Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Rodman z miasteczka Tulce. Mam przejechane 53739.44 kilometrów w tym 12333.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.28 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 58159 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Rodman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

The Race

Dystans całkowity:10912.50 km (w terenie 4406.50 km; 40.38%)
Czas w ruchu:460:35
Średnia prędkość:23.69 km/h
Maksymalna prędkość:84.35 km/h
Suma podjazdów:49327 m
Maks. tętno maksymalne:178 (97 %)
Maks. tętno średnie:149 (81 %)
Suma kalorii:36185 kcal
Liczba aktywności:153
Średnio na aktywność:71.32 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 50.00km
  • Teren 43.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 14.29km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

BM Zdzieszowice.

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 6

Deszcz.
7-dmy sektor.
Rzeźnia pod Ankę".
Błotny armagedon.
Błoto.
Jeszcze więcej błota.
Bieżnik OK.
Jebane korki non stop przez 20 km.
Glebka 1 szt. - niegroźny uślizg.
Wciągająco-zasysające błoto.
Spore pielgrzymki z buta w potokach błota ...

Zdzieszowice foto by Bikeboard (?!) © rodman

Łańcuch podcina jedną szprychę. Szprycha pęka.
Zauważam dopiero kilka km za rozjazdem mini-mega.
???
Jadę dalej.
Giga zamknięte (zakwalifikowało się tylko 21 zawodników !!! pewnie z 1 i 2 sektora k*$%^&$#!)
Ostatnie 5 km do mety. Łańcuch zakleszcza się w przedniej przerzutce.
Po dłuuuugiej chwili łyżką Pedro's-a i wodą z bidona udaje się odblokować.
Próba dopompowania tyłu zakończona klęską - uchodzi reszta powietrza.
Zimno, telepanie, błoto.
5 km biegu w butach SPD z rowerem ...
Było niezbyt miło.
Forma OK.

Koszty:
- startowe: 0 zł
- dojazd: ?
- naprawa koła: ?

Oficjalnie:
*open 221
*M4/41 (M)211
01:02:47 / 209
02:32:14 / 147
03:08:12 / 136
04:38:19 / 221
*startowało łącznie ponad 1000 osób.


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 75.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 37.50km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tor Poznań,

Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 03.05.2013 | Komentarze 7

Zimno, mokro, szybko.

Tor Poznań © rodman

Przez 10 kółek nikomu nie udaje się odjechać.
Sam też próbowałem.
Nikt nie chciał dać zmiany po ataku więc lina tylko się naciągała a nie zrywała.
4-ry kółka do mety ktoś przede mną w peletonie nagle przyhamowuje i robi "rybkę".
Podcięte przednie koło, nie ustałem.
Liżę koło a za chwilę lecę po asfalcie 40 na godzinę.
Zajebiście bolesny szlif, ale wszystko w jednym kawałku.
Obsikali mnie jakimiś sprayami i dokończyłem ten ... trening, z uczuciem, rozczarowania, złości i niedosytu.
Noga dzisiaj chyba najlepsza do tej pory.
Wczoraj jeszcze zadbałem żeby dobrze pojeść na imprezie, nie dotykać roweru więc czułem się znakomicie.
Średnia do upadku w okolicach 40,6 km/h.
W samotnej jeździe wyciąłem jeszcze ze 3 kolarzy, nie było sensu się oszczędzać i musiałem odreagować.
Ciekawe czy był finisz z grupy czy komuś się ostatecznie udał atak ?..

(Jeszcze Asia startowała "od nas").

koszty:
- wpisowe 30 zł
- dojazd 20 zł
= 50 zł
+ plastry 30 zł :-S ..


Kategoria Outdoor, The Race


  • DST 67.00km
  • Teren 66.50km
  • Czas 02:45
  • VAVG 24.36km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Olejnica. K.E.

Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 0

Jeden wielki, długi kurwidołek.

open - 60/170
M4 - 9/38

koszty zabawy:
- paliwo 55 zł
- wpisowe 40 zł
= 95 zł




  • DST 55.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 23.57km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Leśne Kryterium w Trzebani.

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 16

Jadę z Szymonem. Jasiu niby katar więc decyzja (nie obeszło się bez spinek), że właśnie tak jedziemy.
Tradycyjna kolejka po numerki.
Młody startuje pierwszy, chyba jest najmłodszy na dystansie Junior".
Mówił, że robił" sporo kolesi na podjazdach ~ hehe, moja krew ;-)
W końcu wczoraj trenowaliśmy używanie młynka.
Waży w sumie 2x więcej niż rower, jakieś 29 kilo ;-P
[dzięki temu w karate łapie się na "kumite indywidualne w kat. do 30 kg ;-P", gdzie ostatnio wygrał w Kostrzynie prawdziwy pucharek :-D]

Dziś dojechał tuż za pudłem zostawiając z tyłu kilku starszych zawodników i zawodniczek (strata do pudła ok. 30 sek), ale biorąc pod uwagę szerokość kategorii Młodzik (12-14 lat, ur. 2001-1999) wynik świetny :-)
Tym bardziej, że ma na razie lat 11, hehehe

Później wystartowała gromada Mini, okraszając zawody efektowną glebą przy przejeździe przez bramę, jeden złapał od razu laczka, innemu zaś poszła taka centra, że pomogłem mu rozpiąć V-kę i poleciał dalej na ósemce. Później nic śmiesznego się już nie działo, więc pojechaliśmy z Młodym oblookać moją pętlę.
Trochę mi Młody robił wstyd, bo objeżdżał pod górkę niektórych dorosłych "ścigantów z mini" ;-))) więc musiałem go hamować, żeby się nie zmęczyć.

Z oględzin wynikało, że będzie trochę singli, kilka ciekawych zakrętów, parę zmarszczek, kilka korzonków, łaszka piachu, szerokie dukty niczym w Zielonce, jedna kałuża (!!!), trochę jeżynowych krzaków i prawdziwe bruki na deser, nieco pod górkę ..

Zrobiło się tak ciepło, że zostałem na krótko.
Na starcie myślałem, że jestem w miarę sprytny zagadując Mateusza i stając obok niego na około 20-30 pozycji.
Takich sprytniejszych było jeszcze ze 30. Później ci z tyłu zaczęli drzeć ryło, że "na koniec" więc tamy już nie przybywało.
Ostatecznie po około pół godzinie jak już wszyscy mieli dość stania i czekania na sygnał niektórzy zaczęli jeździć przed peletonem, co spowodowało jakieś nowe tajemnicze ruchy tektoniczne "sektora", w wyniku których straciłem wcześniej zdobyty teren. Już wiedziałem, że będzie kiszka na pierwszej pętli {jak zawsze na płaskich ogórach [ten ogór był całkiem spory - aż 297 osób (!)]}

Poszedł ogień, ale z przodu. Przede mną zanim się wkliknęli w eSPeDy trochę stresu minęło. No i tradycyjnie - ławą ... Tym razem prosiłem grzecznie, żeby X se zjechał na wolniejszy prawy pas i puścił mnie lewą. Najprawdopodobniej był to jednak kierowca TIRa, bo nie zjechał (normalka na autostradzie) tylko mielił młynka skutecznie blokując tor.
Lekko się podkurwiłem i na pierwszym "singlu" (niby droga leśna ale wytrzepany i pewny tylko jeden tor - drugi tor - chuj wie co kryje pod liśćmi i jakie gałęzie zawiera) poszedłem bokiem wyprzedzając kilkanaście osób.
Następnych kilkanaście na szerszym podgórkowym wmordewindzie.
Morale poszybowało proporcjonalnie do HaeRu i zaczęła się dalsza napierdalanka.
Po pierwszym kółku zrobiło się już luźno i można było normalnie jechać.
Wisiałem ze 2 okrążenia między grupami, przed końcem 3-ciego wreszcie doszedłem stabilną grupę. Trochę odsapki i poczułem, że chłopaki nie jadą moim tempem, więc bez namysłu rzuciłem się w singla zyskując parę metrów.
Trochę ich wzięło, ale na podjazdach zostawali.
Do kolejnej grupy nie udało się dociągnąć a chłopaki musieli mnie polubić, bo ostatecznie zespawali mnie przed końcem kółka.

