Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Grupetto

Dystans całkowity:8814.62 km (w terenie 3762.20 km; 42.68%)
Czas w ruchu:388:29
Średnia prędkość:22.69 km/h
Maksymalna prędkość:74.65 km/h
Suma podjazdów:29325 m
Maks. tętno maksymalne:180 (98 %)
Maks. tętno średnie:152 (83 %)
Suma kalorii:22450 kcal
Liczba aktywności:137
Średnio na aktywność:64.34 km i 2h 50m
Więcej statystyk
  • DST 96.00km
  • Teren 90.00km
  • Czas 04:18
  • VAVG 22.33km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 900m
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Maraton Cup - Czerwonak.

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 1

Tu gdzieś stoję ;-P
Giga jednak nie cieszy się popularnością. Jest nas garstka masochistów ...

słabo ... wyjątkowo słabo ......

________________________________
a teraz mam 37,7 st. C :-) .....
________________________________
pon. 30.04 - ufff, to tylko zapalenie oskrzeli ...


Kategoria The Race, Grupetto


  • DST 116.00km
  • Teren 113.00km
  • Czas 04:58
  • VAVG 23.36km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piekło Zachodu - Murowana Goślina

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 14

Na razie brak mnie w oficjalnych wynikach, ale byłem już niedaleko JP_Bike'a ...
Z tyłu z kolei "już mnie widział" dobry znajomy z poprzedniego teamu Maciej Rączkiewicz ;-).
Ciekawe, o ile wygrał Jarekdrogbas ?
No i szkoda, że Koksiu przegrał tym razem z wirusem :/ - nie trza było latać na golasa po Czarnkowie !
____________________________________________
Czwartek.
Niby nic. Wszystko niby ok. Czuję się dziwnie. Wczoraj bajerancko się kręciło - dziś rozbicie, totalna słabość, jakby obolałe mięśnie.
Mam nadzieję, że to nie grypa ..

Piątek.
Spałem 9 h. Gorączki nie mam, ale nadal czuję się jak po giga.
Dzień sączy się z wolna. Na wszelki wypadek łykam jakieś proszki na przeziębienie. No i sen, teraz jest najważniejszy.

Sobota.
Kolejne proszki, miał być jakiś rozjazd ale i tak nie mam ani sił, ani ochoty.
Chociaż jakby coś drgnęło w kierunku równowagi.
Mocy nie czuję ale słabości też nie.
Jest jakaś nadzieja.
Szkoda, że nie dostałem od razu 39 st., wtedy byłaby jasność sytuacji.
Nastawiłem się. Chcę jechać.
Dealer koksów pyta czy jakiegoś maratonu czasami nie ma, bo widzi ożywienie w interesie.
No jest, rowerowy, w Murowanej Goślinie.

Niedziela.
Dietetycznie przygotowałem się dobrze - najadłem się do syta, chociaż kawy sobie nie żałowałem, co to niby magnez wypłukuje. Lubię smak dobrej kawy, z mlekiem, niesłodzona. Ostatnio Lavazza na topie, bo w Astrze dużo fusów zaczęli dodawać.
Jak się zaparzy Lavazz'ę nic nie pływa na powierzchni.
Dobrze smakuje.

W lekkim stresie idę po numer. Zajebista kolejka. Wkręcam się koło Dawida i jego znajomych.
Rozmawiamy o hakach i kolejka błyskawicznie zbliża się do laptopów.
Na szczęście start lekko przesunięty 10.45, relaks powraca.
Zresztą na tym cyklu tradycyjnie nie ma tłoku do sektorów. Stoję w linii z Jarkiem, Maciejem Rączkiewiczem i Slec'kiem. JP nieco z tyłu, ale za chwilę i tak to się wymiesza.
Drogbas po cichu, tak żeby Slec nie słyszał ;-) zdradza mi swoja tajną strategię.
Jest w niej dużo racji, plan jest dobry ale czy uda się zachować odpowiednią ilość sił na 2-gą "nudną" połówkę ?
Dwa ostatnie maratony tak właśnie próbowałem a Koksiu i tak mnie bezwzględnie dożynał w końcówce. No właśnie. Gdzie jest kurna Koksiu ???
Start nerwowo. Nie lubię takiego tłumu MTB, wszyscy wyrywają - hamują - szarpią.
Gdzieś tam chwytam pobocze i jestem -50 miejsc do tyłu.
Jarek, Maciek i Jacek odjeżdżają.

A zatem plan "B", czyli de facto mój plan A - jechać swoim tempem do Dziewiczej bez napinania i dorzucić do pieca w "nudnej" końcówce.
Po 20 kaemach niezłej interwałowej rzeźni z licznymi skrętami, zmianami biegów, unikami itp. ...

... z kilkoma podbiegami w kopnym piachu ...


... widzę plecy Macieja. Ma zadyszkę.
Coś tam kombinujemy po zmianach ale on zostaje na prostej lekko z górki.
Momentami wieje w dziób. Przydałby się jakiś dobry pociąg ale niestety - lipa !
Zaczynają przemykać Expresy z Mega, tempo zbyt wysokie jak dla mnie, odpuszczam.

