Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 68.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 27.20km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Promno

Wtorek, 1 czerwca 2010 · dodano: 01.06.2010 | Komentarze 0


Kategoria Outdoor


  • DST 27.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 24.92km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Garby

Niedziela, 30 maja 2010 · dodano: 30.05.2010 | Komentarze 2


Kategoria Outdoor


  • DST 230.00km
  • Czas 06:19
  • VAVG 36.41km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

V Leszczyński Supermaraton 230 km.

Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 30.05.2010 | Komentarze 11

Ehhhh, jak zwykle na ostatni moment @#%$^&!!

*Pobieranie numerków (tym razem wylosowałem „20”) jest o tyle fajniejsze w supermaratonach szosowych porównując do górskich MTB, że można to zrobić nawet parę minut przed startem, byleby zdążyć to wszystko zamontować. Wynika to pewnie z faktu, że zawodników wypuszcza się co minutę w 6-ścio osobowych grupach, których rozstawienie polega na „koncercie życzeń” lub innych nieokreślonych bliżej zasadach.

W drodze z biura do samochodu spotykam Mariusza. On to jest zawsze przed czasem i ma spokój. Może następnym razem ta sztuka mi się uda. Pozdrowienia, powodzenia i szybko do furki.
Krótka rozgrzeweczka w miejscu, parę rozciągnięć, skrętów, wymachów.
Jest lekki stresik, dętka, pompka, batony, chałwa, próbka żelu, jeszcze tylko numer z czipem na koszulkę, komóra, licznik, kluczyk, kask, okulary, banany i na start, bo jest za 3 minuty.
Z daleka słyszę jak mnie wyczytują O-O !
Ustawiam się w mojej grupce. Co tu dużo mówić, nie wygląda imponująco, żeby nie powiedzieć „słabo”. Moja grupka jest 4-rta w kolejce. Start o 7:33. Czy to lepiej czy gorzej ?!
Trudno powiedzieć. Koleś z Rzeszowa – zwycięzca z mojej kategorii na Giga 240 km w Trzebnicy startuje o 7:51. Ciekawe czy dlatego, że wygrał, czy dlatego, że tak chciał ?
Z perspektywy wyścigu skład mojej grupy był w sumie nieistotny.
1x K4 na kolarce, 1x Niemiec – szoska, 2 dziadków i 1x M3 (konkurent, który jednak pojechał skręcił ostatecznie na Mega) na MTB/inny.
Wystartowaliśmy.
Pogoda idealna.
Jeszcze w miarę chłodno. Jak na treningu.
Tempo dynamicznego ślimaka. W sam raz na delikatną rozgrzewkę.
Jesteśmy gentelmeny więc Pani jedzie z przodu.
Daję zmianę.
Po kilku kaemach wyprzedza nas pociąg 3-dziestek, czyli szosowcy z numerami 31-36.
Kobitka (AZS Politechnika Wrocław) niewiele się namyślając łapie wagon, za nią M3 (Wisła Fordon) i skwapliwie ja. Tempo „drastycznie” wzrasta. Na szczęście nie na tyle, żebym dostał zadyszki. Kolega „Wisła Fordon” kręci głową (nota bene po co mu do górala uchwyt do czasówek i zbędne kilogramy ?!) i odpada. Jest lekko czerwony. Znaczy – się spocił ;)
Pani Joanna „ciągnie” jeszcze trochę ale też po kolejnych kilku km przestaje ciągnąć.
I to by było na tyle z grupki startowej.

Pociąg.
Koledzy szosowcy grzeją dość ostro. Siedzę na kole. Oni jadą 160-tkę, ja 230. Rozum nakazuje mi olewać zmiany i trzymać się ostatniego koła za wszelką cenę.
Taki sobie stawiam cel. Lesław z MPK Wrocław od razu zauważa obiboka i zachęca do współpracy.
Daję kilka nieśmiałych zmian. Nie wygląda to źle.
Ponieważ licznik wziął dzisiaj wolne, nie wiem, który kilometr jadę. Tylko stoper i czas. Może to i lepiej.