Szarpać czy nie ? Teraz pewnie nie puszczą. Tempo trochę skoczyło, więc wpasowałem się na 2-3 pozycji i kombinowałem co by tu dalej wykrzesać.
Na mikropodjazdach niektórzy próbowali podkręcać tempo ale nie było efektu.
Generalnie grupa jechała wolniej niż ja bym mógł, chociaż wiedziałem, że to odczucie może być złudne - na zmiany przecież nie wychodziłem.
"Obraziłem się", że skasowali moją >ucieczkę< ...
Czułem, że jak dojedziemy w tej konfiguracji finisz powinien być mój.

Atak na hopce w Trzebani © rodman

Przy kolejnych próbach mocniejszego depnięcia "czwórki" (to z Maksa;) wysyłały sygnały ostrzegawcze, że niekoniecznie będą napierdalać w razie czego 20 minutową czasówkę do mety. Podpórka przy jednym z zakrętów i "ukąszenie" w lewą łydę utwierdziły mnie, że mam już tylko jedną torpedę na ten wyścig.
Czyli została mi "finiszowa krew" (josip) ;-))
Widocznie regeneracja po środowej siłce nie nastąpiła optymalnie (a wujek Friel zawsze mawiał "trening siłowy w tygodniu startowym jest szkodliwy") - kolejna nauka reakcji własnego organizmu na zadanie treningowe.

*ta jedyna kałuża (spora twarda koleina wypełniona wodą) zaobserwowana na "objeździe" również miała swoją małą historię na ostatnim kółku - jakiś dublowany zawodnik nie mógł opanować swojego ciężkiego grata i prościutko zasraniutko się w nią wpieprzył z kvrfą na ustach ;*

Trzymałem się uczciwie 2-3 pozycji. Ciągnęli głównie Piotr K. z GPBT, Team29 i Miko ze Strefy Sportu. W połowie ostatniego kółka ożywili się Pyrcyk i LikeTeam.
Jazda na 4-5 pozycji w pociągu przed decydującą rozgrywką była taktycznym samobójstwem, chociaż z perspektywy wyników niepotrzebnie dorabiałem sobie szosową ideologię do zwykłej napierdalanki po duktach.
A być może był to po prostu instynkt, który kazał mi wpierdolić się boczkiem po gałęziach i chaszczach ponownie na 2-3 pozycję. GPBT chyba niepotrzebnie próbował atakować bardzo daleko od mety na jednej z licznych fałdek, zreszta trudno mówić w takim układzie o klasycznym ataku - po prostu pokręcił chwilę mocniej - no dziś się nie urwał .. Czy on czasami mnie nie objechał na finiszu w Michałkach i w Łopuchowie ? Jeśli tak - będzie rewanż, jeśli to nie on - i tak dla mnie będzie rewanż ~w ten sposób załatwię sobie ten niemiły odcień dawnej porażki ;-)

Końcówka zbliżała się wielkimi kołami i gdy tylko mój wewnętrzny żyroskop poczuł kilka % pod blatem bezwarunkowy odruch odpalił w aorty "finiszową krefff".
Spodziewałem się, że będą siedzieć mi na kicie ..
Nie siedzieli, odjazd był gładko skuteczny. Kilkanaście metrów - pozamiatane ;-)
Do mety jeszcze spory kawałek O_O !
Dwójki, trójki i czwórki dały radę.
Ciągnąłem po tym bruku jak szalony do końca. Ryj wykrzywiony w finiszowym grymasie.
Na tyle skutecznie, że z wewnętrzną radością zacząłem doganiać kolejną dwójkę, z której jeden się trochę bezskutecznie "stawiał" (wcześniej myślałem, że będą poza zasięgiem).
To była miazga, którą lubię ;-D
Następnym z "naszej grupki" wcisnąłem 10-11-15-18 sek, by po przekroczeniu mety zawisnąć na kierownicy.

Sajmon dzielnie mnie dopingował na każdym kółku :D Nie powiem, ale mnie to motywowało ;-)

Do pudła w M4 brakło poniżej minuty, może inne rozegranie byłoby bardziej efektywne np. jazda po równych zmianach z zachętą i mobilizacją dla całego pociągu ?! Trzeba koniecznie spróbować tej taktyki następnym razem ;-)

Dość szybki ścig: avs 28,64 km/h
_________________________
wyniki (nareszcie ?! ...):
open: 33/128
czas: 01:28:14 nr 329
(wygrywa: 01:14:03 SEBASTIAN S.)
M4: 5/22
(wygrywa 01:19:09 TOMASZ D. przed Rafałem Ł.)
----------------------------------------------
*udział wzięło 297 osób - nieźle jak na "ogóra"
**koszt imprezy:
- 50 zł wpisowe z numerkami
- 170 km, 5,55 zł/l, spalanie 8/100 ;-I


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 15.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 15.00km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Swarzędzkie przełaje pamięci M. Kegela.

Niedziela, 17 marca 2013 · dodano: 17.03.2013 | Komentarze 4

Kim był Pan Marian ?
............................
Tak w ogóle "Marian" miał na imię mój Ojciec Chrzestny, który mieszkał niedaleko wyścigu, właśnie na osiedlu Dąbrowszczaków, nazywał się Pietrzak, zmarł kilka lat temu ...
____________________________
Marian Kegel (ur. 25 maja 1945 w Poznaniu, zm. 19 września 1972 tamże) – polski kolarz, olimpijczyk z Meksyku 1968.
Medalista mistrzostw Polski w kolarstwie przełajowym - brązowy w roku 1964 i srebrny w roku 1965.
Mistrz Polski w drużynowym wyścigu szosowym w roku 1966 oraz brązowy medalista w roku 1965. Indywidualny wicemistrz Polski w wyścigu szosowym w roku 1966 i 1968 oraz brązowy medalista w roku 1964.
Członek polskiej drużyny narodowej która zwyciężała w klasyfikacji drużynowej Wyścigu Pokoju w latach 1967-1968 oraz zajmowała 2 miejsce w latach 1965-1966. Najlepszy wynik indywidualnie osiągnął w roku 1967 zajmując 12. miejsce w klasyfikacji generalnej.
W roku 1967 zajął 6. miejsce w klasyfikacji generalnej wyścigu Tour de Pologne.
Uczestnik mistrzostw świata w latach:
1964 - zajął 42. miejsce w wyścigu indywidualnym,
1965 - zajął 9. miejsce w wyścigu indywidualnym i 6. miejsce w wyścigu drużynowym,
1966 - zajął 4. miejsce w wyścigu indywidualnym,
1969 - zajął 17. miejsce w wyścigu indywidualnym.

Na igrzyskach olimpijskich w 1968 roku wystartował w wyścigu szosowym ze startu wspólnego zajmując 10. miejsce oraz był członkiem drużyny (partnerami byli: Andrzej Bławdzin, Zenon Czechowski, Jan Magiera), która zajęła 6. miejsce w wyścigu drużynowym.

Zwycięzca klasyfikacji Polskiego Związku Kolarstwa i Challange "Przeglądu Sportowego" na najlepszego kolarza w 1966 roku.

Zginął tragicznie w Poznaniu w 1972 roku.

Bibliografia:
Polski Komitet Olimpijski: Marian Kegel – sylwetka w portalu www.olimpijski.pl (pol.). www.olimpijski.pl. [dostęp 7 lipca 2011]
Marian Kegel Biography and Olympic Results (ang.). Sports-Reference.com. [dostęp 7 lipca 2011].
UMiG Swarzędz: Wybitni sportowcy (pol.). swarzedz.pl. [dostęp 7 lipca 2011].
Marian Kegel (ang.). cycloarchives.com. [dostęp 7 lipca 2011].

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>.

