Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

The Race

Dystans całkowity:10912.50 km (w terenie 4406.50 km; 40.38%)
Czas w ruchu:460:35
Średnia prędkość:23.69 km/h
Maksymalna prędkość:84.35 km/h
Suma podjazdów:49327 m
Maks. tętno maksymalne:178 (97 %)
Maks. tętno średnie:149 (81 %)
Suma kalorii:36185 kcal
Liczba aktywności:153
Średnio na aktywność:71.32 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 58.00km
  • Czas 03:35
  • VAVG 16.19km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ritchey Bike Adv. et.4

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 2

Piękna pogoda, chociaż bez upału.
Aktywne nastawienie na ściganie.
Po szybkich szutrach w dół mam miękki tył.
Uchodzi powietrze.
Pompka gdzieś wypadła ..
Pożyczam od Kłosia, który ma laczka i akurat zmienia.
Uchodzi ale jakoś dojeżdżam na 1-dnym barze.
Zjazdy takie w sam raz pod mój poziom.
Nareszcie jechałem mocno i z pewną dozą satysfakcji.
Rower też jakby się lepiej słuchał po wczorajszym "serwisie".




  • DST 74.00km
  • Czas 04:20
  • VAVG 17.08km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ritchey Bike Adv. et.3

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 0

Pogoda się poprawia ale i tak jest momentami ślisko.
Było kilka fajnych kultowych podjazdów.
Zjazdy - szybkie i łatwe szutry, mimo to nie szarżuję.
Jest nieco lepiej.




  • DST 77.00km
  • Czas 07:00
  • VAVG 11.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ritchey Bike Adv. et.2

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 0

Po wczorajszym ledwo chodzę.
Pogoda prawie tak beznadziejna jak wczoraj.
Zjazdy - ból. Bardzo dużo sprowadzam kuśtykając.
Potem zrywam łańcuch.
I tak jeszcze 2 razy ...
W końcu dotarłem.




  • DST 72.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 15.16km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ritchey Bike Adv. et.1

Czwartek, 4 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 1

Beznadziejna pogoda.
Lało nawet podczas wyścigu.
Potężna gleba na Feralnym Mostku (śliskie pale).
Trzepnąłem głową, barkiem, ręką i lewą nogą. Mega ból.
Od tego momentu odechciało mi się MTB ..




  • DST 95.50km
  • Czas 02:35
  • VAVG 36.97km/h
  • VMAX 61.56km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

XXII Puchar Pobiedzisk.

Niedziela, 30 czerwca 2013 · dodano: 30.06.2013 | Komentarze 10

Czyli Pobiedziaje Masters.
99 wyścig w mojej karierze kolarza amatora :-)
...
Zimno. Wieje.
Momentami aż mnie telepie. Zmęczenie 3-ma dniami szosowego pomykania ?
Rozgrzewka symboliczna. Notuję w pamięci kierunek wiatru.
Do mety będzie dopychać lewym baksztagiem.
Luźna atmosfera na starcie ...

Sjesta przedstartowa © rodman

... zbytnio chyba rozluźniła Marcina, który cierpliwie stał na kresce i dał fory swojej startującej grupie, żeby się lepiej rozgrzać ;-P (?!)
Po co on się tam pcha, przecież ma 200 a nie 100 ... ? © rodman

A że start był pod wiatr doszliśmy go jeszcze przed Promnem po małym pierwszym zaciągu. Nawet nie wiem kiedy Kania odpadł z naszej grupki.
Ale jak wspominam swoje pierwsze Masterskie ustawki, też spływałem raz wcześniej, raz później, a dojechanie w głównej grupie było celem nr 1!

