Info
Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Październik1 - 1
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień8 - 0
- 2015, Lipiec3 - 0
- 2015, Czerwiec8 - 6
- 2015, Maj4 - 1
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2014, Listopad12 - 0
- 2014, Październik13 - 1
- 2014, Wrzesień19 - 1
- 2014, Sierpień26 - 25
- 2014, Lipiec21 - 9
- 2014, Czerwiec11 - 4
- 2014, Maj19 - 17
- 2014, Kwiecień20 - 12
- 2014, Marzec11 - 7
- 2014, Luty5 - 8
- 2014, Styczeń4 - 8
- 2013, Grudzień1 - 5
- 2013, Listopad5 - 20
- 2013, Październik25 - 17
- 2013, Wrzesień17 - 38
- 2013, Sierpień22 - 14
- 2013, Lipiec21 - 20
- 2013, Czerwiec28 - 46
- 2013, Maj24 - 32
- 2013, Kwiecień24 - 45
- 2013, Marzec11 - 35
- 2013, Luty3 - 7
- 2013, Styczeń2 - 15
- 2012, Grudzień17 - 31
- 2012, Listopad25 - 57
- 2012, Październik11 - 12
- 2012, Wrzesień19 - 88
- 2012, Sierpień24 - 26
- 2012, Lipiec22 - 22
- 2012, Czerwiec25 - 44
- 2012, Maj23 - 31
- 2012, Kwiecień14 - 35
- 2012, Marzec13 - 21
- 2012, Luty4 - 17
- 2012, Styczeń3 - 6
- 2011, Grudzień2 - 5
- 2011, Listopad3 - 2
- 2011, Październik8 - 6
- 2011, Wrzesień20 - 70
- 2011, Sierpień15 - 72
- 2011, Lipiec17 - 14
- 2011, Czerwiec21 - 58
- 2011, Maj18 - 28
- 2011, Kwiecień26 - 46
- 2011, Marzec12 - 41
- 2011, Luty6 - 31
- 2011, Styczeń4 - 11
- 2010, Listopad6 - 8
- 2010, Październik14 - 32
- 2010, Wrzesień20 - 61
- 2010, Sierpień24 - 61
- 2010, Lipiec21 - 47
- 2010, Czerwiec24 - 36
- 2010, Maj19 - 57
- 2010, Kwiecień22 - 37
- 2010, Marzec19 - 29
- 2010, Luty3 - 4
- 2009, Grudzień9 - 7
- 2009, Listopad17 - 28
- 2009, Październik21 - 42
- 2009, Wrzesień20 - 42
- 2009, Sierpień17 - 33
- 2009, Lipiec19 - 15
- 2009, Czerwiec25 - 19
- 2009, Maj24 - 16
- 2009, Kwiecień16 - 6
- 2009, Marzec3 - 0
- 2008, Listopad3 - 0
- 2008, Październik5 - 0
- 2008, Wrzesień12 - 1
- 2008, Sierpień18 - 3
- 2008, Lipiec10 - 0
- 2008, Czerwiec7 - 0
- 2008, Maj6 - 0
- 2008, Kwiecień5 - 0
- 2008, Luty6 - 3
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień6 - 1
- 2007, Sierpień14 - 0
- 2007, Lipiec8 - 1
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj17 - 0
- 2007, Kwiecień4 - 0
Grupetto
Dystans całkowity: | 8814.62 km (w terenie 3762.20 km; 42.68%) |
Czas w ruchu: | 388:29 |
Średnia prędkość: | 22.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.65 km/h |
Suma podjazdów: | 29325 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (83 %) |
Suma kalorii: | 22450 kcal |
Liczba aktywności: | 137 |
Średnio na aktywność: | 64.34 km i 2h 50m |
Więcej statystyk |
- Aktywność Jazda na rowerze
Pingiel
Środa, 21 listopada 2012 · dodano: 21.11.2012 | Komentarze 4
dzisiaj z Zygą !
2 h względnej regeneracji :-)
może jutro uda się przetestować C6 ?!
- DST 84.00km
- Teren 71.00km
- Czas 03:45
- VAVG 22.40km/h
- Temperatura 18.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Wolsztyn - Kaczmar Elektricze.
Niedziela, 30 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 9
87 wyścig w życiu; 16,5 w 2012
72 km wyścigu; 3:14:00;
41 open; M3/9; średnia z wyścigu: 22.35 (?! coś za wysoka)
międzyczasy: 00:56:40 /49/; 02:20:38 /43/
__________________________________________
"Ja wiedziałem, że tak będzie ..."
Czyli pińcet osób i start z końca. Pisałem do orga" po prośbie o nieco lepszy niż Dupa Murzyna Sektor ale mnie zlali totalnie - brak jakiejkolwiek odpowiedzi.jakieś 450 osób do objechania ...