Miałem nie jechać ale najgorszy wyścig jest lepszy niż najlepszy trening ;-) więc ...
... błyskawicznie podskoczyłem do Swaja, na starcie Hulaj i Drogbas oraz większość celebrytów wielkopolskiego kolarstwa.

oficjalnie pierwszy teamowy start w 2013 ;-) © rodman

Nawierzchnia zimowa, pierwsza treningowa rundka sieje panikę w mózgu - jak przejadę w jednym kawałku - będzie sukces ;-/
Spuszczam nieco powietrze żeby Maxlajty bardziej się kleiły do podłoża, trochę to daje ale i tak jest niezły dancing.
Po starcie zostaję nieco z tyłu, Hulaj ładnie odpalił natomiast Jarek gdzieś się zagubił i przez kilka rund pozostaje w zasięgu wzroku, niestety ciągnie za sobą ogon - mojego rywala z M4.
Przełaje Swarzędzkie 17.03.2013 © rodman

Tnę się "o medal" z Schondim, na przedostatniej rundzie jestem przed nim.
Niepotrzebnie się oglądam i wypadam z trasy jak lamka.
Doganiam go znowu przed ostatnią rundą, czyham za nim na jego błąd na którymś z singli lub podjazdów żeby porobić go na prostej. Niestety on błędu nie popełnia - wytrzymuje presję ;-)
Dodatkowo sam zbaczam z fajnego singla i długo nie mogę trafić w ścieżkę, cenne sekundy upływają.
Jeszcze ostatnia prosta, odległość topnieje jak śnieg ... ale w marcu zeszłego roku ;-)
zima aż trzeszczy ... po ch* mi to było ? ;-) © rodman

...
Cisnę mocno a tył zaczyna mi pływać :-)
No to się doigrałem - mam laczka ;/
Schondi zasłużenie zgarnia brąz.
Dostałem jeszcze dubla od Lonki i Swata, na szczęście nie od Hulaja ;-P, który był dziś drugi, podobnie chyba jak Jarek w swojej kategorii.

W przelocie na mecie mignęła mi Aśka a w drodze do Tulec namierzyłem Marcina, który się pewnie dziś dotleniał.

Start pożyteczny, zabrakło zimnej krwi do pudła ;-P
Przekonałem się do MaxLajtów, żeby je sprzedać :-D
Dopracowuję Bezpośrednie Przygotowanie Startowe - przetestuję następnym razem drobne modyfikacje.
Poza tym technika u mnie leży i jakoś nie mam motywacji żeby w tej chwili to poprawić - nigdy mnie to nie kręciło - na dłuższych wyścigach więcej można nadrobić i jest masa ścigów, gdzie technika nie jest kluczowa ;-) - dla każdego coś miłego.
Pan Gogolewski podjął chyba jednak złą decyzję co do zmiany terminu XC Wągrowiec i raczej widzę w tym chęć nabicia większej frekwencji niż względy bezpieczeństwa - im trudniej tym bezpieczniej się jedzie - skoro nawet ja w Swarzędzu dałem radę, to podejrzewam, że w Wągrowcu za tydzień mogło być co najwyżej więcej błota. Myślę, że widmo tylko kilkudziesięciu wiernych XC przeważyło szalę ;-)

Gratuluję chłopakom pudła, może w sezonie uda się zrewanżować ..

I teraz będzie za mną chodziło pytanie:
- jechać na szoskę (Sobótka) pod Wrocław czy wystartować w kolejnym XC w Gnieźnie .?.?.?.


Kategoria Grupetto, The Race, Outdoor, XC


  • DST 82.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 34.65km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tor Poznań - Masters - the last race of season

Sobota, 6 października 2012 · dodano: 06.10.2012 | Komentarze 3

Sam wyścig 60 km trwał nieco ponad półtorej godziny, co dało średnią >40 km/h.
Pizgał wiatr przestawiający momentami rowery.
Było nerwowo. Nie lubię takich ścigów - tłok, płasko, nerwówka.
Ale mimo wszystko warto było jechać, żeby kilka rzeczy sobie uzmysłowić i przemyśleć. Doświadczenie rośnie ;-)
Znacznie bardziej wolę górskie selekcje na podjazdach.

Po 2-ch dniach zastoju ruchowego już po pierwszym kółku wiedziałem, że będzie syf.
W dupę szczypią kurczyki - zły znak. Nakręciłem ile się dało i starałem się rozmasować. Ostatecznie na wyścigu nie miałem problemu, ale jakoś superkomfortowo się nie jechało.
Jeden koleś przyjął szlifa na zakręcie jak zrobiło się wilgotno.

Poszedł odjazd 4-rech lub 5-6 w sumie.
Później Łukasz R. - "nasz" prawdziwy Mistrz Polski Masters spektakularnie odjechał z peletonu i dociągnął do ucieczki.
W peletonie typu "pospolite ruszenie" jazda się nie kleiła.
Starałem się jechać oszczędnie, ale momentami nie wytrzymywałem i szczególnie pod wiatr starałem się rozrywać. Przy takiej masie - nie ma szans.
Raz nawet znalazłem się w "chasing pack" ale przytkało i nie mogłem poprawić zmiany.
Na ostatnim kółku jeszcze chyba jeden zawodnik się urwał i znowu naciągnąłem strunę, która niestety nie pękła.
Przed ostatnim zakrętem zajebista pozycja - ok 4-rta, lecz oto idą 2 regularne zaciągi z prawej i lewej więc jestem zablokowany - fatalnie.
DO tego jeden koleś mnie delikatnie trąca więc już mam nerwa i "pieeeerdole nie jade" - nie będę się pizgał z ryzykiem o honor, bo mi to wisi.
Na ostatniej prostej idę szeroko ale nie mam czystej przestrzeni więc "przed kreską" też trochę odpuszczam, żeby dojechać w jednym kawałku.

foto by Marcin, jeszcze przed załamaniem pogody ;-P © rodman

Na mecie okazało się, że Marcin, Asia i Dziewczyny "wpadli popatrzeć" więc było mi miło znajome twarze zobaczyć i wymienić zdań kilka.

Ogólnie udany, szybki wyścig, ale bez szczególnych "akcji" z mojej strony.
Coś tam próbowałem rzeźbić, ale trochę bez planu - dostosowując się do sytuacji.
Tym razem nic z tego nie wyszło, tym bardziej, że dwie "moje" sześćdziesiątki poszły w ucieczce.
Do finiszu z dużej grupy to jednak trzeba mieć stalowe nerwy, łokietki i ładnie się ustawić - jak taki SKY pociśnie dusząc wszystkich to jest MIAZGA - nikt nie fiknie, a Człowiek z wyspy Man wykańcza akcję ;-) ...

88 wyścig, 18 w tym roku = dużo.
Teraz czas na dogłębną analizę - co wyszło, jak najlepiej przygotować się do wyścigu, czego unikać, itp.itd., podsumowanie, wnioski i może nawet PLAN TRENINGOWY ?! na 2013 rok, który byłbym w stanie zrealizować ;-P
mokry koniec sezonu szosowego - ja na szczęście suchutki :-) © rodman

p.s. po nas ruszyły "superdziadki" i chyba jedna kobieta, ale nie wiem czy dojechali wszyscy, bo Kurek tak przedłużał wszystkie starty, że już się zrobiło ciemno, a nie widziałem u nich "bocialarek" - w każdym razie ....
zaczyna rzęsiście padać .... © rodman

....tak zaczął dosłownie i bez kitu "NAPIERDALAĆ" deszcze i wiatr, że chichotałem idiotycznie jak mi samochodem ruszało / miotało na parkingu, a co dopiero na rowerach - no normalnie BURZA Z PIORUNAMI I FALE / ŚCIANY deszczu jak z dobrego HORRORU ...
... więc przyznałem w myślach rację Żonie, że jutrzejszy obiad u Rodziców to naprawdę ZAJEBISTY pomysł :D !


Kategoria The Race, Outdoor


  • DST 84.00km
  • Teren 71.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 22.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wolsztyn - Kaczmar Elektricze.