Co wczoraj odjęli z dystansu - dzisiaj dodali (chociaż niektórym i tak ostatecznie odjęli ;-P). Zarządzono też "separację" między kategoriami, wąska droga - bardzo słuszna decyzja. Śgigam się więc tylko w mojej kategorii M40 - jak dla mnie bardzo fajnie.
Skromny ale mocny peletonik ;-) © rodman


Od Promna do Biskupic pełna wiksa wiatru prosto w ryło.
Jedziemy więc przeważnie "wężykiem".
Ci bardziej niewyżyci [tzn. mocniejsi] raz-po-raz atakują.
Momentami walka o przetrwanie w grupie na zaciągach >50 km/h.
Duży szacun za posprzątanie trasy, musieli sporo z miotłami się namachać, w porównaniu z treningiem - było względnie czysto. Poza Jankowem.
Same hopki mnie nie bolą. Jedną nawet wciągam peleton na spokojnym 30 km/h.

Dla mnie największa rzeź jest między Jankowem a Górą, gdzie wąskie zakręty i drogi są perfidnie wykorzystywane przez "przody" do naciągania stawki.
Tutaj nierzadko używam 53x11 (!).
Każdy się jednak męczy i musi odsapnąć.
Ja z kolei naciągam strunę pod Promno, ale bez szarpania, równe tempo.
Zobaczymy jak skoczki będą fruwać na ostatnim kółku ... ;-P

W takiej windsurfing'owo-kite'owej atmosferze mijają kolejne kółka, na kolejnych atakach, obronach, przyspieszeniach i chwilach względnego spokoju.
Nawet nie zauważyłem kiedy dokładnie odjechało 2-ch fighterów.
Później jeszcze kolejnych 2-ch.
Po drodze 2-ch zgarnęliśmy z młodszej kategorii.
Pewnie też kogoś zgubiliśmy po drodze, a jednemu co nie chciał nawet krótkiej zmiany dać pękła za karę szprycha (na szczęście na ostatnim kółku).
Wyprzedziło nas też 2-ch starszych na 5-tym okrążeniu.
Nic dziwnego skoro tempo pod wiatr momentami siadało do 25 km/h (!), bo nikomu się nie chciało nadstawiać ryja pod wiatr.
Chcąc nie chcąc zmiany prędzej czy później trzeba było dawać :-)
Jakbyśmy równo kręcili ucieczki by poległy marnie, a wtedy kto wie, być może każdy miałby szansę oddać skuteczny atak na ostatnim lapie" ?

4-rte kółko olewam kolejny atak za Biskupicami w dół - dochodzę swoim tempem z kilkoma podobnie myślącymi, pod górkę w Jankowie puszczam kolejny atak - za którym 3/4 poleciało jakby rozdawali coś za darmo w połowie podjazdu, gdzie ponownie wciągam ich swoim równym tempem.
To moje równe tempo mówi "spokój k*, bez fikania Panowie ;-P". Hheheh.
Żeby trochę ubarwić ;-) - przejmuję rządy w peletonie i aż do Promna kręcę swoim jednostajnym tempem ale nie na tyle, żeby się spuścić z paliwa tylko tak jak na treningu - w miarę szybko - nic na siłę ;-)

Aż dziw bierze na ile ataków ludzie mają siły.
Kiedyś jednak amunicja MUSI się skończyć.
Przeważnie na przedostatnim i ostatnim kółku.

W Promnie atakuje i odchodzi jeszcze jeden koleś, za kilka km kolejnych dwóch (w tym Przemo W.).
Niestety nikt nie reaguje, bo: nie mam siły, obraziłem się, mam to w d*, nie chce mi się itd.itp. Staram się jednak dawać równe zmiany. Cały czas ich widać ale w sporej odległości. Dwa razy muszę sklejać spore luki jak ktoś opuszcza zmianę. Noga się kręci jak zaczarowana, przestaję się oglądać.
Za Górą po wlotce na szeroki asfalt do Pobiedzisk jestem 2-gi.
Rozkręcamy speeda w dół, pod górkę koleś macha oczywiście łokietkiem na zmianę - ok, nie ma sprawy ;-}
Motywacja rośnie kiedy na szczycie widać 3-jkę uciekinierów z ostatniego kółka.
Daję więc mocniejszą zmianę. Nie atak tylko zmianę na nieco wyższych obrotach.
Ku mojemu zaskoczeniu (i zadowoleniu ofcouse ;-) nikt się nie utrzymał ;-P
a powstały "hektar" przestrzeni upoważniał mnie do kontynuowania akcji.
No nie wierzę !! :-))>
Uciekająca 3JKA zaczęła się przybliżać, tym bardziej, że do Pobiedziajów od Kostrzyna nie jest wcale płaściutko ;-))>
Widzę jak spływają, zaczyna się oglądanie, czarowanie przed finiszem ...
Grzeję swoim tempem, momentami wręcz zdycham, ale nogi się dalej kręcą.
Cholera, zauważyli mnie.
Przyspieszenie niemrawe, możliwe, że jednak ich dojdę - SZOK O_O !
.. tylko pewnie na finisz już sił nie będzie ..
Widzę, że Przemek W. zostaje, trochę jestem zdziwiony i nie wiem o co kaman.
Mówi "jedź, ja nie finiszuję", kiwam tylko głową, bo tchu nie mogę złapać.
Tak na około pół kilometra przed metą dojeżdżam do 2JKI.
Słyszę jak klikają biegami, rozglądanie, czarowanie, sranie w banie ;>
A prawdziwy kolarz nie myśli tylko napierdala !!!