© rodman
Trudno. "This is SPARTAAA!!!!!"jak się robi sobie zdjęcie samemu to wyraz twarzy jest przeważnie ... dziwny ;-P, tutaj widzimy niepokój związany z koniecznością wyprzedzenia prawie wszystkich uczestników ...
© rodman
.... i już MINUTĘ po starcie mogłem przekroczyć linię startu.
Pierwsze 50 osób skosiłem manewrem oskrzydlającym "Enduro Park Offroad Wolsztyńska Masakra Blatem XT cz.1".
Kolejna 20-dziestka padła na bruku dojazdowym do mostka od MIECZA wykutego przez samego Hattori Hanzo.
Jeden próbuje mnie strącić na krawężnik lecz moje krótkie i solidne "Kuuurrrwwaaa!!!" powoduje szybkie postawienie go do pionu i wcześniej obranego toru jazdy.
Oto i LEGENDARNY mostek na którym poległo wielu bajkerów.
Rzucam GRANAT przeciwpiechotny, szybka seria z UZI i robię desant na tory kolejowe. Kolejne pół setki z tyłu.
Chyba Maks tam również poległ, bo go później na trasie nie spotkałem.
Pierwszy "singiel" śmigam osaczony przez zamulaczy tuż przy betonowym płocie.
+10 oczek.
Nareszcie się rozluźnia. Jakieś korateki ciągną swoją kobietę na pudło.
Trzeba trochę odsapnąć, bo za chwilę skończę na Mini.
Jak się daje wyprzedzać - wyrywam kolejne oczka. Tak to już jest na żniwach z końca stawki. Na razie mimo sporego tłumu - jak ja tego nienawidzę w maratonach - wszystko idzie bezboleśnie bez zbędnych kraszy i większych spinek.
Padają jak muchy. Na wszelki wypadek komunikuję, żeby czasami nie przyszło do główki zmieniać komu gwałtownie tor jazdy: "Lewą idę !!!"
Skręt na krótki asfalt, trochę wieje, dalej w las.
Pierwszy kontakt z piachem - rozczarowanie - miało kurwa padać i się ubić a tu dupa ... będzie ciężej niż zakładałem.
Laczki trochę noszą, ale nie tonę tak jak w Wiórku.
Przed singlem spawam koło z Marc'em, który proponuje karnięcie się moim bajkiem i komentuje kolejny singiel jako "fajny". Zgadzam się z nim skwapliwie, że fajny by był jakby tłumów nie było.
Później szpula w dół i Marek ładnie dokręca na zjeździe ;-)
Wyczuwam twardsze podłoże pod gumą więc zwiększam kadencję.
Dobrze się ciśnie, byle nie przeholować i zostawić trochę na resztę dystansu.
Świeża ścinka drzew i liczne pułapki pozastawiane przez podstępnych drwali udaje się ominąć.
Jest i fajny singielek pod górkę. Wszyscy w miarę ładnie w rządku - nie będę się zaginał. Ale jakiś koleś za mną strasznie się zagiął i SAPIE. Wyczuwam delikatną nutę czosnku i bazylii zmieszaną ze śliną. Ja pierdolę, gościu jak jebniesz we mnie to Cię zajebię pompką i powieszę na dętce na najbliższej solidnej gałęzi.
No i kurwa "a nie mówiłem !" już musi zsiadać by się nie wypierdolić w poprzek.
Próbuję omijać ale koło się osuwa w piachu i szybko schodzę robiąc kilka szybkich susów na szczyt.
Chytry singiel z ukrytą pułapką - łacha piachu - jak ktoś przestrzelił - but available. Śmigam bez strat sekundowych.
Teraz ciekawy odcinek interwałkowy niby szeroko ale da się jechać głównie środkiem. Jakiś debil zaczyna zamulać z przodu i popijać z bidonu hamując całą stawkę. Nosz kurwa, wypierdalaj teraz z tym bidonem !
A na głos coś w deseń" "Te, nie masz kiedy pić tylko teraz na środku singla bufet robisz ?!!" No może tylko jedną "kurwę" wplotłem, żeby nadać trochę ekspresji mojej wypowiedzi. Wyprzedziłem mamrocząc pod nosem teksty pełne zniesmaczenia i jadę SPOKOJNIE pod górkę bez zbędnego palenia mięśni w tej fazie wyścigu. Za chwilę sapanie - chyba zmotywowałem gościa ;-)) - "No JEDŹ, czemu nie jedziesz ?!" z nieukrywaną zaczepką w głosie. "To gdzie mam pić ?!"
No kurwa .... myślę sobie, jak jesteś pizda to sam kiedyś dojdziesz do tego, że najlepszym momentem na picie jest koniec pociągu (chociaż jak ktoś gwałtownie zahamuje to nie masz szans ..) lub odcinek prosty, w miarę równy, na którym nie blokuję toru jazdy szybszym, ambitniejszym, waleczniejszym i lepszym zawodnikom.
