Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

The Race

Dystans całkowity:10912.50 km (w terenie 4406.50 km; 40.38%)
Czas w ruchu:460:35
Średnia prędkość:23.69 km/h
Maksymalna prędkość:84.35 km/h
Suma podjazdów:49327 m
Maks. tętno maksymalne:178 (97 %)
Maks. tętno średnie:149 (81 %)
Suma kalorii:36185 kcal
Liczba aktywności:153
Średnio na aktywność:71.32 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 90.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 33.75km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Masters Wągrowiec.

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 5

Treningowy start w szosowych Mastersach.
Pierwsza ucieczka poszła już po starcie :-) i nieoczekiwanie dość gładko odjechała.
Później non stop interwały po płaskim.
Zaciągi szły gładko powyżej 40-stu, 50-ciu.
Średnia z wyścigu wyszła w okolicach 40-stki.
Starałem się atakować, ale jakoś nie mieli do mnie zaufania i nie chcieli mnie puścić. Szczególnie taki jeden w zielonym stroju mnie wq*, bo co odskakiwałem to on sklejał i zmiany nie dawał - tłumaczył się, że ma kolegę w ucieczce.
Odpowiedziałem, że robi bez sensu i jak nie chce się bawić to niech spada na koniec, tym bardziej, że uciekający kolega był w innej kategorii niż ja, więc nie musi mnie łapać.

Na 3 do końca dołączył się do mnie jeden gościu i szansa zaświtała, bo naciągnęliśmy trochę dystansu, ale tuż za metą nas skasowali.
My jechaliśmy 40-42 a peleton 44 i momentami więcej.

Na 2 do końca odeszła jeszcze jedna ucieczka, skład nie wróżył powodzenia, peleton trochę zbagatelizował i chyba dojechali do mety, chociaż byli już na ostatnim okrążeniu dość blisko "wizualnie".

Końcówka to już trochę nerwowa, nie chciałem ryzykować finiszu z dużej grupy.
Jeden koleś jeszcze skutecznie i mocno odskoczył - udało mu się.
Byłem już wypompowany dość licznymi ale nieskutecznymi atakami.
Zostałem też zamknięty dokładnie w środku peletonu a później musiałem wyhamowywać na ostatnim zakręcie, bo poszedłem szeroko a tam stały zaparkowane samochody ...
Dojechałem więc w finiszującej grupie o drodze naciskając jeszcze na pedały - kogoś z kategorii jeszcze chyba minąłem.

Z wyścigu jestem zadowolony, bo poćwiczyłem sobie ataki i zbadałem reakcje na różne momenty ataku.
Dużo ludzi, było kilka razy cieplej ale w naszym peletonie nikt nie poszlifował.

Dziadki natomiast (M50, 60) musiały odpierdolić numer dnia ...
Nie dość, że mieli do przejechania mniej kółek - grubo poniżej 2 h, to na prostej i szerokiej drodze zaczęli wciągać batoniki, ciasteczka, bananki, czekoladki, żelki no i się kurwa poskładali konkretnie.
Tak ze szklanka krwi na asfalcie, jak po rozjechanym sporym psie, gościu siedział na krawężniku z zakrwawionym dziobem, rower chyba dosyć oberwał - wzięła go karetka, miejmy nadzieję, że nic groźnego, bo minę miał jak "ludność cywilna" po ostrzale w Syrii.

Ogólnie lepiej mi się jechało niż w Kleszczewie i łatwiej było się utrzymać w grupie.
Brakowało mi trochę moich kółek karbonowych i momentami małych zębatek 12, 11(?).

Sporo ludzi na mecie - jakieś święto chyba było - więc atmosfera prawdziwego wyścigu ;-)
No i był bufet - konkretna kiełbacha, grochówa, buła i flaszeczka .... wody.

Numer 211, Goggle Pro Active Eyewear Team ;-]
Kat. M 40 40 – 49 lat dystans : 10 x 7,5 km przeciętna prędkość : 39,8 km/h

1. Leśniewski Dariusz, Dąbrowa Górnicza 1:53,09
2. Jach Adrian, Bike World Szczecin „
3. Pawłowski Piotr, KS Ślęża Sobótka „
4. Pyzik Paweł, Kolejarz Jura Częstochowa, 1:53,26
5. Kosmatka Krzysztof, Kameleon Team Piła, 1:53,36
6. Foremski Sławomir, TTC Jade Toruń „
7. Wegner Przemysław, Razem Poznań „
8. Koper Przemysław, Goggle Tulce „
9. Kwiatkowski Tomasz, TTC Jade Toruń „
10. Rogoziński Grzegorz, Diversey Team Zielona Góra „
11. Wołodźko Tomasz, BGŻ Eska Team Wrocław „
12. Zawadzki Zbigniew, V- Team Jamis Toruń 1:53,42


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 166.00km
  • Czas 06:15
  • VAVG 26.56km/h
  • VMAX 72.23km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla Beskidzka. taaa.....

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 07.07.2012 | Komentarze 3

Dystans łącznie z rozgrzewką, dojazdem do mety i .... powrotem z Salmopolu po rezerwowe koło.

W momencie jak zacząłem odpadać od głównej grupy chciałem zrzucić żeby zmniejszyć lukę i spróbować dojść na zjeździe, niestety podciągnąłem jeszcze bardziej, więc przerzutka zerwała mi szprychę, koło dostało centry, że pozostało mi stoczyć się w dół do kwatery i zabawić się w wymianę na treningowego klocka. Dobrze, że w ogóle go zabrałem ze sobą.
Wystartowałem ponownie po 55 minutach od mojego pierwszego startu i to by było na tyle.
Po prostu ukończyłem.
Owszem jestem wkurwiony.
Przynajmniej trening wyszedł dobry w warunkach extremalnych :/
Poza tym trasa ok, bufety ok, zjazdy fajowe - generalnie po dobrej nawierzchni, noga dawała radę na kasecie 25z, bo nie było jakoś superstromo.

W końcówce udało mi się wyciąć kilka trupów pod górkę, więc może nie będę ostatni ....