Odsapnąłem parę sekund, a że meta coraz bliżej zamiast myśleć przyjebałem z kopyta, morderczo zabójcza "akceleracja" - zdobywam przewagę, której nie oddaję już do samej krechy ;-)))
Zacny Kawał Dobrego Finiszu !
Instynkt finiszowego zabójcy wziął górę ;-] idealnie oceniłem zarówno odległość jak i moc jazdy do samiutkiego zasraniutkiego końca.

I gdyby nie ta 4RKA z przodu byłoby naprawdę Epicko" ;-))

W nagrodę - statuetka pocieszenia za 5-TAKA w kategorii M40.
5th, Pobiedziska Masters M40 2013 © rodman

To był dobry szosowy weekend.
Team Spirit ;-) © rodman

Teraz pora na MTB. ...
Statuetka pocieszenia :-) © rodman




  • DST 56.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 42.00km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kleszczewo Masters.

Sobota, 29 czerwca 2013 · dodano: 29.06.2013 | Komentarze 1

Organizacyjnie w "mastersach" sytuacja przypomina dynamiczny chaos, ale zawsze jakoś elegancko udaje się przeprowadzić wyścig.
Tym razem okazało się, że start owszem jest, ale "nasz" godzinę później.
Tandemy miały iść przed nami, ostatecznie poszły za nami.
Obcięli też 2 kółka nie wiadomo po co.

Na starcie sporo jak na "mastersów" osób. Peleton konkret.
"Drużyna Szpiku", Darek ze znajomych, poza tym Corrateki, Radosław L. (tak, ten od TdPA ;-), bracia Górniak, Paweł B., Artur K. i inni, których sukcesy redaktor Kurek wymieniłby jednym tchem.
Zresztą Redaktor Kurek szalał z "majkiem" na linii mety, prawie by go rozjechali finiszujący przed nami M50, M60 ;-)

Trochę wieje, chmurzy się, jeszcze tylko deszczu brakuje k** ...
Po rozgrzewce wiem, że cudów nie będzie, nogi obolałe, brak pary, zobaczę jak będzie, może starczy pary na jeden atak lub finisz ?!

Generalnie przez sześć kółek jest szybko, jak to na szosie.
Trzymam się bezpiecznie z tyłu, po ostatnim szlifie mam uraz do tłoku.
Jest spoko ale nie powiem, że luzik. Zaciągi są momentami konkret pod 50 km/h.
Wtedy czuję gdzie mam nogi ;-) Ale jakoś w takich momentach nie patrzy się na budzik tylko zapierdala, żeby nie stracić koła.

Peleton jest dziś mocny i spory.
Są próby odjazdów, ale wiatr wysysa siły z uciekinierów.
W tak dużej grupie zawsze się ktoś znajdzie kto chwilę mocniej pociągnie i jest kasowanie. Ze 2 czy 3 razy rozrywa się czub z kilkoma osobami z przodu.
Niesamowite, że wszyscy wiedzą i myślą tak samo - Uwaga ! To może nam odjechać !!
I ktoś podkręca, jest zmiana i gówno z odjazdu wychodzi.
"Podjazdy" pod wiadukty wypadają blado - wszyscy wchodzą bez widocznej zadyszki a próby szarpania też są kasowane po wiaduktach.