Niedziela, 30 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 9

87 wyścig w życiu; 16,5 w 2012
72 km wyścigu; 3:14:00;
41 open; M3/9; średnia z wyścigu: 22.35 (?! coś za wysoka)
międzyczasy: 00:56:40 /49/; 02:20:38 /43/
__________________________________________
"Ja wiedziałem, że tak będzie ..."
Czyli pińcet osób i start z końca. Pisałem do orga" po prośbie o nieco lepszy niż Dupa Murzyna Sektor ale mnie zlali totalnie - brak jakiejkolwiek odpowiedzi.

jakieś 450 osób do objechania ... © rodman


Trudno. "This is SPARTAAA!!!!!"
jak się robi sobie zdjęcie samemu to wyraz twarzy jest przeważnie ... dziwny ;-P, tutaj widzimy niepokój związany z koniecznością wyprzedzenia prawie wszystkich uczestników ... © rodman

.... i już MINUTĘ po starcie mogłem przekroczyć linię startu.
Pierwsze 50 osób skosiłem manewrem oskrzydlającym "Enduro Park Offroad Wolsztyńska Masakra Blatem XT cz.1".
Kolejna 20-dziestka padła na bruku dojazdowym do mostka od MIECZA wykutego przez samego Hattori Hanzo.
Jeden próbuje mnie strącić na krawężnik lecz moje krótkie i solidne "Kuuurrrwwaaa!!!" powoduje szybkie postawienie go do pionu i wcześniej obranego toru jazdy.
Oto i LEGENDARNY mostek na którym poległo wielu bajkerów.
Rzucam GRANAT przeciwpiechotny, szybka seria z UZI i robię desant na tory kolejowe. Kolejne pół setki z tyłu.
Chyba Maks tam również poległ, bo go później na trasie nie spotkałem.
Pierwszy "singiel" śmigam osaczony przez zamulaczy tuż przy betonowym płocie.
+10 oczek.
Nareszcie się rozluźnia. Jakieś korateki ciągną swoją kobietę na pudło.
Trzeba trochę odsapnąć, bo za chwilę skończę na Mini.
Jak się daje wyprzedzać - wyrywam kolejne oczka. Tak to już jest na żniwach z końca stawki. Na razie mimo sporego tłumu - jak ja tego nienawidzę w maratonach - wszystko idzie bezboleśnie bez zbędnych kraszy i większych spinek.
Padają jak muchy. Na wszelki wypadek komunikuję, żeby czasami nie przyszło do główki zmieniać komu gwałtownie tor jazdy: "Lewą idę !!!"
Skręt na krótki asfalt, trochę wieje, dalej w las.
Pierwszy kontakt z piachem - rozczarowanie - miało kurwa padać i się ubić a tu dupa ... będzie ciężej niż zakładałem.
Laczki trochę noszą, ale nie tonę tak jak w Wiórku.
Przed singlem spawam koło z Marc'em, który proponuje karnięcie się moim bajkiem i komentuje kolejny singiel jako "fajny". Zgadzam się z nim skwapliwie, że fajny by był jakby tłumów nie było.
Później szpula w dół i Marek ładnie dokręca na zjeździe ;-)
Wyczuwam twardsze podłoże pod gumą więc zwiększam kadencję.
Dobrze się ciśnie, byle nie przeholować i zostawić trochę na resztę dystansu.
Świeża ścinka drzew i liczne pułapki pozastawiane przez podstępnych drwali udaje się ominąć.
Jest i fajny singielek pod górkę. Wszyscy w miarę ładnie w rządku - nie będę się zaginał. Ale jakiś koleś za mną strasznie się zagiął i SAPIE. Wyczuwam delikatną nutę czosnku i bazylii zmieszaną ze śliną. Ja pierdolę, gościu jak jebniesz we mnie to Cię zajebię pompką i powieszę na dętce na najbliższej solidnej gałęzi.
No i kurwa "a nie mówiłem !" już musi zsiadać by się nie wypierdolić w poprzek.
Próbuję omijać ale koło się osuwa w piachu i szybko schodzę robiąc kilka szybkich susów na szczyt.
Chytry singiel z ukrytą pułapką - łacha piachu - jak ktoś przestrzelił - but available. Śmigam bez strat sekundowych.
Teraz ciekawy odcinek interwałkowy niby szeroko ale da się jechać głównie środkiem. Jakiś debil zaczyna zamulać z przodu i popijać z bidonu hamując całą stawkę. Nosz kurwa, wypierdalaj teraz z tym bidonem !
A na głos coś w deseń" "Te, nie masz kiedy pić tylko teraz na środku singla bufet robisz ?!!" No może tylko jedną "kurwę" wplotłem, żeby nadać trochę ekspresji mojej wypowiedzi. Wyprzedziłem mamrocząc pod nosem teksty pełne zniesmaczenia i jadę SPOKOJNIE pod górkę bez zbędnego palenia mięśni w tej fazie wyścigu. Za chwilę sapanie - chyba zmotywowałem gościa ;-)) - "No JEDŹ, czemu nie jedziesz ?!" z nieukrywaną zaczepką w głosie. "To gdzie mam pić ?!"
No kurwa .... myślę sobie, jak jesteś pizda to sam kiedyś dojdziesz do tego, że najlepszym momentem na picie jest koniec pociągu (chociaż jak ktoś gwałtownie zahamuje to nie masz szans ..) lub odcinek prosty, w miarę równy, na którym nie blokuję toru jazdy szybszym, ambitniejszym, waleczniejszym i lepszym zawodnikom.
Ale ponieważ mam wielki szacunek do wydatkowanej zbędnie energii zripostowałem krótko: "W dupie, kurwa ..." A zaoszczędzoną w ten sposób energię wydałem na zrzucenie 2-ch oczek w dół i odejście na stojaka do szczytu górki, z którego moim pięknym oczom ukazała się czerwono-biało-czarna koszulka teamowego przyjaciela a czasami nawet rywala - Koksia, który wybrał tor trudniejszy (?!), wąski, bardziej wyryty w ziemi.
Puściłem klamki i minąłem go z nieukrywaną gracją :-)
Część pierwsza planu wykonana, ale ... kiedy Koksiu mnie za chwilę wyprzedził, dowiedziałem się, że Jacgol ustawił się dziś wyjątkowo chytrze z przodu stawki (3-cia linia ?! hehe) i jest z przodu.
Jak już się kilka razy z kimś pojedzie wyścig - mniej więcej wiadomo "na co kogo stać". Postanowiłem się trzymać się w zasięgu Koksia, no chyba, że wcześniej wykończą go zakwasy po bieganiu.
Tym razem go nie wykończyły. On tak ma, że jak go nie zmiażdżysz porządnie, będzie się odradzał na trasie, a szybkie końcówki ma zawsze mocne, szczególnie jeśli nie ma dłuższych podjazdów. Nie raz wykończył mnie na kilka kaemów do mety ...
Wow, są i trzy wykrzykniki i oczywiście KOLEJKA do kilkunastometrowego zjazdu między cienkimi brzózkami. "Puścić kurwa te klamki !!!" komentuję radośnie, bo po ostatnich jazdach na amorze z prawdziwymi hydraulicznymi klamkami E5 czuję się >przechujem< w hamowaniu z szybkiego zjazdu. No w każdym razie czuję się pewniej niż na V-kach ;-P
Dalej tasujemy się z Koksiem i jakoś nie widać po nim zmęczenia - chyba jest dziś w formie ;-) Na piaskach jednak nie jestem w stanie powstrzymać jego odejścia.
Przysięgam, że następnym razem jak będzie tylko łaszka piachu założę Race Kingi !
Ale te Maxisy tak fajnie zapierdalają po twardym ... a twarda ma być końcówka ..
Tymczasem dochodzimy Zibiego - pięknie wystartował, dzielnie podjeżdża co się da podjechać, ma jednak przyspieszony oddech i czarne myśli o jego rychłym "zgonie" przemykają mi przez móżdżek. Się pozdrawiamy i lecimy dalej każdy po swojemu.
Następuje urokliwy singielek kończący się przechujowo - zwalone drzewo = mały korek. Popędzam przeprawę dziarskożołnierskim US Marines Komando Foki: MoveMoveMoveMoveGoGoGo!!!! , żeby rozładować zgromadzone pokłady napięcia, odprężyć się i zmotywować do dalszego napierania.