Dojazdówka do Dziewiczej nieco mnie zadziwia. Single świeżo wyrąbane centralnie po krzakach. Krajoznawczo by mnie to kręciło. Na wyścigu zupełnie mnie to nie jara. Non stop kapie deszczyk, tragedii nie ma ale na jednym z wyślizganych drzewek muszę zrobić podpórkę. Czuję pierwsze oznaki przyczajonych kurczyków.
Może dlatego, że dość dobrze znam ten chamski ból łatwiej mi go opanować zanim się rozwinie.

Jest i Killer, tym razem od dołu. Przesuwam się na końcóweczkę siodełka.
Grunt to spokój.
Koło buksuje w piachu, pomimo dopingu ;-) wypinam się z pedałów.
Na szczycie dochodzi mnie bloom na swoim potworze 29'.
Ustępuję miejsca szybszemu i jakaś gówniana brzózka wkręca mi się w kasetę i przerzutkę dość dokładnie. Szarpię się.
Jestem wqrwiony.
W końcu dochodzę z buta dalej tą wąziutką ścieżką wśród iglastych krzaków.
Do tego jakiś "worek" mówi żebym mu zrobił drogę ....
W odwecie idzie wiącha ... Strój Author, plecaczek.
Teraz pewnie bym to kompletnie olał, ale jak jest ścig to jest też adrenalina.

Na Dziewiczej Maciej odżywa. Widzę jak z pasją atakuje podjazdy.
Wiele się nie urwał.
Za sekcją XC bufet. Tam go łykam, bo on tankuje.
Zresztą ewidentnie długie proste mu nie służą ;-P
Ja nie zatrzymuję się na żadnym bufecie. Jest zimno, pocenie minimalne, jeść jest ciężko, trasa nie pozwala.
Ogólnie wciągnąłem 2 Maximy, 2 Shoty Magnezowe i 2 bidony Vitargo.
Pod tym względem wydaje mi się, że było całkiem OK.

Za rozjazdem wyprzedza mnie dość żwawy kolo z "Bydzia Power".
Młody tnie jak dzik i staram się dotrzymać mu koła.
Jest ciężko. Daję jedną - dwie nieśmiałe zmiany.
Na więcej mnie nie stać.

Dzięki młodzikowi mam fotę - szkoda, że nie jechałeś :/
My, my, my ... my tak podjarani .. mytak podjarani .. ;-)))


"Bydzia" miał defekt opony dlatego został z tyłu, teraz nadrabia (i chyba do końca mu świetnie to nadrabianie poszło, bo ostatecznie widzę go wyżej niż JP (!)).
Tymczasem zgarniamy jeszcze jednego bajkera. Dają zmiany.
Później trochę feralny dla mnie bufet.
Oni "tankują" a ja zwolna jadę dalej, bo niczego mi nie trzeba.
Wciągam żela, który chyba zmula mi mózg, bo "zostaję ze spuszczonymi gaciami w środku piaskownicy" a koledzy chyżo przemykają twardą, wąską ścieżką po prawej stronie drogi.
Wydostając się z pustyni dopadają mnie mniejsze i większe kurcze.
Nie mam szans na dogonienie.

Pozostaje mi "delektowanie się" pozostałymi dziurami na trasie.
Zauważyłem, że bardzo ładnie rozwinęły się przy obecnej aurze porosty !
Duże, zielone.
Niektóre gałęzie jakby pociągnięte zieloną pastelową farbą. Zupełnie nie pasują do lasu. Kiedy wreszcie będzie ciepło ??!

Końcówkę staram się jechać jak najrówniej, na granicy kurczów.
Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale naprawdę, oglądałem się kiedy wreszcie Koksiu mnie dojdzie ;-] !
Dziś mnie jednak nie doszedł.
Był tylko jego duch.
Mało tego, nikogo z przodu, nikogo z tyłu.

Totalne tyły megowców.
Truposz Pierwszy zapytał "który to kilometr ...?" Zrozumiałem o co pyta dopiero jakieś 10 m za nim, taką miał zajebistą prędkość .. a ja takie zmulenie myślowe.
Odpowiedziałem w myślach "XXX". No, bo mnie to k* obchodzi, trzeba zap* co ch* wyskoczy do mety.
Każdy ma swoją metę. Taką na jaką sobie zasłużył.
Odpowiedz sobie na pytanie czy naprawdę dałeś z siebie wszystko ?
Czy tego chciałeś ?
Zadowolony ?
...