Znam każdą dziurę w tej trasie :-) Jeździłem tu dziesiątki razy i pewnie będę dalej jeździł na treningi. Mimo to czuję, że niewiele dziś mogę zrobić przy takiej sile peletonu.
Rozsądnie byłoby doczekać "jak najwyżej" do finiszu i wtedy spróbować.

Jak to zwykle bywa sytuacja zmienia się dynamicznie i nie zawsze wyrachowany rozsądek wygrywa. No bo co mam do stracenia ?! ;-P

Kilka kilo przed metą odjeżdża trójka z Radkiem L.
Ostatni wiadukt wszyscy schodzą do lewej. Miałem się tylko podciągnąć do czuba prawą stroną, ale jak na szczycie czub przejechałem podjąłem atakującą decyzję.
To był dość dobry moment, bo wyglądało jakby peleton dostał chwilowej zadyszki.
Dołożyłem więc do pieca :-)
Węgla zabrakło ;-P
Chociaż atak wyglądał bardzo ładnie i kilkadziesiąt (100?) metrów udało się odjechać.
Sił zabrakło. Skasowali mnie.
Później już ledwo mogłem się utrzymać w peletonie.
Dojechałem w grupie.

Kleszczewo Masters 2013 © rodman

Jutro kolejny "mocniejszy trening" na Mastersach Pobiedziaje, więcej górek, jak się utrzymam w czołówce - postaram się >przyatakować< na hopce, bo widzę, że to mi nieźle wychodzi. Może też selekcja będzie większa ?!
Chociaż noga pewnie będzie cięższa po tych 3 konkretnych dniach szosowej "etapówki" ...


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 55.00km
  • Teren 54.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 22.76km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

KE - Kargowa.

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 5

Po wczorajszym "nicnierobieniu" i skromnej rozgrzewce nadal nie byłem pewien jak dzisiaj będzie. Dopiero podczas wyścigu można się przekonać o DZISIEJSZEJ formie.

Pogoda miła, dusznawo, wiatru brak - minimalny - po zdjęciu kasku jest komfortowo.
Zaraz za mną Koksiu, Hulaj i Tomas (po co w Elicie ?? ;-P, szkoda kolejnych pkt. drużynowych ...).

Przed nami pączkują jeszcze ze 3 rzędy, w tym Konwa, Kaiser, Banach, Krzywy i inni wymiatacze. Magdalena H. wygląda tam jak maskotka.

Rozjazdówka tradycyjnie nerwowa, przyspieszenia, hamowania, wreszcie rzeź w piachu pod górkę. Na prostej nie chcę lecieć na maksa, żeby się nie wytrzepać po pierwszej pętli i grubszy peleton mi odchodzi. Ostatnie treningi po szosie przypomniały mi jak się jedzie w tempie, wchodzę na swój tryb roboczy.
Tymczasem gruba czołówka zaczyna się przesiewać, już się coś rozerwało, parę osób zostaje, Hulaj też. Dochodzę. Jadę za nim, później przed nim, następnie za nim .. tasowanko. Reszty znajomych nie widać, zresztą nie oglądam się.
Słyszę za sobą charakterystyczne harczenie Blooma - jest blisko.

Na pseudo technicznym singlu (których było od groma) wybrałem zbyt stromy tor skrętu i przednie koło uślizguje się na twardej sosnowej ściółce - mała niegroźna miękka glebka.

Wsiadam ale nie da się kręcić, tętno skacze w górę - mam nadzieję, że to nie hak lub wózek ?! Znajduję wygięte i rozpięte ogniwo - k**!!$%^&(#$@ - kiedy to ostatnio zmieniałem łańcuch ??? Wynik poszedł się jebać więc zrelaksowany podchodzę do kolejnego zadania :-) Ponieważ tym razem MAM sprytny kluczyk do łańcucha powinno się udać ...