Peleton.
Dopiero po godzinie nadchodzi prawdziwe TSUNAMI i nas pożera. Głównie grupa INTERKOL z Ostrowa Wlkp. Tną jak dziki. Prawdziwe katy ! Jest ich co najmniej kilku, wrażenie jakby było kilkunastu. Rozdają karty, rządzą. Na szczęście kółek w tylnej przerzutce mi wystarcza. Wodzirej z Interkolu zachęca peleton 30-40 osób do współpracy. Nawet w pewnym momencie udaje się wyjść na zmianę, co kosztuje mnie sporo energii, bo walić na góralu >40 km momentami pod wiatr ile można ? Mówię sobie – poniechaj. Pokazałeś się, widzieli, daj se luz. Walcz o przetrwanie !
Im dłużej z nimi pojedziesz tym dalej zajedziesz :-)
Zaszyłem się więc gdzieś w okolicach 20-stki, żeby ograniczyć ewentualną możliwość odcięcia od głównego źródełka MOCY.
Jest super !
Obok mnie same znakomitości: Liquigas, Cervello, Milram, Quick Step, Corratec Team :) szt. 2 (jednego kolegę to z widzenia kojarzę z Malty – robi tempówki na Krańcowej), Grzegorz Napierała z Rowerów Rybczyński (ostry, żwawy rocznik '52), Szerszeń z Trzebnicy. Nikogo z Astany, Sky ani RadioShack.
Grupa czasami zrywa się w szaleńczym pędzie, wtedy dochodzę do pełnego blatu na mojej zwykłej góralskiej 8-śmio rzędowej kasecie. Generalnie z blatu było non stop do samego końca. Szosowcy na zakrętach i torach zwalniają – ja z kolei nie muszę za bardzo hamować, bo mam szersze opony 1.4 cala.
W pewnym momencie nawet się przesuwam ma 7 – 5 – 1 !!! pozycję, dając „wzorcową” zmianę jak na treningu :)
Na każdym kolejnym podjeździe 4 %, 9 %, 11% czuję gdzie mam mięśnie w nogach. Nogi podają dobrze.
Nie muszę pamiętać o piciu i jedzeniu. Po prostu papuguję za tymi co przede mną. Reakcja łańcuchowa – ktoś bierze „łyczka” - biorą pozostali. Grzebanie w kieszeniach – prawie wszyscy jak na komendę jedzą batony / żele / banany lub kanapki ! Tak właśnie, widziałem Gościa z kanapką :-) chyba z Corratec Teamu (albo co najmniej stroju).
Poza tym w peletonie nie ma żadnego MTB.
To mnie cieszy, bo nikt nas nie dochodzi ani nie wyprzedza.
Znaczy – jedziemy najszybciej ;-)

Bufety.
Sprawdziłem przed wyścigiem, na którym kilometrze będą. Peleton nie zatrzymuje się na bufetach.
Jak widzisz bufet jakieś 100-200 m przed sobą staraj się podjechać jak najbliżej prawej strony. Chyba na szosie zawsze bufety są po prawej, bo większość chwyta prawą ręką to co akurat jest do chwycenia. Plan był taki, żeby spokojnie na każdym bufecie sobie stanąć i się wypasać do syta. W końcu 230 to nie są żarty. W zeszłym roku raz tylko przejechałem 2 paczki. W tym roku było kilka 100-wek ale 230 jeszcze nie.
Dlatego nie montowałem drugiego bidonu. 0,7 starczy spokojnie „do pierwszego”, tym bardziej z rańca. Starczyło. Huragan przetoczył się przez bufet. W loterii bufetowej wylosowałem buteleczkę wody, więc byłem bardzo szczęśliwy. Następny za ok 60 km, słońce będzie już wyżej …