Spotkałem też kilku znajomych z szosowych tras ;-)

open 110/137 (18 DNF !!!)
kat. B 40/47 (6 DNF !)


Kategoria Outdoor, The Race


  • DST 136.00km
  • Czas 03:39
  • VAVG 37.26km/h
  • VMAX 61.56km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kleszczewo Masters.

Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 30.06.2012 | Komentarze 8

Jechało się świetnie, skończyło się jak zawsze ;-))

Dystans spory, bo po swoim starcie pojechałem treningowo za Mastersami i Amatorami.
__________________________________________________
Najpierw musiałem się trochę "wykłócić" z Sędziami, żeby nie robili scen i wpisali mnie do Mastersów. "No skoro się chce chłopak >przeciągnąć< to niech jedzie ...".
Pomyślałem, że owszem chcę się kurwa przeciągnąć jak nigdy dotąd a nie jechać z Kobietami, Dziećmi, Mastersami M60 i Amatorami w liczbie "3!;-P" jakieś śmieszne 3 kurwa kółka".

Wystartowaliśmy !! Jeden ma sporego pecha, chyba zerwał łańcuch ...
Pierwsze kółko po mokrym, po burzy. Mało osób, więc jak się coś urwie to duża szansa, że dojedzie. Chłopaki skaczą od czasu do czasu. Ja czasami się wysuwam i czekam na jakieś korzystne okoliczności, które będę mógł wykorzystać.
Wiadomo, że jazda na kole kolarsko mnie nie rozwinie. Ma kurwa iskrzyć !
Później odjeżdża Robert Ż. Dokładnie nie wiem jak to poszło - czy sam czy z kimś, ale za zakrętem w Śródce atakuje kolejnych 2 zawodników.
Oglądam się - jest luka więc naciskam i dochodzę - idziemy w trójkę - dla mnie zapalenie płuc ;-) Zresztą co chwila były motywy, że się leciało 45-50 km/h nie wiadomo jak i po co ;-).
Na wiadukcie w Nagradowicach atakuje nas inna trójka i łyka gładko na szczycie.
Taki nóż w plecy - ja akurat na zmianie - nie mam z czego depnąć, reszta się utrzymuje. Noszkurwiszcze znowu zabrakło paru metrów, ruchów korbą, kilka watów więcej ... :/
Na kolejnych kilometrach wpasowuję się w kilkuosobową grupkę i dajemy po zmianach. Tamci są jednak mocniejsi. Do tego nasza grupka zaczyna topnieć, niektórzy się chyba w ogóle wycofali.
Oczywiście jak to w życiu znajdą się w grupie czarne kurwa owce, które opuszczają zmiany i tną w chuja. Upatrzyłem sobie szczególnie jednego "kolegę" w błękitnej koszulce Garmin, który mnie wychujał na finiszu w zeszłym roku w Tarnowie Podgórnym. Koleś chyba stanął w rozwoju, bo jeździ tak samo - krótkie zmiany, opuszczanko - jak znam życie na finiszu będzie "cudowny dopływ sił".

I tak właściwie szło już spokojnie do mety. Pozwoliłem sobie jedynie "akcentować" wszystkie możliwe 3-4% "wiadukty", żeby pozostałych trochę podmęczyć. W sumie chuja to dało.
Około 400 m do kreski zaczął się finisz. Poszli ostro. Oczywiście "niebieski" jak najbardziej do przodu. Zabrakło mi trochę zimnej krwi, żeby spokojnie siąść na koło i "robić swoje". Ale nic, cisnę ile wlezie - jestem 4-rty.
Pierwszych nie udało się dojść ale Garchem "poległ" kilka metrów przed kreską ;-)) I to było miłe ;-))
Pewnie dzięki temu pobiłem rekord na płaskim (?!).

Uzupełniwszy jeden bidon stwierdziłem, że zrobię sobie rozjazd z M60 i popatrzę nie wadząc nikomu jak oni lecą. M50 lecieli dość szybko, było ich niedużo więc przepuściłem "paczkę" i poczekałem na M60.
Tutaj tempo nie przekraczało 38 km/h więc jechałem sobie spokojnie jako obserwator w bezpiecznej kilkumetrowej odległości za peletonem.
Zajebiście nudno. Nic się nie działo. Ale dobre tempo na rozjazd :-)
Od czasu do czasu bawiłem się w >gregario< i 2-3 co umierali starałem się dociągnąć do peletonu. Niestety moja pomoc zbyt mocna i 2 Mastersom się nie udało dociągnąć. Ja za to miałem fajny interwał :-)

Później Sędziowie trochę zjebali, bo nie wyszli przypomnieć wkręconym kolarzom, kto ma zjeżdżać do mety a kto nie i na zakręcie w Nagradowicach na Bugaj 2 lub trzech się wypierdoliło - jeden chciał wracać - inny jechać do mety i jebuut !!
Zwolniłem, popatrzyłem, jeden Masters z krwawym łokciem został z tyłu - jest robota ! :-)
Wyszedłem mu delikatnie na zmianę i cały odcinek aż do Zimina przypierdoliłem na 42 km/h (widziałem, że się spoko trzyma). :D
Dojechaliśmy do grupy. Trochę mnie jeszcze podpuszczał żebym poszedł i pociągnął peleton, jednak uznałem to za "no fair-play" i odparłem, że mi się nie chce :D