Następny "Agent", taki sobie jeden kolo, powiedzmy Pan Baryłka, ale nie będę pisał na forum z jakiego Teamu - sobie jedzie.
Mały korzonek z piaskiem powoduje u niego konwulsyjną reakcję celem opanowania roweru. Obserwuję to z tyłu z nieukrywanym zniesmaczeniem i poczuciem wyższości.
Pycha ? Owszem. To grzech. A gdzie grzech tam - kara ! ;-P
No ok, jadę dalej w "bezpiecznej odległości", nareszcie prosta droga, 2 duże szerokie tory, idealne miejsce na wyprzedzanie, więc cisnę ...
Dodam, że nikogo w promieniu + i - 100 metrów ..

Na jego wysokości koleś wykonuje manewr jak na filmach, w których to jeden samochód spycha na pobocze drugi.
To było zaskakująco abstrakcyjne uderzenie znienacka.
Oczywiście MOJA WINA, bo nie wydarłem się: UWAGA, PRAWĄ BĘDĘ MIJAŁ ZA 10, 9, 8, 7 ... No tak, żeby kolega mógł się psychicznie przygotować i mocniej ścisnąć kierę celem jej utrzymania jakby pęd, który wzbudzę podczas wyprzedzania miał go wciągnąć w mój aerodynamiczny tunel.
A, że był Panem Baryłką obdarzonym przewagą energii kinetycznej, nie miałem szans, żeby utrzymać mój zaplanowany tor
Szczepiliśmy się w śmiertelnym uścisku kierownic.
On oczywiście panika.
Zaraźliwe !
Więc trochę po hamulcach - trochę w las.
Szkoda, że nie był rzadziutki, ale dobrze, że nie były to kolczaste krzaki, które lubią rosnąć w Zielonce.
Próba lawirowania między drzewami skończyła się młodej sośnie.
Na szczęście nie spłynąłem po niej jak Postać z Kreskówek.
Rozwaliłem tylko serferską koszulkę Neil Pryde'a i walnąłem rowerem w kolano.
I tak leżącego dopadły mnie kurcze.
Wqrwiony na siebie, na gościa, który coś tam pytał czy mi nic nie jest, wiłem się z bólu, żeby się wydostać spod roweru, spomiędzy drzewek i zajebać kurcza, który mnie dopadł.
"Który to kilometr ? ...." dobija mnie Truposz Pierwszy .. Nieeee !!!
Po chwili się udało, ale adrenalina mi ciekła po korbie.
Szkoda, bo byłem w przysłowiowym gazie i trafiając na jakiś kryzys Jacka czy Jarka wszytko mogło się wydarzyć. Przynajmniej tak się motywowałem do równej pracy ;-)
Dodatkowo z tyłu cały czas doganiał mnie przecież Duch Koksia ;-)

Tym razem trochę szczęścia zabrakło i zamiast tego wyprzedziło mnie ze 2-3 gigowców, ja z kolei też jednego - dwóch wziąłem.
W tym kogoś z żółtych koszul.
Za przejazdem kolejowym przed piaskownicą miałem już co najmniej 4 dodatkowych kolesi na ogonie. Szkoda, bo co mocniej depnąłem to czułem przyczajone kurcze pieczone.
No ale nic, zobaczymy jak to wyjdzie.
Jeden poszedł w piach i tam poległ.
Reszta laskiem.
Słyszę z tyłu spokojnym tonem z delikatną nutą pewności siebie: Jak będziesz miał wolne to daj miejsce pójdę prawą".
Ponieważ nie bardzo miałem siły na szarpaninę: Spoko, proszę bardzo.
Wyprzedził mnie i .... zaczął zamulać :-)
Nie powiem, trochę mnie to zirytowało, ale wytrzymałem ciśnienie ambicji i zamknąłem dziób.
W końcówce ja zboczyłem do piaskownicy a on (powiedzmy Czerwony) konsekwentnie prawą.
Z tyłu jeszcze jeden w niebieskim stroju.
Niestety, trzeba będzie finiszować ... ;-P
Jak tylko dostanę się na asfalt to ich pozamiatam na moim sztywniaku i blaciku 48 ;-P
Chyba, że kurcze pozamiatają mnie ...

Dostajemy wiatr w pysk, ale udaje mi się skleić koło Czerwonego, więc teoretycznie tracę mniej sił. On próbuje odjechać ale bez typowego "skoku" szoszona, więc nic z tego Kolego ;-)

Na asfalt wjeżdżam na trzeciej pozycji.
Szybki blacik i już "rantujemy" z Niebieskim Pana Czerwonego.
Wszyscy się czają.
Mniej więcej ten kawałek trasy mam w głowie, w pamięci, w nogach, to nie jest wcale tak daleko ... Z doświadczenia przegranych finiszy wiem, że jak za późno zaczniesz to nie zdążysz osiągnąć prędkości Cavendisha na takim zmęczeniu i "wychodzenie z koła" mija się z celem.
Dlatego trzeba zaatakować pierwszemu i prędkość utrzymać do samego końca.
Ważny też jest element zaskoczenia i tzw. "odejście".
To tyle "mojej teorii", bo bardziej są to moje przemyślenia niż książkowe regułki kolarstwa szosowego ;-P