Po bufecie peleton trochę zwalnia. Jak się liderzy ogarnęli znowu narzucili ostre tempo. Ucieczki nikt nie ryzykuje. Większość pewnie jedzie na 160, teren momentami odkryty. Całkiem nieźle dmucha. Są wachlarze, wężyki i wszystko co znam z TV – Giro Italia czy TdF.
Na szczęście nie ma żadnej kraksy. Owszem, zdarzyła mi się raz delikatna obcierka o tylne koło moim przednim, ale to właściwie wszystko. Jedna osoba łapie laczka. Odpada.
Staram się trzymać w Top 20, bo ci dalsi trochę „popuszczają” koła i ciężko się później dochodzi. Każda taka akcji to XXX kCal mniej. Trzeba jechać ekonomicznie. Tym bardziej, że jadę w czubie z autentycznymi liderami, więc choćbym się zes**ł” to i tak pozostanę statystą.
Klasyczny komensalizm. Nikomu nie wadzę, staram się tylko trzymać koło. Ostrzegam jak wszyscy przed dziurami, skrętami, samochodami, zdradliwym szutrem.
Wyścig w ruchu otwartym, trzeba więc bardzo uważać. Chwila nieuwagi może skończyć się tragicznie. Niektórzy kierowcy to rozumieją, inni nie, trąbią więc i nie spuszczają nogi z gazu.

Bufet 2-gi poprzedza „bramka” tym razem jestem zbyt z lewej i dupa blada. Nic nie chwytam, do tego jeszcze mielę chałwę w gębie więc z moich błagań o wodę wychodzi śmieszny bełkot. Trudno, trzeba jechać na minimalnym baku do 3-ciego bufetu.
W peletonie zaczynają się jakieś ruchy z przodu na rozciągnięcie stawki i podmęczenie rywali.
Na około 140 km atakuje jeden z Interkolu, 4-rech z nich jest dalej z przodu, tylko 2 „obcych”, reakcji więc nie ma. Wręcz przeciwnie, Wodzirej zachęca innych kolarzy z uśmiechem na ustach: proszę bardzo ! Możecie go gonić ;-D
Tak jakoś czuję, że jest to atak na wygraną w dystansie Mega-Szosa.
Teraz jakoś nikt się nie kwapi, hehe. Koleś ładnie odjeżdża. Jakiś młody z „Liquigas” zaczyna go gonić. Za 1-2 kilometry zaczyna się jeden z cięższych podjazdów po nowiutkim asfalcie. W sumie nie wygląda groźnie, ale …. jest już 140 km w nogach i chociaż adrenalina znieczula, to jednak się go czuje. Kolejne palenie mięśni. Ciekawe jak będzie na kolejnym kółku … będzie trzeba go obalić jeszcze raz.
Na końcówce podjazdu dołącza „Liquigas”. Poległ i odpuścił. W międzyczasie mijamy różnych ludzi z Mega (165).
Przed sporym zakrętem w prawo kątem oka dostrzegam malutkie znaki rozjazdu na słupku.
Prawie cały peleton skręca w prawo. Krzyczę, że rozjazd na 230 !! Mogło w sumie się niektórym pojebać w głowach od tego pędu.
Skręcam niepewnie w lewo i widzę upragniony BUFET. Dołącza jeszcze 3-gości.
Interkol (?), Bogusław rocznik '59 Cyklo-Kęty i Pan „Szerszeń” (Krzysztof Łańcucki, 1949 !!) z Wrocławia. Najpierw nerwowe picie, napełnianie bidonu, drożdżóweczki, banany … Panowie, spokojnie ! Jest nas 4-rech. Uspokaja Szerszeń.
No spokojnie się odlewamy po drugiej stronie. Spokojnie ładuję w kieszenie kilka bananów i flaszeczkę na przeżycie końcówki. Pojedynczo ruszamy by połączyć się w mini grupkę.
Dziadki” ruszają z kopyta. Mnie jakoś tak przytyka, kolegę z Interkolu też. Rezygnuje.
Doganiam Pana Bogusia” i Szerszenia”.
Dają ostro po zaworach. Pewnie byli zawodnicy. Szosowcy na szosówkach.
I ja taki, ni przypiął, ni przyłatał – MTB, właściwie to mnie tutaj nie powinno być.
Na każdej zmianie tracę bardzo dużo sił, oczywiście tempo spada.
Jak oni wychodzą – to z kolei tak podkręcają tempo, że trudno jest nadążyć. Panowie, co tak szybko ?! Powoli nie daję rady ! :)
Odpuszczam kilka zmian, bo czuję, że zaraz umrę. Zjadam co mam. Piję. Niewiele to pomaga ale trochę pomaga. Szerszeń wyraźnie się wkurwia. Najpierw kręci głową kilka razy, w końcu nie wytrzymuje i: „Albo dajesz zmiany albo SPIERDALAJ !”
… O_O …
Szosowcy chyba nie lubią Górali. Tym bardziej jeśli taki góral trzyma im koło.
Później nie będę cytował. Co lepsze teksty: Ty wiesz kim ja jestem ? To jest mój 50-siąty maraton !
„A mój pierwszy !” Poszło sporo mięcha z obu stron. Nie sprzyjało to oczywiście atmosferze współpracy. „Boguś” próbował łagodzić nastroje zagadując to z jednym, to z drugim. Jego podejście mnie ujęło.
Nie wiedziałem kim jest Pan Burak Szerszeń, więc mu odpaliłem: Może i jesteś Miszczem ale kultury i klasy ucz się od tego Pana → wskazując na „Bodzia”. Tym razem nic nie powiedział.