Ale ponieważ mam wielki szacunek do wydatkowanej zbędnie energii zripostowałem krótko: "W dupie, kurwa ..." A zaoszczędzoną w ten sposób energię wydałem na zrzucenie 2-ch oczek w dół i odejście na stojaka do szczytu górki, z którego moim pięknym oczom ukazała się czerwono-biało-czarna koszulka teamowego przyjaciela a czasami nawet rywala - Koksia, który wybrał tor trudniejszy (?!), wąski, bardziej wyryty w ziemi.
Puściłem klamki i minąłem go z nieukrywaną gracją :-)
Część pierwsza planu wykonana, ale ... kiedy Koksiu mnie za chwilę wyprzedził, dowiedziałem się, że Jacgol ustawił się dziś wyjątkowo chytrze z przodu stawki (3-cia linia ?! hehe) i jest z przodu.
Jak już się kilka razy z kimś pojedzie wyścig - mniej więcej wiadomo "na co kogo stać". Postanowiłem się trzymać się w zasięgu Koksia, no chyba, że wcześniej wykończą go zakwasy po bieganiu.
Tym razem go nie wykończyły. On tak ma, że jak go nie zmiażdżysz porządnie, będzie się odradzał na trasie, a szybkie końcówki ma zawsze mocne, szczególnie jeśli nie ma dłuższych podjazdów. Nie raz wykończył mnie na kilka kaemów do mety ...
Wow, są i trzy wykrzykniki i oczywiście KOLEJKA do kilkunastometrowego zjazdu między cienkimi brzózkami. "Puścić kurwa te klamki !!!" komentuję radośnie, bo po ostatnich jazdach na amorze z prawdziwymi hydraulicznymi klamkami E5 czuję się >przechujem< w hamowaniu z szybkiego zjazdu. No w każdym razie czuję się pewniej niż na V-kach ;-P
Dalej tasujemy się z Koksiem i jakoś nie widać po nim zmęczenia - chyba jest dziś w formie ;-) Na piaskach jednak nie jestem w stanie powstrzymać jego odejścia.
Przysięgam, że następnym razem jak będzie tylko łaszka piachu założę Race Kingi !
Ale te Maxisy tak fajnie zapierdalają po twardym ... a twarda ma być końcówka ..
Tymczasem dochodzimy Zibiego - pięknie wystartował, dzielnie podjeżdża co się da podjechać, ma jednak przyspieszony oddech i czarne myśli o jego rychłym "zgonie" przemykają mi przez móżdżek. Się pozdrawiamy i lecimy dalej każdy po swojemu.
Następuje urokliwy singielek kończący się przechujowo - zwalone drzewo = mały korek. Popędzam przeprawę dziarskożołnierskim US Marines Komando Foki: MoveMoveMoveMoveGoGoGo!!!! , żeby rozładować zgromadzone pokłady napięcia, odprężyć się i zmotywować do dalszego napierania.
Tniemy po szerokim. Mariusz dał zmianę i wyciął w pień jeden pociąg.
Znowu piach ale tym razem na prędkości idzie gładko.
Skręt, za chwilę bufet - solidarnie olewamy, chociaż mam tylko bidon i 2 snikersy w kieszeni.
Rzeź niewiniątek padających pod naszymi blatami trwa, przejmuję inicjatywę wyczuwając nagły zwrot akcji. Likwidujemy kolejny pociąg tuż przed nagle atakującym znienacka singlem, #$%^&*@#!?!! a tak bosko żarło ...
Na szczęście w singla wchodzę pierwszy więc niech się inni martwią - pierwszy ma więcej czasu, żeby się ustosunkować do korzonków, dołków i drzewek, które chcą Cię wyjebać w kosmos. Szkoda, że nie mam z tyłu oczu, bo co rusz dobiegają mnie słodkie odgłosy (np. k*, o ja p*, itd.) konających i zaskoczonych korzeniami / gałęziami wojowników.
Szybki myk z roweru - 2 kroki i koniec singla - nowa szeroka droga.
Koksiu chwilowo został, ale z pewnością za chwilę mnie dojdzie na sekcji piaszczysto-podbiegowej.
Zaaaaajeeebiście strome podejście próbuję objechać, ale sam się wychujałem, bo na końcówce tej górki Koksiu mnie znowu wyprzedza.
Na drugą pętlę wjeżdża z kikunastosekundową przewagą, którą systematycznie niweluję mimo popełnienia małego błędu technicznego w "piaszczystej pułapce za górką przed kolejnym ostrym skrętem w singiel".
Spawam ponownie w "cienkobrzózkowych wykrzyknikach".