Co z tego, kiedy chłopaki zaczęły zamulać do 33 km/h ? ..... buuuuuu !!;-P
Zacząłem kombinować jakby tu zobaczyć ich finisz ?! ..
Widzę, że jest spokój, więc wyjebałem lewą stroną do 50 km/h znienacka, żeby nikt nie mógł tego wykorzystać. Jak już nabrałem trochę odległości poluzowałem do 40 i zerkam pod pachą co tam z tyłu. No nie ! Jeden mnie zaczął gonić !
Reszta peletonu ruszyła chyba za nim. Mimo, że się z nimi nie ścigałem i w każdej chwili mogłem po prostu pojechać do domu, poczułem się "Cancellarą" i docisnąłem, tak żeby na budziku było minimum te 38-39.
Se zerkam od czasu do czasu i ku mojej uciesze nie zbliżają się ;-)
Ledwo dycham, bidony suche, al kurwa jadę na maksa, ja przecież tylko chcę zobaczyć ich finisz ! :D
Zakręt w Śródce w pełni zabezpieczony więc nie trzeba tam zwalniać, później pod górkę ze 2%, na wiadukcie mi trochę siadło, ale jest dobrze - są daleko :-)
Później już równo idę 2 km do mety, 1 km do mety ... kompletny luzik ;-)
Tak się chyba wygrywa ucieczki :D
Tym razem jednak zjeżdżam na pobocze przed metą żeby sobie popatrzeć na finisz.
Całkiem - całkiem ;-)

Podsumowując - super trening przed Pętlą Beskidzką, teraz tylko ładnie się zregenege i w górach dojechać w "swojej grupie" :D

p.s. M40 A: 5/6


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 82.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 38.74km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyścig Masters - Pobiedziska. Na głodzie ...

Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 2

80 wyścig w "karierze" ;-)
kat. M40A 7/11
open ?

Kilka dni bez jazdy. A to deszcz, a to robota, a to chata, a to sratatata ...
Imprezka w sobotę, sympatyczna, generalnie nasiadówka z dobrym jedzonkiem, więc zdrowy glikogen uzupełniony, zakończona upojną nocą ;-P ...
Po równie upojnym poranku - właściwie już stwierdziłem, że nie jadę, bo nie zdążę, dlatego postawiłem tym razem na upojny poranek niż na ściganko - jednak okazało się, że "jest nadzieja, że zdążę", tym bardziej, że Niewiasta również chciała wyskoczyć na godzinkę :-)

Podkręciłem turbinkę w dieslu stwierdzając, że śniadania jeść nie muszę i 2 bidony na taki krótki ścig wystarczą.

Sędziowie trochę gęgają, że za późno, że to, że tamto, że podniosą wpisowe, ale generalnie desperacja była wielka więc wyszarpnąłem numerek >zielony 613< i ustawiłem się na starcie bez rozgrzewki.
Po starcie oczywiście wysuwam się do przodu, żeby się rozgrzać i poprowadzić peleton ;-P
Po 2-3 kilometrach już się zaczynają typowe ruchawki i zrywy.
Wiatr wieje dość perfidnie, bo głównie z boczku (południowy).
Po rozgrzewce - no nie idzie mi dziś - dziwne nie jest ;-))
Mam zadyszkę, ale może się noga trochę w końcu uruchomi - łudzę się ..

Za Biskupicami dobrze znany z treningów i Bikemaratonu podjazd pod Jankowo.
Przepuszczam kolejnych do momentu aż nikt mnie już nie chce minąć, powstaje dziura, obracam się i widzę samochód sędziowski.
No k*, jest bardzo źle ...
W głowie zaczyna się gonitwa myśli i obrazów:
- "o-sta-tni!!! wołają siatkarscy kibice przed końcem meczu"
- zaraz sędzia mnie klepnie w ramię i powie "dziś już Panu dziękujemy"
- po ch* ja tutaj w ogóle przyjechałem ? przecież po takim tygodniu było wiadomo jaki będzie wynik ...
- ehh, lepiej było sobie zrobić regge po upojności ...

Na tak małej górce spłynęło jeszcze 2 zawodników i tak w trójkę, a właściwie w dwójkę, bo jeden "niebieski" zmian właściwie nie dawał, spoglądamy z bólem na oddalający się peleton.
Widząc, że wyścig przybiera postać rzadkiego gówna, przejmuję kontrolę i zarządzam szybsze zmiany, które pozwalają się nam rozbujać pod 38 km/h.

Niewiele to zmienia na trasie, niebieski Diverse (?) zaczyna opuszczać, chyba naprawdę formę ma dziś cieniutką. Wiadomo, że takie "sępienie" na szosie wkurza ;-))
Tymczasem dopada nas 2-ch Mastersów M50 ;-)) Ci to mają kopyto !
Dziecioki odchowane to mogą sobie jeździć ... z drugiej strony wolę być te 10 lat młodszy ;-)
Tempo rośnie diametralnie. Niebieski odpada.
Między Biskupicami a Jankowem znowu łapiemy peleton.
M50 lecą dalej, nikt ich nie goni.
Dochodzi nas peleton M50< :-))
Robi się tłoczno, ale w Promnie oni odbijają do mety.
Moje zadowolenie z jazdy dojścia naszego peletonu trwa krótko.
Po wjechaniu na "last lap" ktoś oczywiście atakuje i oczywiście cała grupka ulega rozbiciu na kilka mniejszych.
Jestem w ostatniej, kilkuosobowej.
Już bez emocji jedziemy po zmianach. Na ostatnim podjeździe pod Jankowo strzela Zbigniew Z. z V-Team Jamis, którego kilka razy (2?) już spotkałem na wyścigu.
Wyraźnie pod górkę mu nie idzie albo "strzela" pod koniec wyścigu.

Ostatnia większa prosta do Góry z bocznym wiatrem - "mocny biały Campagnolo" robi rzeź pod 40 km/h ... ledwo się utrzymuję na końcu 4-osobowej grupki, chociaż osłony przed wiatrem "0", bo kolega jedzie lewą stroną jezdni a wiatr jest z prawej.
Ciśnie tak, że nikt nie jest w stanie dać mu zmiany, zresztą jakby nie miał zamiaru z niej schodzić.
Kryzys jednak na dużej zadyszce wytrzymuję przywołując z pamięci inne "ciężkie momenty" z odbytych wyścigów, które przewalczyłem i się nie poddawałem.
Takie momenty pomagają :D

Ostatnie kilometry nadal nikt się nie wysuwa do zmian, ciekawe czy ktoś będzie zamierzał poćwiczyć finisz ?
Asfalcik dojazdowy do Pobiedzisk równy i gładki, szeroko, teren zabezpieczony - jest komfort.
Jedziemy wachlarzykiem. 3-ci w kolejce zmienia zębatkę, ja również i delikatnie zrównujemy się z "Campą" i 2-gim, spoglądam na współtowarzyszy pytająco "czy ktoś chce sobie poćwiczyć sprinty na kreskę ?".
Wymiana spojrzeń.
Tylko trzeci szarpnął i zaczyna finisz.
Nie wiem dlaczego, ale przeważnie na ostatnie 200 m jakoś zawsze mogę jeszcze kilkanaście razy depnąć pomimo tego, że przed chwilą konam i zdycham.