Przez kolejne kilometry Szerszeń za wszelką cenę stara się mnie wykończyć”.
Próbuję dawać jakieś tam zmiany. Po każdej umieram. Kiedy nie dociągam do koła Bogusia – Szerszeń perfidnie zostaje za mną a później przyspiesza. Bardziej siłą woli niż mocą mięśni za każdym razem dochodzę. Wtedy Pan Szerszeń kiwa głową i szydzi, że jednak mam siłę.
Najgorszy moment przyszedł na podjeździe w lasku. Tam już rezygnuję. Nie mam siły stanąć na pedały a zrzutka na niższy bieg równa się urwaniem koła. I koło się urywa.
Bodzio i Szerszeń odchodzą na 5 m, 10 m, 15 m, 20 m. Godzę się z tym, że do mety będę kulał się samotnie. I tak powinno być nieźle.
Nie patrzę już do przodu. Zaciskam zęby i cisnę wpatrując się w przednie koło.
Chcę Go PokonaĆ ***a ! Z
Oni też słabną. Po 40-stce SIŁA spada u każdego. Dochodząc na szczyt wzniesienia mam ich znowu na kilka metrów.
Wydaję prawdziwy RYK tryumfu ;))) pełną gębą !!!!
Aż się Dziadki oglądają, czy ze mną wszystko ok :)
Znowu razem, ****u (pomyślałem ;>).

Bodzio mówi: No weź daj jakąś zmianę (delikatnie popychając mnie do przodu) … nawet małą, ale zawsze. Ok, próbuję. Po tej akcji jedziemy już raczej w miarę zgodnie, pomijając kilka kolejnych prób zgubienia mnie przez wściekłego szerszenia. Od czasu do czasu mruczy coś jeszcze pod żądłem. Zaczyna się końcóweczka.
Wiem, że czas będzie zajebisty. Ze zmęczenia mam prawie łzy w oczach. Dochodzi nas nr 102, Robert Syc z Leszna „REAL 64-100”, podkręca tempo, zachęca do zmian.
Już niedaleko, zbliżamy się do lotniska.
Kilkaset metrów do mety Szerszeń puszcza koło, ja nie mam ani siły, ani kółeczka w kasecie, żeby „dociągnąć” i Bodzio z „Młodym” oddalają się.
Staram się nie zwalniać tempa, ale wiadomo, że to już jest koniec.
Oglądam się za siebie, Szerszeń też został. Jakoś nie mam z tego powodu satysfakcji.
No może malutką ;-)
Dwa zakręty.
META !
Pik!