Albo Mariusz narzuca mocniejsze tempo albo ja słabnę.
Pani z Endomondo podaje mi piękną angielszczyzną kilometr i aktualne tempo.
Jest dziarsko !
Piękna pogoda, nie za gorąco, nie za zimno ! Piękne lasy ! Piękna traska !
Jest cudownie ! :D
Singiel nadkorzennojeziorkowy przejeżdżamy gładko po drodze likwidując kilku zagubionych.
W pewnym momencie Koksiu źle skręca - ja jadę dobrze - ale żeby wrócić na właściwy tor, traci kilkanaście sekund na drugim pomiarze czasu.
Czekać czy jechać ?
Decyduję się jechać, bo nigdzie go nie widzę, w końcu się wyłania, dość daleko, więc jadę dalej - ma kopyto dziś, są jeszcze piachy - raczej mnie dojdzie.
Do tego ciągnie niepotrzebnie jakiś "ogon".
Pod 2-gim podejściem jest wreszcie Jacgol :-) o jak chciałem przybić mu piątkę ! lub blachę .. to nie fair, żeby nam tak skutecznie dziś spierdalać }:-/
I w tym momencie trzeba było do niego dosłownie doskoczyć, zmusić do konwersacji, wyrwać mu serducho i wieźć się za nim do mety.
Rzut kamieniem.
Po szybkim podejściopodbiegu poczułem mocno "czwórki" i nie doszedłem.
Jacek wyrwał za to jakby zobaczył stado zombee o zachodzie słońca.
Koksiu potwierdził na mecie ;-)
Kolejna sekcja piaszczysta odbiera mi resztki sił i z gracją wyprzedza mnie Koksiu z ogonem: "Gonimy, gonimy !!!" zachęca, ale nie bardzo mogę podkręcić tempo i dospawać. Jak czegoś nie zjem to będzie totalny zgon !
A meta coraz bliżej i podjazdów raczej już nie będzie.
Udaje się wepchnąć na siłę batona "S", przeżuć i przełknąć nie zakrztuszając się przy tym. Po sekcji "Only for Wild Pigs" - specjalnie kurwa zaoranej łączce z akcentem błotnym, obserwuję, że Ogon zrobił Mariusza w chuja i mu uciekł.
To już jest końcówka ... Jest twardo, więc się zaginam.
Zbliżam się ale odległość nadal bezpieczna.
Tam gdzie Koksiu nie kręci - ja dokręcam - co chwile mi znika za zakrętami i pojawia się ponownie. Jeszcze trochę !!
Na pełnym speedzie przelatuję przez "bramkę" między drzewkami, jeszcze tylko kilka metrów ... Dochodzę do koła, czuję "zapach finiszowej krwi" (jak ładnie to ujął wielki nieobecny - Giga objawienie sezonu - Josip wciągam głęboko w nozdrza i ogarnia mnie Bloodlust - "Increases melee, ranged, and spell casting speed by 30% for all party and raid members. Lasts 40 sec." - hehehe :DD
Cholera, zaraz zacznie się singiel i będę musiał lecieć po trawie - nie jest dobrze - na szczęście singiel się rozdwaja więc przeskakuję na drugą nitkę, żeby zacząć finisz właściwy. Epicki pojedynek po tylu kaemach, w tym sporo wspólnie przejechanych, face-2-face,pyta-w-pytę ...
Odpalam nitro~na~bloodluście, czyli to wszystko co miałem jeszcze "na stanie" i wyprzedzam Mariusza ciągnąc w zagięciu "na wszelki wypadek" do końca.finisz do końca - żeby weszło w nawyk "nigdy nie odpuszczać"
© rodman
***************************************morderczy finisz vs Koksiu tym razem na moją korzyść ;-P ale piekielnie ciężko było go w ogóle dojść ...
© rodman
Za linią zwisam na górnej rurce jak naleśnik, no wytrzepałem się na tym finiszu, miło, że wygrałem - gdyby meta była 200 metrów wcześniej wygrałby Koksiu.
Jacgol odparł nasz atak i gratki za zwycięstwo "teamowe".
Stał z przodu - ale i tak jego odejście za "górką" było na tyle mocne, że wsadził nam w końcówce minutkę.
Poziom się wyrównuje, jak każdy będzie miał motywację i czas na trening następny sezon zapowiada się ELEKTRYCZNIE ;-)))
^^^poza tym Jasiu ...Jasiu z radością odstawia konkurentów ;-)
© rodman
...zajął 3-cie miejsce w "biegowych" - skosił 2 super lampeczki Gianta (biała+czerwona) i świnkę skarbonkę2-gie pudło w tym roku na 2 starty - pozazdrościć skuteczności :-)) !