Zbliżamy się do zakrętu ...
Instynktownie wyczuwam moment odejścia ;-]
Staję na pedały i odbijam ostro w lewo, ścinając nieco ostatni zakręt.
Jest pełna pyta !
Oglądam się szybko - 2 długości za mną Niebieski, teraz tylko utrzymać to tempo.
Coraz ciężej mi się kręci, daję więc oczko wyżej i dojeżdżam do końca na nieco wyższej kadencji.
Niebieski drugi (?).
Czerwony trzeci (?).
Zadziwiająca jest ta zdolność do przekraczania naszych barier, które siedzą wyłącznie w głowie, w naszym ludzkim wygodnictwie albo unikaniu bólu.
Przed chwilą myślałem, że nie dam rady, że kurcze, że to, że sro ...
A teraz zapier* ile sił, bo dochodzi dodatkowa dawka prawdziwej noradrenaliny walki i przetrwania, jakby od tego kilkudziesięciosekundowego pedałowania zależało moje .. życie ?

Chwilkę za mną dojeżdża Maciej, mówiąc, że już mnie widział ;-P ..

Z naszego Teamu na Giga wygrał Jarek, JP_Bike - drugi, ja trzeci.
W moim rankingu dopisuję więc punkty: 3, 2, 1 ;-)
Muszę jeszcze jakoś chłopaków z Mega zapunktować ;-P

Mój próbny-zabawowy Ranking Total po 2 wyścigach:
1. JP_Bike: 7 pkt.
2. Jarekdrogbas: 6 pkt.
3. z3waza: 5 pkt.
4. JacGol: 5 pkt.
5. josip: 4 pkt.
6. rodman: 3 pkt.
7. Marc: 3 pkt.
8. Maks: 2 pkt.
9. toadi: 1 pkt.
10. klosiu: 0 pkt.
11. mlodzik: 0 pkt.
;-)
________________________________
wyniki oficjalne:
74/139 open
37/57 M3
________________________________
= pojechałem podobną miejscówkę jak w zeszłym roku w Murowanej [82 open / 39 M3], bo życiówkę miałem chyba w Dolsku (?!)[28 M3 / 56 open]
Te 2 oczka wyżej w kategorii i +8 open muszę uznać jako dyskretną poprawę formy vs 2011 ;-))


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 23.00km
  • Teren 21.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 15.33km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

XC Gniezno.

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · dodano: 01.04.2012 | Komentarze 5

Pierwsze zawody 2012.
Zimno w 3D, chociaż świeci słońce.
Sporo znajomych: Joanna, JP, josip, drogbas, z3waza i wielu innych z "zaprzyjaźnionych Teamów" ;-).
Oblookanie trasy - oj, będzie momentami wąziutko, fajerwerków technicznych brak, podjazdy do podjechania - szkoda, że symbolicznie krótkie, ale za to dość strome.
Widywałem podpórki u co poniektórych ;-)

Pogaduszki rozluźniające przed startem a później "siwy dym" dzikiego tłumu - bo 75 osób na XC to jest tłum !
Rozjazdówka pomogła nieco rozciągnąć stawkę, ale i tak jakaś lamka przyblokowała mnie pod płotem na singlu.
Pewnie ja też kogoś później przyblokowałem więc jestem taką samą lamką ;-P

Po spadnięciu łańcucha wziął mnie Wojtas (dziś forma była ;-)]

Zresztą międzyczas Wojtasa i mój z pierwszego kółka wskazuje ile to jest "1 spadnięcia łańcucha" = mniej więcej 38 sekund :-) (!)
Było to "dopiero w połowie" kółka.
Szkoda, bo fajnie mi się przed nim jechało ;-)
Co prawda JP i drogbas byli poza zasięgiem wzroku, ale wszystko mogło się jeszcze wydarzyć.

Napęd działający dość dobrze na okolicznym zamulaniu podczas XC zdecydowanie spisał się poniżej krytyki. Łańcuch wchodził na 2 wsady manetką, a odwrotnie spadł mi w sumie 5 razy. Na szybkim XC to trochę boli ;-P
Czas na zmiany - jest pretekst, hehe !

Jechałem "swoim" rytmem, może trochę zbyt oszczędnie.
Czuję jednak w płucach / oskrzelach zeszłotygodniową infekcję ;/
Były momenty, że miałem nos-gardło pełne :-] nie było czym oddychać ..

Ostatecznie pod koniec ostatniej pętli już luzuję nogę, bo nie mam się z kim ścigać. Jeszcze na dokładkę zdublował mnie Hulaj :-)

Wyścig w sumie dość łatwy technicznie, trochę króciutka pętla, bez żadnej glebki więc jestem zadowolony.

Co do poprawy ?:
- wyleczyć się do końca ;-P
- wymienić napęd ...
- mocniej pojechać ;-)

Ranking >>Znajomych Teamowych<<:
1. JP_Bike: 5 pkt.
2. josip: 4 pkt.
3. drogbas: 3 pkt.
4. rodman: 2 pkt.
5. z3waza: 1 pkt.