Mam naprawdę dość.
Dziękuję Bodziowi i Szerszeniowi „mimo wszystko” też ściskam dłoń dziękując za jazdę.
Na meczu też jestem w stanie się „poprzepychać” czy „wymienić uwagi”, ale w szatni zawsze jest łapa i znowu możemy być kumplami ;-)
Jedynym celem jest paść na suchą trawę i oddychać.
Cel osiągam bardzo szybko :-) prawie zasypiam, czy mdleję, sam już nie wiem.
Zawieszenie broni z Szerszeniem nie trwa długo, bo nie zauważa mnie leżącego i opowiada swoim kumplom jak to jechali z „takim jednym” co nie dawał zmian ..

Używam sobie bez respektu oddalając się w kierunku samochodu.
Chociaż jeszcze inne MTB są na trasie, wiem, że raczej powinienem to wygrać.
Pierwszy raz w życiu !!!

Spotykam później Mariusza z Andrzejem i obgadujemy wrażenia ;-)
Dzięki Kłosiu za fotki z komóry !
INTERKOL Ostrów Wlkp. oczywiście pozamiatał wszystkich na Mega 165 zajmując 9 miejsc w pierwszej 10-tce. Szacun !


p.s. Aha, mój wynik:

dystans: 230 km
czas: 6:19:43 (szosowiec open – czas 6:06:36)
średnia: 36,34 km/h
open szosa/mtb: 10

MTB open: 1 (czas 2-giego to 6:50:46)

M3 open szosa/mtb: 3
międzyczas I: 3:22:26 (13 m-ce open)
międzyczas II: 5:10:49 (10 m-ce open)

I tak sobie myślę, zawsze jest jakaś tam szansa „dana” przez los.
W dniu imienin mojej Małżonki Magdaleny tę rowerową szansę wykorzystałem na 100%.
Obiecałem wygrać dla niej i słowa dotrzymałem ;-)
Chociaż Ona ma te moje wyścigi w pompie i wolałaby pewnie, żebym pantoflami szlifował panele ;)
Ajem rjeli fakin hepi ;))> !!!!!

pozdRower !


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 62.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 28.62km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zimin

Czwartek, 27 maja 2010 · dodano: 27.05.2010 | Komentarze 4

Góral z modułem szosowym :P
Może nie zwinny jak jaszczurka ale na pewno ostry jak przecinak ;>


Kategoria Outdoor


  • DST 126.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 30.24km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Malta

Środa, 26 maja 2010 · dodano: 26.05.2010 | Komentarze 10

od tej jazdy w kółko poczułem się w końcu rozdrażniony i:
- na 14 kółku do Pana, który "wypuścił" pieska na wydłużanej smyczy w poprzek drogi: Kuuurr****, trzymaj tego psa !!!
- na 15 kółku, do hołoty w wieku szkolnym idącej stadem po całej szerokości: EEeejjj !! Debile !! Miejsca trochę zrobić !!
- na 16 kółku, do Troskliwej Mamy z wózkiem, która gapiąc się na jezioro pakuje się z wózkiem prosto pod koła: Buuuuuum !!! (dopiero wtedy spojrzała czy coś może jedzie po drodze)

A na koniec wyobraziłem sobie, że muszę jeszcze 100 km obalić .... uffff, będzie bardzo ciężko, nie czuję formy, za mało kręcę ostatnio.