© rodman
^^^Szymon ... Szymonowi już muszę znowu siodełko podnieść, niedługo rama będzie w sam raz ;-), z lewej kawałek dopingującej Magdaleny ;-D
© rodman
...był za to 6-sty i mówił, że było dramatycznie - wywalanie się innych, chamskie zajeżdżanie z blokowaniem, ale było fajnie ;-))szerokie pudło Sajmona :-)
© rodman
^^^Żona też zadowolona z powodu sporej ilości wyciętych grzybów, które musiałem pomagać obierać do wpół-do-pierwszej w nocy ... ;-P
- DST 40.00km
- Teren 40.00km
- Czas 02:30
- VAVG 16.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiórek - niby ogórek - ale H-core duathlon był ...
Sobota, 22 września 2012 · dodano: 22.09.2012 | Komentarze 6
86 wyścig w życiu, 15-sty i pół (?Czarnków MTB Cup) w tym roku :-)
Goggle Pro Active Eyewear Team
Do Wiórka zjechało kilku znajomych Rodzinnie: Maks z 3-jką (!) dzieci, Horemscy w komplecie no i My.
Pojawiło się też kilku wymiataczy, m.in. M. Mróz, jakiś Przełajowiec no i Hulaj, z którym będę się wycinał w kategorii w sezonie 2013 - motywacja więc skoczyła od razu o 200%.
Start poszedł idealnie, bo byłem w pierwszej linii :-) uformował się pociąg, jestem 4-rty.
Drugi zakręt w terenie znienacka nas atakuje, a że nie widać wszystkiego to ugrzęzłem trochę w piachu i zostałem nieco. Hulaj mnie wyprzedził.
Próbowałem dospawać, nastąpił dość trudny odcinek piaskowo-korzenisty, więc znowu traciłem - te oponki nie idą w piachu zupełnie, latały na wszystkie strony i ostro grzęzłem. Dużo sił żeby przejechać i odrobić.
Kontakt z czołówką urwał się ostatecznie.
Uformowała się za to nasza grupka - 2 Pyrcyków i ktoś jeszcze.
***po pierwszym kółku - raczej poczekam z atakiem ...
© rodman
I tak jechaliśmy raz bliżej raz dalej od siebie resztę kółka i większość drugiego.
Jeden Pyrcyk gdzieś się zawieruszył.
Fantastycznie jechało mi się jedyny singiel na trasie - rower jest zwrotny i można łatwo go opanować.
Na piachu niemiłosiernie traciłem. Chyba największa kumulacja ze znanych mi wyścigów EVER na tak krótkim dystansie w połączeniu z konkretnymi korzeniami mocno trzepały rowerem. Normalnie na Race Kingach nawet bym tego nie zauważył, no ale trudno, jak widać nawet znajomość trasy takiego sobie Wiórka może pomóc lepiej dobrać sprzęt.
Na twardym od razu rower dostawał speeda jakbym spinakera rozwijał ;-)
Ponieważ nikogo z przodu już nie było zapowiadał się finisz z grupki, na którym czułem się oczywiście przebyczo.
Straciłem trochę dystansu na piaszczystej hopie ale spokojnie było do odrobienia.
Poczułem jednak dziwne koło z tyłu i to był koniec ścigania :/
Musiałem gdzieś dobić na tych okrutnych korzeniach - flak, laczek, pana, snake ..
Miałem co prawda dętkę, ale nie mogłem jej napompować, bo wentyl był za krótki.
Ok, to sobie pobiegnę ... i tak se biegłem do mety, Marcin nawet wyjechal z półtora km żeby ewentualnie pomóc ale wolałem zrobić sobie mocniejszy trening i biegłem do końca. Miłe, że dostałem na mecie oklaski i nawet 2 słowa do mikrofonu musiałem wykrztusić ;-P
***dobry trening - to podstawa - tuż po "konferencji prasowej" ;-)
© rodman
Miejsce pewnie 12 na 12 w M3, mimo to test wyścigowy nowego zestawu wypadł zadowalająco obiektywnie i kilka rzeczy można poprawić.
Z pewnością podejmę próbę uszczelnienia tych kół, żeby uzyskać dodatkowy efekt amortyzacji a nie stracić sztywności. Rozciętą kamieniem oponę miałem w zeszłym roku na Beskidy MTB Trophy i to jeszcze "z opóźnionym zapłonem" czyli na kwaterze :-)
Tutaj jeden wyścig na dętkach i od razu snake ;-F ...
***snake eliminuje mnie z pudła(?!;-P), ale nie z walki o dotacie do mety ;-)
© rodman
Na piachy na razie Race Kingi są de best :-)
Na brak piachów - aktualny zestaw by wymiatał.
Mimo, że było to tylko 34 km to jednak sztywność zestawu bez opon bezdętkowych jest tak duża, że odczuwałem brak amortyzatora - przydałby się.