Tymczasem omijają mnie pozostali koledzy, a Wojtasowi nawet udało się zagaić w locie.
Jak przejeżdża koło mnie Zibi właśnie jestem po robocie i mogę ruszać.
Atakują mnie "złe myśli" ~ zjedź na mini, nie ryzykuj, że nie dojedziesz, teraz to nie masz po co jechać, zrób sobie dnf itp. ... w tym momencie jestem w okolicach 150 pozycji open na Mega (w 1st międzyczasie - 130 ..).
Łańcuch po skróceniu wszystkiego nie ogarnia, jest blat i środkowa - czyli najważniejsze :-)

Zaczynam od nowa, gonię, kibluję w korkach na singlowych "zjazdach" (bardzo krótkie hopki pozawijane wokół drzew). Przechodzę mlodzika i Maksa, wreszcie się poszerza i można jechać swoje. Dochodzi mnie jakiś koleś w zielonym stroju "Garchem" z "mojego sektora", bo tnie jak dzik w kukurydzy. I tak razem wycinamy kolejne pęczki. On ma pęknięte siodło i odbija na mini - ja w prawo na mega - na koniec jeszcze zapytał o możliwość wejścia do naszego teamu - przydałby się, jest bardzo mocny :-) Nawet na wyścigu można podpisywać kontrakty, hehe.

Cała druga pętla praktycznie samotnie swoim rytmem. Po drodze wyprzedziłem 2 niezidentyfikowanych Gogglowców i Marcina, który nie chciał ze mną współpracować ..

Podbudowałem jeszcze morale wjeżdżając strome ścianki, które wydawały się ABSOLUTNIE nie do podjechania na pierwszym kółku. Było przyjemne (?!) palenie mięśni.

Baki zaczęły się kończyć więc czym prędzej do mety, żeby zdążyć przed odcięciem. Podkręcałem do końca używając od czasu do czasu dzwonka do wyprzedzania, na tyle skutecznie, że ostatnią prostą zeżarłem jak humbak krewetkę jednego kolesia z XCMTB.info. Nutraxxa już nie doszedłem.

Bardzo szybki maraton, trasa wybitnie singlowa, kilka piachów, sporo k-dołków.
Najważniejsze, że forma dobra (w moim odczuciu), przejechane równo i bez kryzysu, co napawa optymizmem przed La Tour de Bikeadventure. Byleby tylko nie rozwalić sprzętu !

Open: 88
M4/15 (M)84
- 0:58:18 / 130
- 1:57:18 / 98
- 2:25:24 / 88

Może jakby jeszcze jedna pętla była to bym bardziej ograniczył straty ;-)
A i chłopaki coś mniej pkt niż zwykle zgarnęli :/ ...

Na koniec koszty:
- 35 zł wpisowe
- 20 zł dojazd
= 55 zł




  • DST 62.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 22.82km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

LLR - Smyczyna (Błotkowo).

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 8

W sumie jest poprawa w stosunku do 2011 (!) o kilka (9) minut, aczkolwiek warunki zupełnie inne - wtedy piach, teraz błoto ..

Niskie ciśnienie, szaro, buro i ponuro. Przyjazd bezstresowy, na czas jest luzik. Może za bardzo. Numerek mam od ostatniego razu, nawet nie ściągałem (*tutaj należy się drobna pauza dla tych co lubią sobie czyjeś wypocinki czytać dokładnie, więc oto ona _____..,..)
Spodziewałem się niższej niż zwykle frekwencji, jak to na ogórku wśród ogórków bywa. Większość lokalnych wymiataczy oszczędza się pewnie na jutrzejsze Mistrzostwa Wielkopolski w Maratonie MTB. Ciekawe kto zatwierdza legalizację tych czy innych mistrzostw, bo raczej nie PZKol ? Obsada mniejsza niż zwykle. Z wymiataczy mamy dziś tak naprawdę Ligę B, może poza kilkoma nazwiskami.
Ogólnie warunki pogodowe bardziej na drina z pilotem w dłoni lub sex all day long z pizzą na telefon. Delikatna rozgrzewka z Maksem zaliczona, na starciekulturka – sektor dostałem za miejsce w generalce LLigiR (!) ;-P, więc już mi się podoba. Rozjazdówka szeroka i delikatnie pod górę – morderstwa nie ma, za to jest okazja, żeby przesunąć się w czub na około 10-15 miejsce.

