, zwykłe polne i leśne drogi, tak więc kto stanie na końcu "sektorów" na końcu stawki przyjedzie .. więcej frajdy może sprawić buszowanie po WPN-ie .

.




  • DST 57.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 02:36
  • VAVG 21.92km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 2200kcal
  • Podjazdy 300m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Michałki - Wieleń

Sobota, 26 września 2009 · dodano: 26.09.2009 | Komentarze 4

oj działo się .... ;))

niestety nie odrobiłem lekcji i przeoczyłem rozjazd na Giga, pozostaje lekki niedosyt na Mega, bo była szansa na lepszą lokatę ..

mój szczęśliwy numerek: 268
open mega: 67
M3 mega: 19
czas: 2:36:19,72

... a teraz widzę, że zostałem jeszcze wydymany z pudła w kategorii "Medyk" ... SKANDAL !!! było tak ....

Michałki.
A właściwie skąd ta nazwa ? Michałki kojarzą mi się z czekoladowymi cukierkami nadziewanymi masą orzechową. W Wieleniu były drożdżówki, banany, rodzynki, woda 007, ciasteczka, makaron świderki, kawa / herbata za 2.50, kurz, piach, pył ….

Właściwie zrobiłem prawie wszystko, żeby jak najlepiej się przygotować. Im dalej w sezon – tym lepiej, trzeba się „tylko” dobrze wyspać i wypocząć przed maratonem. Sprzęt musi chodzić tak, żebym nie bał się wrzucać biegów. Omijać podstępne kamory, doły, gałęzie, podejrzane resztki butelek po piwie.

Wyprzedzać …. wyprzedzać, wyprzedzać !!!

Pogoda miodna. Chłodno, ale wiadomo było, że trochę stopni jeszcze naciągnie. Długie gatki, krótki rękaw, białe szkiełka, 1 bidon, 3 batony. Stwierdziłem, że żele olewam, bo to placebo.
Teraz myślę, że na Mega 2 by się zdały – szybko się łyka – czas trzymania kierownicy 1 ręką ograniczony do minimum. Przy batonie najpierw musiałem się naszarpać jak pies żeby dostać się do cennej kalorii a później mielić w dziobie uważając żeby się nie zakrztusić. No niewygodne na taki maraton.