*tak se na próbę dla zabawy zrobiłem taki "total ranking", zobaczymy czy to będzie coś godnego kontynuacji ;-P

**wyniki: 50/75, 26/34 w kat M1 (Masters 1)


Kategoria Grupetto, XC, The Race


  • DST 55.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 25.38km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Malta.

Sobota, 14 stycznia 2012 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 3

spotkałem 3 kolarzy i jednym z nich zabrałem się na Maltę.
zimno w paluch.
wieje.


Kategoria Grupetto


  • DST 61.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 31.55km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Środa w piątek.

Piątek, 30 września 2011 · dodano: 30.09.2011 | Komentarze 0

Kawałek z Arturem.


Kategoria Grupetto, Outdoor


  • DST 33.00km
  • Teren 29.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 16.50km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łopuchowooołyeeahhh!!!! :-))

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 5

Piekielnie ciężki wyścig :-)
Udało się zrealizować cel - wyprzedziliśmy 3 kobitki i Sajmona w końcówce ;-P
Jeszcze bym trochę naciął skalpów ale wolałem za nim wieźć się na kole.
Sporo znajomych - fajna atmosfera :-))>

Jako ciekawostka dowiedziałem się, że Mr Gogolewsky robi profesjonalne wyścigi dla Amatorów, a nie Amatorskie wyścigi dla Profesjonalistów ..... hehehehe :D




  • DST 56.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.55km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Giecz i nazad.

Czwartek, 22 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 0

Kawałek po Tulcach z Jacgolem, na szczęście nie zastosował słynnej taktyki muchy.
Na 2 Bocialary obok siebie musieliśmy robić za BeEmKę na Xenonach :D
W powrotnej bezlitosny wiatr ostro szarpał ..

Mała dywersja na wlocie do Tulec na znaku terenu zabudowanego ... ;-P


Kategoria Grupetto, Outdoor


  • DST 20.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewica XC.

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 16

Start z końca, bo Ci co pierwszy raz startują - muszą stanąć na końcu.
Start z lekka skopany - ni chuja się nie rozpędzisz, nie miniesz pachołków, bo po 100 metrach jest 90 stopni w prawo po świeżej ścince.
Ja kurwa nie kumam, ktoś robi po raz kolejny jakieś zawody - nawet kurwa niby Mistrzostwa Wlkp. w XC i nie robi jakiejś rozjazdówki, która rozciągnie chmarę napinaczy ??!?
Po prostu bajkerów ma się w dupie ! Albo się jest tumanem kurzu, który momentalnie powstał po pierwszym zakręcie.
Nic kurwa nie widać choć pytkę wykol.
Latają tylko gałęzie od ścinki a pył zakleja płuca i oczy.
Na macanego ustawiam się w jakimś rządku do jazdy.
Rządek idzie a czub ucieka.
Nieliczni rzucają się szaleńczo do przodu po gałęziach.
Wytrzymam kurwa, spokojnie ziom ...
Pył opada a wraz z nim chyżość co poniektórych wymiataczy przede mną.
Z każdym metrem przewyższenia następuje selekcja.
Skrzętnie i bez napinki korzystam z każdej okazji do wyprzedzania.
Mnie nikt nie wyprzedza.
Szkoda.
Może bym się bardziej strzepał a tak jadę w miarę oszczędnym tempem na granicy palenia.
FOTO by OLSZA ;-)

Killerek spoko, tym bardziej, że słyszę doping licznie zgromadzonych dziś Fanów ;-)))>
Tzn. znajomych.
Zapierdalam na sztywnym i widzę, że niewiele tracę a co do niektórych wręcz się lekko zżymam, że hample muszę mocniej zaciskać.
Po pierwszym kółku gubię bidon. Ja pierdolę, ale lama ... No wypadł mi z dłoni jak go chciałem wsadzić na miejsce - a tak se kombinowałem - weź 2 x po połowie, zawsze coś będzie ...
No nic, podniosę na 2-gim kółku.
Lubię gonić.
Lubię łykać słabszych.
Lubię niszczyć tych co są przede mną.
Lubię tę pętlę :-)
Fajnie się jedzie, sztywny wybiera, bezdętki amortyzują.
Wchodzę w zakręty praktycznie bezbłędnie.
Killerem czasami się puszczam środkiem, chociaż raz się prawie zesrałem, bo poszedłem waryjot i nie zmieściłem się w "moją" ulubioną ścieżkę - na ostatnim "progu" podrywam przednie koło do lotu i ...... Red Bull wypity przed startem w promocji dodaje mi skrzydeł - ląduję (że niby tak chciałem, hehe) i lecę dalej po piachu prosto jak "szczała".
Laski mdleją, panowie ściskają się za pytki, ogólna euforia ! :-)
No przynajmniej ja się poczułem jak bym właśnie ujechał tego pomarańczowego gada z Avatara - Mukto Master czy jakoś tak ;-P
Zaraz potem przy skręcie i próbie depnięcia grzebię się w piachu i zaliczam glebę z serii śmiesznych".
Szybki skok i ..... spadłe mi kurwa łańcuch.
Zakładam łańcuch i już mnie 2-ch z powrotem myka.
Jeszcze mi nieco odskakują jak staje po binoniq, który na mnie czeka.
Potem mykam swoim tempem jeszcze kilku kolesi.
Tak od 2-giego kółka robi się większy luzik.
Niestety kurwa - czas klęski nadchodzi, spadł mi jeszcze ze 2 razy łańcuch i na przedostatnim kółku dostaję dubla tuż przed killerem.
Wielka szkoda, bo miałem power na jeszcze jedno w trupa, pewnie bym wyciął ze 3, może 4-rech, bo mi grupka się na moment pojawiła w zasięgu korby.