Tym razem również miałem jeszcze siłę depnąć na stojaka.
Błyskawicznie zredukowałem odległość i wysunąłem się przed Finiszera.
Poprawiłem na siedząco wygrywając dość gładko.

Ogólnie jestem zadowolony z kolejnego doświadczenia szosowego ścigania.
Nie ma tłoku, nie ma korków, ujechałem się maksymalnie ale dość krótko - dzięki temu szybciej się zregeneruję.
Warto jednak do wyścigu lepiej się przygotować, wtedy można powalczyć a nie zdychać ;-))


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 160.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:20
  • VAVG 25.26km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 3500m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Twierdza Donjon. Srebrnogórski Road Maraton.

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 1

open 24/47
kat. B 10/16

mój czas: 6:20:28
best B: 5:12:02
best C: 5:34:46

W expresowym skrócie:
:-))
+ pogoda
+ widoczki
+ kilkanaście km dobrego asfaltu
+ przewyższenia
+ obsługa 3-ciego bufetu
+ nocleg

:-((
- kilkadziesiąt kilometrów totalnie beznadziejnych dróg, na których zamiast lecieć >50 trzeba było zwalniać do 20-30 km/h, żeby nie rozpierdzielić sprzętu, non stop "myszkować" w poszukiwaniu ścieżki - czułem się jak na MTB ... niestety napisami "Dziury !!" asfaltu się nie załata ...
- zła lokalizacja bufetów - jak się leci 40-50 km/h ciężko zauważyć, że coś tam na boku stoi a jeszcze trudniej się zatrzymać, w konsekwencji totalna susza w bidonach i kompletny zgon po 4 godzinach, byłem już psychicznie gotów na szkołę przetrwania = sikanie w bidon i picie ... na szczęście po 14:00 pojawił się BUFET

Forma ok, chociaż nie mogłem w pierwszej godzinie odpalić i jechało się ciężko.
Po bufecie w ciągu godziny "wyschły mi" kolejne 2 bidony, na szczęście Organizatorzy przed samą Srebrną Górą dowieźli jeszcze wodę i to było super.
Sam podjazd spoko i bez cierpienia w najtrudniejszej końcówce - pewnie dlatego, że w cieniu ;-)
Kaseta mimo, że nie do końca idealnie chodziła i wiele razy musiałem "dobierać" naciąg manetkami, spokojnie się sprawdziła, nie musiałem więc w końcówce "przepychać" ani tym bardziej zsiadać z roweru ;-)
Stopy obite, od dziur, ogólnie czuję się "wyklekotany" i jeśli miałbym tam kiedyś wrócić to tylko na krajoznawcze MTB, bo na szosę to się kompletnie nie nadaje, szkoda sprzętu ...




  • DST 102.00km
  • Czas 02:39
  • VAVG 38.49km/h
  • VMAX 68.35km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

X Szosowe Mistrzostwa Polski Lekarzy i Medyków, Bychawa. Start wspólny.

Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 09.06.2012 | Komentarze 5

Pogoda idealna, lekki wiaterek, słońce, małe - białe chmurki, stojąc w słońcu kropelki potu łączą się ze sobą i spływają po golonych łydach znacząc Ziemię Bychawską stając się w ten sposób jej nano-cżasteczką.
Trzeci start w Bychawie. Trasa ta sama – usiana kilkoma mniejszymi i większymi pagórkami.
Niby nic, a z każdym przejechanym kilometrem stają się dłuższe, bardziej strome.
Kilkunastu % nie ma nigdzie, ciekawe czy w porywach dochodzi do 10% ?
7-8 może być na bank.
Jeszcze szybkie zakupy – butla „czegoś tam” podobna do bidonu, łatwo włożyć w koszyczek.

Pierwsza górka daje pewne wyobrażenie o przebiegu tego wyścigu. Mocne tempo na zagotowanie.
Raczej zeszłorocznego pitu-pitu nie będzie. Na szczycie też od razu pełne rozciągnięcie, pierwsze nieudane ataki.
Aktywna grupa Mayday Racing Team z Lublina. Poszedł faworyt, Grzegorz T., ma jasnoniebieskie tło numerku na plecach, więc nie jest „mój”. Kilka miesięcy temu jeszcze by był ale zmiany w pracy więc wypada z kategorii.
Nie ma w tym roku godnego mu rywala - Pawła Sz., który potrafił seryjnie wygrywać czasówki i starty wspólne również.
Nikt za nim tym razem nie idzie, więc rzuca kontrolne spojrzenie, składa się, odjeżdża.

Później chwila uspokojenia.
Dalej idą próby ataków prawie non-stop.
Tną się w „czerwonej” kategorii, głównie Michał M. i Filip N., od czasu do czasu dorzuci coś od siebie Tadek B. oraz inni, którzy nagle poczują wenę.
Pod każdą niemal górkę podkręcanie tempa. Peleton topnieje z każdym kółkiem, ale nadal jest sporo osób. Przeliczam od czasu do czasu „czarne numery” z mojej kategorii, jest kilku, przyglądam się jak jadą, jak wciągają górki, czy próbują atakować. Ze trzech „czarnych” jest z Mayday'a, jeden „Orbea”, jeden „Adamed”, jeden „Medycycling”.

Plan jest dość prosty, utrzymać się w czołowej grupie aż do finałowego podjazdu i wtedy zaatakować ile sił starczy w nogach.