Tniemy po szerokim. Mariusz dał zmianę i wyciął w pień jeden pociąg.
Znowu piach ale tym razem na prędkości idzie gładko.
Skręt, za chwilę bufet - solidarnie olewamy, chociaż mam tylko bidon i 2 snikersy w kieszeni.
Rzeź niewiniątek padających pod naszymi blatami trwa, przejmuję inicjatywę wyczuwając nagły zwrot akcji. Likwidujemy kolejny pociąg tuż przed nagle atakującym znienacka singlem, #$%^&*@#!?!! a tak bosko żarło ...
Na szczęście w singla wchodzę pierwszy więc niech się inni martwią - pierwszy ma więcej czasu, żeby się ustosunkować do korzonków, dołków i drzewek, które chcą Cię wyjebać w kosmos. Szkoda, że nie mam z tyłu oczu, bo co rusz dobiegają mnie słodkie odgłosy (np. k*, o ja p*, itd.) konających i zaskoczonych korzeniami / gałęziami wojowników.
Szybki myk z roweru - 2 kroki i koniec singla - nowa szeroka droga.
Koksiu chwilowo został, ale z pewnością za chwilę mnie dojdzie na sekcji piaszczysto-podbiegowej.
Zaaaaajeeebiście strome podejście próbuję objechać, ale sam się wychujałem, bo na końcówce tej górki Koksiu mnie znowu wyprzedza.
Na drugą pętlę wjeżdża z kikunastosekundową przewagą, którą systematycznie niweluję mimo popełnienia małego błędu technicznego w "piaszczystej pułapce za górką przed kolejnym ostrym skrętem w singiel".
Spawam ponownie w "cienkobrzózkowych wykrzyknikach".
Albo Mariusz narzuca mocniejsze tempo albo ja słabnę.
Pani z Endomondo podaje mi piękną angielszczyzną kilometr i aktualne tempo.
Jest dziarsko !
Piękna pogoda, nie za gorąco, nie za zimno ! Piękne lasy ! Piękna traska !
Jest cudownie ! :D
Singiel nadkorzennojeziorkowy przejeżdżamy gładko po drodze likwidując kilku zagubionych.
W pewnym momencie Koksiu źle skręca - ja jadę dobrze - ale żeby wrócić na właściwy tor, traci kilkanaście sekund na drugim pomiarze czasu.
Czekać czy jechać ?
Decyduję się jechać, bo nigdzie go nie widzę, w końcu się wyłania, dość daleko, więc jadę dalej - ma kopyto dziś, są jeszcze piachy - raczej mnie dojdzie.
Do tego ciągnie niepotrzebnie jakiś "ogon".
Pod 2-gim podejściem jest wreszcie Jacgol :-) o jak chciałem przybić mu piątkę ! lub blachę .. to nie fair, żeby nam tak skutecznie dziś spierdalać }:-/
I w tym momencie trzeba było do niego dosłownie doskoczyć, zmusić do konwersacji, wyrwać mu serducho i wieźć się za nim do mety.
Rzut kamieniem.
Po szybkim podejściopodbiegu poczułem mocno "czwórki" i nie doszedłem.
Jacek wyrwał za to jakby zobaczył stado zombee o zachodzie słońca.
Koksiu potwierdził na mecie ;-)
Kolejna sekcja piaszczysta odbiera mi resztki sił i z gracją wyprzedza mnie Koksiu z ogonem: "Gonimy, gonimy !!!" zachęca, ale nie bardzo mogę podkręcić tempo i dospawać. Jak czegoś nie zjem to będzie totalny zgon !
A meta coraz bliżej i podjazdów raczej już nie będzie.

Udaje się wepchnąć na siłę batona "S", przeżuć i przełknąć nie zakrztuszając się przy tym. Po sekcji "Only for Wild Pigs" - specjalnie kurwa zaoranej łączce z akcentem błotnym, obserwuję, że Ogon zrobił Mariusza w chuja i mu uciekł.
To już jest końcówka ... Jest twardo, więc się zaginam.
Zbliżam się ale odległość nadal bezpieczna.
Tam gdzie Koksiu nie kręci - ja dokręcam - co chwile mi znika za zakrętami i pojawia się ponownie. Jeszcze trochę !!
Na pełnym speedzie przelatuję przez "bramkę" między drzewkami, jeszcze tylko kilka metrów ... Dochodzę do koła, czuję "zapach finiszowej krwi" (jak ładnie to ujął wielki nieobecny - Giga objawienie sezonu - Josip wciągam głęboko w nozdrza i ogarnia mnie Bloodlust - "Increases melee, ranged, and spell casting speed by 30% for all party and raid members. Lasts 40 sec." - hehehe :DD
Cholera, zaraz zacznie się singiel i będę musiał lecieć po trawie - nie jest dobrze - na szczęście singiel się rozdwaja więc przeskakuję na drugą nitkę, żeby zacząć finisz właściwy. Epicki pojedynek po tylu kaemach, w tym sporo wspólnie przejechanych, face-2-face,pyta-w-pytę ...
Odpalam nitro~na~bloodluście, czyli to wszystko co miałem jeszcze "na stanie" i wyprzedzam Mariusza ciągnąc w zagięciu "na wszelki wypadek" do końca.
finisz do końca - żeby weszło w nawyk "nigdy nie odpuszczać" © rodman

***************************************
morderczy finisz vs Koksiu tym razem na moją korzyść ;-P ale piekielnie ciężko było go w ogóle dojść ... © rodman

Za linią zwisam na górnej rurce jak naleśnik, no wytrzepałem się na tym finiszu, miło, że wygrałem - gdyby meta była 200 metrów wcześniej wygrałby Koksiu.
Jacgol odparł nasz atak i gratki za zwycięstwo "teamowe".
Stał z przodu - ale i tak jego odejście za "górką" było na tyle mocne, że wsadził nam w końcówce minutkę.
Poziom się wyrównuje, jak każdy będzie miał motywację i czas na trening następny sezon zapowiada się ELEKTRYCZNIE ;-)))

^^^poza tym Jasiu ...
Jasiu z radością odstawia konkurentów ;-) © rodman

...zajął 3-cie miejsce w "biegowych" - skosił 2 super lampeczki Gianta (biała+czerwona) i świnkę skarbonkę
2-gie pudło w tym roku na 2 starty - pozazdrościć skuteczności :-)) ! © rodman

^^^Szymon ...
Szymonowi już muszę znowu siodełko podnieść, niedługo rama będzie w sam raz ;-), z lewej kawałek dopingującej Magdaleny ;-D © rodman

...był za to 6-sty i mówił, że było dramatycznie - wywalanie się innych, chamskie zajeżdżanie z blokowaniem, ale było fajnie ;-))
szerokie pudło Sajmona :-) © rodman

^^^Żona też zadowolona z powodu sporej ilości wyciętych grzybów, które musiałem pomagać obierać do wpół-do-pierwszej w nocy ... ;-P




  • DST 40.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 16.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiórek - niby ogórek - ale H-core duathlon był ...

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 22.09.2012 | Komentarze 6

86 wyścig w życiu, 15-sty i pół (?Czarnków MTB Cup) w tym roku :-)
Goggle Pro Active Eyewear Team

Do Wiórka zjechało kilku znajomych Rodzinnie: Maks z 3-jką (!) dzieci, Horemscy w komplecie no i My.