Jeśli pojadę do Wolsztyna - na pewno założę ;-)
Reszta pracowała zadowalająco, noga była spoko, pogoda dopisała, bo nie padało - a teraz nawet burze przechodzą :/
Organizacja i zaplecze "rodzinne" - ok - boisko, piłka, plac zabaw dla dzieci ciepłe napoje, zupa z wkładką, pączki, ciacha, trasa oznakowana dobrze, ludzie porozstawiani(poza pierwszym wyścigiem, gdzie ponoć kilka dzieci zgubiło drogę ...)
***foto by z3waza dream team ;-)
Fajnie też było spotkać Znajomych, pozdro i dozo !
- DST 194.00km
- Czas 06:49
- VAVG 28.46km/h
- VMAX 63.02km/h
- Temperatura 18.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Liczyrzepa 2012.
Sobota, 8 września 2012 · dodano: 11.09.2012 | Komentarze 7
A jednak udało się pospać, ponoć delikatnie chrapałem ;-P
Jakby kogoś interesowało "co biorę": wziąłem owsiankę z mleczkiem i naszykowałem sobie 2 bułeczki z szyneczką i sereczkiem.
Do tego mały bidonik z wodą, bo duży straciłem na "rozgrzewkowej przecierce".
Jak już wiadomo z wielu relacji - padało, ale nie jakoś rzęsiście.
Było jednak w "miarę ciepło".
Rękawki i nogawki nadały się idealnie okrywając przy okazji szlify.
Rozgrzewki nie robiłem - dystans długi, to się rozgrzeję.
Wylosowana grupka - mieszana - trudno oceniać po stroju czy rowerze.
Najpierw startował Koksiu, ja 5 minut po, więc będę go ścigał ;-P
Niejaki Lipczyński Jan wyjebał od razu jak torpeda bez oglądania się na innych.
Dupa oczywiście mokra i szpryca w ryj na wstępie.
Po minucie przestaje boleć.
Nie myślę co będzie i jak będzie, po prostu jadę.
Skleiłem laczka a że koleś się nie oglądał i nie dawał kiwki z łokcia próbowałem mu siedzieć.
Oddech zwiększył częstotliwość.
Pod 20% (czy tak było ?) popuszczam, bo mnie kat chce zajechać.
Kadencyjnie.
Przewaga stopniowo się zwiększa. 6 km za nami. No dobra, uznaję, jesteś lepszy - jedź w p* ..;-) [o dziwo okazało się, że ukończył mega ... nie kumam tego losowania grupek ...]
Ale hola, ja mam ciągnąć młodych ?! Elegancko zjeżdżam w lewo, że niby mnie zajebiście zainteresował widok z tyłu. Też się powiozę.
13 km i co widzimy ? Szkoda, że tak szybko dochodzę Koksia.
Komentarze od jego grupy: wow, patrzcie, Pro-tour przyjechał ! ...
Wiedzą chłopaki jak zmotywować, więc dokręcamy mocniej i zostaje z nami tylko Mariusz a oni w jękach odpadają ;D
Później się nie oglądam, dochodzimy na zjazdach pana Jana, ale pod Karpacz znowu odjeżdża ostentacyjnie na stojaczka ;-)
W Karpaczu "inny" trochę zamula te serpentynki a jako, że wczoraj to zjeżdżałem poczułem się kozakiem i wyprzedziłem by na następnym ostrym, stromym, mokry i śliskim zakręcie koła uciekły spode mnie jak na lodzie i przyjebałem w ten sam bok co wczoraj, prawy.
Tym razem rozkładam ręce i nogi szeroko - jak widziałem kiedyś w TV ;-P i po kilku metrach na plecach / dupie - wreszcie hamuję.
Kolega za mną się zapytał ale nic mi nie było poza jeszcze większym pieczeniem.
Hamulec - klocek lekko ociera - w sumie jest zjazd, więc nie sobie ociera.
Dalej w dół, trzeba nadrobić, więc gdzie można - dokręcam.
Przed fotoradarem instynktownie zwalniam - zboczenie zawodowe ;-)
Trochę zmarzłem na tym zjeździe więc dokręcam ile wlezie (ale bez pieczenia i palenia) mijając kilka osób po drodze.
Na pierwszej bramce się nie zatrzymuję - za szybko jak dla mnie.
Na Drodze Głodu mija mnie jakiś kat w stroju BGŻ, ścianka daje mocno popalić a priorytetem jest oszczędzać siły by równomiernie je rozłożyć.
Jest kolejny bufecik: banan, woda, poprawa hamulca i "go ahead!"