Kategoria Outdoor


  • DST 28.50km
  • Czas 00:52
  • VAVG 32.88km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krerowo

Wtorek, 25 maja 2010 · dodano: 25.05.2010 | Komentarze 6

lubię wiatr, ale k... bez przesadyzmu ...

Nadal jestem słaby jak naleśnik po infekcji postmaratonowej :/ jak tak będzie w sobotę to cinko to widzę.

Rower zyskał nowy moduł: szosowy :> [michelin wild run'r 1.4]
Pierwszy raz zabrakło mi przełożeń ;<


Kategoria Outdoor


  • DST 50.00km
  • Teren 49.00km
  • Czas 02:19
  • VAVG 21.58km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czersk

Sobota, 22 maja 2010 · dodano: 22.05.2010 | Komentarze 5

Marek Galiński: 1:46:38
Ja: 2:19:42

Open: 26/98
M3: 9/29

Poland Bike Marathon.

Niedosyt jest. W moim odczuciu wynik mógłby być nieco lepszy.
Początek po asfalcie, nawet w zasięgu wzroku jest czołówka :)

Mozolne przebijanie się z tyłów szło dobrze, do momentu, w którym gość przede mną nie wywinął takiego orła jak na kraksie Formuły 1.
Hamowałem, nie do końca się udało, wylądowałem lekko w trawie.
Zdjąłem jego rower na bok, ostrzegając innych za nami.
Starszy gość z "Welodromu" leżał cały czas na środku, chciałem więc go przenieść, ale w końcu ruszył zadek.
Upewniłem się, że nic mu nie jest (przynajmniej bez widocznych urazów) i zacząłem znowu wyprzedzać tłumy.
Cały czas po wertepach typu "koleina po traktorze w szczerym polu i sadzie".
Czyli to czego nienawidzę najbardziej :>.

Jak się trochę przerzedziło, próbuję dojść do siebie. Jazda w trupa jest ryzykowna, odcięcie prądu możliwe.
Później przeczołgali nas po lokalnych krzakach i rowach.

... albo tak ...

Okazało się, że to był lajcik ;))

Jazda po okolicznych sadach i wypatrywanie "krawatów" (strzałek maluśko ...) urozmaicił mi odcinek ostrego wodowania.
Okazuje się, że mój rower dość dobrze radzi sobie jako amfibia.
Jazda po osie w wodzie - gdzie woda przeniknęła przez wały - to nie był rekord ..

W lesie, tuż przed wałami, droga też znalazła sobie drogę, za pierwszym razem musiałem się wypiąć - woda po udo !!!
Szybko w bok na suchy grunt, lasem myk, i znowu wertepy.
Bufet oczywiście olewam, 50 km na jednym bidonie to pikuś, miałem też jeszcze 2 banany, prywatne ;)

Zakręt i jest szeroko, siadam na koło jakiegoś gostka i trochę się wiozę.
No i kurwa przeoczyłem skręt w lewo ...

Dojechaliśmy do końca tej autostrady by spotkać się z ponad 20 osobową grupą, która też zabłądziła :))

Cofamy, w tym czasie kolejna ponad 20 osobowa grupa przejeżdża nam przed nosem i skręca we właściwą drogę. Jakiś mały "krawat" tryumfalnie powiewa w odległości 100 m od skrętu. Daję głowę, że jakiś chujek (może sadu właściciel) zerwał znak..
Inaczej posądziłbym Organizatora, że dał maksymalnie ciała.

Znowu wyprzedzam tych co już raz wyprzedzałem.
Rozjazd i znowu nagrzewka po sadach przerywana jazdą po wodzie, której przybywa na 2-gim kółku.

Zaczyna padać. Robi się ślisko. Świeże, gliniaste błotko "a la Zdzieszowice".
Zaliczam 2 gleby na 2 zakrętach. Przeprawa przez krzaki, rowy, sady, ....