Pojawiło się też kilku wymiataczy, m.in. M. Mróz, jakiś Przełajowiec no i Hulaj, z którym będę się wycinał w kategorii w sezonie 2013 - motywacja więc skoczyła od razu o 200%.
Start poszedł idealnie, bo byłem w pierwszej linii :-) uformował się pociąg, jestem 4-rty.
Drugi zakręt w terenie znienacka nas atakuje, a że nie widać wszystkiego to ugrzęzłem trochę w piachu i zostałem nieco. Hulaj mnie wyprzedził.
Próbowałem dospawać, nastąpił dość trudny odcinek piaskowo-korzenisty, więc znowu traciłem - te oponki nie idą w piachu zupełnie, latały na wszystkie strony i ostro grzęzłem. Dużo sił żeby przejechać i odrobić.
Kontakt z czołówką urwał się ostatecznie.
Uformowała się za to nasza grupka - 2 Pyrcyków i ktoś jeszcze.
***

po pierwszym kółku - raczej poczekam z atakiem ... © rodman

I tak jechaliśmy raz bliżej raz dalej od siebie resztę kółka i większość drugiego.
Jeden Pyrcyk gdzieś się zawieruszył.
Fantastycznie jechało mi się jedyny singiel na trasie - rower jest zwrotny i można łatwo go opanować.
Na piachu niemiłosiernie traciłem. Chyba największa kumulacja ze znanych mi wyścigów EVER na tak krótkim dystansie w połączeniu z konkretnymi korzeniami mocno trzepały rowerem. Normalnie na Race Kingach nawet bym tego nie zauważył, no ale trudno, jak widać nawet znajomość trasy takiego sobie Wiórka może pomóc lepiej dobrać sprzęt.
Na twardym od razu rower dostawał speeda jakbym spinakera rozwijał ;-)
Ponieważ nikogo z przodu już nie było zapowiadał się finisz z grupki, na którym czułem się oczywiście przebyczo.

Straciłem trochę dystansu na piaszczystej hopie ale spokojnie było do odrobienia.
Poczułem jednak dziwne koło z tyłu i to był koniec ścigania :/
Musiałem gdzieś dobić na tych okrutnych korzeniach - flak, laczek, pana, snake ..
Miałem co prawda dętkę, ale nie mogłem jej napompować, bo wentyl był za krótki.

Ok, to sobie pobiegnę ... i tak se biegłem do mety, Marcin nawet wyjechal z półtora km żeby ewentualnie pomóc ale wolałem zrobić sobie mocniejszy trening i biegłem do końca. Miłe, że dostałem na mecie oklaski i nawet 2 słowa do mikrofonu musiałem wykrztusić ;-P
***
dobry trening - to podstawa - tuż po "konferencji prasowej" ;-) © rodman

Miejsce pewnie 12 na 12 w M3, mimo to test wyścigowy nowego zestawu wypadł zadowalająco obiektywnie i kilka rzeczy można poprawić.
Z pewnością podejmę próbę uszczelnienia tych kół, żeby uzyskać dodatkowy efekt amortyzacji a nie stracić sztywności. Rozciętą kamieniem oponę miałem w zeszłym roku na Beskidy MTB Trophy i to jeszcze "z opóźnionym zapłonem" czyli na kwaterze :-)
Tutaj jeden wyścig na dętkach i od razu snake ;-F ...
***
snake eliminuje mnie z pudła(?!;-P), ale nie z walki o dotacie do mety ;-) © rodman

Na piachy na razie Race Kingi są de best :-)
Na brak piachów - aktualny zestaw by wymiatał.
Mimo, że było to tylko 34 km to jednak sztywność zestawu bez opon bezdętkowych jest tak duża, że odczuwałem brak amortyzatora - przydałby się.
Jeśli pojadę do Wolsztyna - na pewno założę ;-)
Reszta pracowała zadowalająco, noga była spoko, pogoda dopisała, bo nie padało - a teraz nawet burze przechodzą :/
Organizacja i zaplecze "rodzinne" - ok - boisko, piłka, plac zabaw dla dzieci ciepłe napoje, zupa z wkładką, pączki, ciacha, trasa oznakowana dobrze, ludzie porozstawiani(poza pierwszym wyścigiem, gdzie ponoć kilka dzieci zgubiło drogę ...)
***foto by z3waza dream team ;-)
Fajnie też było spotkać Znajomych, pozdro i dozo !




  • DST 194.00km
  • Czas 06:49
  • VAVG 28.46km/h
  • VMAX 63.02km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liczyrzepa 2012.

Sobota, 8 września 2012 · dodano: 11.09.2012 | Komentarze 7

A jednak udało się pospać, ponoć delikatnie chrapałem ;-P
Jakby kogoś interesowało "co biorę": wziąłem owsiankę z mleczkiem i naszykowałem sobie 2 bułeczki z szyneczką i sereczkiem.
Do tego mały bidonik z wodą, bo duży straciłem na "rozgrzewkowej przecierce".

Jak już wiadomo z wielu relacji - padało, ale nie jakoś rzęsiście.
Było jednak w "miarę ciepło".
Rękawki i nogawki nadały się idealnie okrywając przy okazji szlify.

Rozgrzewki nie robiłem - dystans długi, to się rozgrzeję.
Wylosowana grupka - mieszana - trudno oceniać po stroju czy rowerze.
Najpierw startował Koksiu, ja 5 minut po, więc będę go ścigał ;-P
Niejaki Lipczyński Jan wyjebał od razu jak torpeda bez oglądania się na innych.
Dupa oczywiście mokra i szpryca w ryj na wstępie.
Po minucie przestaje boleć.
Nie myślę co będzie i jak będzie, po prostu jadę.
Skleiłem laczka a że koleś się nie oglądał i nie dawał kiwki z łokcia próbowałem mu siedzieć.
Oddech zwiększył częstotliwość.
Pod 20% (czy tak było ?) popuszczam, bo mnie kat chce zajechać.
Kadencyjnie.
Przewaga stopniowo się zwiększa. 6 km za nami. No dobra, uznaję, jesteś lepszy - jedź w p* ..;-) [o dziwo okazało się, że ukończył mega ... nie kumam tego losowania grupek ...]
Ale hola, ja mam ciągnąć młodych ?! Elegancko zjeżdżam w lewo, że niby mnie zajebiście zainteresował widok z tyłu. Też się powiozę.

13 km i co widzimy ? Szkoda, że tak szybko dochodzę Koksia.
Komentarze od jego grupy: wow, patrzcie, Pro-tour przyjechał ! ...
Wiedzą chłopaki jak zmotywować, więc dokręcamy mocniej i zostaje z nami tylko Mariusz a oni w jękach odpadają ;D

Później się nie oglądam, dochodzimy na zjazdach pana Jana, ale pod Karpacz znowu odjeżdża ostentacyjnie na stojaczka ;-)
W Karpaczu "inny" trochę zamula te serpentynki a jako, że wczoraj to zjeżdżałem poczułem się kozakiem i wyprzedziłem by na następnym ostrym, stromym, mokry i śliskim zakręcie koła uciekły spode mnie jak na lodzie i przyjebałem w ten sam bok co wczoraj, prawy.
Tym razem rozkładam ręce i nogi szeroko - jak widziałem kiedyś w TV ;-P i po kilku metrach na plecach / dupie - wreszcie hamuję.
Kolega za mną się zapytał ale nic mi nie było poza jeszcze większym pieczeniem.
Hamulec - klocek lekko ociera - w sumie jest zjazd, więc nie sobie ociera.
Dalej w dół, trzeba nadrobić, więc gdzie można - dokręcam.
Przed fotoradarem instynktownie zwalniam - zboczenie zawodowe ;-)

Trochę zmarzłem na tym zjeździe więc dokręcam ile wlezie (ale bez pieczenia i palenia) mijając kilka osób po drodze.
Na pierwszej bramce się nie zatrzymuję - za szybko jak dla mnie.

Na Drodze Głodu mija mnie jakiś kat w stroju BGŻ, ścianka daje mocno popalić a priorytetem jest oszczędzać siły by równomiernie je rozłożyć.