Generalnie jestem chyba 12-sty w M1, 5 pętli zrobionych.
Zero problemów z zakrętami, sztywny spokojnie dawał radę a na podjazdach czułem rosnącą z każdą minutą przewagę [optyczną];-)

Bardzo fajne zawody, szkoda tylko, że żadnych znajomych z "mojej linii" nie było.
Dzięki znajomym i Młodzikowi za doping !
Naprawdę jest raźniej jak ktoś krzyczy za tobą nawet jak się nie jest debeściakiem z top 3 :-)

Potem obejrzałem sobie rejs Młodzik vs Konwa.

Tym razem wygrał faworyzowany Marek.
Ale Młodzik się odegra, szedł jak kuna, szczególnie na jednym zjeździe jak puknął go rower w czerep.
Szkoda, że tak daleko byłem ;-P ....
Jeden gościu szczególnie brutalnie poleciał na moich oczach i złamał kask, ale sobie na szczęście nic.
Zresztą wariatów na Legendarnej Wielkopolskiej Dziewiczej Górze nie brakowało :D
Było na co popatrzeć.
Młodzik zjeżdża ostro, to co powiedzieć o tych co pomykali z prędkością jeszcze większą specjalnie się nie pierdoląc - bez trzymania klamek ;-P
....


Kategoria Grupetto, The Race, XC


  • DST 40.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 28.24km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

MP Medyków - Michałki - sprint spiryt.

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 4

Nosz k**** ja pierdolę !!!
Znowu start z szarej i momentami czarnej jak kosmos dupy białego karła w mgławicy zapomnianych bajkerów.
Se kurwa pojechałem po puchar, hehehe ..
Ale nic, będę dzielny - mam za swoje kalkulacje-sracje-dupacje.
Startuje ponad setka różnej maści "sprinterów".
Niektórzy mają "nóżki", "śpiwory", "plecaki" i skrzynki narzędziowe "na wszelki wypadek".
Tak naprawdę jest pozamiatane.
Nie mam sumienia wciskać się z przodu.
.
Trzeba było jednak siedzieć na stadionie i warować po starcie gigowców-megowców, żeby spróbować załapać grupę medalową na tym masakrycznym (!) dystansie.
Albo pojechać mega z kolegyma.
Ja tymczasem machałem friendom, podciągałem koleżanki, rozgrzewałem się i .... uczciwie stanąłem w kolejce do startu.
.
Pan Redaktor Szanowny przeciąga w nieskończoność a w tłumie Ussainów Boltów na Rowerach zaczyna się gotować noradrenalina, testosteron, progesteron i endorfina.
Co poniektórym pewnie i tussipect, "żelazo", salbutamol i epo-cera.
Wreszcie ruszyliśmy, jak żółw ociężale ... niektórzy to nawet przed torami zwalniali :D
.
Ciągnę "na szoszona" po asfalcie, nie wiadomo skąd przyklejają się NAGLE inni "mini-mocarze". Ja pierdolę, jakie sępy jebane ...
Nie powiem, wqrwiony jestem, więc szarpię, zwalniam, jeżdżę w poprzek drogi [taktyka muchy Jacgola ;-))], w końcu odpuszczam, bo mnie to zaczyna męczyć.
Niech sobie jadą ... sam pewnie też bym próbował lepszego skleić.
.
Prawie dochodzę główną grupę kilkudziesięciu zawodników przed zakrętem ....
Zaczyna się takie XC po płaskim :-)
Generalnie wyprzedzam.
Kaemy lecą bardzo szybko.
Podbiegam tylko piaszczystą rynnę gdzie robią notatki.
Foto by Jolanta Kaczmarek :-) /za mną debeściak z pierwszej linii ustawiony na starcie ..... i po co ? dlaczego nie ma jakiegoś ogólnego "ratingu", wtedy każdy w sezonie miałby swoje godne miejsce na starcie, a sektory zrobić - kawałek taśmy i jest sektor, to takie trudne do zrobienia, no nie ?!/