Michał M. strzela atakami jak kałasznikow, cios za cios z Filipem N. (TGV).
Przez wszystkie kilometry z mojej strony uważna jazda, żeby nie złapać pobocza, dziury, nie liznąć koła. Podjazdy na tyle na ile trzeba, żeby nie zerwać grupy, ale i tak nierzadko jest palenie mięśnia w zakwasie własnym.
Staram się też czyhać na okazję do ucieczki, jeśli odejdzie 3-4 osoby będę próbował doskoku, w ten sposób urwę „czarnych” i będzie miodzio.
Pilnuję czy inni "moi" nie skaczą, ale jakoś się czają tylko jadąc w okolicach 6-15 pozycji.
Niestety, peleton tłumi wszelkie przejawy buntu i likwiduje skoki podkręcając tempo.

Ostatnie 3-cie kółko, będzie lało :/
Pierwsza górka po raz trzeci i udaje się rozerwać stawkę. Kilku „czarnych” za mną – jest dobrze !
Ktoś glebi na kolejnym śliskim podjeździe.
Kałuże robią się momentalnie spore i też nie wiadomo jak się je przejedzie z górki.
Mało co widać, chlapie z góry i z dołu, okulary zapylone.
Przynajmniej trochę bardziej rześko się zrobiło.

Nagle trzech zawodników nabrało dystansu nad grupą, 50 m przewagi, widać, że się dogadują „na zmiany”.
Może teraz ?
Próbuję dojechać, udaje się.
Niestety przywlekam też całą grupę. Tempo siada i 2-ga połówka peletonu nas dogania, oczywiście konkurencja wraz z nimi.
O tym z przodu (+55 sek) już wszyscy zapomnieli.
Ostatnie kilometry trzeba pojechać aktywnie z przodu, żeby przypadkowo nie złapać crasha, defektu i zbudować sobie pozycję do ataku.
….
Na około 15 km do mety w „niebezpieczny zakręt” w prawo wchodzę pierwszy.
Kontynuuję ciągnąc pod górkę w swoim tempie. Na odkrytym luzuję na „ekonomiczny”, bo grupa trzyma się za mną.
10 km do mety obsuwam się nieco w dół grupy, na zjeździe staram się podgonić.
Przebijam się lewą na czoło i idę za Markiem P. na zjeździe. Daje zmianę tak na 70 %, żeby nikt teraz nie skakał.
Następnie Marek P. wchodzi w ostatni znaczący podjazd jako pierwszy, ja za nim.
Za chwilę okazuje się, że to był tylko manewr „spływania na podjeździe” w jego wykonaniu.
Reszta zaczyna nas wyprzedzać, ale nikt nie skacze.
Każdy pewnie kalkuluje w głowie ile jeszcze do mety i czy się opłaca, albo po prostu brak sił.
Gdzieś zniknęli / odpadli już koledzy z byłego „ERT” - Tomek Ś. i wczorajszy zwycięzca czasówki w kategorii (po raz który w karierze ?) Wojciech J.
Kolejne kilka hopek, zjazdy i wypłaszczenie.
Pozostał jeden kilometr do mety, o czym oznajmia duży napis na szosie.
Pamiętając jak wygląda finałowy 500 m (krótki, ale dość sztywny, kilkuprocentowy) podjazd, staram się ustawić po zewnętrznej, żeby móc zaatakować.
Pomimo zmęczenia na twarzy błądzi uśmieszek, bo pierwszy podstawowy cel taktyczny został osiągnięty – dojechałem w głównej grupie. Teraz pozostało sprawdzić ile mocy zostało w pycie …
No ale kurdesz jestem niefartownie zablokowany !
Szczelny rancik, nie można się nigdzie wcisnąć. Teraz już wiem dlaczego w peletonach używają łokci ;-P i na czym polega blokowanie, bo w sumie chyba blokowało mnie 2 z Mayday'a – jeśli świadomie to szacun, że na mnie stawiali ;-) Ale chyba tak po prostu się ułożyło ...
Ok, przyjmuję zaistniałą sytuację, bo mam nadzieję, że pod górkę się trochę rozpiży towarzystwo.
Nerwowe sekundy, nikt nie kwapi się do przodu, metry podjazdu zaczynają uciekać ...
Nie interesują mnie co zrobią inni moi konkurenci (Mayday, Orbea, Adamed), bo zupełnie gości nie znam. Chociaż po wczorajszej czasówce jej zwycięzca Janusz Ł. Z Mayday (nr 260, Mistrz Bychawy z 2009 r. - doczytałem w portfolio ;-)) jest chyba najmocniejszy … W każdym razie ma najbardziej wyczesany sprzęcik, niebanalna rama, extra koła na stożkach 50 itp. ...
Chcę jednak narzucić swoje warunki, uzyskać w ten sposób przewagę psychologiczną, pozycyjną i spróbować pociągnąć do samej kreski. Przewaga nogi byłaby jednak najbardziej na miejscu …
Emocje są duże, brakuje mi trochę doświadczenia w rozgrywaniu takich końcówek.
Wreszcie Tomasz K. (tak, ten od „Michałków”) rusza żwawiej i tworzy się luka.
Nie ma się co szczypać, teraz albo nigdy !

Mam blacik więc staję na pedały i ciągnę ile fabryka glikogenu dała, lewą flanką, nie oglądając się za siebie.
300 m do mety a tu zaczyna brakować mocy i baki sygnalizują „chwilowy brak w dostawie, stopień zasilania 03 ...” fak !
200 m
Redukuję na większe zębatki, chyba pod koniec podjazdu zaczynają mnie doganiać.
Widzę wysuwające się przede mnie koła po prawej i po lewej stronie.
100 m
Jeszcze trochę, wrzuta na oparach !! Dociskam po płaskim, niestety są przede mną, ale …
Nie widzę żadnego „czarnego tła” przede mną więc chyba … wygrałem ?!!
Yeeeeaaaaahhhh !!!
Utwierdza mnie w tym przybicie piątki z gratkami od najbliższego rywala „260” - wczorajszego Mistrza Czasówki Medyków - Janusza Ł.
Finisz z grupki (jednak się urwaliśmy na 5 sekund na tym krótkim podjeździe od peletonu !) wygrywa Michał M. - niekwestionowany szarpator” dnia i mistrz sprintów. Filip N. nie wytrzymał wymiany ciosów na zdradliwych, niepozornych górkach bychawskich.