Tak sobie wciągam i proszę :-) Jest i Koksiu :D
Od razu raźniej, tym bardziej, że możemy jechać razem a ja mam przewagę 5 min ;-)
Chwilę kręcimy wspólnie, no ale za długo wieźć się na kole kolegi nie wypada, więc daję zmianę ... Dobrze mi się kręci, nie szarżuję jednak mimo, że jest to "czasówka na Okraj" :-)
Jakbym jechał Mega - poszedłbym w trupa :-Fokraj tuż tuż ...
© rodman
Oglądam się ale Mariusza nie ma, hmmmm, może poszedł na stronę ...
Po drodze łykam jeszcze Młodszego nr 460 (? jaki dziwny numer?).
Na zjeździe przesyłam w myślach pozdrowienia dla Kłosia ale kierę trzeba mocniej chwycić. Lecimy w dół kilkanaście dobrych kaemów tasując się z Młodym460.
Od tego momentu los skazuje nas na wspólną jazdę przez większość dystansu.
Ponieważ idziemy w miarę równo po równo i podobnym tempem - jedzie się dobrze.
On częściej się wspina, ja częściej dokręcam na niewielkim nachyleniu.
Zgarniamy parę osób z sobą, niech też popracują, rower "inny" nikogo nie usprawiedliwia :D
Jest czas, żeby spokojnie wciągnąć bułę, smakuje wybornie !
Jest i kolejne dłuższe wzniesienie, wychodzę na zmianę, na początek stawiam 22 kaemy. Idą wszyscy. Bułeczka zaczyna krążyć we krwi więc zrzucam oczko niżej ..
Jest 27 ... jedzie się dobrze, ciągnę dość długo, w końcu odpuszczam prowadzenie, oglądam się - jest tylko Młody460, 4-5-ciu zostało.
Potem długo "nic się nie dzieje". Młody jest obstawiony przez zaangażowanych Rodziców. Podjeżdżają kawałek i dają mu z ręki co tam zechce :-)
Nawet imbusy załatwili.
Trochę dołujące jak się mija metę i nie można na nią wjechać. Udaje się chociaż chwycić banana.
Zaczynamy kolejny podjazd. Na ściance rower niemal staje 10-9-8 km/h .. Ale po raz kolejny wchodzę w swój rytm i mocniej naciskam.
Młody odpada, na zjazdach dochodzi, jakiś samochód nie daje się wyprzedzić, trochę tracę, wkurwiam się nieco. Pod Karpacz znowu dotleniam płuco.
W mieście bez sensacji, ludzi sporo ale widzą, że wariaty na rowerach jadą więc się tylko przyglądają.
Dojeżdżam do skrętu na Okraj, uffff, jak to dobrze, że muszę znowu tej ścianki zdobywać. Zostało kilkadziesiąt kaemów, na których nie zamierzam się oszczędzać.
Chociaż zaczynam odczuwać minimalne ślady skurczów. Uspokajam się i dalej spokojniej, żeby czasami nie zakończyć maratonu.
Próbuję się momentami podczepić pod "megowców" lecz sił już brakuje, nie mogę skleić felgi.
Dochodzi mnie jeszcze przed ostatnią hopką Młody z kilkoma kolarzami, którzy dają tak niemrawe zmiany, że mnie to zajebiście irytuje. Sam ciągnę.
Nie uciągnąłem jednak. Okazało się, że chłopaki "oszczędzają siły na finisz" ...
Sorry Panowie, ale jak na moje to nie ten wyścig ! ;-)
Teraz tylko byle dojechać, idzie naprawdę ciężko - trzeba mi było bezczelnie się wozić na kole a nie pokazywać heroizm.. Może następnym razem ...
Nareszcie meta !! Nie powiem, ujechałem się :-)) Szczególnie końcówka - 10 km - bolało najbardziej ;-Ppik ! na mecie, 194 w górach nie w pytę dmuchał ...
© rodman
Ze zdziwieniem widzę Koksia - nie mógł się podnieść psychicznie po ... bohaterskiej wymianie dętki ;-) => btw. dzięki za browara ! to był najsmaczniejszy browar tego weekendu ;-))
Marc już był na mecie, niebawem dojechał Jacgol, który w ten sposób na Mega porobił obu kolegów.
Miejsce: 7 open [6:50:45] (1st 6:33:22) = duuuużo ...
Kategoria: 3-ci [1st 6:42:28, do drugiego 2 minuty - było do odrobienia gdybym wiedział ;-))]
Jest więc pudło ! Później okazało się, że jednak bez miniaturki pucharku ani nawet medalu "za zeta" - lekkie rozczarowanie, ale taki cykl.