Przechodzę mozolnie, co chwila jakiś singiel.
Trasa wyboista ale od czego są nogi ?!
Myk-myk, trochę wygibasów nad kierą i lecę dalej.
Nie mam pojęcia jaki tłum jeszcze przede mną.
.
Za mną kilkanaście metrów z wywieszonym jęzorem psy gończe.
No nie Panowie, nie czyńcie mnie nerwowym, bo będę musiał depnąć.
Gonię grupkę z przodu - zbliżam się nieubłaganie.
Nagle ekipa zawraca, ja jebię, cały plan wpizdu again ?
Znowu tradycyjne zgubienie w tych pieprzonych lasach ?
.
Pojawia się znane uczucie poczucia bezsensu mojego wcześniejszego wysiłku włożonego w wyprzedzanie słabszych pijawek tylnego koła.
Znowu się gnidy przysysają.
Teraz grupa jest mocarniejsza.
Pędzimy pewnie pod 3 dyszki, profilaktycznie nie wziąłem licznika.
"Odpoczywam".
Szybko się "znudzam" i zaczynam przeciskanko do czuba.
Jak już jestem na szpicy próbuję momentami zwalniać, żeby zobaczyć reakcję pozostałych ścigantów. Niech odkryją karciochy ;-)
Czasami ktoś nie wytrzymuje i dociska korbę - inni z krokodylim uśmiechem kleją się kółka ...
Lookam co za mną ?! - udało się lekko rozciągnąć towarzystwo, szczególnie po szosowych akcjach typu: "a za zakrętem pełna wiksa!".
Kolejna akcja "a za zakrętem ..." kończy się efektowną glebą OTB, przy zjeździe z asfaltu po trawie.
Ścigant za mną glebi po drugiej stronie.
Są jaja. Na miejscu. To najważniejsze :D
.
3-ci i kolejni jadą środkiem, niestety bez gleby, a szkoda, byłoby sprawiedliwie ;-P
Szybki wskok - zapomnieć - jechać - gnać - napierać - atakować !
I znowu zaczynam mordęgę podganiania ..
Kolega glebant za dużo myśli, bo zostaje urwany.
Zwierzyna zamienia się w łowcę a łowcy ... zwalniają na piachach pustyni imitującej Paraż-Dakar.
.
Mi to wisi, bo mam Race Kinga 2.2 i Pythona .. w spodenkach.
Dochodzę grupkę i zaczynam atak na szerokiej szutrówce.
Do samego kartofliska następuje kilka spektakularnych ataków i difensów z różnych stron.
Nie powiem - strasznie mnie rajcuje to rozprowadzanie :-))
.
Wjeżdżam jako 4-rty w tę ostatnią drogę krzyżową po kartoflach.
Zaczyna się migotanie przedsionków.
Jakiś młody przede mną, na stadionie gonię.
Przewaga sprintującego sztywnego widelca jest widoczna.
Zostawił mi nawet lukę do stadionu, łykam więc po wewnętrznej.
2-ch przede mną już nie, mieli również siły na finisze.
.
Open pudła nie będzie, ale może chociaż Medic ?!
Ufff, się udało, o minutkę buchnąłem jakiegoś innego pretendenta-ściganta :>
Leżę na trawie, próbuję oddech złapać.
Miła panienka podchodzi i ściąga mi troskliwie .... spodenki, a przy okazji numer gratis :D ... odpływam ... obsługa w Michałkach jest de Best .. aaaaaale ....
...... się w końcu budzę :/
"No widzi Pan, co by było jakby Pan giga pojechał ... a o tylko 30 km mini .."
"Byłoby tak samo bejbe, tak samo ..."
.
Później patrzę w wyniki i żałuję, że nie jechałem Mega - była szansa na pudło w M3,,, przynajmniej jak porównuję czasy zeszłoroczne.
Drużyna Pierścieni tym razem kosi tony makulatury - prawie każdy ma dyplomik z szerokiego pudełka.


Najostatniejsza dekoracja dnia .....

Mnie przypada Szoszonowa Statuetka, fajniejsza niż "zwykły" puchar.

Dave' łyka również Płaskorzeźbę Kolarza Przełajowego ?;-} z Mega Medyka, to dobrze ;-)
Myślę, że za rok wrócę na Mega lub pojadę pierwszy raz Giga, jak będzie Giga dla Medyków ;-).
Koszulka taka se, mogę komuś oddać za piątaka ...

Maraton Michałki - czyli wielkopolskie Paryż - Roubeix ;-)) is over.
And Integracja z Mistrzami Lekarzami :-)

Fociaki porobił sam JP_Bike :-)


Kategoria Grupetto, The Race


  • DST 129.00km
  • Teren 90.00km
  • Czas 05:16
  • VAVG 24.49km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Teamowo :-))

Niedziela, 4 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 8

Pogoda aż za dobra. Pełna lampa.
Po pogawędce z kumplami czekam na Koksia przy mostku.
Tomek J. obiecał mi fajną koszulkę, więc jestem dodatkowo podjarany ;-)
(niestety brak telefonu do niego uniemożliwia mi ostatecznie odbiór :< ..)