W Przedstawicielach Firm Medycznych i Farmaceutach wygrałem o:
+0.146 ….. O żeszQ, było naprawdę blisko ! ;D
Open: 6
Kat.: PFFA (do 45 lat): 1st !!!

Trochę w szoku ale za to jaki szczęśliwy :D
Znowu to wspaniałe uczucie ZWYCIĘSTWA, słodki smak ;-))
Nie przeszkadza mi kolejna ulewa na rozjeździe do samochodu.
Oddaję chipa” i zerkam na wydruk wyników – noszkurdesz jak byk stoi – jest złoto !

Podjarany jak dziecko z klocków Lego Star Wars, na suto zastawionej bogatej w jadło nie do przejedzenia imprezce uroczyste dekoracje i spełnienie malutkich rowerowych marzeń – rowerowy KOSZUL MISZCZA POLSKI MEDYKÓW / FARMACEUTÓW ;-)

Była szansa i o ułamek sekundy, mrugniecie okiem - byłem dziś lepszy :-))))

Perła w tle ...




  • DST 26.00km
  • Czas 00:51
  • VAVG 30.59km/h
  • VMAX 54.77km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Czasówka Roberta - MP Medyków, Bychawa.

Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 08.06.2012 | Komentarze 2

Dokładnie 4 minuty po gwizdku Polska-Grecja już gnałem na trasie.
Miałem się oszczędzać, ale w tym roku przyjechało znacznie więcej chętnych Przedstawicieli Medyków, więc stwierdziłem, że nie ma co kalkulować tylko nagrzewać namaxa.

Jechało się całkiem dobrze. Wcześniej dojazd / rozgrzewka.
Rower normalny, nie cudowałem z lemondką czy kaskiem.
Na starcie duży błąd - nie wpiąłem się idealnie szybko w pedały - więc strata.
Nawrót - kolejny błąd - znosi mnie trochę w trawę - kolejna strata ....

Później na dokładkę wiatr w twarz - było ciężko wrócić, żeby się nie spalić i żeby przy okazji równo pracować.

Wpadam na metę - będzie poniżej 15 minut - chyba lepiej niż rok temu ?!
___________________
2011: 15'18"3"'
___________________

Dokładnie wyszło:
14'56"3"' [-22 sek. !! jest poprawa, ciekawe czy przez moc / formę czy głównie przez zmianę ramy na bardziej ścigancką - okaże się jutro]
*w każym razie AVS po raz pierwszy przekroczył 40 km/h ;-))
17 open :-) [+3]
4 open PFF (przedstawiciele firm farmaceutycznych - o 3 sek. gorzej niż 3-ci, tutaj zemściły się błędy start/nawrót) [-1]
2 kat. B/PFF [=0]

A jednak SREBRNY MEDAL !!!!!! :-)))
W ten sposób obroniłem tytuł vice-mistrzowski po raz trzeci z rzędu ;-D
[2010, 2011, 2012]
[na usprawiedliwienie dodam, że pierwszy jechał na "profi" sprzęcie czasowym ...]




  • DST 102.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 36.21km/h
  • VMAX 56.78km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szosowe MP Amatorów Śrem 2012.

Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 03.06.2012 | Komentarze 9

Co najmniej chłodno, wręcz zimno, bardzo silny wiatr, możliwość deszczu ...
Spodziewam się, że wobec takich warunków chłopaki jednak mogą wymięknąć więc za bardzo się nie rozglądam.

Przy rejestracji kolejna nowinka -jak to u "mastersów" - kategoria Amator podzielona na 18-30 i 31-50. Jakie M4a ? Przecież nie ma Pan LICENCJI !
Chyba się zepnę i sobie kupię za 5 dych ten gówniany glejt.

Rozgrzeweczka - służby mundurowe już rozlokowane i czujne - i to jest dobre !

W końcu ustawiają nas do startu.
Komunikat specjalny: z uwagi na silny wiatr wszyscy tylko 2 kółka.
W odpowiedzi Peleton wyraził głośno co o tym myśli ...
No dobrze, to wobec tego wszyscy jadą 3 kółka :-)
Amatorzy mają startować na końcu. Ustawiam się w pierwszym rzędzie Amatorów.

2-gi komunikat specjalny: OK, jednak kilka kategorii będzie startować wspólnie :-)) Taaa, w wyścigach "masters" wszystko może się zmienić z minuty na minutę i w dodatku Sędzia ma prawo się irytować, że raczysz się zapytać, o której w końcu startują Amatorzy.
Ponieważ mam znakomity humor nie bardzo się tym przejmuję, ruszajmy wreszcie bo opony stygną !

Start, czujnie pierwsze metry, nawet za głównym rondem Śremu (koło BP) odbijamy na pagórek jeden i potem drugi. Na razie ciężko się przebijać, oszczędnie wjeżdżam wczuwając się w "klimat szosy".

Wąska droga między drzewami zakręt i ..... za zakrętem normalna szeroka droga z przeuroczym wiatrem z boku, który rozpiża cały peleton w 3D i "ustawia" wyścig.
Szkoda tylko, że nie jadę w pierwszej grupce.
Niektórzy próbują gonić, ja również, chociaż wiem, że przy takim układzie nie ma zbyt dużych szans na dojście. Jeśli by się doszło - strata sił będzie baaardzo duża. Ale mimo wszystko próbuję gonić ... Po kilometrze przestaję.
Za mną cały sznurek "chętnych do zmiany".
Luzuję nogę.
Tworzy się 2-gi peletonik.
W takiej sytuacji zawsze znajduje się osoba, która "przejmuje władzę", taki Kierownik Grupy Pościgowej,,, może być Gruppenfurrer ;-))
Zarządzają równe tempo, zmiany, ranty itp.
Momentami zbliżamy się do Peletonu 1, ale zgarniające po drodze "spady" w pewien sposób dezorganizują nasz dobrze funkcjonujący organizm.