W 1st zakręt wchodzę na około 10-15 pozycji © rodman

Za pierwszym zakrętem zaczyna się typowa zapierdalanka. Piaszczyste, mokre podłoże – przynajmniej nie kurzy. Za to szpryce gleby fruwają po gałach od czasu do czasu. Okulary nie mają sensu, nie zmyją błota tak dobrze jak łzy i powieka. Na początku trochę tracę, inni jadą mocniej – pewnie na mini. Staram się jechać swoje jednocześnie jak najwyżej, żeby zbytnio nie spływać już w stawce. Po doświadczeniach ze Zdzieszowic błoto mnie tak nie boli ale obserwuję, że dla niektórych jest to pierwszy kontakt z trudniejszym podłożem w tym sezonie. Niektórzy nawet z buta walą po normalnie zjeżdżalnych z lekkim poślizgiem ścieżkach. Glebek też nie brakuje. Sporo singieltracków, kilka podjazdów.
Smyczyna 1.06 © rodman

Niektóre odcinki specjalnie złośliwie zryte i pełne k*dołków.
Mało odkrytego terenu - w lesie jest bardzo ciemno :-)
Próbuję młynkować ale stwierdzam, że po „ch” ?! i dalej łykam wszystko ze średniej – krótki zapiek, szybszy wjazd. Po jakimś czasie – jak to ZAWSZE bywa – ustala się stawka. Jadę 4-rty z kilku(nastu?) osób. Dwóch ze Strefy Sportu wyraźnie mocniejsi. Jak powstaje luka – doganiam ich i dalej już jedziemy we trzech. A dokładniej „młody” ciągnie, Raff za nim i ja zamykam. Raff pyta z jakiej jestem kategorii – M4 – a Ty ? M3 odpowiada (…) Młody to pewnie M2, konfliktu więc nie ma. Współpracy w sumie też, bo Młody jedzie najmocniej ale nie widać żeby charczał z wysiłku. Raff nawiguje, ostrzega przed łaszkami piasku, zakręt w prawo, w lewo, ,,, eee, poczekaj na mnie (do Młodego) ! A On zwalnia i go cierpliwie ciągnie. Na prostych próbowałem dać zmianę, ale nie bardzo mi wychodziło, bo przy wyprzedzaniu musiałem popierdalać gorszym torem co mnie hamowało. Zresztą nie nalegali. Raff jedynie nieco słabiej podjeżdża i mocniej tańcuje w kałużach. Urwaliśmy też pozostałych z ogona.
I tak sobie zgodnie popierdalamy, deszczyk pada lakonicznie, kilka drobnych mistejków technicznych jak nie widzę drogi – muszę podganiać, aczkolwiek … tknęło mnie coś jak Raff zrównał się z Młodym i coś tam zagadał konspiracyjnie ;-) [pauza~~]
*Dygresja kulinarna: pić się nie chciało, udało się spożyć żela na chłodno i kilka łyków z bidonu
*dygresja techniczna: wymyśliłem sobie taki trick (hehehe), że biorę 2 bidony z połową cieczy, zawsze jeden zostanie jak mi drugi wypadnie .. albo zostanie ten drugi jak wypadnie pierwszy ;-)
Tymczasem w oddali zamajaczyły dwie sylwetki, w tym jedna sylwetka Wroga z Team29” – bezpośredni rywal w kategorii – przedostatnio mi wjebał karne minuty, ostatnio na szosie ja jemu pół godziny (!), teraz zanosi się na epicką końcówkę, chociaż paliwa w nogach coraz mniej. Liczę, że skoro ich dochodzimy to też są ujechani.
Zanim to jednak nastąpi trzeba być zajebiście czujnym. Na wszystko też niestety nie ma się wpływu. Na solidną gałąź, która zakleszcza się między kołem, tarczą a tylnymi widełkami też nie mam pierdolonego wpływu. Szybko się zatrzymuję, wyszarpuję, wskakuję i … z przykrością stwierdzam 100 metrów straty. Nie daję za wygraną, bo czasami peletonik potrafi spowolnić na trudniejszych odcinkach gdzie samodzielnie jedzie się szybciej. Są momenty, że się zbliżam, jest też i pod wiatr, tracę więcej sił. Dystans się nie zmienia. Mijamy niedobitki mini.
Tym razem nie będzie heroicznego opisu epickiej walki łyda w łydę.
Zwyczajnie nie dałem rady dojść tego pociągu, chociaż naprawdę się starałem.
Nikt mnie nie doganiał. Po prostu dojechałem tę "czasówkę" do mety.