Startujemy z czerwonej dupy, bo dupa tak naprawdę nie jest czarna tylko bardzo dobrze ukrwiona. Widziałem na hemoroidektomii. Czerwona.
Kilka razy przyspieszam sobie na stadionie wchodząc na tętno, żeby nie było zadyszki na pierwszych kilosach. Rzeczywiście pomaga.
Znajome chłopaki w zasięgu pytki. Wojtas. Artur. Dun.
Ruszamy w czarnym kurzu z czerwonej dupy. DunPeal (ziomal, a właściwie co to znaczy ? :)) oczywiście wydarł do przodu, słusznie zresztą, bo przebijanie się przez wolnobiegi było dość męczące. Jeszcze bardziej męczące było przebijanie się w tumanach kurzu i łachach piachu.
Paradoksalnie takie podłoże bardzo mi odpowiadało. W miarę lekka bryczka, brak wertepów (oczywiście z wyjątkiem końcowej niespodzianki …), rześka noga.
Staram się nie „palić” mięśni, bo 100 km to nie jest typowa jazda po bułki, nawet po płaskiej Wielkopolsce.
Dość szybko w lesie niestety został Wojtas. Jechaliśmy dalej w miarę blisko siebie z Arturem.
Artur został kawałek dalej, najprawdopodobniej na kolejnych piachach, których nie lubi.
Dun'a nadal nie było widać. Napierałem więc dalej, łykając kolejnych twardzieli. Niby się momentami przerzedzało, ale zawsze kilka – kilkanaście osób przede mną.
Mignęła mi znajoma koszulka ;-) i za kilka kilometrów mogłem już podziwiać barwy operacji Pustynna Burza na twarzy kolegi. Chętnie dałem zmianę, niestety Dun miał kryzys i nie zauważyłem, że został kilkanaście metrów. Machał, że mam jechać dalej więc depnąłem. Wpatrzony w ziemię lub plecy kogoś przede mną, nie zauważyłem też rozjazdu na Giga (a może gdybym poczekał na kolegę to bym trafił …).
Z dobrym humorkiem ucinałem czasami jakieś kilka zdań z innymi maratończykami.
Ale tak jakoś mi się zaczęło dłużyć, więc zapytałem czy daleko jeszcze do Giga – koleś prawie spadł z siodełka, bo rozjazd minęliśmy kilkadziesiąt minut temu ….
Od razu skwaśniałem. Taka hańba .. :-) zatem wziąłem się do roboty żeby to Mega chociaż jako tako wyszło i w klasyfikacji Medyków zająć jakieś dobre miejsce, przecież nie ma ich tu nie wiadomo ilu. Upadki, defekty i szerszenie omijały mnie z daleka. Raz tylko metrowa gałąź zablokowała mi się na sztorc w rowerze równolegle do rury podsiodłowej, na szczęście jaj mi nie urwała. Na bufetach nie stawałem. Gorąco nie było i udało mi się chwycić „Bonda”, którego wychlałem do połowy, prawie się krztusząc błotem (woda + kurz = błoto) …
Gdzieś tak od 40-stego km zaczęło się tasowanie stawki – jazda z tymi samymi kolesiami – raz oni z przodu, raz ja z przodu. Zapasy makaronu w mięśniach stopniały do niezbędnych rezerw na ewentualny finisz. Dopchnąłem batona na szerokim szutrze, zadowolony, że zostawiłem sporo osób za sobą, ale zapłaciłem za to dogonieniem przez kilkuosobowy pociąg, wsiadłem grzecznie do ostatniego wagonu, skasowałem bilet i jechanka.
Pociąg się wykoleił na krótkim ale gęstym od piachu podjeździe, na czym skorzystałem, bo mogłem trochę przewidzieć rozkład wagonów. Skoczyłem do przodu, później trochę zwolniłem, czując na plecach nieświeże oddechy rywali.
I to był największy błąd w tym wyścigu. Lepiej było dać po garach na maxa, żeby wjechać w końcowego singla jako jeden z pierwszych. Myślałem, że będzie jeszcze jakiś miły, szeroki dojazd do stadionu. Jak mawiają: Indyk myślał o niedzieli ….
I wpadliśmy w zajebiście zajebiste wyboiste wyboje, chyba specjalnie hodowane na ten maraton przez miejscowe PeGeRy. Zaskoczenie było pełne. Niestety pierwszy na tym singlu nie byłem.
Na koniec chytra dziura wybiła mnie w świeżo zbronowane pole i kolejne 2 oczka w plecy.
Już było pozamiatane. Moment, błąd i koniec marzeń o "medalu" (hehehe).
Lekko jednak wqrwiony, że końcówka kompletnie mi nie wyszła wjechałem na stadion i powoli niezagrożony i niezagrażający dokulałem się na metę, gdzie padłem na suchą trawę delektując się ciepłymi promieniami słońca.
Dzięki pojechaniu Mega, załapałem się na kilka przepysznych drożdżówek, których być może na Giga by dla mnie zabrakło.
Za niedługo wjechał czarnobrunatny na twarzy Dun. Później wyhaczyłem na stadionie, znajomy rower ;) i kolesia podobnego do Klosia z „bikestats.pl”. Podobny, bo to był właśnie Mario ;)) zwany popularnie Klosiem :>
Nie miał tyle szczęścia, bo urwał XT'eka z tyłu i nie ukończył żadnego oficjalnego dystansu. Chyba, że miniMini.
Poznałem też Pana Andrzeja, który jeździ w M5 i ma w tym swoje sukcesy (gratki !).
Tak se siedzieliśmy, obgadując wyścig i niektóre walki finiszowe, sporo było śmiechu ;>
Po kilku godzinach pikniku dojechał Artur, a po nim ostatni z Prawdziwych Giga Twardzieli – Wojtas – z dętką na szyi :< , dzielny był, bo zabłądził, przebił oponę, ale dojechał.
Chyba Tombola to widziała – wylosował pompkę jako jedyny z naszej ekipy.
Redaktor Kurek przeczołgał wszystkich do samego końca z dekoracjami, anegdotkami i tym losowaniem …
W niedzielę zobaczyłem na stronce maratonu wyniki w kategorii „Medyk”, gdzie czas miałem o 4 min lepszy od 3-ciego – czyli powinienem stanąć na pudle !! Fakenshit ! Trzeba jednak sprawdzać, jak małe dzieci, tych lokalnych Sędziów i upominać się o swoje ….
Mam jedynie nadzieję, że w przyszłym roku, jeśli potrenuję – powalczę … wybierając świadomie jakiś dystans ;)


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 13.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 00:34
  • VAVG 22.94km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 500kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

I Mistrzostwa Regionu Średzkiego w Kolarstwie Górskim.

Niedziela, 13 września 2009 · dodano: 13.09.2009 | Komentarze 11

XC - całkiem nowe doświadczenie :)) Podoba mi się ;P !
Ledwo zdążyliśmy na start Szymona o 11.30. Maksymalna nerwówka wyjazdowa. Droga dojazdowa do startu zablokowana, 2 kilometry biegania na rozgrzewkę. Ogólnie zimno, nawet momentami deszcz. Zostawiłem Szymona na starcie i dymam z powrotem po mój sprzęt. Jak już dojechałem ze swoim rowerem na start Sajmon był już po wyścigu. Okazało się, że był 2-gi (!!!) w kat. do lat 10 tracąc tylko 4 sek do zwycięzcy !!! (7 kończy w grudniu:).