Walka z wiatrem trwa przez wszystkie kółka. Nikt się nie wychyla z jakąś akcją, bo wiadomo, że zostanie zeżarty a po niepowodzeniu może łatwiej odpaść.
Ponieważ traktuję to bardziej jako solidny trening szosowego peletonu jest okazja do przećwiczenia różnych wariantów.
Na drugim kółku z wiatrem po odsapce daję solidną zmianę >40 km/h.
Oglądam się i ... nie gonią mnie. Jadę jeszcze trochę samotnie ale się trochę zbliżają więc odpuszczam.

Na ostatnim kółku właściwie nic się nie dzieje - niektórzy mniej inni więcej dają zmian, ja się również nie opierdalam, ale w nogach już czuję kaemy.

Przed zakrętem w kierunku Śremu przesuwam się do przodu i atakuję zaraz za zakrętem na maxa >50.
Sznureczek za mną ...
Jadę czujnie, jak tylko słyszę trzask wrzucanego biegu instynktownie staję na pedały i nie daję odjechać.
Kątem oka obserwuję pozostałych ...
Jakieś 8-10 km do mety.

Na medal już szans nie ma więc próbuję kolejnego skoku z 4-5 pozycji w drugą stronę szosy >50 :-)
Sznureczek kolarzy nie pęka i trzymają się dziarsko koła.
Zmiany ani kontry nikt nie daje.

Na kilka kaemów przed metą jeszcze jedna próba, ale nie bardzo wierzę, że z górki + z wiatrem mnie puszczą.
Sznureczek za mną ......
Mogłem jeszcze spróbować kiedy pierwszych 2-3 sięgało po bidony, to też jest chyba dobry moment na atak ;-P

Przedostatni ważny zakręt - wchodzę jako pierwszy, bo na poprzednich kółka mi on zupełnie nie leżał. W ten sposób jestem wysoko.
Trochę jestem zdziwiony, że nikt nie atakuje.
Podkręcam tempo pod >40 żeby się samemu rozprowadzić na finisz.
Mam jeszcze zapas "palenia mięśni" więc zobaczymy jak będzie.
Raczej szanse małe. Są bardziej wypoczęci i wyglądający bardziej "szosowo" ode mnie z przekroju łyd i ud.
Jakiś Masters mija mnie przed ostatnim rondkiem dojazdowym do mety.
Nie atakuje, więc trzymam się koła i obserwuję kątem oka sytuację.
Wszyscy przyczajeni i chyba nieświadomi (?), że wejście w ostatni zakręt jak najwyżej to dobra pozycja do finiszu.

Przed zakrętem wyprzedzam i dodaję nieco do pieca.
Na ostatnim zakręcie w lewo do mety, po zewnętrznej atakuje kolejny zawodnik, ja tuż za nim, on schodzi na lewo - ja za nim.
Prędkość rośnie, nie oglądam się, bo i po co.
Teraz nadszedł czas PEŁNEJ WIKSY.
Po prawej wyrywa jakiś Młody, którego zgarnęliśmy po drodze.
Jest szybszy niż ten przede mną po lewej więc staję na pedały i skaczę za nim do prawej strony. Idzie koleś mocno. Siadam mu na kole, totalne palenie mięśni, obraz zaczyna mi się zamazywać, niewiele widzę ...
Zostało jakieś 200 m ? ...
No nie powiem, wkurzyłem się jakby ktoś miał mi sprzątnąć sprzed nosa ciężko zapracowane ciasteczko.
Widzę, że kolo finiszuje "na siedząco", a przecież w relacjach z Giro czy TdF zawsze grzeją na stojaka ;-) !
Jazda na kole nic mi nie da, odbijam więc w lewo i staję do walki.
Mam w sumie długość roweru straty ... ostatnia stówka ..
Pizgam wszystkie rezerwy watów jakie posiadam, zasysam też kosmiczną energię prosto z powietrza, mitochondria napierdalają ATP na granicy eksplozji jak szalone i energia momentalnie porusza włókna miocytów do szaleńczych skurczów ..
Pole widzenia zwęża mi się do kilku stopni przede mną, nawet nie widzę tej kreski na asfalcie, dobrze, że jest baner.
Czuję jak mój Cannon sztywnieje, mam wrażenie, że wszystko wchodzi w korbę-łańcuch-zębatki-piasty-koła-opony .. Też siadam na dupie i równo kręcę pełne kółka, bo właśnie teraz kręcenie równych mocnych kółek korbą i głębokie oddychanie jest dla mnie w tych sekundach najważniejszą rzeczą na świecie.
Chyba jeszcze raz tylko podniosłem nieco głowę, żeby zobaczyć czy dobrze jadę.
Do końca madafakaaaaa !!!!
No i go łyknąłem o długość roweru ;-)
Kolo minimalnie jednak wygrał o oponkę z trzecim "Nutraxem", który mi siedział na kole.
Długo nie mogę uspokoić oddechu.

Chociaż tym razem nic nie wygrałem, to poćwiczyłem sobie trochę i jestem zajebiście zadowolony z tej "rodzynki" pocieszenia finiszowego ;-)

Aha, miejsce 5-te w Amatorach 30-49.


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 54.24km
  • Teren 36.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 19.72km/h
  • VMAX 50.41km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czarnków MTB Cup - najpiękniejsza wtopa organizacyjna ...

Sobota, 26 maja 2012 · dodano: 26.05.2012 | Komentarze 11

Najpiękniejsza - ta 1/3 przejechanej trasy była chyba najfajniejsza w Wielkopolsce ze wszystkich, które do tej pory przejechałem:
- strome podjazdy z siodełkiem w dupie
- wymagające orientacji i dobrych decyzji łachy piaskowe
- łatwe i niezwykle przyjemne zjazdy, na których można było dokręcać
- ciekawe single

Wtopa - se jedziemy i dojeżdżamy do grupki, w której Org - Daniel Kurpisz - anuluje ściganie, bo nie zdążyli powiesić strzałek (??????????????????)