Jest kolejny bufecik: banan, woda, poprawa hamulca i "go ahead!"
Tak sobie wciągam i proszę :-) Jest i Koksiu :D
Od razu raźniej, tym bardziej, że możemy jechać razem a ja mam przewagę 5 min ;-)
Chwilę kręcimy wspólnie, no ale za długo wieźć się na kole kolegi nie wypada, więc daję zmianę ... Dobrze mi się kręci, nie szarżuję jednak mimo, że jest to "czasówka na Okraj" :-)
Jakbym jechał Mega - poszedłbym w trupa :-F

okraj tuż tuż ... © rodman

Oglądam się ale Mariusza nie ma, hmmmm, może poszedł na stronę ...
Po drodze łykam jeszcze Młodszego nr 460 (? jaki dziwny numer?).

Na zjeździe przesyłam w myślach pozdrowienia dla Kłosia ale kierę trzeba mocniej chwycić. Lecimy w dół kilkanaście dobrych kaemów tasując się z Młodym460.
Od tego momentu los skazuje nas na wspólną jazdę przez większość dystansu.
Ponieważ idziemy w miarę równo po równo i podobnym tempem - jedzie się dobrze.
On częściej się wspina, ja częściej dokręcam na niewielkim nachyleniu.
Zgarniamy parę osób z sobą, niech też popracują, rower "inny" nikogo nie usprawiedliwia :D
Jest czas, żeby spokojnie wciągnąć bułę, smakuje wybornie !

Jest i kolejne dłuższe wzniesienie, wychodzę na zmianę, na początek stawiam 22 kaemy. Idą wszyscy. Bułeczka zaczyna krążyć we krwi więc zrzucam oczko niżej ..
Jest 27 ... jedzie się dobrze, ciągnę dość długo, w końcu odpuszczam prowadzenie, oglądam się - jest tylko Młody460, 4-5-ciu zostało.

Potem długo "nic się nie dzieje". Młody jest obstawiony przez zaangażowanych Rodziców. Podjeżdżają kawałek i dają mu z ręki co tam zechce :-)
Nawet imbusy załatwili.

Trochę dołujące jak się mija metę i nie można na nią wjechać. Udaje się chociaż chwycić banana.
Zaczynamy kolejny podjazd. Na ściance rower niemal staje 10-9-8 km/h .. Ale po raz kolejny wchodzę w swój rytm i mocniej naciskam.
Młody odpada, na zjazdach dochodzi, jakiś samochód nie daje się wyprzedzić, trochę tracę, wkurwiam się nieco. Pod Karpacz znowu dotleniam płuco.
W mieście bez sensacji, ludzi sporo ale widzą, że wariaty na rowerach jadą więc się tylko przyglądają.

Dojeżdżam do skrętu na Okraj, uffff, jak to dobrze, że muszę znowu tej ścianki zdobywać. Zostało kilkadziesiąt kaemów, na których nie zamierzam się oszczędzać.
Chociaż zaczynam odczuwać minimalne ślady skurczów. Uspokajam się i dalej spokojniej, żeby czasami nie zakończyć maratonu.
Próbuję się momentami podczepić pod "megowców" lecz sił już brakuje, nie mogę skleić felgi.

Dochodzi mnie jeszcze przed ostatnią hopką Młody z kilkoma kolarzami, którzy dają tak niemrawe zmiany, że mnie to zajebiście irytuje. Sam ciągnę.
Nie uciągnąłem jednak. Okazało się, że chłopaki "oszczędzają siły na finisz" ...
Sorry Panowie, ale jak na moje to nie ten wyścig ! ;-)

Teraz tylko byle dojechać, idzie naprawdę ciężko - trzeba mi było bezczelnie się wozić na kole a nie pokazywać heroizm.. Może następnym razem ...

Nareszcie meta !! Nie powiem, ujechałem się :-)) Szczególnie końcówka - 10 km - bolało najbardziej ;-P
pik ! na mecie, 194 w górach nie w pytę dmuchał ... © rodman


Ze zdziwieniem widzę Koksia - nie mógł się podnieść psychicznie po ... bohaterskiej wymianie dętki ;-) => btw. dzięki za browara ! to był najsmaczniejszy browar tego weekendu ;-))
Marc już był na mecie, niebawem dojechał Jacgol, który w ten sposób na Mega porobił obu kolegów.

Miejsce: 7 open [6:50:45] (1st 6:33:22) = duuuużo ...
Kategoria: 3-ci [1st 6:42:28, do drugiego 2 minuty - było do odrobienia gdybym wiedział ;-))]
Jest więc pudło ! Później okazało się, że jednak bez miniaturki pucharku ani nawet medalu "za zeta" - lekkie rozczarowanie, ale taki cykl.
Najważniejsze, że trasa była naprawdę fajna, w większości dobry asfalt, no i wynikiem jestem mile zaskoczony ;-)
Bez wątpienia obok Twierdzy DonJon i Pętli Beskidzkiej był to najcięższy maraton w tym roku - z jednej strony utrudniony przez kiepską, trochę deszczową pogodę - z drugiej strony nie było upału więc osobiście wolę taki właśnie deszcz :D

Dzięki Panowie Teamowcy za fantastyczny górski wypad, tak przypuszczałem, że pociągnięcie w niedzielę dłuższy rozjazd więc profilaktycznie wróciłem do domu wcześniej ;-))
Po drodze zresztą stałem w Osiecznej, by przepuścić WSZYSTKICH maratończyków ... polnych, nawet tych na jednym kole startujących ;-)

***staty inne: 4 złamane obojczyki ... dużo ..




  • DST 72.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 39.27km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Brodnica Masters.

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 28.07.2012 | Komentarze 2

Spontanicznie zostałem właścicielem wolnego sobotniego czasu. Co z nim kolarsko zrobić ?
Zapowiadana temperatura 33 st. w cieniu nie zachęcała na dłuższy wypad >100.
Najbliższy wyścig - 200 km od Poznania, Brodnica, Memoriał Popławski ... więc szybka wymiana kół, szybkie spasowanie przerzutek - o dziwo bez problemów ;-) !?

Dojazd "do" - totalna masakra - mnóstwo wczasowiczów :/, tłok w 3D, masa niedzielnych lamek ..
Stresik urósł jak już wiedziałem, że nie zdążę przed zamknięciem biura zawodów.
W samej Brodnicy też nie mogłem trafić, dopiero jakiś życzliwy "mobilek" mnie pokierował.
Sędzia oczywiście jebnął focha, że jak on mnie teraz wpisze ?!
Normalnie kurwa, długopisem.
Tym bardziej, że mój start jest za godzinę, więc powinien zdążyć nawet przekaligrafować i to w kilku językach.
Panie z biura na szczęście były bardziej życzliwe i w 20 sekund otrzymałem numerek 218.

Najpierw puścili kat. M60 + Amatorzy. Dla nas dobrze. Dla nich mniej.
Chaos jaki panował na odcinku >> ostatni zakręt - 200-300 m - meta << jeżył włosy, wyzwalał adrenalinę i liczne niecenzuralne wyrazy.

Start/meta położona w największym centrum zagęszczenia Brodnicy - przy kąpielisku, restauracji, barach, nieopodal scena na której brzdękali muzycy - miejsce bardzo fajne. Turystycznie.
"/.../ Spodziewamy się naprawdę wielu [przypadkowych - mój dopisek ;-P] kibiców, bo wyścig jest w dniu kiedy odbywają się regaty i festiwal "Brama Mazur" [sztuka do ogarnięcia po kilku piwach ;-P].
Po wyścigu nawet się wybachałem w chłodnym w porównaniu do otoczenia jeziorku ;-P, ale ...
... służby policyjno - mundurowe kompletnie nie panowały nad ruchem samochodów, które wjeżdżały żeby przejechać a jak już zobaczyły że Policja macha lizakami - zatrzymywali się na drodze.
W efekcie kilka osób musiało nieźle lawirować a jeden z finiszerów został na zakręcie przyblokowany przez samochód i pucharek koło nosa ...

Przy naszym starcie już było to lepiej ogarnięte, ale i tak doszło do pewnego incydentu, który mógł zakończyć się nawet tragicznie ....