Po wynikach widzę, że Mariusz Ch. chytrze ;-) zachował najwięcej sił, a Strefa Sportu wjechała na metę trzymając się za pyty. Do końca Razem ...
Wyżerka na bogato – kiełbacha z musztardą, chleb i porządna miska makaronu z sosem ;-)
Kolejka do strażackiego węża – rowerom przybyło kilka kilogramów błota.
Sprawdzam ProForma wyniki i jest pewna zagwozdka, bo właściwie to mnie nie było na tym maratonie. Na szczęście dotknęli mnie, że jestem prawdziwy, pogrzebali przy kompie i naprawili to co zjebałem osobiście – jechałem z numerkiem „Kaczmarek Elektrik” a nie LLR. Dlatego dla maszyn i czipów nie istniałem.

Przyczłapał się też Raff, żeby sprawdzić swój wynik. Jest pudło, w … M4.
A to „mały ziutek” … po ch* te ściemy na trasie ? Z początku się zapierał, że chodziło mu o tego z przodu, że niby w M3 i że to ja go źle zrozumiałem. No kurwa bez jaj. Młody jest przecież z M2 :D ! Nawet mnie to za bardzo nie zdjęło, ale nie lubię jak ktoś kurwa kłamie w taki banał ?! Nie bardzo mógł spojrzeć w oczy, przeanalizował sytuację i ostatecznie z rozbrajającym uśmiechem stwierdził: no a jeśli nawet to co z tego (hehe) ?I tak z nami nie jechałeś” .. hehe, (no tak, przecież to Młody ciągnął .. a mnie zablokowała gałąź) - No nic z tego Kolego tylko po co tak płasko oszukujesz na trasie ?

Obiecałem, że następnym razem „będę miał go na oku”. A do siebie – ja pierdolę, są ludzie, którzy zniżą się do kłamstwa, jeśli poczują, że coś lub ktoś im zagraża, nawet w takiej zabawie jak ogórek ogórków MTB Smyczyna. W sumie fajnie po koleżeńsku się jechało, ale jak jest okazja wydymać kogoś – wydaje się sprawą honorową. Tak się kolega Raff nauczył, taki ma odruch – cóż ;-) …
Ciekawe czy gdybym wiedział mógłbym coś jeszcze skądś wykrzesać ? Teraz już wiem, więc prędzej czy później okazja na pięknym za nadobne się znajdzie, he-he.

Walka o pudło w generalce będzie zajebiście ciężka. Musiałbym więcej potrenować. Na to mnie aktualnie nie stać czasowo :/ Chociaż ... po dogłębnej analizie jak dobrze pojadę minimum 2 wyścigi - z małą stratą do zwycięzcy i po drodze objadę Mariusza Ch. - pudło w Generalce jest REALNE :)) !
~ hehe, nie ma to jak złapać dodatkową motywację ;-P !