Wyściskałem Syna i sam za jakiś czas ustawiłem się na starcie.
Niestety nie zdążyłem przejechać trasy co odczułem na pierwszym kółku, momentami czułem się zagubiony, bo taśmy pozrywał wiatr i jechało się trochę na czuja.
Nie przyfarciło mi, stanąłem w ostatniej linii. Efekt - na początku byłem zablokowany, gorszy start - wszyscy poszli po szerokości ale niestety prawie równym tempem. Zaryzykowałem i przydusiłem przed skrętem. Hamulec z piskówą tylnej opony - wchodzę w pierwszy łuk. Dałem pełen gwizdek i już na pierwszym okrążeniu wyszedłem na 2-gie miejsce.
Dyszałem jak lokomotywa w rytm muzyki techno.

Widziałem, że "pierwszy" przycisnął i zaznaczyłem go jako "poza zasięgiem". Perspektywa 2-giego miejsca i pierwszego w życiu pudła już mnie zadowalała, nie goniłem więc szaleńczo tylko starałem się kontrolować "pościg".
Na drugim kółku prawie bym zwymiotował - znak, że poszedłem "w trupa", adrenalina kapie mi z oczu. Sytuacja bez zmian. Lekki rower grzeje po ścieżkach.
Przyspieszenie ma niesamowite, w porównaniu z moim poprzednim ...
Bardzo fajnie się wspina na niewielkie pagóreczki. Jest sporo zmian tempa, zakrętów, opony spokojnie i bezpiecznie mnie niosą. Mimo, że stare (szczególnie Pythony) ładnie trzymają na parkowych ścieżkach i trawach.
Jadę tylko na 2-giej tarczy z przodu i mieszam przełożenia z tyłu. To wystarcza.
Trzecie kółko i nadal spokój. Chyba już każdy z nas pogodził się z zajętym miejscem. 4-rte i ostatnie kółko, meta, niesamowita radocha ;)))
Z czasem 34'40" zająłem drugie miejsce w kategorii Masters (?)(30-45 lat).
Stanąłem na podium - naprawdę fajne uczucie - gorąco polecam !!
Dostałem srebrny medal ;P Taki sam jak Sajmon.
Zajebiście ;))

P.S. Oczywiście bez czynnego udziału mojej Kochanej Żony cała wyprawa i sukcesy nie miałyby miejsca, może kiedyś uda mi się namówić ją na starty ;)

P.S.2. a nasi Siatkarze zostali dzisiaj MISTRZAMI EUROPY !!!!
Naprawdę fajna niedziela ....


Kategoria XC, Grupetto, The Race


  • DST 7.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 14.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening wieczorny z Sajmonem.

Sobota, 12 września 2009 · dodano: 12.09.2009 | Komentarze 0

tak, żeby się chłopak oswoił z rowerem, bo dawno nie jeździł, a jutro przecież zawody ;))


Kategoria Wycieczka, Grupetto


  • DST 101.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 25.25km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 175 ( 95%)
  • HRavg 150 ( 81%)
  • Kalorie 4000kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mknąc po szerokim bezmiarze dróg wielkopolskich ....

Sobota, 29 sierpnia 2009 · dodano: 29.08.2009 | Komentarze 4

Just like an Angel .....

w Środzie z Arturem objechaliśmy XC co będzie 13.09 :))
później po okolicy, udało mi się namówić na kawkę u mnie, bardzo się ujechałem, końcówka była ciężka, bo ten maniak narzucił pod wiatr takie tempo jakby mnie chciał rozprowadzić ;)))


Kategoria Grupetto, Outdoor


  • DST 71.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 29.38km/h
  • VMAX 55.20km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 180 ( 98%)
  • HRavg 152 ( 83%)
  • Kalorie 2100kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Osowa x 2

Czwartek, 6 sierpnia 2009 · dodano: 06.08.2009 | Komentarze 2

Ledwo zdążyłem wyjechać tak żeby wrócić za szarości, bo niestety dzień radykalnie odczuwalnie się skrócił. W wiórku dogonił mnie jakiś kolarz. Nie mogłem go urwać, chociaż próbowałem ;)
Widziałem tylko cień z boku, że jest za mną.
Na krzyżówce się zrównaliśmy i w ten sposób poznałem Tomka.
Parę falowanych górek do Rogalinka, nawrotka i Osowa Góra 2 podjazdy bo już trzeba było wracać.
Fajnie się jechało, większa motywacja, pogadaliśmy trochę.
Mam nadzieję, że jeszcze zjadą się nasze szlaki, bo nieźle ciśnie. Były zawodnik.
Bardzo sympatyczny młody księgowy. Startował w Orlikach i nawet jakieś tam sukcesy miał. Wychowanek klubu kolarskiego z Gostynia (Ojciec trener).
Zdradził mi kilka tajemnic o "bujaniu" rowerem na finiszu i podjazdach ;))
Ostatnie 10 km starałem się jechać wypoczynkowo. Jedynym dylematem było: kupić jedno czy może 2 Tajskie ;P
Jak zaczynałem wpisywać wypiłem jedno, a teraz kończę 2nd.

i: 0:58
a: 1:22
b: 0:06
c: 81


Kategoria Outdoor, Grupetto