Tygodnik Brodnica, Nowości "Tour w prestiżowym cyklu" /.../ Wymogi spełniali już dawno ... To jest amatorski cykl, więc nie ma specjalnych wymagań, których dotychczas nie spełnialiśmy - podkreśla Arkadiusz Popławski. - Są natomiast wymogi odnośnie rozdzielenia grup startowych. Możemy łączyć najwyżej dwie grupy startowe /.../ ??????!!!!!!!
Miały jechać oddzielnie 2 + 2 kategorie, jednak zdecydowali się na puszczenie dużego 4-ro grupowego peletonu. Co to dało ?
Zajebiście ciężko było odjechać ... jednak chyba komuś się udało.

Trasa.
Spodziewałem się większych "pagórków" po Profilu trasy

Niby 2 km podjazdu. Postanowiłem potestować napieranie pod górki - było jednak zbyt płasko, żeby tak liczną grupę rozerwać.
Widząc, że nic to nie daje na 3-cim okrążeniu zmieniłem taktykę i wciągałem się ekonomicznie. Ktoś tam z przodu szarpał, podkręcał tempo, próbował uciekać - w peletonie nie robiło to na mnie żadnego wrażenia, nie czuło się tego zupełnie.
Pozostałe ucieczki były likwidowane. Szczególnie, że długi i łagodny zjazd sprzyjał rozpędzaniu się peletonu.

Po pierwszym dłuższym odcinku łagodnego podjazdu z doskonałym nowym asfaltem - zakręt w prawo i boczny wiaterek, większość próbowała rantować do lewej.
Asfalt na tym odcinku bardzo nierówny, trochę kamyków, ale bez kasujących jazdę dziur. Następny zakręt w prawo - minimalna hopka z równie kiepskim asfaltem.
Później już tylko delikatnie w dół, ze 2 zakręty i płasko do mety.
Finiszowanie ?!
Wiadomo było, że jeśli ktoś wejdzie dobrze na pierwszych 1-2-3 pozycjach = wygra, bo finisz bardzo krótki - tak do 200 m.
Jeśli ktoś bardzo chciał wygrać - musiał ostro wejść w zakręt i zwyczajnie dokręcić po optymalnym, najszybszym torze dla tego zakrętu - wejdziesz za krótko - stracisz prędkość, pójdziesz szeroko - wyniesie Cię, być może na nieogarnięty samochód ...

Na kolejnych okrążeniach poza kilkoma próbami ataków praktycznie nic się nie działo. Zaobserwowałem, że warto potrenować dłuższy, mocny interwał, bo większość zrywów trwała dość krótko.
Szkoda, bo przecież więcej "fanu" byłoby jakby chociaż kilka osób poprawiło taki atak i dało zmianę. Nie wiem czemu niektórzy się tak oszczędzali na "finisz z grupy".
4,5 okrążenie jechałem po tyłach w kompletnej konsternacji i zupełnie bez pomysłu. Co tu kurna wymyślić żeby nadać sens jeździe ?!

Zauważyłem, że te moje piasty PMP i karbonowe kółka świetnie się kręcą na zjazdach gdzie momentami musiałem hamować. Na 6-stym kółku na 5-tym kilometrze - ostatni akcent wznoszący okrążenia - odpaliłem rakietę w sposób bezkompromisowy.
Chyba tak właśnie trzeba. Bez myśli "spróbuję", "zobaczę", tylko agresywnie: teraz "run kurwa forest" !!!

Przed zakrętem daje to sporą przewagę, bo wchodzisz go najszybciej po torze jakim chcesz bez oglądania się na innych.
Rzut oka pod pachę - nikt się nie rzucił, więc spokojniej zaczynam dokręcać zjazd w okolicach >50 km/h.
Hmmmm, może za wcześnie ? Jeszcze 2 kółka .. ale co mi tam, jest jazda - jest zabawa :-))

Naciągam trochę dystansu. Ostatnia prosta do ostatniego zakrętu.
Słońce świeci w oczy, trochę asfalt też odbija. Składam się jak mogę, żeby być jak najbardziej aero-wiggins [co by o nim nie powiedzieć to genialnie pracował na czasówce, perfekcyjna jazda !].
Na sekundę spuszczam wzrok, podnoszę i ...... Jezzzzuuuu !!!!!
Tylko to miałem w głowie, bo nic innego nie zdążyło mi się pojawić.
Trasa niby zabezpieczona ....
A tu jakieś dziecko 6-7 lat wchodzi z rowerkiem na ulicę PROSTO pod moje koła .....
Waliłem gładko ponad 5-dych. Zabujałem rowerem próbując ominąć.
W takiej sytuacji nie wiesz co ON zrobi:
- czy Cię zobaczył ?
- czy pójdzie dalej ?
- czy się cofnie ?
Poczułem tylko uderzenie w prawy pedał .... ale jadę dalej, obracam się - dzieciak stoi na środku drogi, rowerek tylko przewrócony a za nim peleton ..
Miałem dosłownie śmierć (jego) w oczach i moją kraksę ... I tym razem Dobry Bóg mi odpuścił a Anioł Stróż przytrzymał rower na torze jazdy.
Dziękując Bogu gnam dalej.
Jak już uciekam, to chcę jak najlepiej - ile się da !
Na łagodnym podjeździe dochodzi mnie kolejna dwójka uciekinierów, chwilę dajemy po zmianach.
Na końcu podjazdu przywleka się cały peleton .... i po ucieczce.
Ale myślę sobie - kurde, nie było źle - teraz odpocznę i spróbuję na ostatnim kółku powtórzyć akcję ;-)

Powtarzają ją inni na przedostatnim okrążeniu :-)
Kilku odjeżdża, w tym moje 2-setki (kategoria M40)

*moim zdaniem M40 w "mastersach" ustawiona jest idealnie, w końcu przekręca Ci się licznik - jesteś >> 40 << a nie jak w MTB - musisz być 41, żeby być M40 - bez sensu ?!

Widząc ten odjazd dociskam na zjazdach i kiwam łokietkiem żeby dali zmianę.
Dają, więc na ostatnie kółko wjeżdżamy już solidarnie. Tempo spada i widać, że wszyscy się czają. Czasami ktoś próbuje - bezskutecznie.

Jest i "moja hopka" - teraaaazzz !!!!! Skok ponownie skuteczny ;-)
To jest ten moment ! Teraz muszę wytrzymać tempo przez 3 km :D
Udaje się przez 2 kilometry ... na kilometr przed wchłania mnie kolejny atak, nie daję jednak za wygraną.
Widać, że koledzy się dogadali i to jest typowe rozprowadzanie, które można zobaczyć w relacjach TV.
Z trudem utrzymuję >50 na 4-rtej pozycji.
Tymczasem bokami idą 2 pociągi zamykając mnie idealnie w środku.
Robi się nerwowo. Nie ma już sił żeby jeszcze uderzyć, chociaż może brakuje też agresji, która mnie opuściła jak mnie doszli ?!
Trudno powiedzieć.
Kredyt od Boga na dziś wykorzystałem, próbowałem atakować, momentami skutecznie - nie udało się, bo ostatecznie liczy się TYLKO PIERWSZY NA KRESCE :-)
Przed ostatnim zakrętem luzuję nogę, bo nie ma teraz znaczenia, czy będę 6-sty czy 15 w kategorii. Pierdolę, nie będę się pchał z łokciami , bo w zakręt już na pull pozyszyn nie wejdę ...
W takim wyścigu, gdzie różnice idą w sekundy i setne liczy się tylko PUDŁO :D
Dojeżdżam spokojnie.

Ciekawy wyścig. 2-setki mocno się jednak pilnują. Nie ma też selekcji, bo pagórki zbyt płaskie, żeby dostać zadyszkę.
Aha, no i bufet chyba najlepszy - konkretny 2-daniowy obiadek z dwoma kiełbachami, surówką, pomidorówką, cebulką i pyrami ;-P

Goggle Pro Active Eyewear, nr 218.

Tymczasem Winokurov został Mistrzem Olimpijskim :-)
Wymarzone zakończenie kariery !!!


Kategoria The Race