Jedno jest pewne Rafał G. ze StrefySportu.pl jest z M4 ;-) ...

open: 12
M4: 4
Tylko dwóch minut zabrakło do Rafała Łukawskiego, zwycięzcy w M4 (***i jutrzejszego Mistrza Wielkopolski w Maratonach MTB)
Z tego to już jestem bardzo zadowolony :D !
~ powinno być sporo pkt-ów do Leszczyńskiej Ligi

koszty:
- wpisowe: 40 zł
- dojazd: 63 zł
= 103 zł

*dygresja refleksyjna: tak od razu po błotnym maratonie mam "doła mtb"
Delikatnie giglają mnie skurcze i refleksje mtb © rodman

- czyli "daj se spokój ze ściganiem po krzakach w błocie, skup się na szosie, do lasu to jedź z Rodziną a nie na wyścig itp.", przeważnie mi to mija podczas regeneracji ...


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 133.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 39.12km/h
  • VMAX 59.62km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Leszno. VIII Maraton Szosowy.

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 6

Rano zimno, rozgrzewki jako-takiej nie robiłem.
Sektor I, chociaż nic to nie daje - czas ma być netto. Ze znajomych byli:
Maks, Mateusz, Mikołaj, Bartek i Darek, z którym przyjechałem oraz Kuba, którego nie widziałem ;-).
Od startu 4 dyszki na budziku - rozgrzewka konkret. Jest potężna masa ludzi.
Tłok, którego nie lubię. Nerwowo. Pierwsza kraksa przede mną.
Charakterystyczny smród palonych klocki, okrzyki i trzask upadających.
Nie ma co się rozglądać, grupa ucieka.
Spokojnie dało się dospawać.
Jadę spięty i w chuj czujny.
W pamięci ostatnie szlify z toru jeszcze się nie zagoiły.
Pagórków nie czuję. Więcej dostaje się w dupę na rancie pod wiaterek przednio-boczny. Trochę się chujowo ustawiam więc zawsze mi wieje.
Później jest lepiej.
Kolejna kraksa, chyba Mateusza tam mocniej przyblokowało.
Tym razem trzeba mocniej pokręcić.
Na rzekomych podjazdach jadę swoje, więc jak jest miejsce to się przesuwam wyżej.
Po rozjeździe jakoś nie czuję, że jest luźniej, nadal spory peleton.
Zabezpieczenie trasy - zajebiste ! Nic nam nie jeździ, prawdziwy "wyścig" :-)
Udaje się zjeść w stresie jakieś słodycze.
Pić się nie chce, bo zimno. Spocony nie jestem, hehe.
Na ostatnich kilkunastu kaemach przesuwam się w czub, bo dojechać w masie to żaden sukces. Czuję się dobrze, więc spróbuję jakiejś akcyjki ;-)

Spróbowałem, jest nieźle. Gdzie ta meta ?
Idę na maksa, nie ma się co oszczędzać.
Ostatni zakręt - jestem wysoko.
Lewą idzie zaciąg >5 dyszek.
Jak dla mnie za mocno, więc kręcę swoje aż do mety swoim tempem.
Cel osiągnięty - dojazd w głównej grupie, bez kraksy, kryzysu, mocniej na hopkach, z przodu w końcówce, z próbą akcji.
Może jak by nie było tak pod wiatr to by coś więcej z tego wyszło ?!
Ostatecznie:
M4: 12/38
open: 45/158
Wyścig udany, ale i tak wolę góry ...

koszty:)
- wpisowe 40 zł
- dojazd 40 zł
= 80 zł


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 59.30km
  • Teren 58.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 23.41km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sulechów. Pyliło ...

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 3

Szybko, szeroko, się kurzyło ...
Ogień od startu :-)
Ciepło, momentami piekło w czachę.
Super traska, mniej kurwidołków, więcej radości z jazdy, szkoda tylko, że trzeba było robić 3 kółka ;-)
Całkiem sporo podjazdów (?!).
Do rozjazdu mini/mega z teamu chyba tylko Tomas mnie łyknął.

Pod koniec już czułem pustkę w nogach.
Awarie na szczęście mnie ominęły.
Jestem zadowolony.

M4: 9 / 36
Open: 59 / 190
00:52:00 / 62
01:37:05 / 61
02:21:47 / 59
02:32:13 / 59
Ostatecznie miejsce i pkt. tyle samo co w Olejnicy ?!?
Czyli w sumie = słabo :-)

koszty:
- wpisowe: 35 zł
- dojazd: 30 zł
= 65 zł