... oraz kawałek piachu.
Końcówka w koszmarnych, podsuszonych, koleinach.
Tu się wypierdzielam po raz 4-rty.
Zdzieram piszczel (chyba o korbę) i po chwili dopiero zauważam, że gubię czarne piździdełko, którym kciuk zmienia biegi w manetce, lewe.
Zaczyna walić deszcz z gradem ...

Nie wracam by grzebać w trawie. Jakiś koleś: spokojnie, bo się rozwalisz, jesteś już zmęczony ... @#$%^&!
Wyprzedzam go bez słowa.
Końcowy podjazd pod Zamek okazał się przed-przedostatnim. Wyprzedzam jeszcze 2 kolesi i pełna wiksa asfaltem pod zamek.
Tam zamiast wjechać każą nam zjeżdżać.
Z przodu jeszcze jeden do łyknięcia, singiel po chaszczach, ...

... następnie próba podjazdu ... tak, właśnie tam przy taśmie ;>

... ale koła się ślizgają i walę z buta.
Koleś mi uciekł, za to z tyłu pojawia się nowy koleś.
Objeżdżamy zamek dookoła singlem, a metr w bok bardzo ostra skarpa.
Brama, jestem przed nim, nie ma więc szans na wyprzedzenie mnie, jeszcze kilka depnięć i meta !
Kolejny sprint wygrany, hehe.

Ten Zdzichu co mu pomogłem tracąc szansę na lepsze miejsce zgłasza mnie później do nagrody "fair play", dostaję 2-dziesty-enty bidon, mały i brzydki.
Dla odmiany, Gość, który pożycza innemu skuwacz dostaje fajną, dużą maskotkę .. cóż :)

Jak za taką shit trasę to jest to droga impreza.
Bufet na mecie niczym róg obfitości: ciasta, ciasteczka, banany, cytrusy, izotonik, dobry makaron - ale mało - z dobrym sosem - klasa !

Chyba pierwszy raz Org pomyślał o Rodzinkach - dzieciaki szaleją na dmuchanych zjeżdżalniach, kąciku plastycznym, karuzeli - wzór do przeniesienia na inne tego typu imprezy.

Ponoć czołówka skróciła trasę i wyszło im 45 km, a nie 49-50 jak powinno wyjść.
Ten Max tutaj to takie Mega gdzie indziej - najdłuższy dystans :))
Ogólnie słaba trója.
Jak taka lama jak ja jest 9 ?! do 5-tego zabrakło mi 5 minut a do pudła około 20 minut. Przez Galinę ;-) , bo za mocno ciągnął tych z przodu :-]




  • DST 42.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Legła Wałszawa

Piątek, 21 maja 2010 · dodano: 21.05.2010 | Komentarze 0

tłok jak diabli, wszyscy chcą sobie zrobić "Zdjęcie z Wisłą" ...

a to moja ekipa z pracy już w nowiutkich strojach "racingowych" ...
Bartas, Paulina :)


Kategoria Grupetto, Outdoor


  • DST 30.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 25.71km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żerniki

Czwartek, 20 maja 2010 · dodano: 20.05.2010 | Komentarze 1

kolejny rozdział wojny gangów !!
w starciu Jeże contra Gołębie - Klan Długopyskich dokonał srogiej zemsty - zlikwidowano "prawe skrzydło" Cappo di Fruwayo - Andyego Mac Floyda, podejrzanego o kilka brutalnych akcji obsrywania samochodów na osiedlu w Tulcach. Policja obawia się, że to nie koniec Wojny Gangów o dominację nad Gminą Kleszczewo.

Z pewnych źródeł wynika, że Andy Mac Floyd przedawkował, na ciele znaleziono jednak ślady walki i podejrzany kolec w łapce. Z uwagi na dobro śledztwa Nadinspektor Kuna nie może ujawnić innych ciekawych faktów.


Kategoria Outdoor


  • DST 30.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 24.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nagradowice

Środa, 19 maja 2010 · dodano: 19.05.2010 | Komentarze 0


Kategoria Outdoor