Najważniejsze, że trasa była naprawdę fajna, w większości dobry asfalt, no i wynikiem jestem mile zaskoczony ;-)
Bez wątpienia obok Twierdzy DonJon i Pętli Beskidzkiej był to najcięższy maraton w tym roku - z jednej strony utrudniony przez kiepską, trochę deszczową pogodę - z drugiej strony nie było upału więc osobiście wolę taki właśnie deszcz :D
Dzięki Panowie Teamowcy za fantastyczny górski wypad, tak przypuszczałem, że pociągnięcie w niedzielę dłuższy rozjazd więc profilaktycznie wróciłem do domu wcześniej ;-))
Po drodze zresztą stałem w Osiecznej, by przepuścić WSZYSTKICH maratończyków ... polnych, nawet tych na jednym kole startujących ;-)
***staty inne: 4 złamane obojczyki ... dużo ..
- DST 151.00km
- Czas 04:43
- VAVG 32.01km/h
- VMAX 59.62km/h
- Temperatura 26.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Raszewy & Żerków.
Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 25.08.2012 | Komentarze 6
Ustawka z Szoszonami ;) /Wojciech & Marcin/
Po krótkim macaniu szosek pociągnęliśmy na Środę, Miłosław (SZOK ! - wyasfaltowali najgorsze dziury !).
W Pyzdrach naciski na "sklepik". Poprawiłem trochę klocki Wojciechowi ;)
Za "chadziajami" zaczęło się pod wiatr, jakieś 80 km pod wiatr ...
Szybka "premia górska" w Raszewach i nieco dłuższa "premia górska" na asfalcie pod punkt widokowy niedaleko Łysej Góry.
Niestety chłopaki olali moje "premie górskie" więc się nie pościgałem zbytnio ... ;-P
Klimatyczny Bieździadów z zawsze malowniczą ekipą Ziomali - dziś szli ostro - my zrobiliśmy raptem setkę we trzech - oni kończyli ćwiartkę we dwóch + piwa.
Z braku Karmi poszedłem w Szendi.
Pogoda nas oszczędzała, poza wiatrem.
Jakiś Masters próbował się podpiąć z Żerkowa ale odpadł, nawet nie wiem kiedy.
Krzykosy, ostatnia mała "premia" Nadziejewo i w Środzie pomachaliśmy "Zygmuntowi", który uderzył na Kostrzyn.
W Środzie kolejny bufet jeszcze ... nie lubię zbyt długiego gęgania się, bo później znowu trzeba odbudowywać rytm jazdy.
Do Tulec już ostatkiem sił i gdyby nie obecność Wojtasa pewnie bym się toczył 25 km/h "w ramach rozjazdu".
Dzięki Panowie za super trening :-)) !!!
O niebo lepszy wypad niż ściganie po jakichś ogórach w Nowej Soli ;-P
- DST 20.00km
- Teren 20.00km
- Czas 01:30
- VAVG 13.33km/h
- Temperatura 26.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Czaple Nowe.
Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 04.08.2012 | Komentarze 1
Jazda z Młodym po kaszubskich pagórkach - miła odmiana po szosie.
Miejscowy 20 kg rower dał radę chociaż łańcuch kwiczał jak stawałem na pedały.
Szymon też ładnie dawał radę ;-) Zwłaszcza pod górkę.
Najmłodszy Stanisław na innej trasie "poczuł flow" na zjeździe z górki i nie chciał hamować na rowerku biegowym więc zakończył jazdę OTB z oraniem gleby dziobem, tym razem gleba wygrała ;-P
Do wesela się zagoi ... ;-)))
Pogoda idealnie bajeczna !
- DST 110.00km
- Czas 03:30
- VAVG 31.43km/h
- VMAX 57.68km/h
- Temperatura 25.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Mosina - okolice, z Elitą ;-)
Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 0
z Bloomem i Braćmi Górniak (? chyba dobrze zapamiętałem).
Tym razem bez Osowej.
Bloom dawał radę ;-P ...
Manetki ładnie śmigają :-]
- DST 92.00km
- Teren 1.00km
- Czas 03:13
- VAVG 28.60km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Osowa z Elitą ;-)
Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 0
A mianowicie z Tomaszem , Mateuszem i kolegą z TroqSuper ;-)
Pain is temporary ... ale zakwasy na jutro murowane jak Goślina ;-P
- DST 15.00km
- Teren 15.00km
- Czas 00:50
- VAVG 18.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozjazd z Żoną.
Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 0
Po lasku w stronę Swarzędza.
Ciężko było ją wyciągnąć, bo miała ewidentnego focha, że wróciłem później niż deklarowałem ale chyba jazda rozładowała trochę napięcie ;-P
- DST 55.00km
- Teren 0.20km
- Czas 02:00
- VAVG 27.50km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
14%
Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 04.07.2012 | Komentarze 1
Czyli Jesionowa ;-)
A właściwie wycieczka po górkach czarnkowskich z przewodnikiem ;-P
Dzięki Koksiu ;-)
Do następnego !
p.s. następnym razem musimy się wspólnie przeczołgać przez Jesionową, bo jakoś kurna umknęła ta górka "wspólnie" w całości.