Startują sektory.
Pierwszy idzie naprawdę ostro, pewnie harty z mini ;-P
Za drugim sektorem robimy delikatny start lotny.
Tak trochę śmiesznie się dawać wyprzedzać różnym lamkom ale cierpliwie czekamy kiedy doczłapie się Młodzik.
W końcu jest.
Zaczynamy podkręcać tempo.
Młodzik rwie się do przodu wyprzedzając kolejnych jak pachołki.
Koksiu trochę został ale jest w zasięgu wzwodu :-)
Dojeżdżamy do słynnego zatoru na Warszawskiej.
Szybka decyzja - idę po torach i po 2-pasmówce.
Znajduje się kilku naśladowców - ryzykantów.
Pewnie Pan Policjant ostudziłby nasz zapał ale nie było nikogo, żeby zapobiec naszej akcji oskrzydlającej.
"Zapiszcie ich numery !!!" - proszę bardzo, hehehe

Później kulturalnie kontynuujemy jazdę.
Jesteśmy dobrych kilka minut do przodu - jest szansa na dobry wynik :-)
I zaczynamy się łamać :>
W końcu uczciwość teamowa zwyciężyła i luzujemy, przy okazji kilku sępów pociągowych musi jechać szybciej :))
Generalnie odnoszę takie wrażenie, że wszędzie są same hieny i sępy pociągowe.
No może jeden gościu na 2-gim kółku zaprosił mnie, żebym se wsiadł na koło :D
Ale tak to same cieniasy wożące się na kole, byle wydymać innych.
Oprócz oczywiście naszego teamu :-)
I tak jadąc tempem spacerowym szukamy naszych, mija nas kilku znajomych, którzy się cieszą, że po raz pierwszy mnie mijają - to znaczy przecież, że są w zajebistej formie ;-P
Mamy niezły ubaw z Koksiem obserwując te "niesamowite akcje" zmiany pociągów.
Mija nas też Jacek, ale jesteśmy twardzi (chociaż łyda świerzbi) i czekamy na Młodzika ... Czekamy i czekamy ... w końcu decyzja: jak do Biskupic go nie będzie - jedziemy swoje.
Cholera, na ostatnim zakręcie się pojawia ...
I zaczął się szosowy hard-core :-))>

Mijani Koledzy, którzy mnie niedawno mijali już tacy jacyś ... skupieni na jeździe :D
Czułem się dobrze, więc się nie oszczędzałem, czasami jednak musieliśmy luzować z +38 do +34, bo nasz młodszy Leader puchł w oczach ;-P
Tempo było dość mordercze, chociaż na razie tego nie czułem.
Pod Górą przeprowadziliśmy męską rozmowę z Młodzikiem - utrzymuje się na kole czy możemy przydusić ?!
Nie wiem co nas tak podjarało :-)), że pojechaliśmy dalej - Młodzik o dziwo nagle się zaczął utrzymywać :D
Lepiej by było gdybym dał częściej szansę innym na zmiany :-) ...

Aha wcześniej akcja dnia: złapałem podczas jazdy bidon lewą ręką od dziewczyny Pawła :-))> co mnie oczywiście dodatkowo podjarało (chociaż na drugim kółku mnie nie poznała i podratowała wodą :<, nie podałem hasła ?!)

Inicjatywę przejmuje Koksiu.
Młodzik odpada.
Na drugim kółku w Biskupicach mamy jeszcze jednego jęczącego marudę w pociągu, "że on nie może, że nie da rady" ... nie powiem, ale mnie to zabolało :>
W dodatku dopadł mnie kryzysik i mimo, że Koksiu poczekał za mną ze 2 razy to już nie miałem ani sił, ani motywacji, ani podniety, żeby cisnąć dalej.
Tak niestety mam jak się nie przygotuję do wyścigu - kurczyki, odcięcia, spadek mocy. Pewnie jutro bym pojechał znacznie lepiej - jak to bywało wcześniej, ale cóż.
Przynajmniej mam większą wiedzę o sobie po tym specyficznym treningu.
Odpuszczam, dziękując za współpracę Marianowi".

Później następuje totalna nuda przeplatana kurczami :F
Wlokłem się noga za nogą, aż doszedł mnie Młodzik cudownie odzyskawszy siły.
Ja jak przystało na prawdziwego gregario - dojechałem sobie spokojnie do mety, po drodze solidnie i długotrwale uszkadzając bufet - a co tam, nie zbiednieją ;-) , dziś niedziela, moje urodziny, głodnego nakarmić a spragnionego napoić !

Teamowo - całkiem nieźle nam poszło, była współpraca, zmiany, nawet zostałem na moment woziwodą ;-P
Forma różna. Najrówniej pojechał Koksiu. Ja szarpałem na początku, trochę za mocno. Młodzik odżył w końcówce. Jacek uciekł na mega ;-P

W sumie bardzo fajny trening i pozostali bohaterowie - Josip & Dun - mogą żałować, że nie jechali z nami :-)))


Kategoria Grupetto, Outdoor