Były różne możliwości:
- skierowanie całej grupy na właściwą trasę (o ile była dalej oznakowana ?!)
- skierowanie do mety i zrobienie drugiego kółka przez wszystkiech
Wybrali najgorsze: ogłoszenie, że sorry, biorę to na siebie, przepraszam, możecie jechać do mety, wydamy oświadczenie itp. ....

Od początku szło dobrze. Wojtas wyjebał jak torpeda do przodu ;-)
Koksiu i Hulaj w zasięgu pyty. Jacgol nieco został na sekcji XC.
Taktycznie idzie pięknie - jadę w pociągu megowców (nikogo z Giga nie kojarzę), kontrola sytuacji i oddechu. Widzę jak Kosiu z przodu samotnie napiera, dziś nie jedzie tak równo, szarpie, a szarpanie męczy ... Wojtas też pewnie w większości z Megowcami - liczę, że "może na rozjeździe zostanie sam", a że trasa jest dość ciężka - "może zapłaci za szarżę", no chyba, że ma dzień konia ;-)
Tak więc oszczędzając siły wchodzę w dobry dla mnie rytm, staram się podjechać co się da - tak dla siebie, żeby sprawdzić "czy dam radę".
Większość podjechana. Nawet wyboje na łące mi nie przeszkadzają, staram się trzymać równą kadencję. Marian (chyba) powoli gdzieś zostaje z tyłu, ale nie sprawdzam, bo to nie jest ważne. Najważniejsze by jechać "swoje" oszczędzając się na 2-gą pętlę. Tak sobie gdybam, że jednak Koksiu przeholował w środę z "jazdą na wyjechanie" i nie zregenerował się w pełni. Ale to tylko moje gdybanie ... Pamiętam też, żeby pociągnąć z żela lub bidonu. Może to coś da ;-P
Idzie pięknie, szlaki ładne, chociaż ciemne (białe szkiełka Goggle - idealne) no i koniec jazdy ... Org odwołuje, bo "coś tam" ....

Dojeżdża Mariusz i Jacek i razem robimy rundkę ENDURO po górkach.
Jest tam full ścieżek, dróżek, szlaków - kumulacja !
Później na mecie gadka szmatka z redaktorem Kurkiem, który ratował nieświadomych zjeżdżających ze skoczni - bo czołówka zerwała taśmy i pozostali myśleli, że tam trzeba zjeżdżać ...
Później walnęliśmy jeszcze na "do widzenia" sekcję XC, w której Wojtas zaczął się ścigać ;-P a Koksiu przestał się ścigać ;-)
Przegrałem pechowo na ostatnim ważnym zakręcie, który przestrzeliłem, a on bezczelnie to wykorzystał ;-P

Cieszy mnie, że po raz pierwszy w tym roku jechało mi się dobrze fizycznie - wyszedłem z tych pieprzonych infekcji - jak i taktycznie - swoje, z kontrolą, równo ;-)
Miło było spotkać kolegów :-) Na rozgrzewce wyglądaliśmy naprawdę "profi" ;D - 5-ciu w Teamowych koszulkach + lider (Michał) w żółtej .
CU !




  • DST 10.00km
  • Czas 00:20
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Smochowice - wyścig na milę ;-P

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 19.05.2012 | Komentarze 3

+ pogoda genialna :-)
+ nowy strój Goggle Pro Active Eyewear
+ sprawny sprzęt
+ sporo kibiców :-))
+ brak gleby
+ Jasiu IV miejsce w kategorii Przedszkolaki (jest w "Maluchach") i torba (niepotrzebnych nagród oprócz słodyczy) większa od niego [w sumie to był nawet 2-gi, bo pierwszych 2-ch pchali Tatusiowie ;-P]
+ Szymon i Antek bez gleby cali i zdrowi (a jednego młodego nawet odwieźli do szpitala :/...) , startowali z ostatniej linii, przyjechali w Top10 (?)
+ Ja 2nd w kategorii NIEZRZESZONY (bo nie miałem licencji ...)
+ mała obsada, brak tłoku, wyścig zamknięty

- FATALNA organizacja (przynajmniej w ścigach dla amatorów, dzieci i dekoracji)
- przegięcie czasowe i totalny chaos po 17:30 ...
- najkrótszy wyścig w jakim wziąłem udział: miało być 8 rund - ale, że nie mam licencji zdegradowali mnie do Niezrzeszonych - czyli 2 x 2200 km; później prowadzący zawody tak się przyssał do majka", że postanowili skrócić wyścig do 1-dnej rundy ... w takim razie połowę wpisowego się należy ?!
- najważniejsze w tym ścigu było wpiąć się szybko w SPD, a tego nie ćwiczyłem ;-P
- 2h czekania na dekorację /statuetka + koła 26" taniocha Saiko ale w kartonie DT Swiss ;-)) , ostatecznie i tak tylko wziąłem nagrody po dekoracji, bo musiałem koleżance oddać klucze do domu i zawrócić

Przebieg tego dziwnego wyścigu:
- start - jestem 6-sty lub 8-smy, w końcu się wpinam ...
- pierwszy zakręt 4-rty
- drugi zakręt 3-ci
- trzeci zakręt 2-gi
- 4 i 5-ty też, pierwszego nie ma szans dogonić, bo idzie podobnie jak ja, za mną znany mi z widzenia wyścigów Masters też raczej odległość bezpieczna
- ostatnia prosta - dojazd do mety + 1-dno ostrzegawcze K***!! Jak mi jakiś łepek zaczął przejeżdżać przez drogę

Podziwiam Przedszkolaki i I-III, że czekali na swój wyścig prawie 40 min na linii startu .... ogólnie prowadzący Dziadki i Babcie KOMPLETNIE nie ogarniały końcówki tej imprezy, chociaż nie mieli złej woli, masowość Amatorów i Dzieciaków ich totalnie przerosła. Szkoda.
Ponoć taka tradycja "smochowicka" i zeszły rok został pobity CHAOSEM I NIEOGARNIĘCIEM.


Kategoria Grupetto, The Race